Witajcie!



Kilka słów o blogu.

1. Komentarze karmią wenę! (Ponaglenia także.)

2. Wszystkie opowiadania są mojego autorstwa.

3. Proszę o nie kopiowanie i nie rozpowszechnianie tekstów bez mojej zgody. Jest to plagiat i będę na to reagował.

4. Nie czerpię korzyści z prowadzenia bloga.

5. Jeśli autor którejś z grafik nie życzy sobie jej upubliczniania, wystarczy, że da znać w komentarzu pod postem, a grafika zostanie usunięta.

6. Jeśli nie zostawiasz opinii, pozostaw proszę ocenę pod przeczytanym opowiadaniem, aby nam wszystkim żyło się łatwiej i przyjemniej, a ja dzięki temu będę wiedział, co należy zmienić lub poprawić.

7. Ankiety są okresowo, na dole strony.

8.Większość bohaterów występujących w poniższych opowiadaniach została zaczerpnięta z istniejących już w popkulturze, rozpoznawalnych postaci. Tworząc fanfiction bądź slash, nie robię tego z powodów komercyjnych. Dziękuję za uwagę.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Devil May Cry - Syn diabła

miłość braterska (9)


Vergil roześmiał się. Po prostu zaczął się śmiać, ale to był pusty śmiech jakby dokładnie czegoś takiego się po nim spodziewał.
- Szybko dałeś się nabrać... - powiedział, gdy przeszło mu rozbawienie - To stworzenie, które masz przed sobą, liczy sobie lekką ręką z dwieście lat. I jest tu tylko dlatego, że chce odegrać się na ojcu, który odsunął go od władzy. Sam zaproponował mi pomoc. Razem trzymamy Mefisto w pieczęci, dzięki czemu obaj możemy zrobić coś więcej niż tarzać się po ziemi z bólu. Sukinkot wyrywa się nam od dobrych kilkunastu godzin... - Vergil przeniósł wzrok z Dantego na Sahiela i jego głos znów stał się zimny - A ty... Jeśli zaraz nie przestaniesz uwodzić mi brata, wylecisz przez okno na zbity pysk. Przyrzekam.
Sahiel tylko wycofał się pod ścianę. Bez słowa protestu. Chwycił się dłonią za ramię, jakby miało mu to w czymś pomóc i zerknął na Dantego, jakby szukał u niego ratunku. Jego bursztynowe oczy patrzyły na niego z uwagą, ale chyba już bał się go mniej. To Vergil był dla niego największym potworem, przerażał go, bezsprzecznie.
- Wcale go nie uwodzę. - powiedział cicho i rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu jakiejkolwiek kryjówki - Ty mnie po prostu nie cierpisz, Vergil.

— Odsuń się, Vergil — warknął, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie, a potem znów spojrzał na chłopca. — Chcę z nim najpierw porozmawiać. Nie pomogę ci w niczym, dopóki nie pozwolisz mi z nim pomówić.
Chciał poznać jego wersję. Nie wierzył w to, by ktoś tak piękny, tak delikatny, mógł kłamać... Nie wierzył, by ten chłopiec kulił się tak, gdyby zgodził się własnowolnie na współpracę z Vergilem. Był zastraszony, a kocia sylwetka nie wydawała się jego naturalną. Dante przypuszczał, że Vergil używał jej, by go w niej więzić.
    — Chcę znać prawdę — powiedział, ponownie zbliżając się do inkuba. Wzrok miał trochę... zamglony. Zauroczony. Nigdy nie widział tak pięknych oczu. Tak kuszącego ciała. Ach, do diabła...
    — Piękny. Jesteś piękny — szepnął, jak gdyby zapominając o bracie. Wyciągnął rękę. Chciał dotknąć, poczuć.
Przepiękny.

Vergil miał mord w oczach, ale pozwolił żeby jego brat zrozumiał, z czym ma do czynienia. Kiedy Dante wyciągnął rękę do chłopaka, ledwo powstrzymał się od użycia broni.
Sahiel uśmiechnął się nieznacznie, wyczuwając kumulujące się w powietrzu podniecenie. Przygryzł wargę, patrząc tylko na Dantego. Już nie wyglądał jak zraniony dzieciak, miał w sobie coś przyciągającego, wręcz nieznośnie nęcącego. Zmrużył oczy niczym zadowolone kocię, sycąc się jego zainteresowaniem. Wyglądał, jakby wręcz pragnął jego dotyku.
- Dość - warknął Vergil, wbijając z rozmachem Yamato obok jego głowy. Stal jęknęła i zadrżała, dygocąc w ścianie. - Ogarnij się, Dante.
Chłopak momentalnie uciekł na drugą stronę pokoju, stając za biurkiem i rzucając Vergilowi spłoszony wzrok.
Mężczyzna przez chwilę patrzył na brata, a potem uśmiechnął się do niego odrobinę drwiąco.
- Dobra, skoro tak bardzo chcesz, zostawię was samych- syknął, wziął Yamato i wyszedł w milczeniu z pokoju. Nie mógł ścierpieć tego, że Dante poleciał na tego stwora. Nie mógł też siedzieć tam razem z nimi bo wiedział, że wkrótce sam by na niego poleciał.
Sahiel westchnął z ulgą i opadł na krzesło.
- Dzięki... Pytaj, o co chcesz. - mruknął do Dantego.

Dante nawet nie spojrzał za Vergilem. Wszystkie myśli krążyły teraz tylko i wyłącznie wokół tego przepięknego demona. Sparda zbliżył się do niego i oparł się ręką o ścianę po lewej stronie chłopca, patrząc na niego z bliska.
    — Chciałem wiedzieć, czy...
Urwał, nie wiedząc. Nie pamiętał już, o co chciał zapytać. Czy w ogóle o coś chciał.
Cholera, co się działo? Co było nie tak?
    — Aeech... — przysłonił na chwilę oczy wolną dłonią, a potem z trudem odwrócił się do okna i do niego podszedł. Wyjrzał na zewnątrz, wziął kilka głębokich oddechów. Rozejrzał się. Westchnął. Miasto było ciemne. Spokojne. Zupełnie, jakby było martwe.
    — Powiedz mi — mruknął, słysząc za sobą kroki; chłopiec się zbliżał, a im był bliżej, tym trudniej było Dantemu mówić, myśleć. — ...powiedz mi... Malutki... Powiedz, co tutaj się dzieje. Vergil cię zniewolił...?

Chłopak uśmiechnął się pod nosem, widząc jak Dante próbuje się opanować. Sycił się mocą, coraz bardziej i bardziej - czuł ulgę w bólu wywołanym pieczęcią a jednocześnie robił się coraz pewniejszy siebie. Vergil prawie się kiedyś złamał, a Dante?... Od niego czerpało się bardzo łatwo.
Podszedł do niego, nie dając mu zebrać myśli. Tylko w takim stanie mógł cokolwiek zdziałać.
- Zniewolił? - jego głos był melodyjny, przyjemny dla ucha jak niematerialna pieszczota- Nie... On tylko boi się, że mi ulegnie, to wszystko...- stanął obok niego, nie ukrywając zainteresowania. Dante był cholernie pociągający. Miał w sobie to coś... To, czego brakowało u Vergila - Mówił prawdę, że przejąłem na siebie część pieczęci ojca. Ale skłamał w innej kwestii... Zabije mnie, jeśli ci o tym powiem. - w jego głosie pojawiła się nuta strachu, ale tylko na chwilę- Mogę za to powiedzieć ci coś innego. - chociaż trzymał między nimi dystans, odległość była niewielka- Zazdroszczę mu, że ma ciebie. Jesteś cholernie przystojny, Dante.
Zaciągnął się jego zapachem, w jego oczach coś błysnęło, przechylił głowę, przyglądając się jego reakcji. Nie miał zamiaru dać mu się dotknąć ale flirtował z nim w najlepsze- choć musiał przyznać, że gdy Vergil był w pokoju, pożądanie, które unosiło się wokół nich, niemal powalało na kolana.
W życiu nie nabrał się tyle mocy naraz.

Odwrócił się, uśmiechnął. Oparł się o parapet i westchnął z roztargnieniem.
    — Przecież to nic... To nic. Jesteś taki piękny.
Przymrużył oczy, a potem wyciągnął powoli rękę, żeby dotknąć chociaż jego policzka. Niestety, prześliczny demon odsunął się, pozostawiając go w konsternacji.
    — Nie uciekaj. Proszę.
Ruszył w jego stronę, wiedziony tym zapachem, spojrzeniem... Tym pięknem. Nigdy nie widział piękniejszej istoty. Nigdy nikogo tak nie pożądał. Nie potrafił myśleć o żadnym innym pięknie. Jego myśli skupiały się tylko na tym chłopcu, na potrzebie bycia przy nim, z nim, w nim...
    — Proszę, skarbie. Dlaczego? Chodź...
Próbował pochwycić go w ramiona.
    — Chyba się w tobie zakochałem. Proszę, nie odsuwaj się. Zrobię dla ciebie wszystko, tylk-
Urwał, zamrugał. To było w momencie, gdy inkub odsunął się prawie pod ścianę, a przez okno wpadł podmuch wiatru, wypełniając jego nozdrza świeżym powietrzem.
    — V-Vergil? — rzucił trochę słabo, szybko przenosząc wzrok na drzwi.

Vergil wszedł do środka i mruknął jakieś słowo, a wokół Sahiela pojawił się na podłodze krąg obramowany drobnymi znaczkami. Chłopak runął na kolana i rzucił mu wściekle spojrzenie, wyglądając teraz bardziej jak rozjuszone zwierzę, niż człowiek. Vergil całkowicie zablokował mu moc. Miał przy tym minę, jakby patrzył przynajmniej na rozkładające się mięso. Kiedy jednak spojrzał na Dantego, z jego oczu ziała pustka.
- Tak więc Sahiel się z tobą pobawił. Fajnie, nie? Jeszcze minuta, a byłbyś gotów wyskoczyć dla niego z wieży. Jebane ścierwo... - jego głos też był pozbawiony emocji.
Mężczyzna pstryknął palcami, na co inkub zdecydowanie spasował, jakby coś go zabolało. Usiadł grzecznie na ziemi i objął kolana ramionami, a gdyby mógł, to pewnie schowałby pod siebie ogon.
- Na mnie też próbował. Dałem mu lekcję, żeby nie ponowił więcej tego błędu.- Vergil usiadł na krześle i założył ręce, wbijając wzrok w ścianę. Starannie ukrywał wściekłość.
Chłopak skulił się bardziej.
- Przepraszam...- powiedział cicho- Nie potrafię inaczej.

— To... nie jego wina — wydusił Dante z niejakim trudem, opadając w zmęczeniu na łóżko. Oparł dłonie na kolanach i zamknął oczy. Westchnął ciężko. — Nie krzywdź go i nie traktuj go w ten sposób, Verge. To żywa istota. Rozumna istota. Zasługuje na wolną wolę. Na życie w spokoju. Jeśli jest po naszej stronie... Przestań zadawać mu ból. Przestań go upokarzać.
Przetarł oczy, rozmasował kark. Dziwnie się czuł. Słabo pamiętał to, co się działo przed chwilą - zupełnie, jakby wypił za dużo i dopiero teraz trzeźwiał.
    — Sahiel. Tak masz na imię? — zwrócił się do klęczącego demona. — Twierdzisz, że jesteś po naszej stronie. Dlaczego?

  Chłopak popatrzył na Vergila, jakby szukał u niego przyzwolenia. Vergil jednak uparcie ignorował ich obu. 
- Bo nienawidzę ojca. Chcę być przy tym, jak ginie.- Sahiel podniósł wzrok na Dantego i wydawało się, że jest całkiem szczery - Zabił moją matkę tylko dlatego, że śmiała zajść w ciążę. Była tylko podrzędnym sukkubem, więc i ja nie miałem dla niego żadnego znaczenia. Znalazł ją w trzecim wymiarze, kiedy byłem już niemowlakiem. Zatłukł ją. Ma dość dziwne poczucie sprawiedliwości, bo może ratować obce podrzutki i znajdować im domy, ale dla tych, którym pozwolił się do siebie zbliżyć, jest zaskakująco nieludzki. Ktoś mnie potem przeniósł na ziemię i tylko dlatego przeżyłem. - podrapał się po symbolu na ramieniu, jakby chciał się go pozbyć- Rzecz jasna, nie mogę dopuścić do tego, żeby wylało się tu całe piekło, w końcu tu mieszkam.
Vergil wykrzywił wargi.
- Zapomniałeś o czymś, złotko - powiedział zaskakująco łagodnie- Czy może wstydzisz się przed moim bratem? Nie sprawiałeś wrażenia szczególnie wstydliwego, gdy się do niego dowalałeś. - Sahiel nie odpowiedział, więc Vergil wyjaśnił to samodzielnie - Nasz mały skarbek bardzo nie lubi się z Sonnellionem. Wręcz się go boi. Zrobił mu kiedyś duże kuku, tak duże, że nie mógł łazić przez tydzień. I to raczej jest główny powód, mam rację?- mrugnął do niego, ale widać było, że nadal jest wściekły. Wściekły jak cholera i prawdopodobnie podniecony. Vergila wręcz nosiło.

— O rany, co to się porobiło? — rzucił Dante, wykrzywiając wargi w kpiącym uśmiechu. — Ktoś tutaj jest strasznie nie w humorze, braciszku. Martwiłeś się, że powie mi prawdę, tak? Bez potrzeby. Nie powiedział mi nic. Możesz dalej robić ze mnie kretyna, realizując swój cudowny plan... zawładnięcia nad światem.
Dante też nie do końca nad sobą panował. Utrata kontroli nad sobą samym rozwścieczyła jego demona i teraz wszystkie odczucia, jakich doznawał, przemieniane były w złość, w cholerną wściekłość.
    — Jesteś chujem, Vergil. Teraz już wiem. Wiem, że coś ukrywasz. Domyślam się nawet, co to jest. Nie wykorzystasz mnie, nie pozwolę ci na to. Kiedyś myślałem... Kiedyś wierzyłem ci, że coś do mnie masz. Że ci zależy. Ale współpraca z tym zjebem, Mundusem, rozpierdoliła ci mózg! Nie ma już w tobie niczego z człowieka! — wykrzyczał, nie wiedzieć kiedy przybrawszy demoniczną formę. Nawet tego nie poczuł. Po prostu uniósł się... Po prostu pozwolił, by wściekłość wzięła górę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz