Witajcie!



Kilka słów o blogu.

1. Komentarze karmią wenę! (Ponaglenia także.)

2. Wszystkie opowiadania są mojego autorstwa.

3. Proszę o nie kopiowanie i nie rozpowszechnianie tekstów bez mojej zgody. Jest to plagiat i będę na to reagował.

4. Nie czerpię korzyści z prowadzenia bloga.

5. Jeśli autor którejś z grafik nie życzy sobie jej upubliczniania, wystarczy, że da znać w komentarzu pod postem, a grafika zostanie usunięta.

6. Jeśli nie zostawiasz opinii, pozostaw proszę ocenę pod przeczytanym opowiadaniem, aby nam wszystkim żyło się łatwiej i przyjemniej, a ja dzięki temu będę wiedział, co należy zmienić lub poprawić.

7. Ankiety są okresowo, na dole strony.

8.Większość bohaterów występujących w poniższych opowiadaniach została zaczerpnięta z istniejących już w popkulturze, rozpoznawalnych postaci. Tworząc fanfiction bądź slash, nie robię tego z powodów komercyjnych. Dziękuję za uwagę.

piątek, 19 września 2014

One - shot Syianar & Edegard

Dla relaksu :)
Świat fantasy
shonen- ai




Zbiegowie


 Cela lochu była pusta, nie licząc chudej sylwetki samotnego człowieka, wiszącego na łańcuchu przykutym do jego nadgarstków, pokaleczonych od głęboko werżniętej w skórę stali. Chłód wpadający z jedynego, zakratowanego okienka po lewej stronie więzienia był niemal nie do zniesienia. Ściany pokrywał od góry szron, osadzający się zarówno na wyrytych dawno temu napisach byłych skazańców, jak i plamach zaschniętej krwi, rozproszonych po całym pomieszczeniu w ponurej mozaice przemijania. Melodia śmierci rozbrzmiewała nieprzerwanie, napływając z wnętrza lochów i ciągnąc przez wszystkie korytarze niczym zapowiedź tego, co miało w końcu czekać każdego ze skazańców. Nikłe światło księżyca wpadało do środka wąską strugą, wyłaniając z mroku zarys nieruchomego więźnia, błyszczało na splotach łańcuchów i odbijało się od lodowych zakrzepów na podłodze.

Nagle w oddali rozległy się kroki. Grupa osób przemykała się od ściany do ściany, niemal bezgłośnie sunąc ku wyjściu. Przez jeden krótki moment więzień uniósł wzrok, by spojrzeć prosto w oczy jednemu z uciekających. Ta chwila wydawała się trwać wieczność, mężczyzna na zewnątrz stanął w miejscu, jakby wrósł w ziemię. Jego towarzysze ponaglili go cichymi głosami, ale on nie poruszył się, patrząc na więźnia błękitnymi oczami, z których wyzierało niedowierzanie zmieszane z narastającą radością.
 - Syianar...-wyszeptał mężczyzna drżącym, chrapliwym głosem - Ty żyjesz...
Więzień zaraz spuścił wzrok, udając, że wcale nie zauważył błękitnego spojrzenia mężczyzny, ale tamten nie odpuścił. Podszedł do kraty i chwycił ją dziwnie w dwóch miejscach, a zaraz potem podważył do góry, wydając kilka sapnięć, gdy jego mięśnie napięły się tak, że niemal prześwitywały przez skórę. Krata trzasnęła, jakby coś się ułamało. Mężczyzna podniósł ją ot tak, a potem postawił przy ścianie. Wszedł do środka, nie spuszczając wzroku z więźnia, jego ręce drżały lekko- nie wiadomo czy od wysiłku, czy z jakiegoś innego powodu.

 - Edegard!- rozległ się zza ściany poirytowany szept- Co ty robisz, do diabła?
 - To Syianar!- powiedział niemal na głos poczochrany, brązowowłosy wojownik, patrząc ciągle na więźnia- Bez niego nigdzie nie pójdę. Pomóżcie mi!
Podszedł powoli a przez jego twarz przebiegło nagle z tysiąc uczuć. Radość, rozpacz, strach, nadzieja, przywiązanie, tęsknota... To wszystko zmieszało się ze sobą, zaś więzień odrobinę cofnął się pod jego napierającym wzrokiem na tyle, na ile pozwalał mu łańcuch. Wojownik bez słowa podszedł do niego i zamknął go w gwałtownym uścisku ramion, jego klatka piersiowa zadrżała od tłumionego szlochu, gdy przyciągnął go do siebie i wplótł dłoń w jego jasne włosy.
Do środka wsunęła się elfka a za nią czarnowłosy, smukły obdrapaniec wyglądający na zupełnie niezrównoważonego. Jego ruchy były sztywne, wzrok błądził bez celu po okolicy, nie zatrzymując się dłużej na niczym określonym. Łuczniczka zerknęła na więzy trzymające człowieka, a potem wyjęła jeden ze sztyletów zawieszonych u pasa.
Edegard w końcu odsunął się od więźnia (przestraszonego tym nagłym wybuchem czułości) , a potem zaczął manipulować przy łańcuchach. Elfka podeszła i krótkim ruchem ponacinała stalowe segmenty, wojownik rozerwał je kilkoma szarpnięciami, łapiąc na końcu wychudzoną postać i zarzucając sobie jej rękę na szyję.
Człowiek zwany Syianarem ledwo stłumił krzyk bólu, lecz zaraz odezwał się dawno nieużywanym głosem:
 - Chyba mnie z kimś pomyliliście - powiedział zgrzytliwie, z wysiłkiem - Nie znam was. Nigdy was nie widziałem. I nie nazywam się Syianar.
Edegard popatrzył na niego w ciężkim szoku, jego uśmiech nagle zniknął. Chwycił blondyna tak, by i ten musiał na niego spojrzeć, a potem w jego oczach błysnęła rozpacz.
 - Oczywiście, że tak.- rzekł do niego- I znasz mnie bardzo dobrze...
 - Skoro nie jesteś Syianar, to jak cię zwą?- zapytała elfka, patrząc na niego uważnie- Kim jesteś?

Więzień rzucił im spłoszone spojrzenie i zerknął na korytarz. Oblizał spierzchnięte usta, wziął powolny wdech, przy którym można było policzyć przez koszulę wszystkie jego żebra.
 - Ja... Nie wiem. Naprawdę, przysięgam. Nie wiem. Nie pamiętam nawet jak się tu znalazłem. - wyszeptał niepewnie - Pytali mnie o rzeczy, o jakich nie miałem pojęcia. O jakieś skrzynie ze skarbem, pieczęcie bogów, krypty... Nie umiałem im odpowiedzieć.
 - Syianar, biedaku...- Edegard chwycił go ostrożniej i ruszył ku wyjściu, rzucając mu zatroskane spojrzenie - Co oni z tobą zrobili? Mówiłem, żebyś się od nas nie odłączał. Mówiłem, że to się źle skończy, ale nie słuchałeś.- jego głos stał się bardziej ochrypły - Myślałem, że cię zabili... Że zginąłeś dwa lata temu - rzekł z bólem.
 - Nie znam cię - rzekł twardo blondyn - Nie znam żadnego z was.
Serce wojownika zacisnęło się z żalu, ale nic nie powiedział. W przeciwieństwie do elfki.
 - W takim razie wiedz, że jesteśmy twoimi przyjaciółmi - szepnęła, skręcając w boczny korytarz - I wyjedziemy stąd wszyscy, a potem nalejemy ci oleju do głowy. A właściwie zrobi to Edegard. Ten tutaj.

Przemykali chłodnymi, zabrudzonymi labiryntami twierdzy niczym cienie. Wojownik bez trudu niósł chudego człowieka i robił to tak ostrożnie, jakby ten był ze szkła, w przeciwieństwie do wcześniejszego, niemal miażdżącego mu żebra uścisku.
Noc była cicha, gwiazdy świeciły im przez kraty porozumiewawczo, jakby nagle stały się przychylne ich niebezpiecznej podróży. Wchodzili ciągle na górę, a korytarze robiły się szersze. Strażników omijali szerokim łukiem i dzięki elfiemu słuchowi udało im się ominąć wszystkie warty. Wysunęli się na zewnątrz. Zamknęli bezgłośnie drzwi z przepiłowanym zamkiem. Przemknęli się pomiędzy budynkami, zabrali konie i wymknęli się z miasta boczną bramą, zostawiając na straży przeszytych strzałami wartowników. Pogalopowali w stronę lasu, nie ścigani przez nikogo. Syianar przelewał się przez siodło, więc jechał podtrzymywany przez ciemnowłosego wojownika. A gdy stracił przytomność, zrobili w końcu postój.
*
 - Jak się czujesz? - usłyszał nad sobą zatroskany, niski głos - Chcesz pić?
Syianar otworzył oczy i spróbował unieść na łokciach, ale zaraz opadł z jęknięciem na posłanie.
 - Tak... - wydusił, a potem zakasłał sucho od palącego go pragnienia. Edegard przytknął mu do ust bukłak wody, unosząc mu głowę. Blondyn pił łapczywie, jakby bał się, że coś mu ją zaraz zabierze, zaciskając smukłe palce na naczyniu. Wojownik spokojnym, lecz zdecydowanym ruchem odsunął bukłak, nim były więzień zdołał opróżnić kilkoma chełstami całość.
 - Powoli... Nie tak szybko, bo się zakrztusisz. Nikt ci tego nie zabierze, jesteśmy przy strumieniu, możesz pić do woli. - ledwo powstrzymał się od pogładzenia go po włosach, a potem westchnął.
 - Nie piłem nic od jakiś trzech dni... - mruknął jakby na swoje usprawiedliwienie - Gdzie jesteśmy?- zmienił temat, unikając jego wzroku. Wojownik znów podsunął mu wodę.
 - Z dala od twierdzy Umgarad - powiedział z nutą nienawiści – Bezpieczni. W końcu.- zerknął na blondyna i złość zniknęła bez śladu, gdy przyglądał się jak pije - Nie martw się o to, nie pozwolę, by znowu mi cię zabrali.
Blondyn uniósł pytająco brew, przestając na chwilę pić, ale tamten jakby tego nie zauważył, patrząc gdzieś w przestrzeń.
 - Już zawsze będę przy tobie.- powiedział cicho- Obiecuję.
Syianar odłożył bukłak i usiadł, zaciskając zęby. Zakręciło mu się w głowie, ale spojrzał twardym wzrokiem na wojownika, a potem odsunął się kawałek. Zmrużył swoje piwne oczy, jego młoda twarz szybko zmieniła się w beznamiętną maskę.
 - Nie znam cię...- niemal wycedził te słowa - Ale nie potrzebuję niańki. Niczego od ciebie nie chcę.
Edegard popatrzył na niego zdumiony, ale widząc jego ostre spojrzenie niemal zapadł się w sobie i odwzajemnił to wzrokiem zbitego psa. Jego mina wyrażała tylko żal.
 - Syianarze... Ja... Przepraszam. Nie potrafię tak... Tak po prostu się od ciebie odsunąć. Wiem, że potrzebujesz czasu...- zaczął, ale zamilkł, jakby bił się z myślami - Naprawdę możesz mi ufać. Oddałbym za ciebie życie. Po tym, jak zobaczyłem cię tam, w więzieniu... Poczułem, jak wszystko wraca na swoje miejsce. Jeżeli chcesz, żebym sobie poszedł, to tylko powiedz, a ja...- jego głos brzmiał teraz żałośnie- Zrobię, co tylko sobie zażyczysz.
Wojownik wyglądał zdecydowanie lepiej niż podczas ucieczki z więzienia. Zgolił brodę, umył się i uprał ubranie, a jego włosy nabrały blasku. Przez rozpiętą do połowy koszulę pyszniły się mięśnie, na szyi nosił rzemień z kłami zabitych bestii. Blondyn nie wiedział jak ma do niego podchodzić. Nie znał go ale czuł, że wojownik chce jego dobra - a to było wystarczająco dziwne. Odnosił dotąd wrażenie, że całe swoje życie przetrwał samotnie i jeszcze nigdy nikt tak na niego nie patrzył, jak tamten człowiek. To nie był zwyczajny wzrok, o nie. W jego oczach był i głód i ból. I coś, co sprawiało, że Syianar czuł się bardzo niepewnie. A przecież wiedział, że potrafi walczyć i w razie czego obroniłby się przed każdym atakiem, lecz to... To było coś innego.
Teraz, gdy patrzył na niego w ten zgaszony, smutny sposób, blondynowi zrobiło się go szkoda.
 - Czy my...byliśmy dobrymi przyjaciółmi? - spytał po chwili, czekając na jego reakcję.
 - Tak... Nawet bardzo dobrymi. - Edegard ledwo zapanował nad głosem - Nawet nie wiesz, jak bardzo.

Zapadła pełna napięcia cisza, podczas której Syianar dokładnie przeanalizował sytuację. Potem powoli położył się z powrotem, unikając jego wzroku.
Tak, to wszystko wyjaśniało.
Wojownik patrzył na niego w ponurym milczeniu. Jego ukochany zmienił się przez te dwa lata. Zmizerniał, schudł i stał się zamknięty w sobie. Nie ufał mu. Nie ufał nikomu, a w dodatku w jego oczach czaiło się coś, czego wcześniej tam nie było, ale Edegard był przekonany, że to nic dobrego. Syianar miał wzrok skatowanego, spłoszonego zwierzęcia, które w każdej chwili może wziąć odwet za swój ból, a jego ciało pokryło się bliznami po bacie.
 - Czy mogę?...- zaczął niepewnie Edegard - Mogę zająć się twoimi ranami? Nie wyglądają dobrze, krótko mówiąc. Chyba wdało się zakażenie.
Tamten tylko wzruszył ramionami i przewrócił się na bok, dając dostęp do swoich pleców. Szatyn powoli zdjął z niego pled i ostrożnie odgarnął mu posklejane krwią włosy, uważając, by nie naruszyć za bardzo ran. Syianar tylko syknął, ale nie poruszył się. Wojownik wziął szmatkę nasiąkniętą wodą, po czym zaczął przemywać niezasklepione rozcięcia. Blondyn zacisnął dłonie za posłaniu, tłumiąc przekleństwa cisnące mu się na usta, ale potem zaczął się rozluźniać. To, co robił Edegard było niemal przyjemne. Do bólu przyzwyczaił się już dawno a nagły chłód kojący rozdarte ciało przypominał wybawienie. Dopiero, gdy szmatka zawędrowała na jego kark a potem na szyję, mężczyzna spiął się nieznacznie. Już miał zamiar rzucić jakąś uwagę, ale ostrożny, prawie czuły dotyk odwiódł go od tego pomysłu. Mężczyzna obmył mu twarz i związał jego włosy rzemykiem. Każdy ruch był dobrze wyważony, idealnie dopasowany do tego co robił, jakby bał się, że Syianar rozpadnie mu się w rękach niczym rzeźba z popiołu. Potem wmasował w jego plecy leczniczą maść, na końcu zaś pomógł mu usiąść i obandażował go również bez słowa.
 - Lepiej?- odezwał się w końcu, splatając palce, jakby spodziewając się nagany.
Syianar tylko skinął głową, a po jego ciele przebiegł dziwny dreszcz. Może i faktycznie coś nas kiedyś łączyło? - pomyślał, przesuwając wzrokiem po jego nagim torsie - Może on mówi prawdę?

Zwrócił uwagę na jego mocne dłonie, zastanawiając się jakim cudem ten wojownik umie być tak delikatny i obrzucił jego twarz oceniającym spojrzeniem. Cóż, mężczyzna był przystojny. Szczere, jasne, niemal wilcze oczy spoglądające uważnie spod niskich, ciemnych brwi, ostre rysy i szeroki uśmiech miały w sobie coś pociągającego, pierwotnego. A potem blondyn spojrzał na siebie, jakby właśnie dotarło do niego, jak sam wygląda. Niczym śmieć, żebrak, lub ktoś, kogo właśnie wypluł niedźwiedź. Dlaczego ten wojownik patrzył na niego jak na jakieś bóstwo? Nie zasłużył sobie na to.
Jednym ruchem podniósł się z ziemi, opanowując zawroty głowy.
 - Gdzie jest ten strumień?- zapytał bezosobowo.
 - Chodź, zaprowadzę cię - ucieszył się Edegard, sądząc, że może mu się przydać, lecz pod chłodnym spojrzeniem drugiego mężczyzny pozostał na swoim miejscu.
 - Idę sam.- powiedział zdecydowanie blondyn - Tylko powiedz, gdzie.- zachwiał się lekko, ale złapał zaraz równowagę, na co szatyn wstał szybko i złapał go pod ramię. Jego uścisk mówił jasno, że wojownik nie zamierzał go już puścić.
 - Idziemy razem - powiedział spokojnie, po czym pociągnął go w odpowiednim kierunku, mijając ognisko, przy którym siedziała elfka z czarnowłosym magiem. Pomachała im przyjaźnie, piekąc coś smacznie pachnącego na ruszcie, na co Syianar tylko przełknął ślinę. Czyżby to była dziczyzna? - pomyślał z rozmarzeniem- Bogowie, jak ja dawno nie jadłem mięsa...
 - Owszem, zaraz coś zjemy- powiedział wojownik z rozbrajającym uśmiechem - Już nie patrz na to ognisko takim tęsknym wzrokiem. Kiedy ostatnio dali ci cokolwiek do jedzenia? - zapytał nagle, zatrzymując się przy przejrzystym, wartkim strumyku i pomagając mu podejść.
 - Bo ja wiem? - mruknął, zanurzając dłonie w wodzie - A wyglądam, jakbym ostatnio coś jadł? Czuję się tak, jakbym już dawno temu pochłonął własny żołądek. - wsadził głowę do wody, a rany na plecach od razu dały o sobie znać tępym bólem - Ale jakoś daję radę. Chyba.
Edegard obserwował, jak blondyn niezgrabnie się porusza i chciał mu pomóc, ale wiedział, że taka propozycja tylko by go rozjuszyła. Patrzył więc na strugi wody spływające po jego ciele i niknące w spodniach, a jego serce ogrzało się od tego widoku. Potem Syianar wyżął włosy i rozczesał je palcami, zawiązując rzemyk z powrotem. Wyprostował się, chwytając kurczowo jego ramienia, przez jego twarz przebiegł spazm bólu.
 - Wracajmy - rzucił tylko, wsparłszy się ciężko na wojowniku. Tamten tylko go ofuknął.
 - Chcesz się do końca rozchorować? - chwycił go za ramiona i spiorunował wzrokiem, a potem zdjął z siebie koszulę i zarzucił ją na niego - Jakbyś mi powiedział, że zamierzasz się teraz kąpać, tobym cię nie przyprowadził. Znowu rozeszły ci się rany. Jak zwykle jesteś bezmyślny! - narzekał, wlokąc go w stronę ogniska i usadził go przed nim na rozłożonych skórach - A teraz tu siedź! Jeśli zobaczę, że wstajesz od ognia zanim wyschniesz, wysuszę cię osobiście. - zabrzmiało prawie jak groźba, prawie, bo wojownik powiedział to ciepłym głosem.
Elfka zachichotała.
 - To co, role się zmieniają? - mruknęła, nadal piekąc dzika - Od teraz jesteś bezwzględnym brutalem, Edegardzie? Nie masz za grosz litości nad biednym Syianarem, który za wszelką cenę próbuje się rozchorować?
 - Och, przestań. - burknął, zerkając niepewnie na blondyna - Niechby tylko to zrobił, to...
 - No i? - wtrącił się czarnowłosy mężczyzna - Przecież wszyscy wiedzą, że masz miękkie serce. Szczególnie wobec niego.

Mężczyzna zamilkł, speszony. Założył ręce i popatrzył na piekące się mięso. Blondyn zaś ledwo ukrył rozbawienie i podrapał się po jasnym zaroście, żałując, że nie zdążył się ogolić. Rozpuścił swoje długie włosy, by wyschły przy ogniu, ale nic nie powiedział. Jego milczenie wyraźnie działało na Edgarda, bo co chwila rzucał mu zatroskane spojrzenie. Gdy zjedli, wojownik znowu zaciągnął go do ich szałasu i kazał mu się kłaść spać, po czym zablokował wyjście.
 - Posłuchaj...- zaczął Syianar - naprawdę nie musisz mi matkować. Dam sobie radę sam. Poza tym nic nas nie łączy. Nie masz wobec mnie żadnych obowiązków.
Edgard wyglądał, jakby dostał pięścią w brzuch. Zasłonił twarz dłonią w bezradnym geście i został tak, nieruchomy. Nagle całe jego zdeterminowanie wyparowało.
 - Błagam, nie mów tak. - rzekł cicho, walcząc o panowanie nad głosem.
 - Nic. Nas. Nie . Łączy. - wycedził dobitnie Syianar. Nie czerpał z tego przyjemności, ale musiał postawić sprawę jasno. Nie chciał go zwodzić. Nic do niego nie czuł.
W końcu wojownik popatrzył na niego bolesnym, zranionym wzrokiem. Zebrał się w sobie i zacisnął dłonie w pięści, a ścięgna napięły się do granic możliwości.
 - W porządku. Rozumiem. - popatrzył na zewnątrz, odwrócony do niego profilem - Popełniłem błąd, zostawiając cię wtedy samego...To moja wina. - zamknął oczy, a jego klatka piersiowa uniosła się i opadła gwałtownie, przy czym blondyn mógłby przysiąc, że słyszy dudnienie jego serca - To przeze mnie tam trafiłeś. Należy mi się ta kara - szepnął do siebie.
 - O czym ty mówisz? - warknął, niezadowolony - Ja nie wracam do przeszłości! Niczego nie pamiętam! Niczego, tym bardziej ciebie! Zrozum to wreszcie. Nic do ciebie nie mam, może tak to ujmę. W związku z tym głupio mi, że robisz sobie jakieś nadzieje. Czuję się tak, jakbym cię wykorzystywał. Nie chcę tego. - na co Edegard usiadł na ziemi i spuścił głowę.
 - Jeżeli przeszkadza ci moje towarzystwo, zawsze możesz odejść. - rzekł głucho - Nie będę cię zatrzymywał. To twoje życie.
Teraz to Syianar wydał z siebie westchnienie. Usiadł na posłaniu obok niego i dotknął niepewnie jego ramienia.
- To nie tak, że ciebie nie lubię... - zaczął ostrożnie - w końcu wyrwałeś mnie z tego piekła i szczerze mówiąc, podoba mi się siedzenie tutaj z wami - zacisnął palce na jego ramieniu trochę mocniej - ale ja nie pamiętam tego wszystkiego. Nie pamiętam tego uczucia. - dodał ciszej.
 - A chcesz spróbować? - jego oczy zalśniły nagłą nadzieją, pomimo tłumionego żalu.
Syianar odsunął się odrobinę. Zmarszczył brwi, przez co wyglądał jak naburmuszony chłopak. Zresztą, zawsze wyglądał młodo dzięki delikatnym rysom twarzy.
 - Ja... - zaczął, zaciął się, nie wiedząc jak z tego wybrnąć – Posłuchaj... - gdzieś wewnątrz niego nie wiadomo czemu nagle się zagotowało, gdy mężczyzna zbliżył się do niego w milczeniu - Edegardzie, ja....

Wojownik przesunął pieszczotliwie kciukiem po jego policzku gdy ujął jego twarz, wahanie w jego oczach było doskonale widoczne. Tak samo zresztą jak tłumiona nadzieja.
Syianar dał się przyciągnąć bez oporu, mając wrażenie, że temperatura w szałasie znacznie się podniosła. Szalenie się podniosła. Edegard przełknął ślinę i rozchylił lekko usta, oddychając płytko. Widać było, że bał się, że popełnia błąd, był cały spięty. Wsunął dłonie w jego włosy, przysuwając się jeszcze bardziej. Popatrzył mu w oczy, w których czaił się niepokój. Chciał go rozpalić, dać mu poczucie bezpieczeństwa i zatracenia, chciał, by jego ukochany był równie podniecony, co on. Wiedział, że jeszcze chwila, a zaprzepaści tą szansę, że Syianar zacznie go unikać. Edegard dotknął ustami jego warg, smakując je powoli i coraz bardziej na nie napierając, ale trzymał mężczyznę luźno, by ten w każdej chwili mógł się wycofać. Blondyn jednak był bierny, na co wojownik odpowiedział dużo gwałtowniejszym pocałunkiem. Zobaczył w jego oczach, że to nie jest to, czego oczekiwał. W ułamku sekundy przemknął w nich błysk zwiastujący chęć obrony, więc mężczyzna na powrót zrobił się czuły, powściągając buzującą w nim namiętność. Miał wrażenie, że właśnie o to chodziło, przesunął więc palcem wzdłuż jego brwi, a potem po linii szczęki. Syianar zaczął się rozluźniać, co więcej nawet oddał pocałunek, przymykając powieki. Blondyn chwilę później objął go w pasie, na co wojownik chwycił go za kark dużo bardziej zaborczo i przysunął do niego tak, że stykali się biodrami. Musieli złapać oddech, więc Edegard odsunął usta i wyszeptał mu chrapliwym, przesyconym pożądaniem głosem prosto do ucha:
 - Syianarze, nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo za tobą tęskniłem... Jak bardzo pragnąłem, by znaleźć po tobie jakikolwiek ślad... Jak cierpiałem przez ostatnie dwa lata, opłakując twoją śmierć...- wziął głębszy wdech, a głos przestał mu dygotać- Chciałem zginąć razem z tobą. To, że cię odnalazłem, jest największym cudem w moim życiu. Nie odbieraj mi tego. Proszę.

Syianar uciekł wzrokiem pod falą uczuć jego spojrzenia, próbując również ukryć fakt, że jest podniecony. Nie udało mu się odsunąć, a Edegard uśmiechnął się do niego ciepło, przesuwając dłonie na jego pośladki. W jego oczach błysnął płomień. Po blondynie za to przeszły ciepłe ciarki. Z jednej strony natychmiast chciał to skończyć, a z drugiej wcale nie opuszczać objęć nieznajomego człowieka, który rozpalił go samym pocałunkiem. Wojownik założył sobie jego ręce za szyję i po prostu go przytulił.
 - Podobało ci się - powiedział cicho - Powiedz, że ci się podobało...- mruknął mu niemal błagalnie do ucha.
 - Podobało - blondyn powtórzył jak echo, będąc ciągle w szoku - Tak.
 - I nie zostawisz mnie więcej... -ciągnął, tym samym tonem głosu- Wszystko się ułoży.
 - Mhm - szepnął tylko, zupełnie rozkojarzony.
Edegard rzucił mu szczęśliwe spojrzenie, a potem przytulił go mocniej w iście wilczym uścisku. Nie wypuścił go nawet wtedy, gdy położyli się spać. I wtedy Syianar wszystko sobie przypomniał. Powoli przesunął dłonią po rozczochranych włosach wojownika. 
Nie zostawię cię – powtórzył cicho.- Nigdy.



2 komentarze:

  1. Uwielbiam jak piszesz, klimat Twoich opowiadań, można się zatracić. Biedny Edegard, dobrze że jego kochany odzyskał pamięć, bo miałby okropnie złamane serce. Tylko nie zapomnij o poprzednim, dobrze? Teraz masz już dwa opowiadania których ciąg dalszy chciałabym poznać :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście pracuję nad ,,Pamiętnikiem", ale to opowiadanie miało być w założeniu one- shotem :] Nie będę się jednak zapierać, jeśli najdzie mnie na kontynuację, skoro pomysł przyjął się z aprobatą. I dziękuję za wyrazy uznania :)

    OdpowiedzUsuń