część 5
Thranduil
nie spodziewał się tak szybkiego powrotu do jego komnat.
Król
Ciemności przybył zaledwie dzień później, ale wtedy już zupełnie w niczym nie
przypominał siebie z momentu jego wydostania się z Pustki.
Gdy
nadszedł, objawił się w smugach czarnego, okalającego go dymu. Pojawił się w
największej z danych Thranduilowi sal, jak na króla przystało, w królewskich
szatach, pełen wytworności i dostojeństwa.
Nie
udawał już bezsilności, by wzbudzić jego troskę i współczucie. Nosił się
dumnie, wyraźnie reprezentacyjnie i majestatycznie – zdawało się, że nawet
najmniejszy jego gest mógł nakazać obserwatorowi bezwzględne poddanie się jego
rozkazom, że nie musiał używać żadnych słów, by osiągnąć to, czego akurat
zapragnął.
Nie
otworzył drzwi w sposób, w jaki mógłby to zrobić śmiertelnik; wszedł do środka,
gdy ciężkie odrzwia otworzyły się przed nim na oścież, wyraźnie dając
Thranduilowi znać o jego obecności.
- Zastanowiłeś się już, mój alasse?
Thranduil
czekał w środku, niepewien jego pokazów siły. Kiedy jednak zobaczył jego
postać, odruchowo cofnął się o krok.
To nie
był jego dawny Melkor, jego ukochany. To był Morgoth, w całej swej krasie i
drapieżności – Morgoth, Czarna Moc Północy, Król Świata.
Zanim
elf zdołał cokolwiek odpowiedzieć, wbił w niego długie spojrzenie, by
zdecydować, czy bardziej powinien go teraz podziwiać, czy też się go obawiać;
Thranduil znał Morgotha jedynie z opowieści i tego, czego dokonywał w swym
gniewie, nie z tego, jak postępował wobec bliskich sobie osób.
Ainur
miał narzuconą na ramiona, czarną, plisowaną pelerynę z wysokim skórzanym
kołnierzem i długimi przylegającymi rękawami, tors zaś pozostawił odsłonięty,
eksponując wyrzeźbione mięśnie i naturalnie alabastrową skórę. Na granicy pasa
okalała go po obu stronach długa do stóp przepaska z dwoma kawałkami ściętego w
trójkąt materiału, który misternie odsłaniał część skórzanych, dopasowanych
spodni i wysokich butów z klamrami. Dłoń, którą sięgnął kiedyś po Silmarille,
skrył pod czarną rękawicą do łokcia. Włosy koloru ciemnego granatu zmieniły się
w czarne z kruczym połyskiem, a tęczówki, niegdyś przejrzyste i niebieskie,
stały się ciemne jak noc, bezduszne i niedostępne.
Tak
prezentował się jako Morgoth, i tak też odbierał go teraz dawny ukochany. A
Thranduil obawiał się Morgotha tak samo, jak wszystkie inne elfy i całe życie
świata.
- Widzę, że doszedłeś do siebie – skwitował
Thranduil, starając się zabrzmieć całkiem obojętnie – Czy wraz z mocą powrócił
też twój dawny charakter? Jeśli tak, to nie masz tu czego szukać. Kochałem Melkora,
ale nie ciebie. Ciebie nigdy nie obdarzę takim uczuciem.
- Thranduilu, nie przyszedłem do ciebie po
ocenę, a odpowiedź – głos Ainura zrobił się wręcz rozbawiony – Gdybyś
nie zauważył, to ciągle jestem ja. Nic się nie zmieniło prócz twojego
postrzegania. Zawsze miałem w sobie i tę dobrą, i złą stronę. To, że
dostrzegałeś tylko jedną z własnej wygody i chęci, jest tylko twoim wyborem.
- Może jeszcze spróbujesz mi wmówić, że odkąd
owładnęła tobą nienawiść, nic z twojego zachowania nie uległo zmianie? Że od
zawsze mordowałeś dla przyjemności i tworzyłeś sobie dla zabawy legiony orków?
Morgoth
zacmokał w niezadowoleniu, podchodząc bliżej elfa.
- Nie o tym będziemy dzisiaj rozmawiać –
orzekł twardo – a o tym, do jakich doszedłeś wniosków od naszego ostatniego
spotkania.
Thranduil
postanowił być równie hardy co on, jednak widok odkrytej skóry, twardych mięśni
i jego niepokornego, aroganckiego uśmiechu, nie potrafił mu w tym dorównać.
Morgoth go rozpraszał. Musiał świadomie się tak ubrać, wyczuwając zapewne jego
rozterkę. Bo Król Lasu nadal nie wiedział, co powinien mu odpowiedzieć. Nadal
się wahał. Teraz, patrząc na jego zatrważającą atrakcyjność, ideał męskiego
piękna - wcielenie boga na ziemi, nie potrafiłby mu odmówić, bez oczywistego
dla obydwu z nich kłamstwa.
- Dałeś mi za mało czasu – król spróbował
fortelu, wcale nie chcąc mu odpowiadać – To była zaledwie doba, a na tak
poważną decyzję potrzebowałbym…
- Thranduilu, nie przeciągaj tego – przerwał
mu bezczelnie Ainur, podchodząc ciągle i ciągle, aż elf znów był zmuszony
oprzeć się o ścianę – obaj przecież wiemy, że wzbraniasz się przede mną jedynie
dla zasady. JA to wiem. Ty to czujesz. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego sobie
tego odmawiasz.
Nachylił
się nad nim, by przybliżyć powoli usta i w delikatnym geście musnąć wargami
jego skroń, i zbliżyć je w końcu do jego ucha.
- Wiem przecież, że mnie pragniesz. Nie możesz
zaprzeczyć… – wyszeptał wtedy niskim, mrukliwym głosem. W tym tonie była
namiętność, nie ukrywał jej.
Elf
zrobił wszystko, żeby go odepchnąć. Starał się z całych sił, ale skapitulował,
rozpraszany ciągle przez jego gorący oddech. Zacisnął dłonie na czarnych,
stalowych kolcach, które ozdabiały szatę na ramionach, przydających mu wyglądu
smoka.
Oddech
był teraz jeszcze bliżej, przesunął się do policzka, choć Ainur tym razem nie
dotknął go ustami.
- Przestań. – Zarządził jasnowłosy elf,
zaciskając mocniej dłonie – NIE jesteś Melkorem! Tylko jemu mogę oddać serce.
Morgoth
uśmiechnął się kątem warg. Wyniośle i wyraźnie arogancko. Nie przejął się jego
słowami.
- Więc Melkorowi powierzysz serce… -
szepnął mu nagle w wargi – A mi oddasz ciało, skoro tak wolisz.
Pocałował
go bez pytania, korzystając z chwili nieuwagi. Thranduil był zbyt rozproszony,
zbyt bezradnie niezdecydowany, by mógł przepuścić taką szansę. Postanowił mu
pomóc. Wdarł się do jego warg, dziko i zachłannie, nie bawiąc się już w
czułości, ani ostrożność. Jedną ręką chwycił go pod brodę, a drugą zsunął na
jego pośladki, w wyraźnym geście dominacji.
- Nie! – Thranduil szarpnął się, raz i drugi,
teraz już naprawdę próbując go odepchnąć – Nie jestem twoją zabawką! Puść mnie!
Morgoth
nie dał się odepchnąć. Nadal go trzymał, i to nawet mocniej.
- Ach, tak? Więc spójrz mi w oczy! – nakazał -
Spójrz, i powiedz, że chcesz, abym teraz odszedł! Ale nie próbuj mnie
okłamywać. I siebie również!
Thranduil
spojrzał mu w oczy tak wyniośle i chłodno, jak tylko potrafił.
- Masz… - zaczął zimnym tonem - natychmiast… -
i urwał, zagryzając zęby. Nie dopowiedział ,,…przestać”. Naprawdę nie potrafił,
bo głos uwiązł mu w gardle, gdy Morgoth, w stanie źle skrywanego pożądania,
dyszał mu w wargi, oczekując uległości.
- Wiedziałem – podsumował Ainur – Nieważne, które
wcielenie sobie obiorę, i tak będziesz pożądał każdego.
Objął go
w pasie i zdematerializował ich obu w kłębach dymu, przenosząc do własnej
komnaty. A dokładniej sali. Dużej, przestronnej, z jednym czterokolumnowym
łożem, oraz wielką ilością łańcuchów i metalowych przedmiotów, których
przeznaczenia dumny elf nawet bał się domyślać.
Morgoth na tym obrazku jest taki... seksowny!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam rozdział trzy razy i nadal mi mało. Taki krótki, nie przeboleję. Tak mało gdziekolwiek Morgotha i Thranduila, a to taka świetna parka...
Pisz, czekam z niecierpliwością ;)
Nadal kocham Morgoth/Sauron najbardziej ze wszystkich książek Mistrza, ale na ten ship też znajdzie się gdzieś tam miejsce na liście :D
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy :3
Usuń