Dla relaksu :)
Świat fantasy
shonen- ai
Cela lochu była
pusta, nie licząc chudej sylwetki samotnego człowieka, wiszącego
na łańcuchu przykutym do jego nadgarstków, pokaleczonych od
głęboko werżniętej w skórę stali. Chłód wpadający z
jedynego, zakratowanego okienka po lewej stronie więzienia był
niemal nie do zniesienia. Ściany pokrywał od góry szron,
osadzający się zarówno na wyrytych dawno temu napisach byłych
skazańców, jak i plamach zaschniętej krwi, rozproszonych po całym
pomieszczeniu w ponurej mozaice przemijania. Melodia śmierci
rozbrzmiewała nieprzerwanie, napływając z wnętrza lochów i
ciągnąc przez wszystkie korytarze niczym zapowiedź tego, co miało
w końcu czekać każdego ze skazańców. Nikłe światło
księżyca wpadało do środka wąską strugą, wyłaniając z mroku
zarys nieruchomego więźnia, błyszczało na splotach łańcuchów
i odbijało się od lodowych zakrzepów na podłodze.
Nagle w oddali
rozległy się kroki. Grupa osób przemykała się od ściany do
ściany, niemal bezgłośnie sunąc ku wyjściu. Przez jeden krótki
moment więzień uniósł wzrok, by spojrzeć prosto w oczy jednemu z
uciekających. Ta chwila wydawała się trwać wieczność, mężczyzna
na zewnątrz stanął w miejscu, jakby wrósł w ziemię. Jego
towarzysze ponaglili go cichymi głosami, ale on nie poruszył się,
patrząc na więźnia błękitnymi oczami, z których wyzierało
niedowierzanie zmieszane z narastającą radością.
- Syianar...-wyszeptał
mężczyzna drżącym, chrapliwym głosem - Ty żyjesz...
Więzień zaraz
spuścił wzrok, udając, że wcale nie zauważył błękitnego
spojrzenia mężczyzny, ale tamten nie odpuścił. Podszedł do kraty
i chwycił ją dziwnie w dwóch miejscach, a zaraz potem podważył
do góry, wydając kilka sapnięć, gdy jego mięśnie napięły się
tak, że niemal prześwitywały przez skórę. Krata trzasnęła,
jakby coś się ułamało. Mężczyzna podniósł ją ot tak, a potem
postawił przy ścianie. Wszedł do środka, nie spuszczając wzroku
z więźnia, jego ręce drżały lekko- nie wiadomo czy od wysiłku,
czy z jakiegoś innego powodu.
- Edegard!-
rozległ się zza ściany poirytowany szept- Co ty robisz, do
diabła?
- To Syianar!-
powiedział niemal na głos poczochrany, brązowowłosy wojownik,
patrząc ciągle na więźnia- Bez niego nigdzie nie pójdę.
Pomóżcie mi!
Podszedł powoli a
przez jego twarz przebiegło nagle z tysiąc uczuć. Radość,
rozpacz, strach, nadzieja, przywiązanie, tęsknota... To wszystko
zmieszało się ze sobą, zaś więzień odrobinę cofnął się pod
jego napierającym wzrokiem na tyle, na ile pozwalał mu łańcuch.
Wojownik bez słowa podszedł do niego i zamknął go w gwałtownym
uścisku ramion, jego klatka piersiowa zadrżała od tłumionego
szlochu, gdy przyciągnął go do siebie i wplótł dłoń w jego
jasne włosy.
Do środka wsunęła
się elfka a za nią czarnowłosy, smukły obdrapaniec wyglądający
na zupełnie niezrównoważonego. Jego ruchy były sztywne, wzrok
błądził bez celu po okolicy, nie zatrzymując się dłużej na
niczym określonym. Łuczniczka zerknęła na więzy trzymające
człowieka, a potem wyjęła jeden ze sztyletów zawieszonych u pasa.
Edegard w końcu
odsunął się od więźnia (przestraszonego tym nagłym wybuchem
czułości) , a potem zaczął manipulować przy łańcuchach. Elfka
podeszła i krótkim ruchem ponacinała stalowe segmenty, wojownik
rozerwał je kilkoma szarpnięciami, łapiąc na końcu wychudzoną
postać i zarzucając sobie jej rękę na szyję.
Człowiek zwany
Syianarem ledwo stłumił krzyk bólu, lecz zaraz odezwał się dawno
nieużywanym głosem:
- Chyba mnie z
kimś pomyliliście - powiedział zgrzytliwie, z wysiłkiem - Nie
znam was. Nigdy was nie widziałem. I nie nazywam się Syianar.
Edegard popatrzył
na niego w ciężkim szoku, jego uśmiech nagle zniknął. Chwycił
blondyna tak, by i ten musiał na niego spojrzeć, a potem w jego
oczach błysnęła rozpacz.
- Oczywiście, że
tak.- rzekł do niego- I znasz mnie bardzo dobrze...
- Skoro nie
jesteś Syianar, to jak cię zwą?- zapytała elfka, patrząc na
niego uważnie- Kim jesteś?
Więzień rzucił
im spłoszone spojrzenie i zerknął na korytarz. Oblizał
spierzchnięte usta, wziął powolny wdech, przy którym można było
policzyć przez koszulę wszystkie jego żebra.
- Ja... Nie wiem.
Naprawdę, przysięgam. Nie wiem. Nie pamiętam nawet jak się tu
znalazłem. - wyszeptał niepewnie - Pytali mnie o rzeczy, o jakich
nie miałem pojęcia. O jakieś skrzynie ze skarbem, pieczęcie
bogów, krypty... Nie umiałem im odpowiedzieć.
- Syianar,
biedaku...- Edegard chwycił go ostrożniej i ruszył ku wyjściu,
rzucając mu zatroskane spojrzenie - Co oni z tobą zrobili?
Mówiłem, żebyś się od nas nie odłączał. Mówiłem, że to
się źle skończy, ale nie słuchałeś.- jego głos stał się
bardziej ochrypły - Myślałem, że cię zabili... Że zginąłeś
dwa lata temu - rzekł z bólem.
- Nie znam cię -
rzekł twardo blondyn - Nie znam żadnego z was.
Serce wojownika
zacisnęło się z żalu, ale nic nie powiedział. W przeciwieństwie
do elfki.
- W takim razie
wiedz, że jesteśmy twoimi przyjaciółmi - szepnęła, skręcając
w boczny korytarz - I wyjedziemy stąd wszyscy, a potem nalejemy ci
oleju do głowy. A właściwie zrobi to Edegard. Ten tutaj.
Przemykali
chłodnymi, zabrudzonymi labiryntami twierdzy niczym cienie. Wojownik
bez trudu niósł chudego człowieka i robił to tak ostrożnie,
jakby ten był ze szkła, w przeciwieństwie do wcześniejszego,
niemal miażdżącego mu żebra uścisku.
Noc była cicha,
gwiazdy świeciły im przez kraty porozumiewawczo, jakby nagle stały
się przychylne ich niebezpiecznej podróży. Wchodzili ciągle na
górę, a korytarze robiły się szersze. Strażników omijali
szerokim łukiem i dzięki elfiemu słuchowi udało im się ominąć
wszystkie warty. Wysunęli się na zewnątrz. Zamknęli bezgłośnie
drzwi z przepiłowanym zamkiem. Przemknęli się pomiędzy budynkami,
zabrali konie i wymknęli się z miasta boczną bramą, zostawiając
na straży przeszytych strzałami wartowników. Pogalopowali w stronę
lasu, nie ścigani przez nikogo. Syianar przelewał się przez
siodło, więc jechał podtrzymywany przez ciemnowłosego wojownika.
A gdy stracił przytomność, zrobili w końcu postój.
*
- Jak się
czujesz? - usłyszał nad sobą zatroskany, niski głos - Chcesz
pić?
Syianar otworzył
oczy i spróbował unieść na łokciach, ale zaraz opadł z
jęknięciem na posłanie.
- Tak... -
wydusił, a potem zakasłał sucho od palącego go pragnienia.
Edegard przytknął mu do ust bukłak wody, unosząc mu głowę.
Blondyn pił łapczywie, jakby bał się, że coś mu ją zaraz
zabierze, zaciskając smukłe palce na naczyniu. Wojownik spokojnym,
lecz zdecydowanym ruchem odsunął bukłak, nim były więzień
zdołał opróżnić kilkoma chełstami całość.
- Powoli... Nie
tak szybko, bo się zakrztusisz. Nikt ci tego nie zabierze, jesteśmy
przy strumieniu, możesz pić do woli. - ledwo powstrzymał się od
pogładzenia go po włosach, a potem westchnął.
- Nie piłem nic
od jakiś trzech dni... - mruknął jakby na swoje usprawiedliwienie
- Gdzie jesteśmy?- zmienił temat, unikając jego wzroku. Wojownik
znów podsunął mu wodę.
- Z dala od
twierdzy Umgarad - powiedział z nutą nienawiści – Bezpieczni. W
końcu.- zerknął na blondyna i złość zniknęła bez śladu, gdy
przyglądał się jak pije - Nie martw się o to, nie pozwolę, by
znowu mi cię zabrali.
Blondyn uniósł
pytająco brew, przestając na chwilę pić, ale tamten jakby tego
nie zauważył, patrząc gdzieś w przestrzeń.
- Już zawsze
będę przy tobie.- powiedział cicho- Obiecuję.
Syianar odłożył
bukłak i usiadł, zaciskając zęby. Zakręciło mu się w głowie,
ale spojrzał twardym wzrokiem na wojownika, a potem odsunął się
kawałek. Zmrużył swoje piwne oczy, jego młoda twarz szybko
zmieniła się w beznamiętną maskę.
- Nie znam
cię...- niemal wycedził te słowa - Ale nie potrzebuję niańki.
Niczego od ciebie nie chcę.
Edegard popatrzył
na niego zdumiony, ale widząc jego ostre spojrzenie niemal zapadł
się w sobie i odwzajemnił to wzrokiem zbitego psa. Jego mina
wyrażała tylko żal.
- Syianarze...
Ja... Przepraszam. Nie potrafię tak... Tak po prostu się od ciebie
odsunąć. Wiem, że potrzebujesz czasu...- zaczął, ale zamilkł,
jakby bił się z myślami - Naprawdę możesz mi ufać. Oddałbym
za ciebie życie. Po tym, jak zobaczyłem cię tam, w więzieniu...
Poczułem, jak wszystko wraca na swoje miejsce. Jeżeli chcesz,
żebym sobie poszedł, to tylko powiedz, a ja...- jego głos brzmiał
teraz żałośnie- Zrobię, co tylko sobie zażyczysz.
Wojownik wyglądał
zdecydowanie lepiej niż podczas ucieczki z więzienia. Zgolił
brodę, umył się i uprał ubranie, a jego włosy nabrały blasku.
Przez rozpiętą do połowy koszulę pyszniły się mięśnie, na
szyi nosił rzemień z kłami zabitych bestii. Blondyn nie wiedział
jak ma do niego podchodzić. Nie znał go ale czuł, że wojownik
chce jego dobra - a to było wystarczająco dziwne. Odnosił dotąd
wrażenie, że całe swoje życie przetrwał samotnie i jeszcze nigdy
nikt tak na niego nie patrzył, jak tamten człowiek. To nie był
zwyczajny wzrok, o nie. W jego oczach był i głód i ból. I coś,
co sprawiało, że Syianar czuł się bardzo niepewnie. A przecież
wiedział, że potrafi walczyć i w razie czego obroniłby się przed
każdym atakiem, lecz to... To było coś innego.
Teraz, gdy patrzył
na niego w ten zgaszony, smutny sposób, blondynowi zrobiło się go
szkoda.
- Czy
my...byliśmy dobrymi przyjaciółmi? - spytał po chwili, czekając
na jego reakcję.
- Tak... Nawet
bardzo dobrymi. - Edegard ledwo zapanował nad głosem - Nawet nie
wiesz, jak bardzo.
Zapadła pełna
napięcia cisza, podczas której Syianar dokładnie przeanalizował
sytuację. Potem powoli położył się z powrotem, unikając jego
wzroku.
Tak, to wszystko
wyjaśniało.
Wojownik patrzył na
niego w ponurym milczeniu. Jego ukochany zmienił się przez te dwa
lata. Zmizerniał, schudł i stał się zamknięty w sobie. Nie ufał
mu. Nie ufał nikomu, a w dodatku w jego oczach czaiło się coś,
czego wcześniej tam nie było, ale Edegard był przekonany, że to
nic dobrego. Syianar miał wzrok skatowanego, spłoszonego
zwierzęcia, które w każdej chwili może wziąć odwet za swój
ból, a jego ciało pokryło się bliznami po bacie.
- Czy mogę?...-
zaczął niepewnie Edegard - Mogę zająć się twoimi ranami? Nie
wyglądają dobrze, krótko mówiąc. Chyba wdało się zakażenie.
Tamten tylko
wzruszył ramionami i przewrócił się na bok, dając dostęp do
swoich pleców. Szatyn powoli zdjął z niego pled i ostrożnie
odgarnął mu posklejane krwią włosy, uważając, by nie naruszyć
za bardzo ran. Syianar tylko syknął, ale nie poruszył się.
Wojownik wziął szmatkę nasiąkniętą wodą, po czym zaczął
przemywać niezasklepione rozcięcia. Blondyn zacisnął dłonie za
posłaniu, tłumiąc przekleństwa cisnące mu się na usta, ale
potem zaczął się rozluźniać. To, co robił Edegard było niemal
przyjemne. Do bólu przyzwyczaił się już dawno a nagły chłód
kojący rozdarte ciało przypominał wybawienie. Dopiero, gdy szmatka
zawędrowała na jego kark a potem na szyję, mężczyzna spiął się
nieznacznie. Już miał zamiar rzucić jakąś uwagę, ale ostrożny,
prawie czuły dotyk odwiódł go od tego pomysłu. Mężczyzna obmył
mu twarz i związał jego włosy rzemykiem. Każdy ruch był dobrze
wyważony, idealnie dopasowany do tego co robił, jakby bał się, że
Syianar rozpadnie mu się w rękach niczym rzeźba z popiołu. Potem
wmasował w jego plecy leczniczą maść, na końcu zaś pomógł mu
usiąść i obandażował go również bez słowa.
- Lepiej?-
odezwał się w końcu, splatając palce, jakby spodziewając się
nagany.
Syianar tylko
skinął głową, a po jego ciele przebiegł dziwny dreszcz. Może i
faktycznie coś nas kiedyś łączyło? - pomyślał, przesuwając
wzrokiem po jego nagim torsie - Może on mówi prawdę?
Zwrócił uwagę na
jego mocne dłonie, zastanawiając się jakim cudem ten wojownik umie
być tak delikatny i obrzucił jego twarz oceniającym spojrzeniem.
Cóż, mężczyzna był przystojny. Szczere, jasne, niemal wilcze
oczy spoglądające uważnie spod niskich, ciemnych brwi, ostre rysy
i szeroki uśmiech miały w sobie coś pociągającego, pierwotnego.
A potem blondyn spojrzał na siebie, jakby właśnie dotarło do
niego, jak sam wygląda. Niczym śmieć, żebrak, lub ktoś, kogo
właśnie wypluł niedźwiedź. Dlaczego ten wojownik patrzył na
niego jak na jakieś bóstwo? Nie zasłużył sobie na to.
Jednym ruchem
podniósł się z ziemi, opanowując zawroty głowy.
- Gdzie jest ten
strumień?- zapytał bezosobowo.
- Chodź,
zaprowadzę cię - ucieszył się Edegard, sądząc, że może mu
się przydać, lecz pod chłodnym spojrzeniem drugiego mężczyzny
pozostał na swoim miejscu.
- Idę sam.-
powiedział zdecydowanie blondyn - Tylko powiedz, gdzie.- zachwiał
się lekko, ale złapał zaraz równowagę, na co szatyn wstał
szybko i złapał go pod ramię. Jego uścisk mówił jasno, że
wojownik nie zamierzał go już puścić.
- Idziemy razem -
powiedział spokojnie, po czym pociągnął go w odpowiednim
kierunku, mijając ognisko, przy którym siedziała elfka z
czarnowłosym magiem. Pomachała im przyjaźnie, piekąc coś
smacznie pachnącego na ruszcie, na co Syianar tylko przełknął
ślinę. Czyżby to była dziczyzna? - pomyślał z
rozmarzeniem- Bogowie, jak ja dawno nie jadłem mięsa...
- Owszem, zaraz
coś zjemy- powiedział wojownik z rozbrajającym uśmiechem - Już
nie patrz na to ognisko takim tęsknym wzrokiem. Kiedy ostatnio dali
ci cokolwiek do jedzenia? - zapytał nagle, zatrzymując się przy
przejrzystym, wartkim strumyku i pomagając mu podejść.
- Bo ja wiem? -
mruknął, zanurzając dłonie w wodzie - A wyglądam, jakbym
ostatnio coś jadł? Czuję się tak, jakbym już dawno temu
pochłonął własny żołądek. - wsadził głowę do wody, a rany
na plecach od razu dały o sobie znać tępym bólem - Ale jakoś
daję radę. Chyba.
Edegard obserwował,
jak blondyn niezgrabnie się porusza i chciał mu pomóc, ale
wiedział, że taka propozycja tylko by go rozjuszyła. Patrzył więc
na strugi wody spływające po jego ciele i niknące w spodniach, a
jego serce ogrzało się od tego widoku. Potem Syianar wyżął włosy
i rozczesał je palcami, zawiązując rzemyk z powrotem. Wyprostował
się, chwytając kurczowo jego ramienia, przez jego twarz przebiegł
spazm bólu.
- Wracajmy -
rzucił tylko, wsparłszy się ciężko na wojowniku. Tamten tylko
go ofuknął.
- Chcesz się do
końca rozchorować? - chwycił go za ramiona i spiorunował
wzrokiem, a potem zdjął z siebie koszulę i zarzucił ją na niego
- Jakbyś mi powiedział, że zamierzasz się teraz kąpać, tobym
cię nie przyprowadził. Znowu rozeszły ci się rany. Jak zwykle
jesteś bezmyślny! - narzekał, wlokąc go w stronę ogniska i
usadził go przed nim na rozłożonych skórach - A teraz tu siedź!
Jeśli zobaczę, że wstajesz od ognia zanim wyschniesz, wysuszę
cię osobiście. - zabrzmiało prawie jak groźba, prawie, bo
wojownik powiedział to ciepłym głosem.
Elfka zachichotała.
- To co, role się
zmieniają? - mruknęła, nadal piekąc dzika - Od teraz jesteś
bezwzględnym brutalem, Edegardzie? Nie masz za grosz litości nad
biednym Syianarem, który za wszelką cenę próbuje się
rozchorować?
- Och, przestań.
- burknął, zerkając niepewnie na blondyna - Niechby tylko to
zrobił, to...
- No i? -
wtrącił się czarnowłosy mężczyzna - Przecież wszyscy wiedzą,
że masz miękkie serce. Szczególnie wobec niego.
Mężczyzna
zamilkł, speszony. Założył ręce i popatrzył na piekące się
mięso. Blondyn zaś ledwo ukrył rozbawienie i podrapał się po
jasnym zaroście, żałując, że nie zdążył się ogolić.
Rozpuścił swoje długie włosy, by wyschły przy ogniu, ale nic nie
powiedział. Jego milczenie wyraźnie działało na Edgarda, bo co
chwila rzucał mu zatroskane spojrzenie. Gdy zjedli, wojownik znowu
zaciągnął go do ich szałasu i kazał mu się kłaść spać, po
czym zablokował wyjście.
- Posłuchaj...-
zaczął Syianar - naprawdę nie musisz mi matkować. Dam sobie radę
sam. Poza tym nic nas nie łączy. Nie masz wobec mnie żadnych
obowiązków.
Edgard wyglądał,
jakby dostał pięścią w brzuch. Zasłonił twarz dłonią w
bezradnym geście i został tak, nieruchomy. Nagle całe jego
zdeterminowanie wyparowało.
- Błagam, nie
mów tak. - rzekł cicho, walcząc o panowanie nad głosem.
- Nic. Nas. Nie .
Łączy. - wycedził dobitnie Syianar. Nie czerpał z tego
przyjemności, ale musiał postawić sprawę jasno. Nie chciał go
zwodzić. Nic do niego nie czuł.
W końcu wojownik
popatrzył na niego bolesnym, zranionym wzrokiem. Zebrał się w
sobie i zacisnął dłonie w pięści, a ścięgna napięły się do
granic możliwości.
- W porządku.
Rozumiem. - popatrzył na zewnątrz, odwrócony do niego profilem -
Popełniłem błąd, zostawiając cię wtedy samego...To moja wina.
- zamknął oczy, a jego klatka piersiowa uniosła się i opadła
gwałtownie, przy czym blondyn mógłby przysiąc, że słyszy
dudnienie jego serca - To przeze mnie tam trafiłeś. Należy mi się
ta kara - szepnął do siebie.
- O czym ty
mówisz? - warknął, niezadowolony - Ja nie wracam do przeszłości!
Niczego nie pamiętam! Niczego, tym bardziej ciebie! Zrozum to
wreszcie. Nic do ciebie nie mam, może tak to ujmę. W związku z
tym głupio mi, że robisz sobie jakieś nadzieje. Czuję się tak,
jakbym cię wykorzystywał. Nie chcę tego. - na co Edegard usiadł
na ziemi i spuścił głowę.
- Jeżeli
przeszkadza ci moje towarzystwo, zawsze możesz odejść. - rzekł
głucho - Nie będę cię zatrzymywał. To twoje życie.
Teraz to Syianar
wydał z siebie westchnienie. Usiadł na posłaniu obok niego i
dotknął niepewnie jego ramienia.
- To nie tak, że
ciebie nie lubię... - zaczął ostrożnie - w końcu wyrwałeś
mnie z tego piekła i szczerze mówiąc, podoba mi się siedzenie
tutaj z wami - zacisnął palce na jego ramieniu trochę mocniej -
ale ja nie pamiętam tego wszystkiego. Nie pamiętam tego uczucia. -
dodał ciszej.
- A chcesz
spróbować? - jego oczy zalśniły nagłą nadzieją, pomimo
tłumionego żalu.
Syianar odsunął
się odrobinę. Zmarszczył brwi, przez co wyglądał jak
naburmuszony chłopak. Zresztą, zawsze wyglądał młodo dzięki
delikatnym rysom twarzy.
- Ja... - zaczął,
zaciął się, nie wiedząc jak z tego wybrnąć – Posłuchaj... -
gdzieś wewnątrz niego nie wiadomo czemu nagle się zagotowało,
gdy mężczyzna zbliżył się do niego w milczeniu - Edegardzie,
ja....
Wojownik przesunął
pieszczotliwie kciukiem po jego policzku gdy ujął jego twarz,
wahanie w jego oczach było doskonale widoczne. Tak samo zresztą jak
tłumiona nadzieja.
Syianar dał się
przyciągnąć bez oporu, mając wrażenie, że temperatura w
szałasie znacznie się podniosła. Szalenie się podniosła. Edegard
przełknął ślinę i rozchylił lekko usta, oddychając płytko.
Widać było, że bał się, że popełnia błąd, był cały spięty.
Wsunął dłonie w jego włosy, przysuwając się jeszcze bardziej.
Popatrzył mu w oczy, w których czaił się niepokój. Chciał go
rozpalić, dać mu poczucie bezpieczeństwa i zatracenia, chciał, by
jego ukochany był równie podniecony, co on. Wiedział, że jeszcze
chwila, a zaprzepaści tą szansę, że Syianar zacznie go unikać.
Edegard dotknął ustami jego warg, smakując je powoli i coraz
bardziej na nie napierając, ale trzymał mężczyznę luźno, by ten
w każdej chwili mógł się wycofać. Blondyn jednak był bierny, na
co wojownik odpowiedział dużo gwałtowniejszym pocałunkiem.
Zobaczył w jego oczach, że to nie jest to, czego oczekiwał. W
ułamku sekundy przemknął w nich błysk zwiastujący chęć obrony,
więc mężczyzna na powrót zrobił się czuły, powściągając
buzującą w nim namiętność. Miał wrażenie, że właśnie o to
chodziło, przesunął więc palcem wzdłuż jego brwi, a potem po
linii szczęki. Syianar zaczął się rozluźniać, co więcej nawet
oddał pocałunek, przymykając powieki. Blondyn chwilę później
objął go w pasie, na co wojownik chwycił go za kark dużo bardziej
zaborczo i przysunął do niego tak, że stykali się biodrami.
Musieli złapać oddech, więc Edegard odsunął usta i wyszeptał mu
chrapliwym, przesyconym pożądaniem głosem prosto do ucha:
- Syianarze,
nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo za tobą tęskniłem... Jak
bardzo pragnąłem, by znaleźć po tobie jakikolwiek ślad... Jak
cierpiałem przez ostatnie dwa lata, opłakując twoją śmierć...-
wziął głębszy wdech, a głos przestał mu dygotać- Chciałem
zginąć razem z tobą. To, że cię odnalazłem, jest największym
cudem w moim życiu. Nie odbieraj mi tego. Proszę.
Syianar uciekł
wzrokiem pod falą uczuć jego spojrzenia, próbując również ukryć
fakt, że jest podniecony. Nie udało mu się odsunąć, a Edegard
uśmiechnął się do niego ciepło, przesuwając dłonie na jego
pośladki. W jego oczach błysnął płomień. Po blondynie za to
przeszły ciepłe ciarki. Z jednej strony natychmiast chciał to
skończyć, a z drugiej wcale nie opuszczać objęć nieznajomego
człowieka, który rozpalił go samym pocałunkiem. Wojownik założył
sobie jego ręce za szyję i po prostu go przytulił.
- Podobało ci
się - powiedział cicho - Powiedz, że ci się podobało...-
mruknął mu niemal błagalnie do ucha.
- Podobało -
blondyn powtórzył jak echo, będąc ciągle w szoku - Tak.
- I nie zostawisz
mnie więcej... -ciągnął, tym samym tonem głosu- Wszystko się
ułoży.
- Mhm - szepnął
tylko, zupełnie rozkojarzony.
Edegard rzucił mu
szczęśliwe spojrzenie, a potem przytulił go mocniej w iście
wilczym uścisku. Nie wypuścił go nawet wtedy, gdy położyli się
spać. I wtedy Syianar wszystko sobie przypomniał. Powoli przesunął
dłonią po rozczochranych włosach wojownika.
- Nie zostawię
cię – powtórzył cicho.- Nigdy.
Uwielbiam jak piszesz, klimat Twoich opowiadań, można się zatracić. Biedny Edegard, dobrze że jego kochany odzyskał pamięć, bo miałby okropnie złamane serce. Tylko nie zapomnij o poprzednim, dobrze? Teraz masz już dwa opowiadania których ciąg dalszy chciałabym poznać :D
OdpowiedzUsuńOczywiście pracuję nad ,,Pamiętnikiem", ale to opowiadanie miało być w założeniu one- shotem :] Nie będę się jednak zapierać, jeśli najdzie mnie na kontynuację, skoro pomysł przyjął się z aprobatą. I dziękuję za wyrazy uznania :)
OdpowiedzUsuń