Opowiadanie osadzone w realiach Prince of Persia. Luźna wariacja. Uwaga: przekleństwa i opisy kazirodcze. Yaoi.
+ 18!
Ulubieniec
Przez pozłacane
okna wpadały ciepłe, czerwone promienie zachodzącego słońca,
połyskujące na lazurowych mozaikach ścian, błyszczące na
kryształach wazonów i odbijające się od marmurowych rzeźb na
kolumnach, podtrzymujących strop obszernej komnaty pałacowej -
miejsca zamieszkania jednego z trzech książąt Persji, Dastana,
którego aktualnie nie było w środku.
Jak zwykle był zbyt zajęty
bardziej przyziemnymi sprawami od rządzenia.
Drzwi do komnaty
rozwarły się z donośnym trzaskiem, zaś do środka pomieszczenia wpadła pośpiesznie zziajana, rozczochrana postać; mężczyzna, o brązowych włosach,
ściętych na linii szczęki. Mężczyzna, który miał na sobie
rozchełstaną szatę z weluru, aksamitu i innych drogocennych
materiałów, aktualnie w stanie nienadającym się już
do pokazywania na paradach. Ani w pałacu. Ani nigdzie indziej.
Widniały na nich przetarcia, rozdarcia i plamy po alkoholu.
Dastan zamknął za
sobą rzeźbione drzwi i odetchnął, ścierając z czoła kropelki
potu.
Było blisko.
Ledwo wyrobił się
na czas przed wizytą brata. Ledwo, bo zabawa u jego osobistego
oddziału najemników przedłużyła się trochę bardziej, niż
planował - a przez to wszystko zapomniał o najważniejszej rzeczy.
O tym, że pozwolił sobie przy okazji pożyczyć od Garsiva jego
ulubionego...
- Gdzie...
Jest... Mój... Koń?! - ryknął Garsiv, bezceremonialnie wchodząc
do pokoju, gdzie był jego przybrany brat i niemal ciskając przy tym błyskawice z oczu – Dastan, do cholery!
Znowu to zrobiłeś!
Książę
znieruchomiał, a potem uśmiechnął się – jednak z wyraźną
miną winowajcy.
- Garsivie,
braciszku... Jak się masz? - zagadnął bezczelnie, chowając za
siebie ręce obtarte od skórzanych lejców końskiej uprzęży.
- Gdzie jest
Kudra Nihal? - warknął czarnowłosy książę, zaciskając dłonie
w pięści – Gdzie on się znajduje?!
Dastan podrapał
się po zaroście i rzucił mu odrobinę przepraszające spojrzenie.
Przeszedł przez komnatę, wyjął dwa pozłacane kielichy i nalał
do nich burgundowego, przejrzystego wina.
- Wejdź, rozgość
się – zaprosił go dobrotliwym gestem, z którego sam król Sharaman
byłby pewnie dumny – Jak ci minęła podróż? Widzę, że jesteś
odrobinę... nie w humorze. Proszę, poczęstuj się tym –
wręczył mu kielich, jak gdyby głuchy na jego pytania – Z
winnicy naszego ojca, pierwszorzędny trunek, zaręczam.
Garsiv zmarszczył
brwi. Nadal trząsł się ze złości i nadal patrzył na niego
morderczym wzrokiem, ale przyjął poczęstunek – wypił do dna i
rzucił pusty kielich za siebie, robiąc kilka kroków do przodu.
- Dastan. To nie
przejdzie. Nie tym razem. - oznajmił - Przecież ten koń jest warty fortunę! To
najlepszy wierzchowiec w całej Persji! Najszybszy, najlepiej
wyszkolony, najsilniejszy! Czystej krwi arabski! A przede
wszystkim... Mój. Gdzie... On... Jest?
- Na
najświętszych bogów, bracie – Dastan wywrócił oczami – Koń
to tylko koń. Możesz kupić sobie innego.
- Ten jest moim
ulubionym.
- Stać cię na
dziesięć takich. Jednego dnia. - wtrącił szatyn.
- DASTAN!
Młodszy książę
uniósł ręce w obronnym geście. Odsunął się od Garsiva, widząc
jego narastającą wściekłość.
- Już dobrze, w
porządku... - jęknął - Pożyczyłem go sobie na chwilę. Na momencik. Bis już
go szuka, nie ma co się...
- ZGUBIŁEŚ GO?!
- wrzasnął brunet, zaciskając dłoń na rękojeści stalowej,
damasceńskiej buławy – Zgubiłeś mojego najlepszego konia,
bracie?
Dastan wycofał się
już bardziej widocznie. Zdał sobie sprawę, że najwyraźniej tego
dnia Garsiv miał już dużo więcej problemów, niż jeden zagubiony
koń. I informacja o tym, że wierzchowca szuka podwładny Dastana, w niczym nie polepszyła sprawy.
- Posłuchaj,
braciszku... Przepraszam. Przepraszam, naprawdę. Znajdę go.
Uspokój się już. - poprosił młodszy książę.
- Nie będziesz
mi mówił co mam robić, ty... Ty... Uliczniku! - krzyknął
rozjuszony Garsiv, nie znajdując na niego aktualnie żadnej lepszej obelgi –
Stawaj i walcz! Okaż resztki honoru! - wyszarpnął zza pasa
buławę, a Dastan zauważył z pewną niechęcią, że jego brat
był już pod mocnym działaniem alkoholu. Wyraźnie wcześniej pił.
I to dużo za dużo.
- Bogowie... -
wyszeptał szatyn, wycofując się pod okno tak, by dzielił ich
spory, mahoniowy stół – Co się stało, bracie? Co cię dziś
ugryzło? Mogę ci pomóc? Kto cię tak zdenerwował? - zagaił, próbując zyskać na czasie.
- Jak to kto? Ty!
- warknął drugi książę i natarł na niego z bronią, jakby
tylko na to czekał.
Zaczęli się
ganiać wokół stołu – Dastan miał szczęście, że jego brat
nie był w pełni trzeźwy, ponieważ jego dwa ulubione miecze
wisiały na ścianie, daleko poza jego zasięgiem; nie miał
możliwości z nim walczyć. Nawet tego nie chciał. Dobrze wiedział, że
Garsiv musiał mieć jakiś poważny problem, z którym od dłuższego
czasu nie dawał sobie rady, skoro był tak frustrowany, że szukał
wymówki, aby się jakoś wyżyć.
- Słuchaj, to
nie ma sensu. Znajdę ci go, przysięgam. Odnajdę go, tylko odłóż
broń. - wydyszał zziajany szatyn, gdy robili już dwudzieste okrążenie
– Bracie, obaj dobrze wiemy, że to nie koń jest problemem!
Garsiv dyszał
ciężko, promienie słońca odbijały się od jego stalowego
napierśnika, tańczyły na płatach ostrzy buławy, tonęły w
brązowych oczach, nadając im piwny odcień. Oparł się bezsilnie o
stół, a potem zsunął na niego ciężarem ciała i zastygł tak,
oddychając nieregularnie. Przymknął powieki; jego czarne, długie
włosy rozsypały się z rzemienia po jego ramionach, zalewając
zdobione, srebrne naramienniki kolorem smoły. Pomimo tego, że był
postawny i dość ciężki, sprawiał teraz wrażenie zgnębionego i
niemal bezbronnego. Był wręcz rozczulający, jak oswojona
pantera, której odebrano ulubioną zabawkę.
Drugi książę
podszedł do niego trochę niepewnie. Jego rozchełstana szata w
kolorach piasku zsuwała mu się z ramion, więc zrzucił ją z
siebie niedbałym ruchem, zostając tylko w spodniach i butach – i
nieodłącznych, ćwiekowanych karwaszach.
- Garsivie?... -
Dastan położył mu rękę na ramieniu, nie bardzo wiedząc, co ma
zrobić – Może jednak przyjmiesz moją pomoc?
Zapytany podniósł
powoli głowę. Zacisnął jedną dłoń w pięść. A potem krótkim
zrywem podniósł się, chwycił Dastana za ramiona i w kilku krokach
dobił go do ściany ciężarem ciała. Trzymał go mocno, w
brutalnym uścisku, jakby chciał go zmiażdżyć w rękach.
- Bracie... -
wycedził w końcu, owiewając go swoim oddechem – Ty nawet nie
masz pojęcia, coś właśnie powiedział. Nie masz pojęcia. Gdybyś
wiedział, już by cię tu nie było. - nagle w jego głosie
pojawiła się jakaś nuta żalu – A ja nie potrafię tak dalej.
Już nie mogę, rozumiesz?
Dastan nie miał
miny, jakby rozumiał. Ale gdzieś w sobie wyczuł, o co chodziło. A
kiedy w oczach Garsiva dostrzegł potwierdzenie, uśmiechnął się
rozbrajająco.
Chodziło o
bliskość.
- Hej... -
mruknął cicho, patrząc na jego usta – To to cię tak gnębi?
Garsiv zacisnął
zęby, wwiercając w niego wzrok czarnych jak noc oczu. Nie wierzył,
że brat się domyśli. A jednak, domyślił się.
Dastan przysunął
się do niego. Lekko, trochę niepewnie musnął wargami jego usta. Niepewnie, ale z fascynacją, która narastała.
Siła uścisku
zmniejszyła się, brunet trzymał go dużo lżej, niemal wcale.
Dastan rozluźnił się więc i z ulgą wypuścił powietrze.
Hej, jeśli to o to
chodziło, to mógł dać znać dużo wcześniej. Z pewnością jakoś
by się dogadali.
- Nie musiałeś
tyle pić, żeby mi o tym powiedzieć. - mruknął mu w usta, a
Garsiv wyglądał, jakby był pod wpływem jakiegoś
obłaskawiającego zaklęcia. - Naprawdę. Nie musiałeś.
Główny dowódca
wojsk perskich ujął jego podbródek i pocałował go powoli, jakby
nadal nie wiedział, czy może to zrobić. Szatyn przesunął dłoń
na jego kark, gładząc lekko jego rozpaloną skórę w zupełnie
jawnej aprobacie. I wtedy runęły wszelkie tamy powstrzymywania się.
Pocałunek zrobił
się bardziej namiętny, gwałtowny, żarliwy. Garsiv przyciągnął
go do siebie, objął w pasie, wręcz przycisnął do bioder. Dastan
dał mu przez chwilę pocieszyć się poczuciem władzy, a potem
odsunął go od siebie zdecydowanym ruchem. Brat rzucił mu krótkie,
nierozumiejące spojrzenie.
- Zapomniałeś o
czymś. - mruknął szatyn, po dłuższej chwili ciszy. I
uśmiechnął się łobuzersko. Sięgnął do klamer od jego zbroi,
rozpiął je z pewnym rozbawieniem, ściągnął stalowe segmenty i
pozwolił im spaść na ziemię. W milczeniu, by brzęk stali
drgającej na marmurowej posadzce i rozproszone refleksy światła
na jej obrzeżach oznajmiły wszystkim i wszystkiemu, że Dastan nie
zamierza ukrywać swoich zamiarów. - Teraz możemy
kontynuować.
- Jesteś
nieznośny - mruknął Garsiv z lekkim wyrzutem, przyciągając go
do siebie ponownie.
- Jak zawsze. –
książę rzucił mu szeroki uśmiech, wpił się w jego usta i siłą
pociągnął go w stronę łóżka. Potem popchnął go do tyłu
pozwalając, by Garsiv po prostu się przewrócił. - Chciałeś, to
masz. - momentalnie usadowił się na nim, pochylając do kolejnego
pocałunku, ale brunet w tym samym momencie ściągnął go w bok,
przerzucił obok siebie i przygwoździł swoim ciałem do pościeli.
- Myślałeś, że
jesteś taki sprytny, co?... - starszy książę chwycił go za
przedramiona i przesunął je nad głowę brata, po obu stronach
puchowej poduszki. Uśmiechnął się w odrobinę groźnym w
rozbawieniu. - Nie jesteś.
Dastan sięgnął
jego ust, dając mu pocałunek przesycony niewyrażoną dotąd
czułością, której Garsiv nigdy się się nawet spodziewał. Brat
go tym spacyfikował. Bezsprzecznie.
Kiedy oderwali się
od siebie, brunet miał problem z ułożeniem jakiegokolwiek
sensownego zdania. Gładził szatyna po policzku, pozwalając i sobie
na okazanie czułości.
- No dobrze. -
przyznał niechętnie, wzdychając – To było akurat udane zagranie.
Ostatnie promienie
słońca wpadły przez okno, spływając po zarysie ich ciał,
gładząc ciepłymi strugami odsłoniętą skórę, błądząc w
splątanych włosach. Brunet przesunął ustami po szyi księcia,
składając na niej gorące, przesycone żądzą pocałunki.
Przygryzł skórę nad obojczykiem, przesuwając dłonią wzdłuż
jego brzucha. Badał zagłębienia wyrzeźbionego ciała, dotykał
jego struktury, błądził palcami po wypukłościach mięśni.
Dastan poruszył się pod nim odrobinę niespokojnie - i coraz
bardziej niespokojnie z każdym kolejnym dotykiem. Kiedy Garsiv
zsunął usta na jego tors, zataczając mokrym językiem małe kółka
wokół jego brodawki sutkowej, po prostu tego nie wytrzymał.
- Garsivie, puść
mnie – wydyszał ciężko, a w jego głosie był jawny rozkaz.
Mężczyzna uniósł
głowę, nadal trzymając go jedną ręką za nadgarstki.
- Niby dlaczego?
- Garsiv wyraźnie się z nim droczył, drażniąc drugą brodawkę
dwoma palcami.
- Nie pożałujesz
– w głosie brata była wyraźna zachęta – Obiecuję.
Puścił jego ręce, na co szatyn, nie czekając na przyzwolenie, rozpiął mu pasek od
spodni i wsunął dłoń pod materiał, zaciskając palce na jego
kroczu.
- Właśnie
dlatego. - wyjaśnił, ściągając go do siebie za kark. Brutalnie
i równie silnie, jak wcześniej potraktował go brat. Garsiv stęknął
cicho, przygryzł dolną wargę i popatrzył na niego rozpalonym
wzrokiem. Nie powiedział już nic. Odegrał się, napierając na
jego usta, wsuwając język do środka w geście pełnym dominacji
oraz władzy. Pokazywał, że jest panem sytuacji, gdy natarł na
miękkie wnętrze ust brata, nie napotykając z jego strony żadnego
oporu. Ale Dastan bynajmniej się nie poddawał. Podjął z nim walkę
pełną pasji, chwycił go zębami za wargę, szarpnął w coraz
bardziej brutalnej grze. Pojawiło się na niej rozcięcie i mała
kropelka krwi.
- Lubisz na
ostro, braciszku? - Garsiv wyszczerzył zęby w niemal wilczym
uśmiechu, był jak polujący drapieżnik, gdy unieruchomił jego
szczękę w niemal stalowym uścisku palców – Więc dobrze...
Zagramy po twojemu.
Jego czarne włosy
opadły w dół, zalały splątanymi pasmami jego śniade plecy,
przelały się na aksamitną powłokę poduszki w kolorze ciemnego
nefrytu, zasłoniły Dastanowi cały zewnętrzny świat. Wolną ręką
rozpiął mu pasek od spodni i chwycił jego męskość, pocierając
delikatną skórę. Zaczął dość gwałtownie, ale zaraz uspokoił
się przechodząc do miarowych, zaspokajających ruchów. Mogli się
bić, mogli rywalizować, lecz to nie był ten moment. W tym momencie
chciał dać mu jedynie rozkosz. Nieważne, jak bardzo Dastan go
irytował, nie ważne, ile razy miał ochotę porządnie mu przyłożyć
– teraz miał go tylko dla siebie i wszystko inne stało się bez
znaczenia.
Dastan jęknął,
zacisnął zęby usilnie próbując to w sobie tłumić. Rozlewało się po
nim gorąco, żar krążący w lędźwiach, ogień parzący go od
środka - i tylko Garsiv był na to lekarstwem. Pocałował go niemal
desperacko, jedną ręką zwiększając tempo ruchów a drugą
przesuwając po jego placach drażniącym i ponaglającym gestem.
- Garsivie... -
jęknął odrobinę ochryple; w głosie Dastana pojawiła się nuta,
której wcześniej nie było. Pojawiła się tam prośba.
Niewypowiedziana, ale wyraźna.
Brunet posłusznie
powrócił do obcałowywania jego skóry. Już się nie droczył.
Przesuwał językiem po jego szyi, kąsał go lekko, dyszał ciężko
od kumulującego się pożądania. Mimowolnie poruszał biodrami,
próbując ugasić trawiący go pożar. Zręczne palce brata dawały
mu spełnienie, smak jego skóry koił jego spragnione zmysły,
zapach podniecenia – ich wspólnego podniecenia – unosił się w
powietrzu, mącąc myśli i wzburzając pragnienie. Młodszy książę
objął go kolanami w cichej potrzebie większej bliskości. Ale nie
wytrzymali długo. Obaj byli zbyt spragnieni siebie. Dastan doszedł,
wydając z siebie przeciągły, niski jęk i zalewając jego dłoń
ciepłym nasieniem. Nadal trzymał go blisko, nie dał mu się
odsunąć ani o cal. A Garsiv wcale tego nie chciał. Osiągnął
spełnienie chwilę po nim, prawie spazmatycznie dysząc mu w usta.
Ogarnęła go pełna błogość, zamroczyła na dłuższą chwilę.
Opadł bezsilnie po drugiej stronie Dastana, łapiąc szybko
powietrze. Leżał tak, leniwie przymykając oczy.
Młodszy książę
pozostał przez moment nieruchomo, by zaraz popatrzeć na
znajdującego się przy nim mężczyznę z tkliwością i zupełnie
już jawną troską. Odgarnął mu z twarzy czarne kosmyki, przesunął
palcem po zarysie kości policzkowych, po ustach.
Nachylił się nad
nim.
- Bracie? -
zapytał, gładząc go po włosach – Wszystko dobrze?
Garsiv uniósł się
powoli na przedramionach, odnalazł jego spojrzenie. I zagarnął go
do siebie zaborczym gestem. Padł na miękkie łóżko z dziwnym
upojeniem i ciepłem, które zdecydował się w końcu okazać.
- Teraz już tak
– mruknął, usatysfakcjonowany.
Dastan uniósł
brew. I wyszczerzył się wesoło.
- To znaczy, że
już nie jesteś na mnie zły? - zapytał przebiegle, wplatając
palce w jego włosy.
Garsiv wbił w
niego groźne spojrzenie.
- Och dobrze,
dobrze... Odnajdę ci go. - westchnął Dastan, opierając brodę o
jego ramię. - Przecież obiecałem. To w końcu twój ulubiony koń.
Najlepszy.
- Właśnie. -
odparł i dla potwierdzenia tych słów pocałował go miękko.
Jednakże obaj
dobrze wiedzieli, że problem już zniknął i to nie Kudra Nihal
był jego przyczyną.
- A tak
właściwie, to gdzie jest Tus? - zapytał Dastan, nagle sobie o nim
przypominając. - Nie mieliśmy przypadkiem być dzisiaj na
radzie?...
Obaj
znieruchomieli, przypominając sobie o aktualnie trwającym
posiedzeniu rady starszych, debatującej tego wieczoru o zwiększeniu ilości
stacjonujących w stolicy wojsk.
- Dastan?...
Garsiv?... Jesteście tu? - drzwi komnaty otworzyły się z
rozmachem, a do środka wszedł ostatni z książąt Persji, Tus. -
Przecież mówiłem wam, że dzisiaj będzie... - i nagle zawiesił
głos, patrząc na nich z całkowitym osłupieniem.
Odskoczyli od
siebie jak oparzeni. Garsiv zapiął szybko spodnie, Dastan ściągnął
na siebie satynową pościel. Zachowywali się, jakby absolutnie nic
się nie wydarzyło. Ale ich miny oraz porozrzucane ubranie zdradzały coś odmiennego.
- Co wy?... -
wydusił z siebie Tus, nadal trzymając klamkę od drzwi – Jak
to?... - zaciął się, nie wiedząc jak zareagować. Stał jak
słup soli, nie chcąc dopuścić do siebie myśli, że jego dwaj
bracia...
- Tus! Braciszku!
- Dastan dopiął spodnie i podszedł do niego z udawanym
rozluźnieniem – Jak miło, że wpadłeś! Właśnie omawialiśmy
z Garsivem...
- Tusie. Napijesz
się z nami? - przerwał mu brunet, przynosząc Tusowi pozostały
kielich z winem. Wręczył mu go siłą, zaciskając palce na jego
rękach. - No pij. Do dna. Bez dyskusji.
Tus otrząsnął
się z odrętwienia i posłusznie wychylił kielich, pozwalając
Garsivowi na działanie.
- Właśnie
omawialiśmy z Dastanem zagadnienie braterskiej miłości. Mam
nadzieję, że rozumiesz to, prawda, Tusie? - wyjaśnił mu Garsiv,
nie zostawiając wątpliwości co do tego, co się wydarzyło.
Zamknął za nim drzwi i spojrzał mu z bliska w oczy. - Rozumiesz
to? - zapytał powoli, cichym tonem głosu.
Atmosfera w komnacie
znacznie się zagęściła. A potem Tus wybuchnął śmiechem.
- Och, na
wszystkie królestwa świata! - powiedział w końcu, ocierając
kącik oczu z łezki rozbawienia – Pewnie, że rozumiem. Przecież ojciec ciągle nam
mówi, że miłość braterska jest mieczem chroniącym imperium.
Nie mógłbym pozwolić, aby pękł, nie sądzicie? Ale... -
zawiesił głos, poważniejąc – Nie pogłębiajcie jej kosztem
tych biednych staruszków, czekających na wasze zdanie w sprawie
bardziej namacalnego dowodu ochrony naszego kraju. Wojska.
Zbierajcie się, czekamy na was.
Tus był
niezadowolony, ale nie powiedział tego głośno. Jako przyszły król miał wrodzoną umiejętność szybkiego rozwiązywania sporów. Dastan i Garsiv
wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami. Kiedy zebrał się
do wyjścia, Garsiv chwycił go nagle za ramię.
- Czekaj, bracie.
Rozumiem, że niczego nie widziałeś, tak? - zapytał, upewniając
się, że Tus ich nie zdradzi.
- Nie widziałem?
- prychnął przyszły król – Oczywiście, że widziałem. - wywrócił oczami - Ale
ojciec nie musi. Nawet nie powinien. Szkoda tylko, że nie
powiedzieliście mi wcześniej. No. A teraz...
- Tusie, chcesz
się dołączyć? - Dastan przerwał mu nagle, zachodząc go od
tyłu.
Garsiv za to
uśmiechnął się bardziej drapieżnie. Nie puścił go. Nadal.
- Oczywiście, że
chce... – odpowiedział za Tusa, wyczuwając jego nastrój – Miał
zamiar spuścić nam porządny łomot za to, że go tutaj nie
zaprosiliśmy, mogę iść o zakład, Dastanie.
Cała trójka
spojrzała na siebie w milczeniu. W końcu Tus ściągnął ze
swojego ramienia rękę brata, chwytając go za nadgarstek. I nadgarstek Dastana
także.
- Noo dobrze... -
powiedział z ociąganiem, nadal nieco rozbawiony – Myślę, że radni mogą poczekać tą "chwilę" dłużej.
Mhmh :) A tak czułam, że napiszesz jakieś yaoi z księciem persji. Przypadło mi do gustu, a zakończenie rozśmieszyło :D Nie ma to jak zaproszenie do zabawy trzeciego kolegi :D
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń