Witajcie!



Kilka słów o blogu.

1. Komentarze karmią wenę! (Ponaglenia także.)

2. Wszystkie opowiadania są mojego autorstwa.

3. Proszę o nie kopiowanie i nie rozpowszechnianie tekstów bez mojej zgody. Jest to plagiat i będę na to reagował.

4. Nie czerpię korzyści z prowadzenia bloga.

5. Jeśli autor którejś z grafik nie życzy sobie jej upubliczniania, wystarczy, że da znać w komentarzu pod postem, a grafika zostanie usunięta.

6. Jeśli nie zostawiasz opinii, pozostaw proszę ocenę pod przeczytanym opowiadaniem, aby nam wszystkim żyło się łatwiej i przyjemniej, a ja dzięki temu będę wiedział, co należy zmienić lub poprawić.

7. Ankiety są okresowo, na dole strony.

8.Większość bohaterów występujących w poniższych opowiadaniach została zaczerpnięta z istniejących już w popkulturze, rozpoznawalnych postaci. Tworząc fanfiction bądź slash, nie robię tego z powodów komercyjnych. Dziękuję za uwagę.

piątek, 7 października 2016

Diabelskie przekleństwo

Uniwersum angelo- demonologiczne.
one - shot
 fantasy. + 18
Asmodeusz x Serael









Drugi krąg Piekła, twierdza Asmodeusza: najniższy poziom Tal - Had'raan.



Cuchnące, przegniłe korytarze lochów Tal - Had'raan wypełniały wrzaski i rozdzierające wycie setek więźniów konających w męczarniach. Mdły blask pochodni płożył się po ścianach, rzucając chore, jadowicie zielone poblaski po okrwawionej, wybrukowanej posadzce, po której ciągnięto właśnie kolejnego pojmanego anioła. Białe niegdyś pióra pokrywała sadza i błoto, oraz czarna maź, która wydobywała się z przebitych w dwóch miejscach skrzydeł, połączonych razem brudnym, stalowym kołem.



 Dwójka rosłych strażników podśmiewała się między sobą, gdy głowa anioła obijała się o nierówne sklepienie. Jeden - półczłowiek, pół jaszczur opowiadał koledze o łbie jaguara niewybredny żart o zamkowych prostytutkach, bezlitośnie ciągnąc przy tym bezwładną, spętaną łańcuchami postać. Drugi - hybryda o ślepiach  drapieżcy, z futrem na karku i przedramionach, śmiał się chrapliwie, popychając jeńca kopniakami. 

 - Długo jeszcze będziecie się wlec, wy tępe zwierzaki? – rozległ się głos znudzonego arystokraty dobiegający zza półotwartych drzwi, z których ciągnęły się po ziemi smugi zaschniętej krwi -  Durne, ślamazarne gnidy... Macie dwie minuty spóźnienia. I wyciągnę z tego konsekwencje... w odpowiednim czasie, oczywiście. - drzwi otworzyły się do końca, rąbnięte od środka łokciem poirytowanego mężczyzny - A teraz ruszać rzycie, chcę mieć nowy obiekt przykuty do prawej ściany!
 Strażnicy przestali się śmiać - zrzedły im miny, gdy przestąpili próg komnaty i posłusznie przykuwali więźnia we wskazane miejsce. 
 - Teraz wypierdalać – warknął ubrany w czerń Asmodeusz – Będę zabawiał się dalej.
*

 Kiedy wszystkie fiolki zapełniły się krwią, demon podszedł do półprzytomnego jeńca, chwycił go za szczękę i zbliżył do niego twarz, zmuszając do tego, by spojrzał mu w oczy, pod kaptur, za którym skrywał wykrzywione drwiną usta.
 - Pewnie zastanawiasz się, dlaczego cię to spotyka... Dlaczego tu jesteś, kim jestem ja i kiedy skończą się WRESZCIE twoje wszystkie męczarnie... I wiesz? Ja też mam wiele pytań. Na przykład dowiedziałbym się z niemałą chęcią, dlaczego świat wypluł takie straszne gówno, jakim jesteś. - zniżył głos, ciągnąc go za włosy - Dlaczego pozwala żyć takim śmieciom jak ty, dlaczego przeklął mnie i mych braci, i dlaczego... do kurwy nędzy… - wykrzywił w nienawiści wargi - wszystkie anioły jakie schwytałem... - odsłonił ociekające jadem kły -  Są. Tak. Cholernie. Bezużyteczne?!

Ukąsił. Wbił zęby w odkrytą szyję; raz, drugi, trzeci - a potem rozszarpał ranę krótkim ruchem głowy i odsunął się, by patrzeć, jak anioł kona we wrzaskach bólu, jak  błaga go o litość, i następnie dusi się, wywraca oczami po czym sinieje, wstrząsany przedśmiertnymi drgawkami.
Ślady po dotyku palców Asmodeusza przypominały ślady po poparzeniach.
Asmodeusz zaśmiał się zimno. Śmiał się dalej, coraz głośniej i mniej przytomnie,  pozwalając, by strugi jadu spływały mu po brodzie i topiły kamień, gdy już opadły na ziemię.
*

Mijały miesiące bezowocnych poszukiwań, z miesięcy zrobiły się lata, aż w końcu Asmodeusz stracił wiarę w sens swych badań, teraz jedynie wyżywając się bezlitośnie na łapanych więźniach. Stało się to jego główną rozrywką - jedyną, która potrafiła go uspokoić - i sposobem na zapomnienie o własnym przekleństwie. 
Miotał się, wściekał, a potem nienawidził. Znienawidził wszystkich jeszcze bardziej, niż sądził, że potrafi. Nieraz ocierał się o szaleństwo, ale ponieważ zawsze był niezrównoważony, nikt nie interesował się jego sprawami. Po kolejnej wojnie na Ziemiach Niczyich schwytał tyle aniołów, że cele pękały w szwach. 
Mógł wyładowywać swoją frustrację tak długo, jak tylko zechciał. Mógł robić im wszystko. Żaden więzień nie przeżył z nim ani jednej nocy. Antidotum na jego magię nadal brakowało.
*

 - Dajcie nowego... - mruknął leniwie Asmodeusz, półleżąc na miękkim fotelu, wsparłszy nogi o blat hebanowego biurka. - podwieście go za skrzydła.. - wskazał palcem haki - Oooo, tam, tak właśnie. 
Dwóch uzbrojonych, rogatych dryblasów wprowadziło do komnaty kolejną ofiarę, wykonało potulnie rozkaz i nad wyraz ochoczo zmyło się za drzwi.

 - Aeech... - demon wydął wargi, a potem zwilżył je winem z pozłacanego kielicha, którym bawił się w międzyczasie, gdy szpikował poprzedniego anioła nożami ze srebra na chwilę przed tym, gdy rozpuścił go w kwasie - No co tak cicho, nie drzesz się jeszcze, miernoto? Popatrz na kolegę w rogu. Nie?... Nie obrzydza cię to? Ha! Taki twardy zawodnik z ciebie? - zakpił, wypijając więcej alkoholu - To jakby cię tu... - zamyślił się, gładząc podbródek - Hmm... - przesunął spojrzenie z jego skrzydeł na twarz, w końcu podniósł się ciężko i podszedł, by popatrzeć na niego z bliska.

Anioł nie odzywał się, był bardzo spokojny – tak, jakby nie wiedział, co go czeka. Miał białe włosy ścięte przy ramionach i najwyraźniej nie siedział długo w lochach, bo nie był wychudzony i zarys kości nie przebijał mu jeszcze przez skórę. 

- Ślicznotka z ciebie - zauważył demon z nagłą nienawiścią w głosie - Więc chyba zaczniemy od tego. - wyciągnął dłoń i chwycił go za twarz, by zostawić na niej wyżarte niczym po kwasie blizny w miejscach, w których go dotknął - Wszystkie poprzednie ślicznotki były tu strasznie piskliwe. Sprawdźmy, czy to taka reguła, dobrze? - docisnął rękę, przytrzymał, a potem odsunął ją powoli, zdziwiony zupełnym brakiem odzewu. Kiedy cień jego palców zniknął z twarzy ofiary, okazała się tak samo gładka i nieskazitelna, co wcześniej.
 Asmodeusza wcięło. Znieruchomiał. Jego źrenice zwęziły się do cienkich linii. Wyciągnięta ręka drgnęła niepewnie.

 - Ale co właściwie chcesz zaczynać? - zapytał bez zrozumienia pojmany anioł - i dlaczego mnie tak dotykasz? Wiesz, to nie było komfortowe. Wcale nie jestem kobietą! Nie mów do mnie per ,,ślicznotka"!
 Asmodeusz chwycił go ze wściekłością za gardło.
 - Co to za gierki? - wysyczał - Co to niby miało być?!
Uścisk był mocny. Zielone włosy demona rozsypały mu się po ramionach, poplątały jak strumienie jadu, a dłoń zakończona czarnymi pazurami zostawiła powoli sine ślady. Biała niczym kreda twarz wykrzywiła się nienawistnie.

 - Puść! - krzyknął blondyn - To boli! Ja nic ci nie zrobiłem!
 - Dlaczego nie palisz się tak, jak cała reszta?! Mów! – ryknął.
Jeniec zrobił wielkie oczy, nadal próbując zachować spokój.
 - Nie wiem, o co ci chodzi. Zostaw mnie!
Demon puścił go nagle, poddając się zdumieniu. I zrobił krok w tył.
 - Wszyscy... - powiedział zmienionym głosem, jakby się właśnie tłumaczył - każdy, kogo dotykam, robi się w końcu ranny od mojej magii. Dotyk - mój dotyk - parzy. Wszystko, czym jestem, to jad. Taką mam moc. Dlaczego jej nie ulegasz?
 - Nie wyczułem od ciebie żadnej mocy - zaparł się anioł - Coś zmyślasz. Wszystko w porządku? Zachowujesz się dziwnie. Wyglądasz, jakbyś chciał mi zrobić krzywdę. Ale nie masz powodu! Inne anioły, jakie tu poznałem, mówiły, że mieszka tu ktoś szalony. Czy chodzi o ciebie?

Asmodeusz zatkał mu usta ręką, po raz pierwszy od wielu lat nie mając pojęcia, co robić. W jego głowie pojawiło się tysiące rozszalałych myśli. Dlaczego on? Dlaczego teraz? Czy jest nadzieja? Jak to było możliwe?
 - Nie wiem o kogo chodzi - skłamał, próbując wybadać sytuację. Odsunął od niego rękę.- Jak się nazywasz, co?
 - Mówią na mnie Serael - wyjaśnił, już spokojniej anioł - A ty? Kim ty jesteś?
Asmodeusz już się nie uśmiechał.
 - Jestem... - zaczął, a jego głos zrobił się nagle odległy - Nikim. - poczuł zimny ucisk w sercu - Nikim ważnym. - dodał, kłamiąc teraz w najlepsze – W Persji mówili mi Aszma-dewa.* Możesz nazywać mnie As. Zajmuję się tutaj… alchemią.
 - As? To jak karta. Ta najlepsza – zauważył Serael – a skoro masz takie imię, nie możesz być nikim. No. Nie martw się. Widzę przecież, że się martwisz. – anioł od razu zaczął mu współczuć – Masz taką minę, jakby coś cię bolało… Jak mnie puścisz, to mogę ci pomóc. Znam się na masażu, wiesz? – zaproponował dobrowolnie, uważnie obserwując ruchy obcego mężczyzny.
Asmodeusz wydał z siebie niedowierzające parsknięcie pomieszane ze śmiechem.
 - Mam cię wypuścić? – zaszydził – Chyba nie myślisz, że… - jego głos opadł, kiedy zobaczył wpatrzone w siebie, niewinne oczęta więźnia – Że… - zawahał się, gdy zrozumiał, że anioł wcale się nie naśmiewał – Stop, dlaczego niby miałbyś to zrobić?
Białe skrzydła poruszyły się odrobinę.
 - Razem jesteśmy w tym strasznym miejscu – powiedział nieco żałośnie, ale i bardzo szczerze – Więc powinniśmy sobie nawzajem pomagać, prawda?
*
- To, że jesteś w mojej pracowni, wcale nie znaczy, że możesz mi przeszkadzać – sarknął Asmodeusz tydzień później, kiedy anioł po raz kolejny ziewał z nudów – Robię bardzo ważny eksperyment, więc byłoby świetnie, gdybyś był uprzejmy siedzieć cicho… – demon zdecydowanie złagodniał, odkąd przebywał w towarzystwie Seraela, ale nadal bywał opryskliwy i łatwo się irytował – Wystarczy jedna kropla więcej i wybuchnie wszystko wokół mnie! Słyszysz?
 - A może dasz mi jakieś zajęcie? – zasugerował więzień, siedząc po turecku na ziemi i kreśląc wzorki na zakurzonej ziemi – Mógłbym na przykład… poukładać ci te papiery na biurku. Leżą w strasznym bałaganie. Albo posprzątać tu trochę, przecież tu się nie da normalnie oddychać! Śmierdzi pleśnią, i ty to uważasz za swoje biuro? Nie dziwne, że nikt tutaj nie wchodzi – anioł zmarszczył nos – As, chcę się na coś przydać, na co mi te łańcuchy, tu nie ma dokąd iść!
 Asmodeusz zagryzł zęby, powstrzymując dłoń przed dodaniem do eliksiru ostatniej, najważniejszej kropli.



 - Cicho tam. – warknął, wywracając oczami na wywody swojego nowego pierzastego nabytku – Jeśli zamkniesz się i będziesz grzeczny, to dam ci dziś trochę wolności, mogę to nawet obiecać. Po prostu… zatkaj swoją śliczną buźkę, zanim wszystko pójdzie z dymem, jasne?
Anioł założył ręce i odwrócił głowę, zajmując uwagę małą szafeczką obok siebie. Książę zamku wrócił z zadowoleniem do pracy, osiągając w końcu upragnioną ciszę. Mniej więcej pół godziny później coś rozproszyło jego uwagę – był to zapach ziołowej maści, której z pewnością teraz nie potrzebował. Odwrócił się ze zdziwieniem do więźnia, a potem jego zdziwienie pogłębiło się, gdy zobaczył, jak skrzydlaty chłopak nakładał sobie tę maść na skrzydła.
 - Serael, co ty do kurwy nędzy wyrabiasz? – zapytał, tym razem bardziej zdumiony niż zły – Po kiego chuja smarujesz tym rany?
 - To coś ma w sobie niebieski bławatek, taką roślinę, która rośnie u nas w Niebie, i ma lecznicze właściwości – wyjaśnił spokojnie jeniec – Koi ból. Trochę. Ale to na nic, dopóki w ranie jest ciało obce. Ona otwiera się i krwawi przy każdym malutkim ruchu. Wolałbym, żeby ten demon, który tutaj rządzi, kazał obcinać skrzydła. Wtedy bolałoby tylko raz, a nie ciągle i ciągle. To jakiś okrutnik, wiesz? Celowo znęca się nad innymi. Niektórzy umierają w mękach od zwykłego zakażenia. – powiedział smutno chłopak – Nie rozumiem co z tego ma, że nas tak upadla.
 Asmodeusz chciał coś powiedzieć, ale głos zamarł mu w krtani. Już miał zacząć się bronić, zacząć wyśmiewać… ale zagryzł zęby i dalej udawał, że wcale nie jest osobą, która przyczynia się do ich nieszczęścia.



 - Posłuchaj, to nie służy do leczenia – wskazał na maść i westchnął ciężko – To jest… To jest do… Ekhem. No, to jest niesterylne i po prostu to zostaw. – palnął pierwsze, co mu przyszło do głowy, nie chcąc przyznać, że używał tego zwyczajnie do nawilżenia przy masturbacji – Odłóż na miejsce, rozumiesz?

Poczuł się jakoś nieswojo z tym, że jeniec grzebał mu w rzeczach. Ale zdecydowanie bardziej nieswojo dlatego, że wyjął właśnie tą (z masy bardziej intrygujących) niepozorną maść, która z pewnością była przesiąknięta jego zapachem, a dokładniej wonią jego podniecenia.

 - Na pewno bardziej sterylne od tego zaśniedziałego żelaza, które łączy mi skrzydła – odparł obrażony Serael, ale posłusznie odłożył pudełko – Czuję od nich chorobę, wdało się zakażenie, chciałem tylko, żeby przestało boleć… - objął się rękami, na powrót siadając na ziemi – Jeśli mam tu być, powiedz swojemu panu, żeby usunął mi skrzydła. I tak są połamane i pewnie nigdy nie mógłbym już latać – wyszeptał między kolana – Po co mi one w takich ciasnych, brudnych miejscach…

Demon zmarszczył brwi. Wstał od biurka, podszedł do anioła, obejrzał mu skrzydła. Ostrożnie dotknął jednego z piór.
Niegdyś służyły mu jako dodatek do mikstur i eliksirów, a także wytwarzanej dla sukkubów biżuterii. Ale piór Seraela nigdy nie użył. Z jednej strony napawały go odrazą, jak u każdego innego anioła, ale z drugiej strony ostatnio tak bardzo miał go za swoją (i tylko swoją) zabawkę, że dzielenie się nią z innymi absolutnie nie wchodziło w grę.
 Pióra były miękkie. Gładkie. Nieco zakurzone na końcach, gdzie ocierały się o ściany, ale w większości nadal całe i niezbyt przerzedzone. I – w przeciwieństwie do wszystkich innych, które dotykał – nie musiał używać rękawic, żeby od razu ich nie spopielić.

 - Dobrze – rzekł zrezygnowany, czując, że, pomimo nienawiści gdzieś w środku chce, by Serael dalej miał skrzydła w całości – Ja… Em. Powiem swojemu panu, żeby kazał ci uwolnić skrzydła. Ale na razie możesz użyć tego – podał mu fioletową fiolkę z kieszeni – Kilka kropel wystarczy, by znieczulić ból.
 Więzień uniósł na niego spojrzenie, a potem z podziękowaniem wyciągnął rękę po miksturę. Asmodeusz zaczął zastanawiać się, dlaczego daje temu aniołowi takie przywileje i dlaczego – co najważniejsze – chce je mu dawać, ale wystarczyła chwila, by te niebieskie oczęta jeńca spotkały się z jego zielonymi ślepiami, by odpowiedź na to pytanie pojawiła się sama.
Serael mu się podobał.
Spodobał, będąc aniołem, co dogłębnie godziło w jego dumę.
*



 Tal – Had’raan słynęło z głośnych orgii i rozpusty, a Asmodeusz był tu prawdziwym królem zepsucia. Jako demon pokus cielesnych nie skąpił sobie uciech. Nie powstrzymywał się nawet przed najgorszymi, najbardziej brudnymi fetyszami, ponieważ każda jego zabawa i tak kończyła się zabójstwem byłej kochanki - bądź też kochanka. Nawet kiedy nie chciał i tego nie planował, zabijał.
 Każda z jego wydzielin była zabójcza. Pot, ślina, krew, jad, sperma. Uciechy więc nigdy nie trwały długo; wszyscy, którzy mieli z nim fizyczną styczność, konali w mękach, czy to przez seks, dotyk, czy chociażby błahy pocałunek.



 To było dla niego nawet zabawne - przez pierwsze tysiąc lat rządów. Potem stało się męczące. A potem to znienawidził, tak samo jak siebie, zamek i wszystko wokół.
Nie zastanawiał się, czy robi komuś krzywdę. Kiedy chciał pieprzyć, robił to, niezależnie od chęci lub niechęci wybranej osoby. Nie groziło mu ani przywiązanie się, ani miłość, bo wszyscy, którym mógłby poświęcić taką uwagę, zginęliby wcześniej czy później.

 Poznanie Seraela wywróciło jego świat do góry nogami.
 Był pierwszą osobą, którą mógł bezkarnie dotykać. Anioł wcale się nie wzbraniał. Ani razu nie pisnął nawet słowem, kiedy palce Asmodeusza sunęły po odkrytych kawałkach skóry. Może czasem więzień był zdziwiony, ale to wszystko, nigdy nie protestował. Trzeba też stwierdzić, że książę był przy nim niezmiernie poprawny i nie naruszał jego intymności, pomimo wszelkich plotek, jakie narosły na ich temat.



Demon coraz częściej zastanawiał się co by było, gdyby Serael zaczął reagować na jego zainteresowanie. Bo nie reagował, najwyraźniej przyjmując to za jakąś dziwną normę. Książę mógł go dotykać, lubił to robić i robił to, ale nigdy nie wyznał mu uczuć.
Gdyby stało się tak, że powiedziałby mu o tym, a anioł by go wyśmiał… Asmodeusz zabiłby go na miejscu przez swoją zranioną dumę. Jakby nie patrzeć, jeszcze nigdy nikt go nie odrzucił. Nikt nie miał dotąd takiej możliwości. Bycie odrzuconym przez istotę tak bezwartościową, za jaką książę uważał jeńca i jego rasę, byłoby najgorszą możliwą obelgą. Z drugiej zaś strony- związanie się z aniołem również byłoby największą skazą na honorze, jaką mógłby mieć.
Była tylko jedna możliwość. Asmodeusz mógł wziąć go siłą. Mógł go też potem zabić.
Tylko, że… Asmodeusz nie chciał zrobić mu krzywdy, jako jedynej istocie w całym Piekle.
Gdyby go zabił, znowu musiałby być sam.
Sam ze swoim przekleństwem.
*



 - O, widzisz? – anioł ułożył ostatni pergamin na stercie – Mówiłem, że lord Azrael zgodzi się na twój układ. Wystarczyło poczekać – powiedział zadowolony, poprawiając na sobie amarantową szatę. Była skrojona na modłę inkubów, z dużą ilością odkrytych miejsc, szczególnie na bokach i barkach, i przy tym zwiewna, niemal lejąca, łagodnie opływająca jego sylwetkę. Śnieżnobiałe skrzydła przylegały ciasno do pleców, zwinięte z wypracowaną elegancją.
 - Tak, tak – parsknął książę, siedząc na ogromnej, welurowej kanapie z nosem w magicznej księdze – To załatw jeszcze Beliara, bo jego buntownicy robią mi zamieszki na wschodzie.

Minęło parę lat, odkąd się poznali. Serael zaczął dla niego pracować, a Asmodeusz uspokoił się i wyciszył, całymi godzinami przesiadując w jego prywatnej pracowni. Na zamku Tal – Had’raan zrobiło się dużo przyjaźniej, odkąd anioł dbał o porządek. Jeńcy również mieli lepsze warunki. Niektórzy nawet pracowali dla Seraela, wykonując jego polecenia.

 - Asmodeuszu, uważam, że powinieneś pojechać do niego osobiście – zarządził anioł – Na za dużo sobie pozwala. Pamiętasz, jak przejęli nasze karawany z tkaninami? Do tej pory za to nie odpowiedział, a to przecież już drugi tydzień!

Książę westchnął teatralnie, odłożył księgę i zaszedł anioła od tyłu, by wreszcie złapać go w pasie i oprzeć brodę o jego odsłonięte ramię.
 - I co jeszcze? Byłem tam jakiś miesiąc temu, zbył mnie jakimś głupim tekstem. Mogę go najechać, chcesz? Wyślemy armię i zdruzgoczemy mu zamek. Nie będzie nas więcej ignorował. Co ty na to?
 - As… - jęknął Serael, odchylając lekko głowę, by na niego spojrzeć – To wcale nie jest wyjście, dobrze o tym wiesz.
 - Przecież lubisz, kiedy jestem zdecydowany – Asmodeusz zaczął się przekomarzać, błądząc opuszkami prawej dłoni po odsłoniętym boku anioła. Lekki dotyk był niczym muśnięcia, choć również czuły, i pełen uwagi. Ostatnio często tak robił, sprawiając, że blondyn przestawał być ostoją spokoju – Luuubisz to, no przyznaj.

Anioł zmieszał się, nastroszył lekko pióra, wreszcie przymknął oczy pod jego dotykiem.
 - No co ty robisz, ja tu próbuję pracować… – zganił go bez przekonania – Wiesz, tak sobie myślę, że od jakiegoś czasu próbujesz mnie podrywać. Próbujesz?

Asmodeusz odskoczył od niego jak oparzony. Serael, po raz pierwszy, odkąd się poznali poruszył ich temat. Chyba zaczynał rozumieć, że to co ich łączy, nie jest wcale przyjaźnią.
 - Co? Ja? Wcale nie! – zaprzeczył szybko książę, chowając ręce do kieszeni. Jego serce zadudniło wściekle, posyłając odrobinę różowego koloru na białe policzki – Do diabła, co ty sobie myślisz?!
Mimo to ciężko było zaprzeczyć faktom. Demon obsypywał go prezentami, dał najwyższe możliwe stanowisko, i był przy nim dzień w dzień, niczym stróżujący ogar. Zauważyłby to nawet najbardziej nierozgarnięty z aniołów, a Serael do takich nie należał.
 - Przecież to nic złego – anioł uśmiechnął się lekko – Gdybym był u siebie... W Niebie… I gdyby ktoś o mnie zabiegał, to z pewnością poczułbym się wyróżniony. To bardzo miłe uczucie. Szkoda tylko… - jego uśmiech pobladł – Że ty traktujesz wszystkich jak przedmioty, a nie jak osoby.
 - Co? – warknął demon, zakładając ręce w obronnym geście – O czym ty mówisz?
 - Gdybym naprawdę był dla ciebie ważny, nie traktowałbyś mnie jak niewolnika. Dałbyś mi wolność i wolność wyboru. – wyjaśnił, siadając na rogu biurka i odgarniając białe włosy za ucho – Ale ty tylko się bawisz.



Założył nogę na nogę, wysuwając spod szaty bosą stopę. Zagryzł dolną wargę. Nawet nie wiedział, jak bardzo drażni to demona. Jak go to podnieca.
 - Bawisz się, Asmodeuszu. Nie mogę traktować tego poważnie.
Asmodeusz słyszał każde uderzenie swojego serca tak głośno, jakby miał je gdzieś w gardle. Nie mógł zaprzeczyć. Trzymał Seraela jak ulubioną ptaszynę w klatce. Osaczał go. Pilnował na każdym kroku. Ale… Do cholery, przecież go kochał! Jak ktoś taki jak anioł mógł tego nie poczuć?
 - Uroiłeś coś sobie – warknął zimno, próbując zapanować nad nagłym strachem i dziwnym uczuciem swędzenia kłów – Uroiłeś. Nie traktuję cię jak niewolnika. Nie masz już żadnego łańcucha. Dlaczego nie uciekłeś?
 - Jak niby mógłbym? – zaoponował Serael – twoi strażnicy chodzą za mną krok w krok. Nie dają nawet opuścić zamku.
 - To dla twojego bezpieczeństwa – książę zacisnął dłonie w pięści – Inni mogą cię zabić, rozumiesz?! – kły zaczynały już pobolewać, widocznie jad przekroczył normalny poziom – Zabić, bo jesteś inny! Zabić z zazdrości, nienawiści, albo dla zabawy! To jest Piekło! Chcę cię chronić!
 - Skoro jestem bezpieczny przy tobie, tym bardziej nic mi się nie stanie przy innych – powiedział stanowczo Serael – Gdybyś mi ufał, nie pilnowałbyś mnie w ten sposób.
 - Nie denerwuj mnie – ostrzegł książę, zaciskając zęby i starając nie okazywać ani wściekłości, ani paniki – Po prostu skończ z tym tematem! Nawet słowa więcej!
 - Gdybyś mnie kochał, to byś mi ufał. – podsumował anioł – Ale ty się bawisz. Zresztą, taką masz naturę. Nie mam ci tego za złe. Po prostu… Nie dotykaj mnie tak, jakby ci na mnie zależało. Nie pozwolę ci się okłamywać.



Asmodeusz tonął w jadzie. Był tak wściekły, jak jeszcze nigdy. Drżał od tej wściekłości, ale największa złość nie wynikała z odrzucenia, tylko z tego, że anioł zarzucił mu kłamstwo. W końcu, po długim wydechu, splunął tym jadem na ziemię, otarł usta rękawem i, nadal z zaciśniętymi pięściami, rzekł:
 - Sprawdzasz mnie? To jest próba? Jeśli chcesz wolności, właśnie ci ją daję. Chcesz? Masz! – alchemik wykopał drzwi balkonowe, dając mu drogę wyjścia – Idź, droga wolna. Nikt nie będzie cię ścigał, daję ci słowo!
Serael z pewnością się tego nie spodziewał. Spojrzał tęsknie na niebo, potem ze zdziwieniem na Asmodeusza, i znów na niebo. Przyciągało go niczym magnes.
 - Nikt nie będzie mnie ścigał? Obiecałeś – upewnił się skrzydlaty, schodząc niepewnie z biurka i jeszcze bardziej niepewnie podchodząc do otwartego balkonu. Zadarł głowę, patrząc na powoli sunące chmury, i na jego twarzy odbiło się tak silne pragnienie wolności, że było wiadomym, jaki będzie jego wybór – Nie jestem już twoją własnością.



Białe skrzydła rozpostarły się, uderzyły dwa razy, wzniecając potężny podmuch powietrza, który ściął Asmodeusza z nóg i uniosły anioła ponad barierkę balkonu, pozwalając mu nabrać wysokości. Ale Asmodeusz nie podniósł się i nie zawołał ,,wracaj!”. Leżąc na ziemi, nie zrobił niczego, oprócz kwaśnego uśmiechu.
Patrzył, aż skrzydlata postać znikła w chmurach, zaciskając zęby na wewnętrznej części swojego przedramienia, i wgryzając się głęboko we własny nadgarstek, wtłaczając do żył cały nagromadzony jad.
Przecież od początku wiedział, że tak to się skończy. Jego przekleństwo trwało, i właśnie osiągnęło apogeum. Był tak zepsuty, że nawet miłość się nim brzydziła.
Kiedy pociemniało mu przed oczami, przyjął to niczym wybawienie. Naprawdę nie oczekiwał niczego więcej.
*

Kolejny tydzień był dla mieszkańców zamku Tal – Had’ raan prawdziwym koszmarem. Asmodeusz rzucał się na własnych strażników, na służbę i każdego kto akurat przeciął mu drogę, a potem mordował ich na wymyśle sposoby, jakby próbował tym nadrobić wszystkie poprzednie lata bez swego zwyczajowego bestialstwa. Zaś wieczorami, kiedy padał już z nóg, wbijał sobie resztę jadu pod skórę, by z miejsca zasnąć twardym snem bez marzeń sennych. Był prawie całkowicie odporny na swoją truciznę, ale i tak tracił przytomność po przyjęciu większej jej ilości do krwioobiegu. Przez tydzień szalał, tracąc kontakt z rzeczywistością, a potem zaszył się w swojej komnacie, próbując utopić złamane serce w rzece alkoholu. Po trzech tygodniach ustabilizował się na tyle, by wypowiedzieć Beliarowi wojnę, podbić pół jego królestwa i większość jego jeńców posłać do swoich najgorszych burdeli.
Odreagowywał, siedząc w swojej komnacie. Kiedy nie zabawiał się z dziwkami i nie pił, zasiadał w swoim ulubionym fotelu, trzymając w rękach jedną z najbardziej pachnących Seraelem szat – tą, w której przybył na zamek, zakrwawioną na wskutek przebicia skrzydeł. Czasem po prostu ją trzymał. Czasami wdychał jej zapach. Ale momentami, kiedy był naprawdę wściekły, wbijał w nią kły, wyobrażając sobie, że to jest szyja anioła. Wbijał kły, robiąc sobie dobrze, i myśląc o tym, że go bierze, i że jego jad wcale nie jest zabójczy, tylko bezpieczny niczym u inkubów, które otumaniają nim swoje ofiary, by wzbudzić w nich pożądanie. I tego dnia, kiedy ostro sobie walił, ktoś zapukał do jego komnaty.



 - Wypierdalać! – rzucił przez zęby, nawet nie pytając, kto chce wejść. Nie był ciekaw żadnego interesanta, kiedy właśnie myślał o tym, jak rżnie jęczącego Seraela – Jestem zajęty!
Drzwi uchyliły się ze zgrzytem, a Asmodeusz zaklął w głos.
 - Mówiłem, że jestem zajęty, nie?! – warknął, zapinając spodnie, by wstać i własnymi rękami rozerwać tego nachalnego gościa na strzępy.



Tym razem otworzyły się w pełni. Większość przejścia zajmowały białe skrzydła.
 - Jesteś jakiś strasznie niemiły – zganił go Serael, wchodząc do środka niczym do siebie – Naprawdę, nie sądziłem, że zostawienie cię na miesiąc spowoduje taki pogrom na zamku. Co to niby miało być? Wywołałeś wojnę? Gdzie straż? Wiesz, co o tobie mówią w innych kręgach? Przecież… - zatrzymał się przed nim, i w końcu zrozumiał, że coś jest nie tak – As, słuchasz ty mnie w ogóle?
Asmodeusz słyszał go jak przez mgłę. Podniecenie jeszcze nie opadło, a do niego doszło jeszcze, szok, niedowierzanie i stara, źle skrywana wściekłość. Poczucie zdrady. Kiedy się podniósł, był zupełnie rozbity wewnętrznie.
 - Co… ty… tu… robisz? – zapytał anioła, starając się nie podnosić głosu – Szukasz czegoś?
 - No jak to? Przecież u ciebie pracuję. Kogo mam szukać, jeśli nie ciebie? – zadziwił się skrzydlaty, wychwytując w powietrzu dziwne napięcie.
 - Zostawiłeś mnie. – stwierdził mężczyzna – Opuściłeś zamek, czyli zdradziłeś. Nie pozwoliłem ci na to.
 - I nie zabroniłeś – zauważył Serael – Więc sprawa jest już jasna, tak? Żadnych zdrad nie było. Posłuchaj, chcę ci powiedzieć…
Demon nie pozwolił mu skończyć. Podszedł, objął go mocno i przylgnął wargami do jego skroni, bardzo starając się nie dyszeć z pożądania. Serael doskonale poczuł teraz twardość i kształt jego gorącej erekcji.
 - Powiedz, że mnie kochasz, jeśli taka jest prawda, albo zaprzecz, i dla własnego dobra nigdy więcej tutaj nie wracaj – wyszeptał poważnie Asmodeusz.



Ultimatum było jasne. Anioł zarumienił się w jego objęciach.
 - Przecież wiesz, że cię kocham, nie bądź niemądry – jęknął błagalnie, również go obejmując, jednak bardzo lekko – Zostawiłem cię tylko na chwilę, żeby doprowadzić do porządku skrzydła. Dawno nie latałem. To tylko malutka przerwa. Nie bądź zły.
Odpowiedź została przyjęta.
 - Więc teraz… - kontynuował demon tym samym, zwodniczo cichym głosem – Teraz obiecaj mi, że nigdy więcej nie będziesz w ten sposób uciekał. Nie zrobisz tego bez mojej zgody. – ręka Asmodeusza zsunęła się z pleców skrzydlatego na jego pośladki – Mów to, natychmiast.
 - Nie będę – westchnął anioł, coraz bardziej zarumieniony – Obiecuję.
Nie minęła chwila, nim Asmodeusz zaciągnął go na łóżko. Zdjął jego szaty bez pytania, i również bez słowa, rozebrał się do naga.
 - Przyznam ci się do czegoś – mruknął, kiedy zawisł nad nim na rękach, składając miękkie pocałunki na jego skórze – Tak naprawdę nie mam bladego pojęcia w jaki sposób zaspokoić anioła... - Serael spłonił się już do końca – Ale pragnę tego teraz najbardziej na świecie.

 - Mogę ci to pokazać – odparł cicho, przygryzając dolną wargę w nagłym zawstydzeniu – Tylko musisz bardzo uważnie na to patrzeć. – i powiódł ręką w dół, po sutkach i brzuchu, niemal pożerany wygłodniałym spojrzeniem księcia Tal Had’raan. Zsunął dłoń na małego penisa i zaczął się tam dotykać, wzdychając z lekka.
Asmodeusz nie mógł być bardziej twardy.
Nie było już ważne, dlaczego to akurat ten anioł był odporny na jego żrącą magię, ani nie było ważne, w jaki sposób on tego dokonał – pragnął go jak jeszcze nikogo, w całym swoim długim życiu.
Mężczyzna zastąpił jego drobną dłoń – swoją. Nie był natarczywy. Chciał być czuły, pierwszy raz, kiedy mógł się nie śpieszyć i nie obawiać, że zrobi komuś trwałą krzywdę. Wyczuwał też, że anioł nie chciał jego brutalności, a złość mogła go jedynie spłoszyć. Był więc spokojny, pomimo tego, że z podniecenia znowu bolały go kły, i pomimo, że wystarczył najlżejszy dotyk na erekcji, by przedwcześnie doszedł. Nie wiedział przecież, czy chłopak był w pełni odporny na jego jad, i wcale nie chciał ryzykować sprawdzenia.



 Schował pazury, miarowo przesuwając dłonią po drobnym, aksamitnym przyrodzeniu kochanka, a kiedy już zesztywniało, odciągnął mu napletek, odsłaniając wrażliwą, różową główkę, i złapał się na tym, że sam dyszy z żądzy. Pojękiwanie Seraela wcale tego nie zagłuszyło. Postanowił więc uciszyć się inaczej – zsuwając usta na jego krocze, i zasysając z lekka każde z jąder, na zmianę.
Blondyn zapowietrzył się i ścisnął jego głowę między kolanami, przytrzymując go tam w bezgłośnym błaganiu o więcej. Mężczyzna zrobił się na jego prośbę bardziej zawzięty. Przyspieszył ruch dłoni, zassał go mocniej, a drugą dłoń pokierował niżej, pomiędzy pośladki. Nadmiar śliny ściekł pomiędzy nie, w naturalnym nawilżeniu, i dlatego pieszczoty anusa nie były wcale nieprzyjemne. Skrzydlaty zajęczał drżąco, czując w tamtym miejscu zdecydowany dotyk, a kiedy Asmodeusz zaczął mu zaraz obciągać, przygryzł sobie wargę do krwi.
Nowy zapach sprawił, że demon stracił nagle kontakt z rzeczywistością. Kły podrażniły dziąsła, zaczęły wysuwać się daleko poza linię zębów, a Asmodeusz pozwolił instynktownie, by bezpiecznie osiągnęły swoją długość, zwalniając przy tym tempo zasysania się na pieszczonej erekcji. Dzięki temu główka penisa pocierała o bolesne już dziąsła, i z każdym ruchem upuszczała z nich zbędny jad, co – niestety dla Asmodeusza – było już tak przyjemne, że spuścił się na pościel, zanim aniołowi przyszłoby do głowy, by w ogóle go dotknąć.



 - O – Ooooch!... – Serael targnął się na łóżku, jęcząc na całe gardło – Jak do - oobrze!
Jad zadziałał w zupełnie inny sposób, niż powinien. Inny, i z całą pewnością nie zabójczy. A Asmodeusz znowu był twardy, i to tylko dlatego, że anioł potrafił tak piekielnie erotycznie jęczeć. I zanim chłopak zdołałby dojść, demon podciągnął się na wysokość jego oczu, i zarzucił na barki jego kolana, by wejść w niego w trakcie szczytowania. Wsunął się powoli, używając jadu dla lepszego poślizgu, i, dokończył mu ręką, obserwując jak Serael wygina się w rozkoszy.
Ale anioł szczytował dalej. Dalej był twardy. Albo może – był twardy tym bardziej, że demon zajął się jego najwrażliwszym, najbardziej intymnym miejscem, i dlatego, że tylko to było w stanie go zaspokoić.



 - Ach! Mmmm… - naparł na niego mocniej biodrami w bardzo nie- anielski sposób.
Kiedy tylko Asmodeusz zrozumiał tę zależność, to, co robił, od razu przestało być seksem. To było rżnięcie, ostre i gwałtowne, wyrywające z gardła chłopaka krzyki, które przeszły szybko w schrypnięte, niesprecyzowane błagania i przeciągłe, nieskładne pojękiwanie. Serael trzymał kurczowo jego włosy w garściach, jakby w ogóle nie mógł go puścić. Nabijał się i ocierał o penetrującego go potwora i doszedł dopiero wtedy, krzycząc, gdy kochanek spuścił się wewnątrz niego z westchnieniem nieskrywanej rozkoszy.



- Mogłeś po prostu powiedzieć, że chcesz ostrego zerżnięcia – westchnął demon, odgarniając mu spocone włosy z czoła – To jest właśnie sposób na anioły, hmm?
Serael łapał powietrze haustami, zarumieniony i chyba nadal w jakiś sposób speszony.
 - Na tego jednego na pewno – powiedział mu do ucha, kiedy już położyli się obok siebie.


Od tego dnia, Asmodeusz po raz pierwszy od czasów swojego upadku przestał nazywać własną magię przekleństwem. Oczywiście inni nadal tak ją nazywali. Wyłączając Seraela. Jemu nadal bardzo się podobała.









  *[z perskiego: ‘’Asmodeus’’ wódz wszystkich dewów (demonów) – przyp. Autor]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz