Witajcie!



Kilka słów o blogu.

1. Komentarze karmią wenę! (Ponaglenia także.)

2. Wszystkie opowiadania są mojego autorstwa.

3. Proszę o nie kopiowanie i nie rozpowszechnianie tekstów bez mojej zgody. Jest to plagiat i będę na to reagował.

4. Nie czerpię korzyści z prowadzenia bloga.

5. Jeśli autor którejś z grafik nie życzy sobie jej upubliczniania, wystarczy, że da znać w komentarzu pod postem, a grafika zostanie usunięta.

6. Jeśli nie zostawiasz opinii, pozostaw proszę ocenę pod przeczytanym opowiadaniem, aby nam wszystkim żyło się łatwiej i przyjemniej, a ja dzięki temu będę wiedział, co należy zmienić lub poprawić.

7. Ankiety są okresowo, na dole strony.

8.Większość bohaterów występujących w poniższych opowiadaniach została zaczerpnięta z istniejących już w popkulturze, rozpoznawalnych postaci. Tworząc fanfiction bądź slash, nie robię tego z powodów komercyjnych. Dziękuję za uwagę.

sobota, 20 września 2014

Pamiętnik Mordreda (6) - Samandriel*



*Samandriel*

To była jedna z gorszych chwil jego życia. Człowiek, którego miał pod swoją opieką, zniknął. Co gorsza, zniknął bez żadnej wiadomości, bez pożegnania. Elf spodziewał się wprawdzie czegoś takiego, ale to i tak zabolało. Miał cichą nadzieję, że Mordred zostawi przynajmniej wiadomość. Przeliczył się.
Usiadł przed domem i pogładził trawę, patrząc na niewielkie wygniecenie. Przechylił głowę, zauważając ze zdziwieniem, że trawa nie zdążyła się jeszcze podnieść. Człowiek musiał odejść tuż przed chwilą.

Samandriel wstał, robiąc się czujny. Może nie powinien go wtedy straszyć, ale miał wrażenie, że coś złego przekroczyło jego tereny. Wolał być pewien, że nic im nie zagrozi - a nie mógł przecież ciągle przy nim czuwać. Mordred zdrowiał, to nie ulegało wątpliwości;  wraz z wyzdrowieniem, opuści go i już nigdy się nie spotkają. Elf nie chciał o tym myśleć. Za bardzo się do niego przyzwyczaił, zbyt przywiązał do faktu, że ma towarzysza. A teraz też za bardzo się martwił.

Ludzie byli jak dzieci, zarozumiali i przekonani o swojej wyższości, zakochani w wynalazkach, które służyły tylko ich wygodzie. Nie potrafili słuchać samych siebie, co dopiero przyrody wokół nich. Elf poszedł po śladach odkrywając, że Mordred nie posłuchał go co do drogi. Najwyraźniej wolał wrócić na własną rękę. Uzdrowiciel zawahał się, lecz potem z miejsca pobiegł po tropie. Miał przeczucie, że jeszcze nie jest za późno. Jeżeli chłopak dotrze do mgieł, nie będzie już ratunku, magia zawarta w osłonie odbierze mu życie. Przyspieszył jeszcze bardziej, przeskakując zwalone pnie i wystające korzenie, aż dotarł do granicy lasu. Z daleka usłyszał szamotaninę i poczuł w końcu obecność Ghaarda i to wystarczyło, by wywołać u niego furię - wyjął broń, po czym wycelował w czarną bestię, która próbowała zabić jego przyjaciela.
Mordred żył, ale chyba doznał pomieszania zmysłów, bo próbował ochronić swojego oprawcę. Samandriel jednak nie miał złudzeń. Za pierwszym razem trafił w bok, grot przebił się przez brzuch bestii. Drugim razem przeszyłby serce, gdyby nie reakcja chłopaka.

Człowiek znów był w opłakanym stanie, a przez chwilę nawet chciał go zaatakować. Elfowi zrobiło się przykro, gdy patrzył na tą jego namiastkę hardości, kryjącą zabobonny lęk. Spacyfikował go, zanim zrobił sobie większą krzywdę i dopiero wtedy odetchnął z ulgą. Usiadł przy rannym, ściągnął koszulę, podarł ją na pasy. Leżący przed nim młody mężczyzna był cały uwalany krwią; do serca Samandriela wkradł się zdradliwy niepokój. Rozciął mu koszulę grotem od strzały, żeby odsłonić obrażenia. Wziął głęboki wdech i odepchnął od siebie niechciane emocje, które zdecydowanie przeszkadzały mu w oględzinach jego torsu. Już od pewnego czasu zdawał sobie sprawę, że czuje do Mordreda coś więcej niż tylko przywiązanie, nie pozwolił sobie jednak na rozwinięcie tego uczucia. Człowiek odejdzie od niego, gdy wyzdrowieje i na tym zakończy się ich znajomość, to było pewne. W to właśnie próbował wierzyć, gdy go opatrywał. Potem zaniósł chłopaka do domu, obmył z krwi i zmienił przesiąknięty już materiał na czysty, a na końcu ostrożnie przykrył kocem, i stanął obok niego. Czarne jak smoła włosy młodzieńca okalały jego twarz, odcinając się na poduszce równie widocznie, co gęste rzęsy i skośne, prawie elfie brwi - bo tym razem był blady jak kreda. Usta uchylone w nieregularnym oddechu nadawały jego twarzy spokojnego, niemal bezbronnego wyrazu. Mordred wyglądał tak jedynie we śnie, bo na co dzień przybierał swoją maskę wyższości i buty, stosowaną przez ludzką arystokrację. 

To, że był synem króla, nie ulegało wątpliwości. Stworzony do rozkazywania, każdy znak protestu zwykł tłumić brutalną siłą. Elf potrafił wyczytać to z samej jego mimiki. Wiedział, że Mordred jest zraniony i pełen goryczy do świata, przez co próbował wszystkim udowodnić, że jest inaczej. To było smutne, ale nie litował się nad nim; chciał jedynie pomóc w wyleczeniu jego duszy, bo wiedział, że to możliwe. Odgarnął mu włosy z twarzy i dotknął lekko jego kilkudniowego zarostu. Mógł się założyć, że w jego świecie ciężko mu było opędzić się od kobiet, gdyż niedoszły król wyglądał jak uosobienie idealnego wojownika. Władczy wzrok, prosta postawa, zaciekłość, wyszkolenie w boju - u ludzi było to największą wartością. Siła. Nigdy tego nie rozumiał.

Westchnął i wyszedł na zewnątrz, by pilnować okolicy przed powrotem rannego Ghaarda.  

2 komentarze:

  1. To opowiadanie jest genialne! Idealnie wpasowało się w mój gust i wciągnęło mnie od pierwszej linijki. Nawet nie spostrzegłam, a skończyłam czytać i smutno mi, bo teraz muszę czekać na kolejny rozdział, a jestem niecierpliwa. Mam nadzieję, że będzie w miarę szybko. :)
    Weny, weny i jeszcze raz weny ci życzę, byś pisała kolejne genialne rozdziały.
    Pozdrawiam. : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się z tak pozytywnej oceny tej serii i spieszę z informacją, iż kolejna część jest już w trakcie powstawania :) Z pewnością będzie w tym tygodniu. Ponaglenia są mile widziane, gdyż dzięki temu wiem, co pisać w pierwszej kolejności. Dziękuję za komentarz! Pozdrawiam serdecznie ;>

      Usuń