Witajcie!



Kilka słów o blogu.

1. Komentarze karmią wenę! (Ponaglenia także.)

2. Wszystkie opowiadania są mojego autorstwa.

3. Proszę o nie kopiowanie i nie rozpowszechnianie tekstów bez mojej zgody. Jest to plagiat i będę na to reagował.

4. Nie czerpię korzyści z prowadzenia bloga.

5. Jeśli autor którejś z grafik nie życzy sobie jej upubliczniania, wystarczy, że da znać w komentarzu pod postem, a grafika zostanie usunięta.

6. Jeśli nie zostawiasz opinii, pozostaw proszę ocenę pod przeczytanym opowiadaniem, aby nam wszystkim żyło się łatwiej i przyjemniej, a ja dzięki temu będę wiedział, co należy zmienić lub poprawić.

7. Ankiety są okresowo, na dole strony.

8.Większość bohaterów występujących w poniższych opowiadaniach została zaczerpnięta z istniejących już w popkulturze, rozpoznawalnych postaci. Tworząc fanfiction bądź slash, nie robię tego z powodów komercyjnych. Dziękuję za uwagę.

wtorek, 23 grudnia 2014

Devil May Cry - Głos rozsądku


miłość braterska (8)



Vergil przygarnął go do siebie w ciszy i oparł czoło na jego ramieniu. 
- Nawet nie wiem, od czego miałbym zacząć... - w jego głosie była jakaś przedziwna rezygnacja- Sahiel? To akurat nie był kot. To hybryda z piekła. Odkąd uratowałem mu życie tydzień temu, nie chce się ode mnie odczepić. Ma trzy formy i aktualnie przyblokowałem mu trochę mocy. -Vergil nawet był nieco zniesmaczony- Pomógł mi wydostać się od Mefisto.
Zrobił przerwę, wracając myślami do piekła. Jego dłoń powędrowała na klatkę piersiową brata, prawie delikatnym gestem badając jego ciepłą skórę.
- Na czym stoimy, Dante? Ty mi to powiedz. Rok temu sądziłem, że wiem, na czym stoję. Dzisiaj nie wiem już nawet, kim jestem. - w miejscu, o które się opierał, złożył nagle krótki pocałunek. Coś wewnątrz niego powoli się łamało. Nie ukrywał już, że potrzebuje jego bliskości. - Kiedy zawładnąłem piekłem, Mefistofeles postanowił dać mi pewną... Lekcję.- Vergil zagryzł zęby, zły na samego siebie - Uświadomił mi, że jestem słaby. Pokazał mi, że prawdziwy król nie może mieć żadnych słabości, bo wtedy bardzo szybko ginie. To było takie proste. Banalne. - podniósł wzrok, przyglądając się reakcji brata - Pokazał mi, jak umierasz. Zabijał cię na moich oczach, ale ja nie wiedziałem, czy to jest prawda. To bolało jak diabli, braciszku. Zrozumiałem, że miał rację... Złamał mnie tym. - mówił głosem bez wyrazu, jakby opowiadał historię kogoś innego - Potem były inne lekcje, nie zawsze podglądowe. Uznał, że skoro chcę rządzić, muszę wiedzieć o piekle wszystko. Mówił, że nasz ojciec szkolił się pięćset lat, zanim stwierdził, że się do tego nadaje. Niejednokrotnie podejmował ze mną walkę, ale to była dla niego tylko zabawa. Sukinsyn dawał mi nawet dobre rady, mając się najwyraźniej za część naszej rodziny. Opowiadał o ojcu, o jego problemach. O matce nie wspomniał, nigdy. W piekle krążyły pogłoski, że kiedyś coś do niej miał. - Vergil położył się na łóżku, wyraźnie zmęczony tymi wyznaniami, ale wyglądało na to, że już nic mu nie dolega - Kiedy udało mi się wydostać, chciałem cię ocalić. Nie myślałem o piekle, nie zależało mi na świecie... Tylko pomagając ci wygrać, mogłem zapewnić ci spokój.
Wziął go za rękę, przyglądając się jego dłoni.
- Żeby zdołać to zrobić, zamknąłem jego własny wymiar. Trzymam go w klatce, ale już niedługo pieczęć pęknie... Jeśli wyjdzie, zniszczy świat.
Nie wiedział, czy Dante go zaraz nie wyśmieje. Ale nawet nie miał już ochoty się nad tym zastanawiać.
- Coś jeszcze chcesz wiedzieć?

 Dante słuchał tego i czuł, że robi mu się słabo, a jednocześnie wypełniło go coś, co napawało go energią. Negatywną energią. Zrobiło mu się gorąco, wściekle gorąco, i poczuł złość. Ten skurwiel krzywdził jego brata. Wytwarzał iluzje, które były najokrutniejsze z możliwych. Dante nie potrafił wyobrazić sobie, co sam by poczuł, gdyby przyszło mu obserwować śmierć Vergila. Już raz patrzył, jak on odchodził, mimo że nie umierał. Sprawiło mu to największy ból w życiu. Gdyby ktoś kazał mu patrzeć na jego śmierć...
Ścisnął vergilowe ciało, przytulił je do swojej piersi. Zaczynał wierzyć w to, że on to odwzajemnia. Że to nie jest kłamstwo. Że naprawdę to czuje. Zawsze wmawiał Vergilowi jego miłość - "i tak wiem, że mnie kochasz", mówił; "lecisz na mnie, to oczywiste". Wydawał się pewny uczuć brata, ale nie był. Ale teraz wreszcie, po raz pierwszy w życiu naprawdę czuł, że...
To było obustronne. Musiało być.
    — Zabiję go, choćby miało to być ostatnią rzeczą, jaką zrobię — wycedził, ściskając Vergila mocniej, może trochę za mocno (o ile demon w ogóle znał takie pojęcia jak "za mocno"). — Wkurwił mnie. Niech to szlag... Tak, chcę wiedzieć coś jeszcze. Czy istnieje jakikolwiek sposób, aby go unicestwić?

- Dante. - jego głos na powrót zrobił się chłodny, jakby chciał przywołać go do porządku - Jeśli zrobisz coś głupiego, polegniemy obaj.- mimo to wplótł palce w jego włosy i nie zmienił ich pozycji - Nie rozumiesz? On właśnie tego chciałby najbardziej. Cała siła pójdzie na ciebie, bo potem eliminacja mnie pozostanie tylko żenującym obowiązkiem... - pogładził go ostrożnie po głowie mając cichą nadzieję, że zdoła go tym uspokoić - Ale tak, podobno jest to możliwe. Nie można go zabić ale można zabrać mu moc, pozwalając jego duszy rozpaść się na części.
To już nie był ten czas, w którym Vergil nie wierzył w przypadki. Nieważne kto tym wszystkim zarządzał, kto za tym stał - bogowie czy ewolucja- nic nie działo się bez powodu. Nie dlatego urodzili się jako bracia, by żyć z dala od siebie. Nie po to Sparda i Eve się poświęcili, by poróżniło ich podejście do świata, żądza władzy czy jakieś durne niedomówienia.
Byli bliźniakami. Rozumieli się bez słów, wyczuwali na odległość. Nikt i nic nie powinno stanąć na drodze do ich potęgi. Vergil powoli zaczynał pojmować, że chociaż nie przeciągnie Dantego na swoją stronę i nigdy nie przekona go do rządzenia piekłem, zawsze istniała jeszcze druga możliwość.
Możliwość, w której mogli by być razem niezależnie od okoliczności. Czy tego właśnie chciał? Czy to dałoby mu spełnienie, którego tak chorobliwie pragnął, szukając dotychczas w sidłach rosnącej mocy? Choć nigdy nie brał tego pod uwagę, teraz patrząc na Dantego, zaczynał się wahać.
Było wiele rzeczy, których nie chciałby przeżywać za nic w świecie. Ale jednak wszystkie wydawały się błahe i mdłe przy myśli, że miałby go stracić na zawsze. Przy wizji, jak Dante przy nim umiera. To byłby koniec, definitywny koniec wszystkich uczuć, które jeszcze w sobie chował.
To by go po prostu zniszczyło.
Jeżeli udałoby im się zabrać moc Mefistofelesa, byliby niepokonani. Żadna brama do wymiarów nie stanowiła by już problemu. Byliby niemal bogami... A więc nie mogli teraz zniszczyć portalu w wieży.
Wiedział, że według kwantowej teorii świata wszystkie wymiary były ze sobą powiązane. Namiestnik piekła mimowolnie to potwierdził. Wystarczyło mieć odrobinę więcej mocy, by móc manipulować materią tak, jak robił to on. Wystarczyło... Ponowić atak - ale nie na piekło, jak to zrobił wcześniej. Potrzebny był atak na niego.
Vergil zmrużył oczy, czując przez chwilę przyjemny dreszcz na myśl, że mógłby mieć wtedy wszystko. Bez ograniczeń, bez wyrzeczeń. Na jego ustach wykwitł dziwny półuśmiech.


 — Zabrać mu moc - i co? — zapytał, choć nie musiał, bo już zaraz półuśmiech Vergila powiedział mu wszystko. Także to, czego wiedzieć być może nie chciał. — O nie. Żadnego zawłaszczania sobie potęgi. Żadnej tyranii. Nie rozumiesz? W ten sposób na świecie nigdy nie zapanuje porządek.
Przeczesał niespokojnie włosy i westchnął ciężko, opuszczając zaraz głowę.
No dobra, to nie był problem. Czy może inaczej - to nie był problem na tę chwilę. Żeby o tym gadać, najpierw musieli pozbawić Mephisto tej mocy. Ale w jaki sposób?
    — Jak? — zapytał w ciszy, która zapadła. — Co trzeba zrobić, aby pozbawić go tej mocy? Jak z nim walczyć? Jaki jest na niego sposób?
Podniósł powoli głowę, odnajdując wreszcie wzrok brata. Dość pusty. Jak zwykle nieprzenikniony. Te oczy były jak zwierciadła. Zwierciadła, które odgradzały mu drogę do wnętrza Vergila, które go odbijały.


W ciszy, jaka zapadła, słyszeli jedynie monotonne bębnienie deszczu na zewnątrz. A potem Vergil wstał, wciągnął spodnie i jednym ruchem otworzył okno, wpuszczając do środka zimny powiew nocnego powietrza. Trwał tak przez chwilę, patrząc z góry na panoramę miasta.
- Widzisz gdzieś tutaj porządek, Dante? - zapytał oschle – Bo ja nie. Nie widziałem go, nie widzę i nie zobaczę, dopóki ktoś go tutaj nie zaprowadzi.- odgarnął włosy do tyłu i odetchnął powoli nocnym powietrzem - Odkąd Sparda zginął, nie ma już porządku. Nasz ojciec stał na jego straży i żaden demon nie śmiał wtedy opuścić piekła bez jego zgody. Coś takiego jak hordy wylewające się z piekieł nie miało nawet miejsca. Panowała równowaga, której skrupulatnie przestrzegał, stosując się do kodeksu ustanowionego jeszcze przed zaraniem dziejów.
Cała poufałość jaką jeszcze przed chwilą przejawiał, teraz gdzieś wyparowała. Był wyniosły i ostentacyjny a jednocześnie całkowicie bezemocjonalny.
- Opuściłem piekło z jeszcze jednego powodu. - Vergil sięgnął po katanę i wyjął ostrze, przyglądając się błyskom światła przemykającym po stali - Nie miałem Yamato. Bez Yamato Mefistofeles zrobił co zechciał, ale teraz zapłaci mi za to. Z nawiązką.- w jego głosie pojawiło się wtedy coś nieludzkiego, coś, co wynikało z czystego bestialstwa- Wrócę tam, rozpruję mu wymiar i popatrzę jak kona... a jeśli to nie pomoże, użyję jego własnej broni.- spojrzał na Dantego, mając we wzroku coś szalonego - Odbiorę mu chęć do dalszej egzystencji, więc podda się samoistnie. Widzisz, bracie... Mamy jego słaby punkt tutaj, na ziemi. Mefisto przespał moment, w którym wymordowali nam rodziców. A twoja znajoma, Trish, jest idealną kopią naszej matki. Zgadnij co by było, jeżeli dowiedziałby się, że Eva nadal żyje?
Vergil wiedział, że igra z ogniem. Nie sądził, aby Dante zaaprobował jego pomysł, ale musiał spróbować. Nie było innego wyjścia. Zrobiłby wszystko, żeby się odegrać.
- Oczywiście nic jej się nie stanie. - dodał od razu - Ale musiałaby chcieć nam pomóc.
Zamknął okno i stał przez chwilę w ciszy. Wybuch nagłej obsesji zniknął bez śladu. Mężczyzna czuł, że gdzieś w środku niego tyka bomba zegarowa. Jego brat najwyraźniej nie miał ochoty na głupie czułości, a Vergila wręcz bez nich skręcało i musiał odreagować w jakiś inny sposób.
- I jest jeszcze jego drugi słaby punkt. Jego syn. - powiedział to już całkiem spokojnie i bezosobowo- Właściwie to ma dwóch, ale tylko na jednym mu zależy. Nazywa się Sonneillon i z tego co wiem jest teraz w trakcie hibernacji. Drugi zaś...- Vergil zawahał się - Jego mam na oku. Nie ucieknie.
Podszedł do drzwi.
- Sahiel, chodź tu! - rozkazał sucho, jakby zwracał się do psa, którego nie lubi. - Sahiel został wywalony z piekła, zanim skończył rok. Wychował się tutaj, na ziemi. Jest hybrydą z sukkubem i żeruje na ludzkim pożądaniu. Bezwartościowe ścierwo, ale całkiem nieźle zna się na pieczęciach.
Kot podszedł do niego z widoczną niechęcią i wyglądał jeszcze gorzej, niż wcześniej. Wyraźnie bał się Vergila w tym stanie. Ale teraz bał się chyba wszystkiego. Pod jego spojrzeniem skulił się w kłębek i zmienił postać, rosnąc na ich oczach. Futro zmieniło się w czarne, pofalowane włosy do szczęki, sylwetka przybrała kształt nastoletniego chłopaka, lecz oczy wypełnione magmą pozostały niezmienne. Był ubrany tylko w szerokie spodnie na modłę indyjską, z czegoś w stylu satyny. Ciężko było określić jego wiek, ale na pewno miał więcej niż szesnaście i mniej niż dwadzieścia lat. Było w nim coś niezmiennie, irytująco uroczego- wręcz nienaturalnie uroczego- co jasno wskazywało na to, że był inkubem.
- Znalazłeś to, po co cię wysłałem? - zapytał cicho mężczyzna, głosem w którym czaiło się coś dziwnie niebezpiecznego.
- Tak - mruknął chłopak, obrzucając Dantego spłoszonym spojrzeniem i wyciągnął w stronę Vergila zwój pergaminu - I mam jeszcze coś. - jego głos trochę zadrżał - Informację.
Vergil rozwinął pergamin, wpatrując się w namalowaną pieczęć. Całkowicie ignorował fakt, że chłopak słaniał się na nogach. Nie zwracał też najmniejszej uwagi na to, że czarny symbol wypalony pod obojczykiem w skórze dzieciaka rozrastał się powoli na jego ramię. Z początku mogło to przypominać tatuaż, ale z bliska było wyraźnie zaognione i zdecydowanie sprawiało inkubowi ból. Kiedy Vergil się nie odezwał, chłopak wbił wzrok w ziemię.
- Mefisto obudził Sonnelliona.

  Dante zacisnął zęby, gdy Vergil zaczął wygłaszać swoje mądrości. Swoje koncepcje, plany. 
Chciał mu ufać - ale nie potrafił. Vergil chciał wykorzystać Trish i to brzmiało sensownie, ale jaką miał gwarancję, że nie stanie się jej krzywda? Mephistoteles był potężny i gdyby się zorientował, że ona nie jest Evą...
To było zbyt ryzykowne, stanowczo zbyt ryzykowne. Dante nie mógł składać ofiar z innych. Siebie poświęciłby bez wahania, ale ją? Chciał o tym powiedzieć bratu, chciał nim potrząsnąć, warknąć na niego, huknąć, krzyknąć, ale Vergil kontynuował swoją mowę. Mówił o synach Mephistotelesa i...
    — Hej! — zawołał, gdy kot okazał się... jednym z nich - do cholery! Czegoś takiego nigdy by nie przewidział. Przecież to był... chłopak, przerażony, bogu ducha winny dzieciak, którego Vergil nazwał ścierwem i prawdopodobnie zniewolił, i... Dante nie mógł pozwolić na coś takiego. Ten chłopak mógł być w połowie sukkubem, w połowie człowiekiem. Nawet jeżeli, czym różnił się od nich? Odczuwał strach, ten strach widoczny był w jego oczach... pięknych... oczach...
Gdy tylko spojrzenia Sahiela i Dantego się spotkały, Sparda poczuł coś dziwnego. Jakąś zniewalającą moc, urok, którego nie mógł odeprzeć. Współczucie. Sympatię do tej istoty. Biednej, przerażonej, nieszczęśliwej... Cierpiącej - przez Vergila!
Zbliżył się do chłopca, nie odrywając wzroku od jego pięknej twarzy. Przerażona istota znów wbiła w niego spojrzenie. Cofnęła się o krok. Sądziła pewnie, że ją skrzywdzi - ale Dante taki nie był. Nie potrafił krzywdzić niewinnych. Bo czy ktoś tak piękny mógłby być winny?
    — Boli? — wyszeptał, przenosząc spojrzenie na nagie ramiona chłopca, na tę dziwaczną pieczęć. To wyglądało, jakby jej obecność zadawała mu fizyczny ból. Dante wziął głęboki oddech i odwrócił się gwałtownie do Vergila. — Jak możesz go wykorzystywać? Vergil, do chuja psa... Nie mogę ci na to pozwolić! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz