Witajcie!



Kilka słów o blogu.

1. Komentarze karmią wenę! (Ponaglenia także.)

2. Wszystkie opowiadania są mojego autorstwa.

3. Proszę o nie kopiowanie i nie rozpowszechnianie tekstów bez mojej zgody. Jest to plagiat i będę na to reagował.

4. Nie czerpię korzyści z prowadzenia bloga.

5. Jeśli autor którejś z grafik nie życzy sobie jej upubliczniania, wystarczy, że da znać w komentarzu pod postem, a grafika zostanie usunięta.

6. Jeśli nie zostawiasz opinii, pozostaw proszę ocenę pod przeczytanym opowiadaniem, aby nam wszystkim żyło się łatwiej i przyjemniej, a ja dzięki temu będę wiedział, co należy zmienić lub poprawić.

7. Ankiety są okresowo, na dole strony.

8.Większość bohaterów występujących w poniższych opowiadaniach została zaczerpnięta z istniejących już w popkulturze, rozpoznawalnych postaci. Tworząc fanfiction bądź slash, nie robię tego z powodów komercyjnych. Dziękuję za uwagę.

sobota, 2 lipca 2016

Silmarillion - Czułość



część 8



- Pośpiesz się – warknął.

Dowódca jego wojsk spojrzał od dołu w lubieżny sposób, ujmując odsłoniętą męskość w dłoń. Ten rozkaz rozumiał aż nazbyt dobrze. Zajął się nim już po chwili, wydając z siebie bezwstydne dźwięki pełne pomruków i uwielbienia, jakby obciąganie mu było szczytem jego skrywanych marzeń. Ogniste włosy jakby ożyły, splatając się i falując niczym płomienie.
Melkor westchnął ciężko, odsuwając od niego spojrzenie.

To nie była ta osoba, której teraz pragnął. I nie chciał wcale dochodzić w ten sposób.

 - Już, wystarczy – powiedział bezosobowo, podciągając kochanka w górę, chwytając go w pasie i kładąc z powrotem na łóżku. – Skoro tak się uparłeś…

Nie dokończył. Zawisł nad nim na rękach i popatrzył mu w oczy, odgarniając czułym gestem kosmyk niesfornych włosów. Ta chwila, w której był Morgothem, zginęła bez śladu.

 - ...Możesz zostać…

Pochylił się, sięgnął ustami jego warg, pocałował go ciepło i spokojnie, zdjął przepaskę, która zasłaniała mu biodra. Przymknął oczy, dotknął jego policzka, a potem westchnął w roztargnieniu, zupełnie odpływając spojrzeniem.

To nie był Morgoth, jakiego znał Mairon. To w ogóle nie był Morgoth. Morgoth nigdy się tak nie zachowywał! Majar otworzył szeroko oczy, po raz pierwszy doświadczając od niego czułości. Aż drgnął, gdy nieznośnie spokojny dotyk przesunął się z policzka na jego odsłoniętą szyję, gdzie palce tego nowego, nieznanego mu mężczyzny poznawały z uczuciem każde wgłębienie i obłość, jaką napotkały.

Sauron nie wiedział, co się dzieje. Nie poznawał kochanka. Zawsze, za każdym razem, gdy byli w łóżku, zabawa kończyła się szybko ostrym i bezemocjonalnym seksem. Jeszcze nigdy Morgoth nie poświęcał mu takiej uwagi, jak dzisiaj. Majar miał wrażenie, że robili to ze sobą po raz pierwszy w życiu. Przecież Morgoth nie posiadał takich odruchów! On nie potrafił kochać!

Ścierpła mu skóra, a ognisty wzrok obserwował niepewnie każdy jego kolejny ruch.
Nie, nie, to nie było możliwe. Morgoth nie mógł nagle odwzajemnić jego uczuć. To tylko jakiś prześmiewczy żart, który skończy się jego typowym, bezdusznym śmiechem.
Ale nie, ten mężczyzna nie wyglądał na skłonnego do żartów.
Co właściwie właśnie się działo?

Melkor całował go namiętnie, przesuwając z wolna dłonią w dół, na wnętrze jego uda, i drażniąc skórę blisko pachwin w miarowym i delikatnym dotyku.
Sauron miał wrażenie, jakby zapłonął od środka. To nie był jednak ten ogień, który tak dobrze znał. Nie było w nim desperacji. Była tylko przyjemność i uczucie bycia w centrum czyjejś uwagi. Był… miły. Taki, że Majar chciał się w nim zatopić i spalić do cna.
Wtedy zrozumiał, że to zachowanie nie było przeznaczone dla niego.

Kochanek go nawet nie zauważał. Widział – lecz widział w nim kogoś innego.
Widział Thranduila. Mairon był tego pewien. To było przeznaczone dla tego dumnego elfa, ale nie dla niego, jego sługi.

Chciał mu przerwać, chciał nie pozwolić… Ale nie był w stanie. Po raz pierwszy w życiu zaobserwował, że jego władca posiada uczucia. Że potrafi je odwzajemniać. Po raz pierwszy w jego bezdusznym spojrzeniu pojawił się ciepły, przyjazny pobłysk.
Pomimo tego, że to nie był spektakl dla niego, Mairon poddał się jego rękom.

Melkor pieścił go z zaskakującym wyczuciem, nie za słabo i nie za mocno, bez cienia dawnej brutalności. Nadal był czuły i nadal wprawiał kochanka w niewytłumaczalny, irracjonalny  niepokój. Sauron nie wiedział, jak ma się zachowywać. Nie pasowała tu jego wulgarność i hardość, a niczego innego zwyczajnie dotąd nie poznał. Leżał więc pod nim niemal biernie, chwytając go zaledwie za kark, jakby te uczucia były tylko iluzją, która mogła zaraz przeminąć. Westchnął lekko, kiedy kochanek zsunął wargi na jego wrażliwy tors. Bał się, że każdym głośniejszym dźwiękiem wyrwie go z tego transu, i nigdy już nie dowie się, co znaczy być kochanym przez Ainura. A pragnął tego z całego swojego serca.

,,On mówił, że mnie kocha” – przypomniał sobie słowa Thranduila. Teraz, patrząc na to, jak zachowywał się jego kochanek, uwierzył w słowa elfa. I wtedy ścisnęło mu się serce.
Jego król kochał jakiegoś miernego długowiecznego, ale nie Mairona, najwierniejszego i najbardziej oddanego ze swych sług! Jego nigdy nie obdarzy podobnym uczuciem. W Majarze narósł bunt i poczucie niesprawiedliwości, ale nadal nie śmiał się odezwać.

Gorące wargi pieściły jego skórę, stając się coraz bardziej nieznośne. Gdzieś, głęboko w sobie, Mairon poczuł się okłamany.
Mógł mieć to wszystko, co dostał Thranduil, ale to Thranduil był lepszy i to on mógł stawiać mu warunki… Stawiał warunki Władcy Ciemności! Od dawna! Dlaczego Saurona nigdy nie zastanowiło to, że Morgoth nie zmiótł go do tej pory z powierzchni ziemi?
Zacisnął zęby, odwracając głowę.
To zabolało. Król Kłamstw omamił i jego. Wmówił mu, że nie posiada uczuć śmiertelników, że jest ponad nie. Zełgał! Miał je – dla Thranduila. Jedynie dla niego.

 - Patrz na mnie…

Z otępienia wyrwał go zwodniczo miękki szept. Niski głos Ainura przebił się przez zasłonę rozpaczy Mairona i sprowadził z powrotem na łóżko. Kochanek niechętnie uniósł spojrzenie, oczekując, że władca znów będzie miał ten straszny, rozmarzony wzrok, ale napotkał… Wściekłość.
Dobrze znaną i przerabianą wiele nocy wściekłość Morgotha.

 - Nie pozwoliłem ci odwracać wzroku.

Chwycił Mairona za włosy i przyciągnął do siebie, całując brutalnie i chaotycznie, tak, jak Mairon lubił.
Melkor odszedł w zapomnienie. Morgoth obrócił kochanka na brzuch, przyciągnął jego biodra i wdarł się w niego ostro, zmuszając go do głośnego krzyku.
Och tak, to Sauron bardzo dobrze znał. To wyrwało go z poprzedniego otępienia i wznieciło w nim wściekły pożar. Sam nabił się na niego biodrami, pozwalając mu wejść do końca. I sam poruszył się pierwszy, nadając swoje tempo.
Chciał zapomnieć o tym wszystkim, co robił wcześniej Melkor.
Pozwolił się ciągnąć za włosy i szarpać, dysząc w odpowiedzi i powarkując w dzikości, i szarpiąc pazurami pościel, gdy nie mógł dosięgnąć jego ciała. Pozwolił się pieprzyć do krwi.
 To znał, to lubił… I tego się nie obawiał. W przeciwieństwie do tego, że mógłby sobie kiedyś ubzdurać, że Morgoth naprawdę coś do niego poczuje, co nie będzie jedynie zwierzęcym pożądaniem. Gdyby jego władca ponownie zaczął zachowywać się w ten dziwny sposób…Tego właśnie bał się teraz najbardziej na świecie.
*

 Thranduil chodził w kółko po komnacie.
Minęły trzy dni. Trzy – odkąd porwał go Morgoth, umieszczając we własnym zamku. Thranduil nie mógł zbiec. Nie mógł uciec z tak dobrze chronionej twierdzy, i czystą głupotą byłoby próbować umknąć Władcy Ciemności, który, jako Ainur, mógł go w każdej chwili namierzyć i sprowadzić z powrotem, i wściec się na niego, i wylać swą wściekłość na niewinnych, wysyłając jeszcze więcej wojsk.
Nie, Thranduil nie mógł popełnić teraz błędu. Musiał go jakoś uspokoić, chciał, by jego poświęcenie nie szło na marne, mógł uratować tyle istnień!... Wystarczyło, że przełknąłby dumę i zajął Morgotha swoją osobą tak, by ten nie miał ochoty zajmować się wywoływaniem wojny… Czyli musiał skryć swe zranienie i dać mu się zbliżyć, bo tylko w ten sposób mógł zyskać nad nim jakąś kontrolę. Ale nie zapomniał. Ciągle myślał o tym, że każde jego słowo jest kłamstwem. Czy sam również miał zacząć kłamać? Czy to miała być jego pokuta za to, że obdarzył kiedyś tego potwora uczuciem?

Elf oparł się o okno, bezsilny, pozbawiony chęci do tego, by zbliżać się do Morgotha w jakikolwiek sposób. Rana w sercu bolała, i jątrzyła się z każdą myślą o jego osobie.
Uwierzył Sauronowi, ale nie jemu. Jemu nie chciał zaufać już nigdy.

*

Sauron siedział obok śpiącego Władcy, próbując pozbierać rozbiegane myśli.
To, co wydarzyło się tej nocy było zbyt dziwne, by potrafił o tym zapomnieć. Coś musiało ulec zmianie. Coś – w Morgothcie, odkąd został uwięziony. Czarnoksiężnik widział w nim dwie różne, odmienne osoby, choć postać pozostawała ta sama. Pamiętał tą drugą osobę jak gdyby przez mgłę. Melkor. Nie znał go wtedy zbyt dobrze. Widział zaledwie parę razy. Przebywali w innych miejscach i nie mieli ze sobą kontaktu. Dopiero później, gdy Melkor zaczął przemieniać się w Morgotha i przeciągać Mairona na swoją stronę, Majar przystał na propozycję współpracy.
Teraz widocznym było, że Morgoth ma przebłyski dawnego ja. Czy oszalał, przebywając w Pustce? Czarnoksiężnik nie byłby tym zdziwiony.
Jego pan był sam przez wiele setek lat; sam, związany i przyduszony obrożą, krwawiący z ran, i pokonany. Jego duma mogła tego nie udźwignąć. Mógł – choć nie musiał – wrócić do swojego dawnego zachowania, które dużo lepiej poradziłoby sobie z tą sytuacją. On jako Mekor był bardzo cierpliwy. Mógłby po prostu zapaść w medytację, będąc ostoją spokoju, i przeczekać w ten sposób  najgorsze chwile. Gdyby szalał przez cały czas zamknięcia, po wyjściu na świat zwyczajnie by go spopielił, nie bawiąc się w żadne wojny. 
 *
Morgoth obudził się gwałtownie, siadając na łóżku i zrywając z siebie pościel.
 - Waregowie… - wydyszał, chwytając się za czoło – To była zasadzka!
Sauron niemal podskoczył, kierując na niego zdziwione spojrzenie. Wyglądało na to, że jego pan przejął się nagle jakimiś stratami… Przejął się. On. A nigdy dotąd nie zwracał na nie uwagi.
 - Maironie, wyślij wojska w stronę Rohanu, poślij tam smoka i dopilnuj, by wydobyć ich z rozpadliny… - rozkasłał się nagle, zakrył usta przedramieniem… Stracił wątek, gdy zobaczył krew.
Był nią jeszcze bardziej zdziwiony niż Mairon. Z tym, że Mairon w chwilę później przejął się tym nie na żarty.

 - Panie mój?... – dowódca chwycił jego twarz w dłonie, patrząc ze strachem, jak w kąciku ust jego króla pojawia się krew – Co się dzieje?!
Morgoth nie krwawił ot tak – ani na wojnie, ani nawet w trakcie ich brutalnych igraszek, kiedy Sauron rozszarpywał mu skórę pazurami. Czarnoksiężnik widział jego krew tylko raz; wtedy, gdy Morgotha zaatakował Manwe.

 - Panie! – Mairon nie miał pojęcia, co robić w takiej sytuacji. Morgoth nie odzywał się, ocierając usta z krwi – Jak mogę pomóc?

 - Wykonaj… rozkaz – wycharczał Morgoth, wstając i narzucając na siebie szaty – Muszę pomówić z Thranduilem… - znów zaniósł się kaszlem, splunął krwią, a potem uśmiechnął się nieprzyjemnie – Wiem już, dlaczego przechytrzono nasze oddziały. Thranduil jak zawsze musiał postawić na swoim.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz