część 4
Thranduil
nie chciał wierzyć w ani jedno jego słowo – nie chciał go wcale słuchać – ale
nie był w stanie puścić mimo uszu tak bolesnego porównania. Morgoth miał
czelność porównywać się do niego… Niego, władcy Leśnego Królestwa, który
zawsze, od niepamiętnych dziejów, działał przeciwko siłom ciemności. Odkąd jego
kochanek zdradził świat. Oczywiście, że się różnili! Thranduil był dobry i
prawy…
- Pewnie myślisz teraz, że ty przecież
świecisz przykładem dla innych i nie mam prawa się do ciebie przyrównywać, ale
wiedz, że to, co robisz, wcale nie jest tak dobre, jak zawsze ci się
wydawało. Zamknąłeś swoich poddanych pod ochronnym kloszem puszczy, ale co z
resztą elfów, których ochroną tak bardzo się szczycisz? Czyż nie pozostawiłeś
ich na śmierć? Przecież nie wysłałeś na wojnę z Mordorem własnych wojsk, by ich
wspomóc. Nie – ty wolałeś ją przeczekać, w nadziei, że ominą cię jej
zniszczenia. To wygoda, czy tchórzostwo, Thranduilu?...
Thranduil
nie wytrzymał. Wymierzył mu głośny policzek, aż mężczyzna cofnął się o krok.
- Jak śmiesz zarzucać mi coś takiego po
wszystkich swoich wojnach, w których traktowałeś stworzone przez siebie istoty
gorzej niźli wściekłe bestie? Rozumne istoty, Morgothcie. Te, które posiadały
uczucia i własne marzenia, a które były dla ciebie jedynie zabawkami! Smoki tak
bardzo mi ciebie przypominały.. Były dumne, butne i przeświadczone o swojej
wielkości. Wystarczyło jednak raz z nich zakpić, by natychmiast traciły
nad sobą całe panowanie. A Balrogi? Och, to była kwintesencja twojej
wściekłości! Kiedy wpadasz w szał, niszczysz wszystko bez zastanowienia, tak
samo jak one… Wilki, wargi, orkowie… Bezładna masa, hałastra, odzwierciedlająca
stan twojej chaotycznej duszy i destrukcyjnych myśli. Mam wymieniać dalej?
Myślisz, że nie wiem, jaki jesteś? NIE mamy ze sobą nic wspólnego!
Ainur
świadomie pozwolił mu się uderzyć. Teraz, wyprostowując się z czerwonym śladem
na policzku, posłał elfowi smutny i zrezygnowany uśmiech.
- Więc wolałbyś widzieć mnie na kolanach i w
kajdanach... Rozumiem. Jestem tak dumny i butny, że nie zasługuję już na twoją
uwagę. Wypominanie moich błędów sprawia ci przyjemność? Pozwól, że ci pomogę…
Nie powinienem był myśleć, że jesteśmy sobie równi… Co też mogę ja, pokonany
buntownik, w obliczu ciebie, mój Królu?...
Zrobił krok do przodu – a gdy elf się cofnął –
zrobił kolejny, zmuszając go do wycofania się pod ścianę.
- Uderz mnie ponownie, śmiało. Może poślesz
mnie na kolana, tak, jak tego pragniesz.
Thranduil
otworzył szeroko oczy w zdumieniu, ale nie podniósł ponownie ręki.
- Jeśli jednak nie chcesz… Jeśli się
wzbraniasz… To znaczy, że według ciebie wcale na to nie zasłużyłem… - podszedł
bardzo blisko niego i ujął jego dłoń, by przyklęknąć przed nim na jedno kolano,
tak jak robiło się to w wyrazie hołdu – A skoro tak, to nasza kłótnia nie ma
najmniejszego sensu.
Odwrócił
jego dłoń wierzchem do góry i złożył tam krótki, lekki pocałunek.
- Daj mi się karmić myślą, że kiedyś znów
spojrzysz na mnie w sposób, w jaki patrzyłeś przed laty. Daj mi choć nadzieję,
światłości mego życia. Zawsze byłeś jedynym blaskiem, którego pożądałem. Nie
pragnę niczego więcej. Zrobię wszystko, żeby cię odzyskać.
- Ach tak? – Thranduil otrząsnął się z szoku i
wyszarpnął rękę – W takim razie obiecaj mi coś, Melkorze. Przysięgnij, na tę
miłość, o której tyle mówisz, że choć raz w życiu będziesz ze mną szczery.
Morgoth
bez wahania skinął głową.
- Więc powiedz mi… Czy byłbyś w stanie
odrzucić wszystkie swe plany i całą nienawiść do świata po to, by móc ze mną
być?... Jeśli nie, to twoja miłość jest… bezwartościowa.
Ainur
tym razem zawahał się dłuższą chwilę. Thradnduil jednak źle sformułował
pytanie. Nie spytał – czy to zrobi. Spytał: czy byłby w stanie. Ainur był w
stanie zrobić w swej potędze absolutnie wszystko.
- Oczywiście, że byłbym w stanie, Thranduilu.
Thranduil
przełknął z trudem ślinę, i bardzo, bardzo powoli ułożył dłoń na jego głowie.
- Chciałbym móc ci zaufać – wyszeptał – Choć
raz, Melkorze. Ale boję się tego. Zostaw mnie teraz sam na sam. Chcę to
wszystko przemyśleć. Z daleka od ciebie.
- Dobrze – zgodził się Morgoth, ukrywając
uśmiech pełen satysfakcji. Dobrze zagrał swą rolę. – Co tylko zechcesz, moja
jedyna miłości.
Ojejku, nie miałam pojęcia, że to opowiadanie będzie kontynuowane... Wchodzę dzisiaj, patrzę i chwila szczęścia. Jak ja kocham tę parę <3 Czekam na kolejne części ^^
OdpowiedzUsuńW planach jest jeszcze kilka :)
OdpowiedzUsuń