Witajcie!



Kilka słów o blogu.

1. Komentarze karmią wenę! (Ponaglenia także.)

2. Wszystkie opowiadania są mojego autorstwa.

3. Proszę o nie kopiowanie i nie rozpowszechnianie tekstów bez mojej zgody. Jest to plagiat i będę na to reagował.

4. Nie czerpię korzyści z prowadzenia bloga.

5. Jeśli autor którejś z grafik nie życzy sobie jej upubliczniania, wystarczy, że da znać w komentarzu pod postem, a grafika zostanie usunięta.

6. Jeśli nie zostawiasz opinii, pozostaw proszę ocenę pod przeczytanym opowiadaniem, aby nam wszystkim żyło się łatwiej i przyjemniej, a ja dzięki temu będę wiedział, co należy zmienić lub poprawić.

7. Ankiety są okresowo, na dole strony.

8.Większość bohaterów występujących w poniższych opowiadaniach została zaczerpnięta z istniejących już w popkulturze, rozpoznawalnych postaci. Tworząc fanfiction bądź slash, nie robię tego z powodów komercyjnych. Dziękuję za uwagę.

poniedziałek, 23 maja 2016

Sillmarilion - Upadek


część 7

Mairon schylił głowę w pokorze, nie śmiąc popatrzeć mu w oczy.

Thranduil jeszcze nigdy tak nie wyglądał. Cały jego naturalny blask jakby przygasł, na kształtnych wargach odbijało się rozgoryczenie, i najgorsze było to, że… Coś musiało go złamać. Odebrać mu siły. Nie było w nim krzty wyniosłości. Był jak cień siebie i zmienił się w jednej chwili. Melkor poczuł ostry ucisk w sercu, ucisk… narastającego niepokoju.
Lekkim gestem uniósł mu twarz za podbródek, ale Thranduil szarpnął się ostro i odwrócił od niego głowę, nawet nie myśląc, by na niego spojrzeć. To wróżyło bardzo źle.

Morgoth stał przez moment nieruchomo, by za chwilę podejść szybkim krokiem do Saurona, i chwycić go za szyję, przybijając z rozmachem do muru.

 - Co… mu… powiedziałeś?! – ryknął, trzymając go w zacisku gorszym od imadła – Odpowiadaj!

W pomieszczeniu pociemniało nagle, a dym wypełzł spod podłogi i rozlał się po ziemi niczym smoła.

W oczach Mairona odbił się strach. Zacisnął palce na dłoni, która go niemal dusiła, i nawet nie próbując walczyć, poczekał, aż Morgoth zelży uścisk.

 - Panie mój… - wykrztusił w końcu z pokorą – To nie było nic wielkiego… - na jeszcze bardziej rozjuszoną minę Morgotha dodał jednak szybko – Powiedziałem tylko, że jest zdrajcą i że ja, jako twój kochanek i prawa ręka nie dopuszczę, by zdradził ponownie…

Morgoth puścił go w jednym momencie, rzucając mu pełne niedowierzania spojrzenie. Majar osunął się po ścianie, kaszląc i walcząc o złapanie powietrza.

 - Jako… mój kochanek? – powtórzył z wolna, marszcząc brwi – Maironie, my byliśmy ze sobą dobre tysiąc lat temu. Nie jesteśmy w tej samej relacji co kiedyś. Odkąd cię wezwałem, nie wspomniałeś o tym ani razu. Sądziłem, że i dla ciebie sprawa jest zakończona.

Mairon przestał kasłać w jednej chwili.

 - Zakończo…? Słucham? Jak to zakończona? Mój panie? – zapytał, zupełnie zbity z tropu – Przecież… pomogłeś mi się odrodzić. Znalazłeś mnie! Dałeś mi swoją moc. Myślałem, że chcesz, żebym dalej… - jego głos zrobił się dużo bardziej cichy i niepewny, gdy rozmasował czerwone ślady na swojej szyi – Żebym dalej był u twojego boku, Morgoth’cie… - dodał bezradnie.

 - CO? – żachnął się Władca – Mówiłem tylko, że masz zająć się wojskami, tylko o tym. Twoje stanowisko nie uległo zmianie. Sprawdzałeś się na nim. Wróć lepiej do swoich obowiązków, zanim twoja wyobraźnia znowu zacznie szaleć.

Sauron podniósł się z ziemi, kręcąc w niedowierzaniu głową.

 - Nie mówisz tego poważnie. Nie wierzę, że chciałeś to powiedzieć. Nie. Nie wmówisz mi… To nieprawda! Jestem twój! Jestem ci potrzebny!...

 - Wracaj do siebie, Maironie – powtórzył beznamiętnie Morgoth – Zajmij się lepiej czymś pożytecznym, bo do końca mnie dziś zdenerwujesz. Zachowaj swe mrzonki w ciszy. Są bezwartościowe.

Sauron uniósł się wściekłością.

 - Więc wolisz teraz jego ode mnie? Tak? O to ci chodziło? Po to mnie tu zawołałeś, żeby upokorzyć na jego oczach? A może to taka próba? Nie wystarczyło, że byłem ci wierny tysiąclecie, więc chcesz się upewnić, że nadal nie zrezygnuję? To PEWNE, że nie zrezygnuję! Możesz sobie pieprzyć całe setki elfów, proszę bardzo!

Zarzucił brzeg szaty przez ramię, odwrócił się od Morgotha i przybrał postać sokoła, by bez pozwolenia wylecieć przez otwarte okno.

Okno zatrzasnęło się za nim, scalając z murem.

 - Nie sądziłem, że będzie chciał wywlekać przeszłość – powiedział po chwili ciszy do Thranduila – Nie powinienem zostawiać was samych… - i westchnął, podchodząc do łańcuchów. Odpiął elfa, uwalniając jego nadgarstki. Odsunął się, jakby Thranduil właśnie go skarcił.

Król opuścił bezwiednie ręce, i stał tak, obojętnie, i nadal nieruchomo. Miał martwe spojrzenie.
Nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Ani z nim, ani z jego kochankiem, ani z całym tym zamkiem. Chciał tylko wrócić, i zaszyć się głęboko we własnych komnatach, by cierpieć w ciszy i samotności.

Melkor zaopiekował się nim. Objął go w pasie, w ciszy, i przeniósł do poprzedniej komnaty, w której umieścił go najpierw. Usadził go na jego łóżku i usiadł w rogu pokoju, czując, że Thranduila przytłacza jego obecność.

 - Co on ci nakłamał, mój alasse?...

Król nie odpowiedział. Położył się na łóżku, odwrócił do niego plecami i zamknął oczy, starając się uspokoić oddech. Błagał w myślach, by Morgoth już wyszedł i przestał go nagabywać. Miał dość jego kłamstw i podchodów, dość niepewności…

Ktoś taki jak Melkor nigdy nie istniał, był tylko jego marzeniem. Był tylko Morgoth, on był Morgoth’em od samego początku. Jak Thranduil mógł tego nie zauważyć?... Jak mógł tak dać się nabrać?...

 - Co ci powiedział, że jesteś taki zraniony? Jeszcze nigdy nie widziałem cię w takim stanie.

Słowa, słowa… Król Lasu nie chciał ich słuchać. Wszystko to było jadowitymi kłamstwami.

 - Powiedział mi prawdę.

Na jego wargach zagościł gorzki uśmiech.

 - To nie ja jestem światłem twojego życia. Nigdy nim nie byłem. W końcu co może być jaśniejsze od ognia? To ogień rozświetla mrok. Na pewno nie śmiertelna powłoka. Odejdź już ode mnie. Nie chcę cię widzieć. Nigdy więcej. Mam swoje obowiązki względem elfów, a ty masz własne życie. Nic już nas nie łączy, jesteśmy na wojnie, po dwóch różnych stronach. Nie próbuj zaprzeczać, bo pogrążysz się jeszcze bardziej. Nie uwierzę w ani jedno twoje słowo.

Ainur niechętnie przybrał postać Melkora, podszedł do łóżka i ukląkł u jego wezgłowia.

 - Nie mnie powinieneś nie wierzyć… - wyszeptał, nachylając się nad leżącym – Ogień owszem, rozświetla mrok, ale gaśnie zaduszony dymem. To światło, i tylko światło potrafi przebić ciemność. Ogień jest migotliwy i zwodniczy, i nie stanowi dla ciebie konkurencji. Thranduilu… - zwrócił się do niego błagalnie – W całym swoim życiu kochałem jedynie ciebie. Przecież wiesz, musisz to czuć. Mairon był ze mną tylko chwilę. Odkąd mnie odrzuciłeś, zajął moje myśli, abym nie popadł w szaleństwo. Ale to nie o nim myślałem w Pustce. Nie do niego przyszedłem w odwiedziny. Nadal pozostajesz moją miłością, cokolwiek o tym nie sądzisz.

 - Zdradzałeś mnie – powiedział zimno Thranduil, nieczuły na jego próby – To nie jest żadna miłość.

Melkor spoważniał. Chwycił jego twarz w dłonie, nakazując na siebie spojrzeć.

 - Nigdy… Cię… NIE zdradziłem – powiedział wolno i dobitnie – Kiedy byliśmy razem, byłeś całym moim światem. Kiedy skończyłeś nasz związek, moje serce nadal należało do ciebie. Mairon wiedział, że jest tylko zastępstwem. Nie mógł wymagać tego, czego sam nie posiadałem. Nie oczekiwał miłości. Poza tym… Przecież ty też sobie kogoś po mnie znalazłeś. Kobietę. Masz z nią syna. Nie chcesz chyba teraz się o to sprzeczać?

 - Nie zaufam ci nigdy więcej i nie interesuje mnie twoja historia. Nie bez powodu nazywają cię Królem Kłamstw - zwodziłeś mnie od samego początku. Prędzej uwierzę Sauronowi niż tobie. W porównaniu do ciebie przynajmniej wydawał się szczery. – odparł obojętnie.


 - Ach! Thranduilu! – Melkorowi kończyła się cierpliwość – Mam go tutaj sprowadzić i zmusić, by przeprosił za łgarstwa?

Thranduil pokręcił głową, odepchnął go i znów odwrócił się do niego plecami.

 - Obaj jesteście siebie warci. – powiedział w przestrzeń – A ja nie należę do waszego świata.

Morgoth pozostawił go w końcu samemu sobie. Wiedział, że tego dnia już go do siebie nie przekona. Był jednak wściekły. Był tak wściekły, że wysłał armie na wszystkie strony świata, by zalać go swoją nienawiścią. Gdy powrócił do swych komnat, zmęczony i bezsilny wobec oskarżeń Thranduila, zobaczył ze zdumieniem, że ma zajęte łóżko.

Mairon przeciągnął się rozkosznie, odgarniając sploty długich, ognistych włosów i odsłaniając skrawek nagiego, gładkiego uda.

 - Panie mój… - wyszeptał, patrząc na niego wyzywająco spod rzęs – Pozwól, że pomogę zdjąć twoje szaty… Miałeś tak ciężki dzień… - sięgnął po stojący przy łóżku kielich z winem i usiadł pozwalając, by czarna, satynowa pościel osunęła się aż do podbrzusza, ukazując jeszcze więcej apetycznie wyrzeźbionego ciała – Pozwól się dziś zadowolić. Podnieca mnie twoja gra z Thranduilem, choć przyznam, chciałbym już poznać jej zasady. Dobrze odegrałem swoją rolę?...

*

Melkor był zaskoczony jego najściem. Zanim zdołał podjąć decyzję, Mairon wstał, przepasany jedynie kawałkiem zwiewnej, czarnej materii i podszedł do niego, falując biodrami w naturalnie zmysłowy sposób.

 - Panie mój – powtórzył, wręczając mu wino, przystając przed nim i odpinając mu wiązanie peleryny, ściągając ją, by odnieść na pobliskie krzesło – Wiesz, niemal uwierzyłem w twe słowa, kiedy powiedziałeś, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, ale potem zrozumiałem, że musiałeś odegrać przed tym elfem swój pokaz, i już wcale się na ciebie nie gniewam.

Sięgnął dłonią ku paskowi od spodni, przesuwając dłonią po jego odkrytym brzuchu.

 - Milczysz. Jesteś zły z powodu nieudanego przebiegu dnia? Wolisz, żebym przestał mówić? Nie potrafię odczytać twoich zamierzeń… Masz dziś takie dziwne spojrzenie. Chciałbym, byś był ze mnie zadowolony…

 Mairon opadł na kolana, zbliżając wargi do miejsca, które właśnie uwolnił zza klamry jego pasa.

 - Chcę dziś zobaczyć twój uśmiech, mój królu.

Melkor sięgnął ręką w dół, gotów chwycić go za włosy i odciągnąć, ale zawahał się. Zamiast tego wypił kielich do dna.

,,Obaj jesteście siebie warci”.

Morgoth uśmiechnął się zimno, pozwalając swemu słudze rozwiązać sznurowanie spodni. Melkor wcale tego nie chciał, wiedział jednak, że jest na tyle wściekły, że rozładowanie się będzie bardzo rozsądnym wyjściem, aby nie rozpocząć kolejnego dnia od wywołania nowej wojny.
Odrzucił kielich, chwycił Mairona za włosy i przycisnął go do siebie.


 - Pośpiesz się – warknął.

1 komentarz:

  1. Morgoth jest momentami (a nawet dłużej) straszliwie podły. Tak jak Morgoth/ Thranduil jest moim OTP w tym uniwersum, tak skurwysyństwo tego pierwszego zaczyna działać mi na nerwy. Żywię przynajmniej nadzieję, że zakończenie będzie happy :D

    OdpowiedzUsuń