Kiedy Sauron powrócił do twierdzy, zastał Morgotha w jego
komnacie. Drzwi były niedomknięte, jakby Ainur w furii zatrzasnął je tak mocno,
że zniszczył zamek i same odskoczyły od framugi. Były ciężkie i stalowe, i Król
Ciemności musiał być wtedy naprawdę wściekły.
Dowódca zapukał, i nie dostając odzewu, wszedł do środka.
Spodziewał się jego furii, ciszy przed gwałtowną burzą, a nie jego… smutku.
Morgoth pił wino z butelki – kolejnej, która stała w zasięgu
jego rąk, a reszta po wypitym alkoholu leżała porozrzucana w szklanych
odłamkach na ziemi. Choć Ainur bardzo chciał, nie potrafił się upić, mógł
jedynie na chwilę uspokoić tym myśli.
Sauron podszedł bliżej, ostrożnie, coraz bardziej martwiąc
się stanem swojego władcy.
- Panie mój? – zagaił
w końcu, przystając u jego boku – Czy mogę dołączyć?
Ainur wzruszył ramionami i podał mu nierozpoczętą jeszcze
butelkę. Pił dalej.
- On zginie –
powiedział nagle, nie patrząc w stronę Saurona – Zginie przeze mnie, choć
obiecałem, że go nie skrzywdzę.
Podparł głowę dłonią, westchnął ciężko i posłał słudze
przygnębiony, rozgoryczony uśmiech.
- Jakież przewrotne
jest to życie.
Dopił do dna i rzucił butelką o ścianę. Potem położył się na
łóżku na wznak, i zapatrzył w sufit. Bawił się smugą dymu, którą wytworzył w
powietrzu. Był przybity.
Sauron zagryzł zęby, odstawił butelkę i wyszedł bez słowa.
Oczywiście o kogo mogło chodzić, jak nie o Thranduila? Majar
miał już tego dość.
Ten pusty, butny elf nie będzie szantażował jego władcy! Nie
pozwoli na to! Był gotów zrobić wszystko, by Morgoth dostał w końcu to, czego
chciał – czyli zainteresowania tego śmiertelnika – żeby sobie na nim ulżył, i
wrócił w końcu do zwykłego siebie!
Wytworzył sobie wejście do komnat więźnia i zatrzasnął za
sobą drzwi. Wszedł szybkim krokiem, ściągnął z Thranduila kołdrę i stanął przed
nim, zakładając ręce we wściekłości.
- Dobrze! Niech ci
będzie, ty zadufany w sobie śmiertelniku! Skłamałem! Morgoth cię nie zdradzał.
Chciałem, żebyś cierpiał, bo cię nienawidzę, ale po tym, co zrobił dzisiaj mój
król, mam już dość twoich humorów! Chcesz się zabić, tak? – kontynuował w
rozjuszeniu, ściągając z łóżka i biorąc pod ramię, by podprowadzić go do lustra
– Spójrz więc, ty próżny, zarozumiały elfie. Patrz! Widzisz? Widzisz nas? -
wskazał ich odbicia – Dokonałeś czegoś, czego ja nie byłem w stanie zrobić
przez całe tysiąc lat. Doprowadziłeś go do rozpaczy. Cieszysz się teraz? Ach,
odegrałeś się w końcu! Wyszło na twoje!
Sauron puścił go z odrazą, i poprawił włosy przed lustrem.
- Wyglądasz tak godnie
pożałowania, że aż nie mam ochoty się z ciebie naśmiewać. A jednak on nadal
woli ciebie! To o tobie myśli! Gdyby nie on, zabiłbym cię już dawno.
Thranduil wiedział, że ognistowłosy Majar zazdrościł mu
urody. Znał swoją wartość. Ale był zdumiony tym, że przyszedł do niego po to,
by… Przeprosić za kłamstwo.
- Wyszło na moje? – powtórzył, nie rozumiejąc – Z czego
miałbym się cieszyć, z tego, że twój król ma gorszy dzień? – elf stanął
wyniośle i zmierzył Majara chłodnym spojrzeniem – Nie interesuje mnie…
Sauron momentalnie chwycił go za gardło, prawie wychodząc z
siebie ze złości, a potem wycedził mu niemal w wargi:
- On się… o ciebie…
martwi… - przerwał mu w środku zdania - i jesteś jedyną osobą na świecie, którą
przejął się w ten sposób. Nie doprowadzaj mnie do większej wściekłości. Idź do
niego i daj się w końcu posiąść, bo jeszcze trochę, a doprowadzisz go do
szaleństwa. To nie będzie dobre ani dla ciebie, ani dla świata. Dla mnie też
nie. On już szaleje w pewien sposób. Zmienił się, odkąd powrócił z
Pustki. Przez ciebie zmienia się dalej, a ja… nie zamierzam… na to… pozwolić!
Odrzucił go z wściekłością i poczekał, aż Thranduil ponownie
przyjmie swoją wyniosłą pozę.
Ale Thranduil… Nie uniósł się dumą. Był… Niezdecydowany.
- Więc według ciebie
oszalał? – zapytał, szukając potwierdzenia i zagarniając swe szaty, by
doprowadzić się do porządku – Też miałem wrażenie… Że rozmawiam z dwoma różnymi
osobami.
- Tak ciężko to
dostrzec? Najpierw się wścieka, wysyła wojska, rozpętuje wojny, a w chwilę
później zapija smutki, siedząc samotnie w komnacie i popada w beznadzieję! I to
twoja wina! – ryknął Sauron – Albo sam tam pójdziesz, albo opętam cię i wtedy
posłużę się twoim ciałem tak, jak zechcę! A zechcę zadowolić go w sposób,
którego on potrzebuje. Tyle, ile tylko to ciało wytrzyma!
Thranduil cofnął się i skrzywił swe piękne wargi w wyrazie
pogardy.
- Nie byłbyś w stanie
posiąść mojego umysłu. – odparł poważnie, a jasnoniebieskie oczy zabłyszczały
mu zimno – Ani ty, ani żaden inny duch ciemności.
- Uwierz mi, to nie
jest odpowiednia chwila na zarzucanie mi niemocy – warknął Majar – Dziwne, że
sam Morgoth tego nie zrobił , skoro tak pożąda twojego ciała…
- Nie pożąda mojego
ciała, tylko mnie – uściślił chłodno Król Lasu rzucając mu dumne
spojrzenie – A mnie nigdy nie dostanie siłą. To ciebie bierze siłą. To
do ciebie nie ma szacunku. Gdyby było inaczej, nie darzyłbyś mnie taką
nienawiścią. Ale to jest zazdrość, Sauronie. Wiem to.
Sauron uniósł dłoń, żeby go spopielić, żeby zginął w mękach
dla jego satysfakcji… Ale potem, powoli, opuścił ją na miejsce. Nie przyznał mu
racji, ale i nie zaprzeczył.
- Jesteś tylko
krnąbrnym, płochliwym elfem. Nie zrozumiesz mojej relacji z Władcą
Ciemności. – warknął - Jeśli dalej
zamierzasz go zwodzić, zabiję cię prędzej, niż zdołasz zagłodzić się na śmierć.
I zrobię to tak, by Morgoth nigdy się nie domyślił. Twoja duma jest dla mnie
bez wartości. Tak samo jak twe słowa. A teraz…
Pstryknął palcami, sprawiając, że obaj zniknęli. Sauron
zmaterializował ich w komnacie, w której przebywał Melkor.
- Teraz możesz już
mówić cokolwiek. – Sauron sprawił, że drzwi zlały się w jednolitą ścianę – Bo
jest ktoś, kto posłucha cię z większą uwagą. Panie mój? – zwrócił się do Ainura
– Thranduil chciał ci coś wyznać. Pragnął tego nade wszystko.
Melkor uniósł spojrzenie, zdziwiony ich nagłym najściem.
Szkło zasnuwało całą podłogę, mieniąc się pobłyskami
czerwieni – od wina lub krwi, kiedy nachodziły go ataki kaszlu.
Wyglądał na
zdruzgotanego, ale gdy zobaczył Thranduila na nogach, jego oblicze pojaśniało
nagłym uśmiechem.
Sauron powstrzymał się od wściekłego warknięcia i odwrócił od
nich wzrok. Nie wiedział, ile z tej sceny będzie w stanie ścierpieć.
- Mój harma?.. –
zaczął pytaniem Thranduil, robiąc nieśmiały krok w jego stronę. Widział w nim
Melkora, swojego dawnego Melkora w stanie naprawdę poważnego kryzysu –
Chciałbym z tobą porozmawiać. O tym, co się dzieje.
Ainur przestał się uśmiechać, usiadł i uniósł brew w geście
zaintrygowania.
- A co się dzieje? –
zapytał bez zrozumienia – Zmieniłeś swoje zdanie?
- Chcę pomówić o
tobie. O twoim zachowaniu. Może już zapomniałeś, ale przy naszym poprzednim
spotkaniu zaszantażowałeś mnie życiem mojego syna. A potem wróciłeś z
przeprosinami, choć wyczułem, że zupełnie nie wiesz, za co mnie przepraszasz.
Melkor miał niedowierzającą minę.
- Przecież nie
zrobiłbym nigdy czegoś takiego…
- I właśnie o tym
mówię. TY może byś tego nie zrobił. Ale Morgoth nie miał żadnych oporów. Nie
pamiętasz? Jeśli nie… Uwierz mi, coś jest nie w porządku. Nawet twój sługa to
zauważył. Nie pamiętasz co robisz, unosisz się gniewem, a potem w jednej chwili
uspokajasz, zachowujesz się jak dwie różne osoby… I jedna z nich ciągle mnie
rani. Ja tego nie wytrzymuję, Melkorze. Nie zniosę tego.
Ainur wstał, podszedł do niego i objął go z troską, choć
nadal miał wypisane na twarzy niezrozumienie. Pamiętał, jak Thranduil nie
chciał mieć z nim nic wspólnego. Nie chciał na niego spojrzeć, a teraz co?
Przychodzi do niego i przejmuje jego stanem…
- Zrobiłbym dla ciebie
wszystko, alasse mego życia… Mówiłem już przecież. Ale nie potrafię… - zawahał
się – Ja naprawdę nie wiem… co się dzieje.
Sauron już odwrócił się i chciał wyjść, zostawiając tą rzewną
scenę za sobą, by nie wybuchnąć spektakularnie wściekłością, ale… Usłyszał
charakterystyczny kaszel.
Melkor odsunął się, zgiął w pół, zatoczył. Kiedy wyprostował
się na powrót i splunął krwią, znowu był Morgothem.
- Na całą moc świata!
– warknął, ocierając usta – Nie słuchajcie mnie, kiedy wygaduję takie bzdury!
To tylko przejściowe. Melkor… jest słaby. Nie pozwolę mu, by przejął nade mną
kontrolę! To przeszłość! – kopnął ze złości w krzesło i skierował się ku
wyjściu, próbując ją jakoś rozładować – Nie wytrzymam tego cyrku ani chwili
dłużej!
Zatrzymał się w połowie drogi.
- A ty co? – zwrócił
się do Thranduila – Przyszedłeś okazać miłosierdzie? A może odegrać za to, co
ostatnio powiedziałem?
Przeniósł spojrzenie na Saurona.
- A ty? Przyzwoitka?
Zjeżdżaj mi z oczu, wcale cię tu nie wołałem!
Chwycił się za głowę. Opadł z wolna na kolana. Ból płynący ze
skroni zaćmiewał mu wzrok.
- Jeszcze chwila tego
szaleństwa… I przysięgam!... Zamorduję wszystkich… którzy będą w pobliżu.
WYJŚĆ! – ryknął – Obaj!
Sauron chwycił Thranduila za ramię, i w przypływie zdrowego
rozsądku przeniósł ich poza komnaty rozjuszonego Ainura.
Słychać było tylko, jak w kondygnacji ponad nimi rozlegają
się dźwięki niszczonych przedmiotów i syk narastających płomieni. Dym wylewał
się przez korytarze, i Sauron musiał zabarykadować je mocą, by nikt niepożądany
nie dostał się na górę wieży. Stali w salonie Thranduila, i patrzyli na siebie
w milczeniu.
- Nie zrobiłby mi
krzywdy. – oznajmił w końcu elf, choć w jego głosie nie było przekonania –
Mogłeś mnie z nim zostawić…
- Rozum ci odebrało?!
Słyszysz, co się tam dzieje? Morgoth wpadł w swój szał! Jeśli nie rozniesie
połowy zamku, to będzie chyba cud! Pójdziesz do niego, kiedy przestanie się
złościć. I ja też pójdę, bo jeśli niechcący cię zabije, to ja będę musiał potem
wysłuchiwać jego żali. Będę kontrolował sytuację, a ty postaraj się go
ułagodzić. Nigdy mi to dobrze nie wychodziło, chyba, że po ostrym seksie…
- Nie, nie chcę tego
słuchać – Thranduil odwrócił się od niego i podszedł do okna, by odetchnąć
świeżym powietrzem – Rób co uważasz, skoro tak bardzo nie chcesz stracić zamku.
Mnie zostaw w spokoju. Zastanowię się, jak zapobiegać takim sytuacjom. To nie
jest dla niego dobre, gdy ciągle zmienia osobowość. To nie jest dobre dla
nikogo. Powiem sługom, którzy tu przychodzą, kiedy będę chciał się z tobą
skontaktować. Wtedy wszystko przedyskutujemy.
- Kiedy ty
będziesz się chciał skontaktować? Co tu jest do dyskutowania?! Nie mamy na to
czasu! Lada chwila Morgoth wyjdzie z zamku, stwierdzając, że dość ma
bezczynności, i co wtedy? Spopieli wszystko do cna! Nie będzie już ani twojego
lasu, ani moich wojsk. Nie będzie niczego! Chcesz takiego końca? Słuchaj
lepiej, co do ciebie mówię! – Sauron chwycił go za przód szaty – Ja wiem
do czego jest zdolny Morgoth. Nie raz wpadał w podobny szał, ale wtedy był
stabilny, wiedział, czego chce. Teraz – nie wie. Może zażyczyć sobie
czegokolwiek, i pójść to posiąść. Trzeba zająć jego uwagę, kiedy tylko odrobinę
opadnie z sił. Trzeba wykorzystać tę słabość!
Zrobisz te swoje ,,czary – mary” i pomówisz do niego spokojnie, tak jak
oswaja się bestie, a potem zaciągniemy go na łóżko, gdy już ci zaufa. Ty przy nim
posiedzisz, a ja będę pilnować wyjścia. Może przestanie tak szaleć, kiedy
będziesz blisko niego.
- Ale dlaczego mamy
zaciągać go na łóżko? – elf był sceptyczny do jego planu – Wątpię, żeby łóżko
kojarzyło mu się ze spokojem. Obaj dobrze wiemy, że twój pan nie musi sypiać.
Używa tego mebla w zupełnie innym celu.
- Właśnie dlatego
zaciągniemy go na łóżko – wyjaśnił Mairon, z błyszczącymi w zadowoleniu oczami
– Jeśli chcesz go uspokoić, lepiej, żebyś dał mu to, czego pragnie. A jeśli
ty nie wystarczysz… - uśmiechnął się perfidnie – Ja również będę blisko.
Po raz kolejny żal mi Melkora, poważnie. Ładnie operujesz postaciami, raz nienawidzić Thranduila, aby potem znów czuć do niego sympatię :)
OdpowiedzUsuńNo i naprawdę nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, będzie się działo, oj będzie <3
Będzie się działo, dużo i bogato. Mam nadzieję - w dobrym kierunku. Ale któż potrafi trafnie przewidzieć działania Morgotha? :)
UsuńCzego jak czego, ale Thranduila współpracującego z Sauronem się nie spodziewałam! Już nie mogę doczekać się następnej części.
OdpowiedzUsuńDużo weny życzę!
Dziękuję, kolejna część jest już w realizacji. Najbardziej cieszy mnie odzew czytelników :)I ponaglenia. To daje mi kopa.
UsuńW końcu wrzuciłem kolejną część! ^^
OdpowiedzUsuń