Witajcie!



Kilka słów o blogu.

1. Komentarze karmią wenę! (Ponaglenia także.)

2. Wszystkie opowiadania są mojego autorstwa.

3. Proszę o nie kopiowanie i nie rozpowszechnianie tekstów bez mojej zgody. Jest to plagiat i będę na to reagował.

4. Nie czerpię korzyści z prowadzenia bloga.

5. Jeśli autor którejś z grafik nie życzy sobie jej upubliczniania, wystarczy, że da znać w komentarzu pod postem, a grafika zostanie usunięta.

6. Jeśli nie zostawiasz opinii, pozostaw proszę ocenę pod przeczytanym opowiadaniem, aby nam wszystkim żyło się łatwiej i przyjemniej, a ja dzięki temu będę wiedział, co należy zmienić lub poprawić.

7. Ankiety są okresowo, na dole strony.

8.Większość bohaterów występujących w poniższych opowiadaniach została zaczerpnięta z istniejących już w popkulturze, rozpoznawalnych postaci. Tworząc fanfiction bądź slash, nie robię tego z powodów komercyjnych. Dziękuję za uwagę.

środa, 17 sierpnia 2016

Furia








Kiedy Sauron powrócił do twierdzy, zastał Morgotha w jego komnacie. Drzwi były niedomknięte, jakby Ainur w furii zatrzasnął je tak mocno, że zniszczył zamek i same odskoczyły od framugi. Były ciężkie i stalowe, i Król Ciemności musiał być wtedy naprawdę wściekły.

Dowódca zapukał, i nie dostając odzewu, wszedł do środka. Spodziewał się jego furii, ciszy przed gwałtowną burzą, a nie jego… smutku.
Morgoth pił wino z butelki – kolejnej, która stała w zasięgu jego rąk, a reszta po wypitym alkoholu leżała porozrzucana w szklanych odłamkach na ziemi. Choć Ainur bardzo chciał, nie potrafił się upić, mógł jedynie na chwilę uspokoić tym myśli.

Sauron podszedł bliżej, ostrożnie, coraz bardziej martwiąc się stanem swojego władcy.

 - Panie mój? – zagaił w końcu, przystając u jego boku – Czy mogę dołączyć?

Ainur wzruszył ramionami i podał mu nierozpoczętą jeszcze butelkę. Pił dalej.

 - On zginie – powiedział nagle, nie patrząc w stronę Saurona – Zginie przeze mnie, choć obiecałem, że go nie skrzywdzę.
Podparł głowę dłonią, westchnął ciężko i posłał słudze przygnębiony, rozgoryczony uśmiech.

 - Jakież przewrotne jest to życie.
Dopił do dna i rzucił butelką o ścianę. Potem położył się na łóżku na wznak, i zapatrzył w sufit. Bawił się smugą dymu, którą wytworzył w powietrzu. Był przybity.

Sauron zagryzł zęby, odstawił butelkę i wyszedł bez słowa.
Oczywiście o kogo mogło chodzić, jak nie o Thranduila? Majar miał już tego dość.
Ten pusty, butny elf nie będzie szantażował jego władcy! Nie pozwoli na to! Był gotów zrobić wszystko, by Morgoth dostał w końcu to, czego chciał – czyli zainteresowania tego śmiertelnika – żeby sobie na nim ulżył, i wrócił w końcu do zwykłego siebie!

Wytworzył sobie wejście do komnat więźnia i zatrzasnął za sobą drzwi. Wszedł szybkim krokiem, ściągnął z Thranduila kołdrę i stanął przed nim, zakładając ręce we wściekłości.

 - Dobrze! Niech ci będzie, ty zadufany w sobie śmiertelniku! Skłamałem! Morgoth cię nie zdradzał. Chciałem, żebyś cierpiał, bo cię nienawidzę, ale po tym, co zrobił dzisiaj mój król, mam już dość twoich humorów! Chcesz się zabić, tak? – kontynuował w rozjuszeniu, ściągając z łóżka i biorąc pod ramię, by podprowadzić go do lustra – Spójrz więc, ty próżny, zarozumiały elfie. Patrz! Widzisz? Widzisz nas? - wskazał ich odbicia – Dokonałeś czegoś, czego ja nie byłem w stanie zrobić przez całe tysiąc lat. Doprowadziłeś go do rozpaczy. Cieszysz się teraz? Ach, odegrałeś się w końcu! Wyszło na twoje!
Sauron puścił go z odrazą, i poprawił włosy przed lustrem.

 - Wyglądasz tak godnie pożałowania, że aż nie mam ochoty się z ciebie naśmiewać. A jednak on nadal woli ciebie! To o tobie myśli! Gdyby nie on, zabiłbym cię już dawno.

Thranduil wiedział, że ognistowłosy Majar zazdrościł mu urody. Znał swoją wartość. Ale był zdumiony tym, że przyszedł do niego po to, by… Przeprosić za kłamstwo.

- Wyszło na moje? – powtórzył, nie rozumiejąc – Z czego miałbym się cieszyć, z tego, że twój król ma gorszy dzień? – elf stanął wyniośle i zmierzył Majara chłodnym spojrzeniem – Nie interesuje mnie…

Sauron momentalnie chwycił go za gardło, prawie wychodząc z siebie ze złości, a potem wycedził mu niemal w wargi:

 - On się… o ciebie… martwi… - przerwał mu w środku zdania - i jesteś jedyną osobą na świecie, którą przejął się w ten sposób. Nie doprowadzaj mnie do większej wściekłości. Idź do niego i daj się w końcu posiąść, bo jeszcze trochę, a doprowadzisz go do szaleństwa. To nie będzie dobre ani dla ciebie, ani dla świata. Dla mnie też nie. On już szaleje w pewien sposób. Zmienił się, odkąd powrócił z Pustki. Przez ciebie zmienia się dalej, a ja… nie zamierzam… na to… pozwolić!

Odrzucił go z wściekłością i poczekał, aż Thranduil ponownie przyjmie swoją wyniosłą pozę.
Ale Thranduil… Nie uniósł się dumą. Był… Niezdecydowany.

 - Więc według ciebie oszalał? – zapytał, szukając potwierdzenia i zagarniając swe szaty, by doprowadzić się do porządku – Też miałem wrażenie… Że rozmawiam z dwoma różnymi osobami.
 - Tak ciężko to dostrzec? Najpierw się wścieka, wysyła wojska, rozpętuje wojny, a w chwilę później zapija smutki, siedząc samotnie w komnacie i popada w beznadzieję! I to twoja wina! – ryknął Sauron – Albo sam tam pójdziesz, albo opętam cię i wtedy posłużę się twoim ciałem tak, jak zechcę! A zechcę zadowolić go w sposób, którego on potrzebuje. Tyle, ile tylko to ciało wytrzyma!

Thranduil cofnął się i skrzywił swe piękne wargi w wyrazie pogardy.

 - Nie byłbyś w stanie posiąść mojego umysłu. – odparł poważnie, a jasnoniebieskie oczy zabłyszczały mu zimno – Ani ty, ani żaden inny duch ciemności.

 - Uwierz mi, to nie jest odpowiednia chwila na zarzucanie mi niemocy – warknął Majar – Dziwne, że sam Morgoth tego nie zrobił , skoro tak pożąda twojego ciała…

 - Nie pożąda mojego ciała, tylko mnie – uściślił chłodno Król Lasu rzucając mu dumne spojrzenie – A mnie nigdy nie dostanie siłą. To ciebie bierze siłą. To do ciebie nie ma szacunku. Gdyby było inaczej, nie darzyłbyś mnie taką nienawiścią. Ale to jest zazdrość, Sauronie. Wiem to.

Sauron uniósł dłoń, żeby go spopielić, żeby zginął w mękach dla jego satysfakcji… Ale potem, powoli, opuścił ją na miejsce. Nie przyznał mu racji, ale i nie zaprzeczył.

 - Jesteś tylko krnąbrnym, płochliwym elfem. Nie zrozumiesz mojej relacji z Władcą Ciemności.  – warknął - Jeśli dalej zamierzasz go zwodzić, zabiję cię prędzej, niż zdołasz zagłodzić się na śmierć. I zrobię to tak, by Morgoth nigdy się nie domyślił. Twoja duma jest dla mnie bez wartości. Tak samo jak twe słowa. A teraz…

Pstryknął palcami, sprawiając, że obaj zniknęli. Sauron zmaterializował ich w komnacie, w której przebywał Melkor.

 - Teraz możesz już mówić cokolwiek. – Sauron sprawił, że drzwi zlały się w jednolitą ścianę – Bo jest ktoś, kto posłucha cię z większą uwagą. Panie mój? – zwrócił się do Ainura – Thranduil chciał ci coś wyznać. Pragnął tego nade wszystko.

*

Melkor uniósł spojrzenie, zdziwiony ich nagłym najściem.
Szkło zasnuwało całą podłogę, mieniąc się pobłyskami czerwieni – od wina lub krwi, kiedy nachodziły go ataki kaszlu.
 Wyglądał na zdruzgotanego, ale gdy zobaczył Thranduila na nogach, jego oblicze pojaśniało nagłym uśmiechem.
Sauron powstrzymał się od wściekłego warknięcia i odwrócił od nich wzrok. Nie wiedział, ile z tej sceny będzie w stanie ścierpieć.

 - Mój harma?.. – zaczął pytaniem Thranduil, robiąc nieśmiały krok w jego stronę. Widział w nim Melkora, swojego dawnego Melkora w stanie naprawdę poważnego kryzysu – Chciałbym z tobą porozmawiać. O tym, co się dzieje.

Ainur przestał się uśmiechać, usiadł i uniósł brew w geście zaintrygowania.

 - A co się dzieje? – zapytał bez zrozumienia – Zmieniłeś swoje zdanie?

Thranduil założył ręce.

 - Chcę pomówić o tobie. O twoim zachowaniu. Może już zapomniałeś, ale przy naszym poprzednim spotkaniu zaszantażowałeś mnie życiem mojego syna. A potem wróciłeś z przeprosinami, choć wyczułem, że zupełnie nie wiesz, za co mnie przepraszasz.

Melkor miał niedowierzającą minę.

 - Przecież nie zrobiłbym nigdy czegoś takiego…

 - I właśnie o tym mówię. TY może byś tego nie zrobił. Ale Morgoth nie miał żadnych oporów. Nie pamiętasz? Jeśli nie… Uwierz mi, coś jest nie w porządku. Nawet twój sługa to zauważył. Nie pamiętasz co robisz, unosisz się gniewem, a potem w jednej chwili uspokajasz, zachowujesz się jak dwie różne osoby… I jedna z nich ciągle mnie rani. Ja tego nie wytrzymuję, Melkorze. Nie zniosę tego.

Ainur wstał, podszedł do niego i objął go z troską, choć nadal miał wypisane na twarzy niezrozumienie. Pamiętał, jak Thranduil nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Nie chciał na niego spojrzeć, a teraz co? Przychodzi do niego i przejmuje jego stanem…

 - Zrobiłbym dla ciebie wszystko, alasse mego życia… Mówiłem już przecież. Ale nie potrafię… - zawahał się – Ja naprawdę nie wiem… co się dzieje.

Sauron już odwrócił się i chciał wyjść, zostawiając tą rzewną scenę za sobą, by nie wybuchnąć spektakularnie wściekłością, ale… Usłyszał charakterystyczny kaszel.

Melkor odsunął się, zgiął w pół, zatoczył. Kiedy wyprostował się na powrót i splunął krwią, znowu był Morgothem.

 - Na całą moc świata! – warknął, ocierając usta – Nie słuchajcie mnie, kiedy wygaduję takie bzdury! To tylko przejściowe. Melkor… jest słaby. Nie pozwolę mu, by przejął nade mną kontrolę! To przeszłość! – kopnął ze złości w krzesło i skierował się ku wyjściu, próbując ją jakoś rozładować – Nie wytrzymam tego cyrku ani chwili dłużej!

Zatrzymał się w połowie drogi.

 - A ty co? – zwrócił się do Thranduila – Przyszedłeś okazać miłosierdzie? A może odegrać za to, co ostatnio powiedziałem?

Przeniósł spojrzenie na Saurona.

 - A ty? Przyzwoitka? Zjeżdżaj mi z oczu, wcale cię tu nie wołałem!

Chwycił się za głowę. Opadł z wolna na kolana. Ból płynący ze skroni zaćmiewał mu wzrok.

 - Jeszcze chwila tego szaleństwa… I przysięgam!... Zamorduję wszystkich… którzy będą w pobliżu. WYJŚĆ! – ryknął – Obaj!

Sauron chwycił Thranduila za ramię, i w przypływie zdrowego rozsądku przeniósł ich poza komnaty rozjuszonego Ainura.
Słychać było tylko, jak w kondygnacji ponad nimi rozlegają się dźwięki niszczonych przedmiotów i syk narastających płomieni. Dym wylewał się przez korytarze, i Sauron musiał zabarykadować je mocą, by nikt niepożądany nie dostał się na górę wieży. Stali w salonie Thranduila, i patrzyli na siebie w milczeniu.

 - Nie zrobiłby mi krzywdy. – oznajmił w końcu elf, choć w jego głosie nie było przekonania – Mogłeś mnie z nim zostawić…

 - Rozum ci odebrało?! Słyszysz, co się tam dzieje? Morgoth wpadł w swój szał! Jeśli nie rozniesie połowy zamku, to będzie chyba cud! Pójdziesz do niego, kiedy przestanie się złościć. I ja też pójdę, bo jeśli niechcący cię zabije, to ja będę musiał potem wysłuchiwać jego żali. Będę kontrolował sytuację, a ty postaraj się go ułagodzić. Nigdy mi to dobrze nie wychodziło, chyba, że po ostrym seksie…

 - Nie, nie chcę tego słuchać – Thranduil odwrócił się od niego i podszedł do okna, by odetchnąć świeżym powietrzem – Rób co uważasz, skoro tak bardzo nie chcesz stracić zamku. Mnie zostaw w spokoju. Zastanowię się, jak zapobiegać takim sytuacjom. To nie jest dla niego dobre, gdy ciągle zmienia osobowość. To nie jest dobre dla nikogo. Powiem sługom, którzy tu przychodzą, kiedy będę chciał się z tobą skontaktować. Wtedy wszystko przedyskutujemy.

 - Kiedy ty będziesz się chciał skontaktować? Co tu jest do dyskutowania?! Nie mamy na to czasu! Lada chwila Morgoth wyjdzie z zamku, stwierdzając, że dość ma bezczynności, i co wtedy? Spopieli wszystko do cna! Nie będzie już ani twojego lasu, ani moich wojsk. Nie będzie niczego! Chcesz takiego końca? Słuchaj lepiej, co do ciebie mówię! – Sauron chwycił go za przód szaty – Ja wiem do czego jest zdolny Morgoth. Nie raz wpadał w podobny szał, ale wtedy był stabilny, wiedział, czego chce. Teraz – nie wie. Może zażyczyć sobie czegokolwiek, i pójść to posiąść. Trzeba zająć jego uwagę, kiedy tylko odrobinę opadnie z sił. Trzeba wykorzystać tę słabość!  Zrobisz te swoje ,,czary – mary” i pomówisz do niego spokojnie, tak jak oswaja się bestie, a potem zaciągniemy go na łóżko, gdy już ci zaufa. Ty przy nim posiedzisz, a ja będę pilnować wyjścia. Może przestanie tak szaleć, kiedy będziesz blisko niego.

 - Ale dlaczego mamy zaciągać go na łóżko? – elf był sceptyczny do jego planu – Wątpię, żeby łóżko kojarzyło mu się ze spokojem. Obaj dobrze wiemy, że twój pan nie musi sypiać. Używa tego mebla w zupełnie innym celu.

 - Właśnie dlatego zaciągniemy go na łóżko – wyjaśnił Mairon, z błyszczącymi w zadowoleniu oczami – Jeśli chcesz go uspokoić, lepiej, żebyś dał mu to, czego pragnie. A jeśli ty nie wystarczysz… - uśmiechnął się perfidnie – Ja również będę blisko.

*

5 komentarzy:

  1. Po raz kolejny żal mi Melkora, poważnie. Ładnie operujesz postaciami, raz nienawidzić Thranduila, aby potem znów czuć do niego sympatię :)
    No i naprawdę nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, będzie się działo, oj będzie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie się działo, dużo i bogato. Mam nadzieję - w dobrym kierunku. Ale któż potrafi trafnie przewidzieć działania Morgotha? :)

      Usuń
  2. Czego jak czego, ale Thranduila współpracującego z Sauronem się nie spodziewałam! Już nie mogę doczekać się następnej części.
    Dużo weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, kolejna część jest już w realizacji. Najbardziej cieszy mnie odzew czytelników :)I ponaglenia. To daje mi kopa.

      Usuń
  3. W końcu wrzuciłem kolejną część! ^^

    OdpowiedzUsuń