Witajcie!



Kilka słów o blogu.

1. Komentarze karmią wenę! (Ponaglenia także.)

2. Wszystkie opowiadania są mojego autorstwa.

3. Proszę o nie kopiowanie i nie rozpowszechnianie tekstów bez mojej zgody. Jest to plagiat i będę na to reagował.

4. Nie czerpię korzyści z prowadzenia bloga.

5. Jeśli autor którejś z grafik nie życzy sobie jej upubliczniania, wystarczy, że da znać w komentarzu pod postem, a grafika zostanie usunięta.

6. Jeśli nie zostawiasz opinii, pozostaw proszę ocenę pod przeczytanym opowiadaniem, aby nam wszystkim żyło się łatwiej i przyjemniej, a ja dzięki temu będę wiedział, co należy zmienić lub poprawić.

7. Ankiety są okresowo, na dole strony.

8.Większość bohaterów występujących w poniższych opowiadaniach została zaczerpnięta z istniejących już w popkulturze, rozpoznawalnych postaci. Tworząc fanfiction bądź slash, nie robię tego z powodów komercyjnych. Dziękuję za uwagę.

niedziela, 21 września 2014

Lucjusz Malfoy & Syriusz Black

fanfiction z Harrego Pottera, paring: Lucjusz x Syriusz
yaoi



Rozgrzewka



Lucjusz strzepnął niewidzialny pyłek z rękawa swego długiego płaszcza i wszedł do przestronnej komnaty z dumnie podniesioną głową. Tylko tak mógł teraz okazać pogardę wobec innych śmierciożerców zebranych wokół wielkiego, posrebrzanego stołu pośrodku pomieszczenia. Oczywiście główne miejsce zajmował Czarny Pan, reszta usiadła na pozostałych, dużo mniejszych fotelach. I - tu się nie zdziwił - po prawej stronie swego mistrza dostrzegł czekające na niego puste siedzenie. Skłonił się Voldemortowi, oddając tym samym krótki hołd i usiadł - w swoim mniemaniu dostojnie - za stołem. W końcu wykonywał dla Pana szczególną misję, mógł przecież sobie pozwolić na...
- Spóźniłeś się - dobiegł go syczący głos jego zakapturzonego władcy - Co masz na swoje usprawiedliwienie?
Chyba jednak nie powinien był sobie pozwalać.

Po karku Malfoya przeszły nagłe ciarki.
- Zrobiłem to, co mi kazałeś, panie. Jednakże miałem po drodze pewne... problemy - odrzekł wymijająco, lecz nadal z wyraźnym szacunkiem w głosie.
- Problemy?- zainteresował się Voldemort - A jakież to problemy mogą czekać na świetnie wyszkolonego i gotowego na wszelkie ewentualności śmierciożercę?- w jego głosie była dobrze dostrzegalna nagana. Patrzył prosto na swojego najlepszego sługę, wzrokiem zwiastującym tylko jedno - niezadowolenie. Czarny Pan wyciągnął powoli różdżkę, rozkoszując się strachem podopiecznych, jaki wywołał tym prostym ruchem. Malfoy przełknął ślinę i zmusił się do sztucznego, kajającego uśmiechu.
 - Wybacz mi panie, ale natrafiłem na przeszkodę niemal nie do pokonania... Znikąd nagle pojawili się sojusznicy Dumbledora i...
 - Od kiedy to boisz się tego starca, Malfoy? Czyż nie uczyłem was, że najlepszą obroną jest atak?... Jestem zawiedziony, Lucjuszu. Naprawdę zawiedziony.
 - P...panie? Pozwól mi wyjaśnić... Proszę. - Malfoy zrobił się wyraźnie nerwowy.
 - Mów. Byle szybko. Pokładałem w tobie chyba zbyt wielkie nadzieje.
 - Byłem w Ministerstwie Magii, zebrałem potrzebne informacje, włamałem do komnaty z przepowiedniami, i wtedy...wtedy pojawił się... Black. - jego głos jakby przycichł - rzucił na mnie zaklęcie Crucio, a następnie próbował dowiedzieć się jakie są nasze plany; oczywiście bezskutecznie... No i wtedy przybył ten dureń, Dumbledore. Ledwo uciekłem, przy okazji trafiając Blacka, i...
 - Czyli ojciec chrzestny Pottera jest martwy, tak?- głos Voldemorta ociekał jadem.
 - N...nie, panie. Obawiam się, że przeżył. Ale jest ciężko ranny.
Czarny Pan westchnął przeciągle i wstał, lustrując Lucjusza wzrokiem.
 - Lepsze to niż nic. A teraz powróćmy do poprzedniego poruszonego już zagadnienia...

Lucjusz odetchnął spokojniej, rozluźnił się. Wybrnął. Pozostawała kwestia nie rzucania się w oczy mistrzowi aż do następnego razu a wszystko będzie dobrze. Wrócił myślami do tego, co działo się w Ministerstwie. Przestał zwracać uwagę, na to, co mówili, odpływając w wydarzenia z poranka.
Kiedy włamał się na najniższe piętro i był już blisko przepowiedni Pottera, zza rogu wyskoczył Black, rzucając na niego zaklęcie bólu (ale zdążył je odbić - w ostatnim momencie). Członek Zakonu Feniksa zwalił się na ziemię w drgawkach, próbując przytłumić wrzask. Czarnowłosy mężczyzna chciał nawet rzucić na niego kolejne zaklęcie! Walczył jak... wilk. Zaciekle.
Lucjusz stanął nad nim, zamierzając go zabić, ale coś go powstrzymało. Tknięty jakimś dziwnym przeczuciem najpierw zaczął z niego szydzić. W końcu nawiązali coś w rodzaju rozmowy, z której dowiedział się, co robił tam Black. Pilnował przepowiedni i miał złapać Lucjusza, po czym zaprowadzić na przesłuchanie do ich siedziby, a następnie oddać w ręce dementorów w Azkabanie.
Tylko, że tym razem Lucjusz był szybszy. I naprawdę powinien go zabić. Jednakże... nie mógł. Jeszcze nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego. Nagle zrobiło mu się szkoda tego ładnego, czarnowłosego mężczyzny. Żal byłoby go zabijać... I pozostawało jeszcze coś. Black bardzo się zmienił przez te lata w Azkabanie. Już nie przypominał dobrego, wiecznie roztargnionego chłopca, który w formie buntu przystał do tych ,,dobrych”. Teraz był poważny, zimny, pałał jakąś nieuzasadnioną nienawiścią, był zły.
Mroczny.
Tak, Black stał się wręcz mroczny w swojej nienawiści.

To w pewien sposób wstrząsnęło Malfoyem - sprawiło, że popatrzył na niego zupełnie inaczej. Zaczął się też zastanawiać, czy nie udałoby mu się przeciągnąć Blacka na ich stronę, jednocześnie go oceniając. I tu zdał sobie sprawę z kolejnej sprawy, a mianowicie takiej, że Black mu się podobał - i to na tyle, że Malfoy miał ochotę go przelecieć. A to go już zupełnie wytrąciło z równowagi. Zdekoncentrował się i przez to zakończył zaklęcie a co gorsza, sam Dumbledore pojawił się właśnie w tej samej chwili. Black i dyrektor Hogwartu obsypali go niebezpiecznymi zaklęciami i musiał szybko uciekać, aby go nie dostali - lecz przede wszystkim nie oddali do Azkabanu.

Tak, to było problematyczne. Ścigali go przez połowę drogi. Dobrze, że udało mu się ich zmylić i przeteleportować się w końcu do bazy. To spóźnienie naprawdę nie wynikało z jego winy... Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że narada się zakończyła i wszyscy znikali w kłębach dymu. Wstał z lekkim opóźnieniem i opuścił salę w procesie dematerializacji. Przez kłęby dymu dostrzegł wpatrzone w niego, przeszywające spojrzenie Voldemorta.

*
Nie mógł usiedzieć we własnym domu, nachodzony przez jedną, tą samą myśl - gdzie jest i co robi teraz Black. Usiadł w wielkim fotelu w salonie, biorąc do ręki pierwszą lepszą książkę. Zaczął ją przeglądać bez zainteresowania, po czym rzucił za siebie.
Muszę go znowu spotkać – pomyślał nagle - Muszę z nim znów porozmawiać... Może powie coś ważnego, coś, co przyda się Czarnemu Panu? Nikt nie będzie miał do mnie pretensji, jeżeli zacznę go szukać, w końcu Black to jeden z silniejszych członków zakonu... Jest dobrym celem. Celem niemal godnym mnie.
Wstał i wyszedł na zewnątrz, zarzucając na siebie długi płaszcz.

*
Zakapturzona, czarna postać szła szybkim krokiem zatłoczoną ulicą ogromnej londyńskiej metropolii, przepychając się bezceremonialnie pomiędzy przechodniami. Zmierzała statecznym krokiem ku najmniej uczęszczanej części miasta - tej, do której normalny obywatel nie wchodziłby bez kija bejsbolowego lub paralizatora. Ewentualnie z zaklęciem avada kedavra na podorędziu.
Lucjusz Malfoy przeszedł bez słowa przez Dziurawy Kocioł, stuknął różdżką w mur a gdy ukazało się tajemne przejście, rzucił przez ramię ostrożne spojrzenie. Wolał, aby nikt nie dowiedział się o jego zamiarach - w szczególności nikt, kto mógłby o tym donieść Czarnemu Panu.
Obrzucił znudzonym spojrzeniem bank Gringotta, idąc wprost do najmniej uczęszczanej dzielnicy, raju dla czarnoksiężników i fanatyków czarnej magii. Wszedł do sklepu o zaciemnionych oknach, otwierając ze zgrzytem żelazne drzwi i skinął głową człowiekowi za ladą.
 - Czym mogę służyć, panie Malfoy?- zapytał sprzedawca, gnąc się w pokłonach i podchodząc do niego szybkim krokiem z usłużną miną.
Arystokrata zdjął powoli rękawiczki, obrzucając sklep obojętnym spojrzeniem, po czym powiedział coś cicho. Sprzedawca skłonił się nisko i gestem kazał podążyć za sobą

*
Tym razem miał szczęście. Black nie wrócił do kwater Zakonu Feniksa, tylko rzucił się na kolejne zadanie, chcąc zostać sam na sam ze swoimi myślami. Dzięki czemu Lucjusz bez trudu go odnalazł.
Syriusz zawsze był zbyt pewny siebie.
Śmierciożerca odetchnął spokojnie i wyjął różdżkę, zastanawiając się po raz setny co podkusiło go do tak brawurowego planu, po czym wyszedł zza rogu i od razu rzucił zaklęcie imperio.
Które Black, rzecz jasna, odbił.
Niech go szlag.
Rozpoczęła się zażarta wymiana ciosów, Lucjusz zyskał przewagę i zepchnął członka Zakonu Feniksa aż pod mur, po czym rzucił na niego zaklęcie wiążące, zakneblował i zaczął zastanawiać się, dlaczego tak łatwo mu poszło. Obrzucił Blacka uważnym spojrzeniem, w czasie którego zauważył dwie rzeczy: mężczyzna był poważnie ranny i dodatku wyglądał, jakby miał wysoką gorączkę. Lucjusz uspokoił się więc, strzepnął niewidzialny pyłek z rękawa.
 - Masz dzisiaj zły dzień, co nie, Black?- uśmiechnął się nieprzyjemnie - Byłeś już u starego Dumbledorka poskarżyć się na swój los?
Syriusz rzucił się w więzach, ze wzrokiem rasowego mordercy.
 - Dobrze dobrze, niech będzie. Powiem ci, co mnie sprowadza. Nie, nie przysłał mnie tu Czarny Pan, więc bądź spokojny... Nie zamierzam też cię zabijać, co byłoby wprawdzie rozsądnym posunięciem, biorąc pod uwagę, że jesteś jednym z bardziej utrudniających nam życie członków Zakonu. I to, że Potter cię wielbi. Ale dość o tym. Nie. To wszystko nie ma teraz najmniejszego znaczenia. Przyszedłem tutaj, bo mam do ciebie pewną sprawę. Można by powiedzieć... transakcję, która powinna cię zainteresować. Teraz pozwolę ci się odezwać - i mam nadzieję, że nie zrobisz niczego głupiego, zmuszając mnie do ponownego rzucenia zaklęcia... - zrobił krótki ruch ręką a knebel znikł.
 - Nie jestem zainteresowany, ty podły, parszywy, zdeprawowany popleczniku Voldemorta! Jeżeli masz choć trochę odwagi, to mnie rozwiąż, lecz jeśli nie... Zrobię wszystko, by cię zabić, niezależnie od ceny! Za nic nie będę układał się ze śmierciożercą!
Malfoy westchnął z rezygnacją i ponownie założył mu knebel.
 - Takiej odpowiedzi właśnie się spodziewałem. Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak wymusić na tobie posłuszeństwo, może wtedy zmienisz zdanie... - podszedł do niego i złapał go za ramię, a wtedy obaj znikli w kłębie dymu.

*
Rezydencja Malfoyów była rozległa, widowiskowa i pełna przepychu, za każdym razem uświadamiając gościom o potędze ich rodu - a salon był chyba najwytworniejszy ze wszystkich innych pomieszczeń. Lucjusz zabarykadował się w nim razem z Blackiem rzucając ochronne zaklęcia na pokój, po czym - usilnie zastanawiając, co tak naprawdę ma zamiar zrobić - rozsiadł się na fotelu, uprzednio przywiązując do drugiego fotela swojego tymczasowego więźnia.
 - W porządku Black, teraz nie pozostało ci nic innego jak mnie wysłuchać, więc nie rzucaj się, bo i tak nic tym nie osiągniesz. Sam wiesz, co może się stać, gdy straci się za dużo sił przy wrogu, prawda? Poza tym nie oszukujmy się, nie jesteś w stanie teraz ze mną walczyć. Zacznę od najprostszej a jednocześnie najważniejszej rzeczy. Ktoś taki jak ty przydałby się w naszych szeregach... Zauważyłem u ciebie pewną zmianę, nie wiem, co ją spowodowało, ale jestem pewien, że Dumbledor też ją wyczuł... Nie ufa ci już tak jak kiedyś, nieprawdaż? Odnosi się do ciebie z dystansem? Z pewnością... Ach, wybacz za ten dzisiejszy wybryk, chyba trochę przesadziłem...Nie chciałem cię zabić, jedynie się broniłem... Wiesz przecież, jak to jest...

Black patrzył na niego z niepewnością, próbował myśleć logicznie, ale ból głowy skutecznie mu to uniemożliwiał. Krwawiąca rana w poprzek klatki piersiowej pulsował tępym, nieznośnym rwaniem i tym bardziej utrudniała skupienie się na słowach śmierciożercy. Nadal nie mógł zrozumieć, dlaczego Malfoy zostawił go przy życiu.
 - Musisz zdać sobie sprawę z tego, że cobyś nie zrobił nie uciekniesz stąd, ponieważ jestem jedyną osobą, która może w tym domu zdjąć wiążące zaklęcia. A teraz do rzeczy... Wina? Najlepszy gatunek, sprowadzany prosto z Włoch, rocznik 32... Nie? Cóż, może później się skusisz - zaklaskał w ręce, a dwójka domowych skrzatów pojawiła się znikąd i wykonała bezgłośne polecenie, po czym znikła bez śladu - Co ci się stało? - machnął dłonią z różdżką, więzy opadły.
Syriusz roztarł sobie obolałe po wrzynających się w skórę magicznych linach miejsca, po czym zatamował ręką ranę.
 - Czego chcesz? - zapytał z jawną niechęcią - Skoro nie zamierzasz mnie zabić, przejdźmy do rzeczy i miejmy to już z głowy. Mam robotę do wykonania.
 - W tym stanie?- Malfoy prychnął - To nawet moje skrzaty czują się lepiej od ciebie. Wypada abym coś z tym zrobił, w końcu jesteś moim gościem, prawda? Ach, ale przedtem.. Accio różdżka - Malfoy rozbroił go - To tak na wszelki wypadek, żeby nam się lepiej rozmawiało. Gdyby rozpraszały cię jakieś niemądre myśli... No, dobrze. Rozluźnij się - mężczyzna mruknął coś pod nosem, a rana na ciele animaga zarosła się bez śladu. - Proponuję napić się jednak tego wina, poczujesz się lepiej - Czarnoksiężnik uniósł w toaście kryształowy kieliszek i upił z niego mały łyk - Nie jest zatrute. Spokojnie.
Black powąchał je z powątpiewaniem a potem wypił zawartość duszkiem i z głośnym brzękiem odstawił naczynie na stół.

 - Świetnie. To możemy przejść do rzeczy. - Blondyn westchnął, usiadł wygodniej, poprawił koszulę - Czego pragniesz? Co byś chciał, by w zamian za to przystać do Czarnego Pana? Możesz dostać wszystko. Wszystko. - podkreślił ostatnie słowo.
 - Teraz? Teraz mam ochotę zaciągnąć cię wprost do Azkabanu – warknął Black - Nie ma możliwości abym do was przystał. Nie sprzedam wierności za pieniądze, tak jak ty.
 - Jak ja? - arystokrata zmrużył oczy - Cóż ty o mnie możesz wiedzieć? To, co słyszałeś z plotek i być może to, co widziałeś w kilku momentach swojego marnego życia... To jest nic. Malfoyowie mają swój honor. I zawsze aspirują do zwycięzców a nie zwyciężonych. Poświęcenie nie ma sensu, Black. To z góry przegrana bitwa. Zaś co do zaciągania... Wiesz, też chętnie bym cię gdzieś zaciągnął i uwierz, że byłoby to po stokroć przyjemniejsze miejsce od więzienia...
 - Do czego ty zmierzasz, Malfoy? - Black założył ręce - Co to niby miało znaczyć?
Lucjusz uśmiechnął się, a był to uśmiech wielce niepokojący.
 - Napij się, Syriuszu. Nie ma sensu się tak denerwować. - arystokrata dopił wino a kieliszki same się napełniły - Zastanawiałeś się, co by było, gdyby nasze losy potoczyły się inaczej? Pamiętasz, jak się kiedyś nie cierpieliśmy?... Zawsze zazdrościłem ci jednego...
 - Przyjaciół - dogryzł mu od razu Syriusz- I popularności. I...
 - Ależ nie... Bynajmniej. Zazdrościłem ci tego, że tylu facetów robi na twój widok maślane oczy, a ty potrafisz tego nie zauważać. - Lucjusz uśmiechnął się niemal łagodnie.
 - Co takiego? - Black zachłysnął się nagle nową porcją wina - Lecieli na mnie faceci?
 - Mhm. Niejeden. - potwierdził arystokrata, przeciągając się w fotelu. Popatrzył na bruneta z wyraźną fascynacją.
 - Niby kto?
 - Pięciu z nich znałem osobiście, dwóch próbowało mi się zwierzać...- blondyn wykrzywił wargi w grymasie rozbawienia – Osobiście nigdy nie miałem takiego problemu, Malfoyowie zawsze otrzymują to, czego chcą.
 - Do czego ty zmierzasz? - Black próbował wstać, ale zakręciło mu się w głowie - Zaprosiłeś mnie na pogaduszki i powspominanie dawnych czasów? Zrobiłeś się sentymentalny na starość, czy zakładasz właśnie jakąś pułapkę?
Lucjusz wstał, podszedł powoli parę kroków, po czym pochylił się w jego stronę opierając o poręcze fotela.
 - Właśnie zmierzam do sedna sprawy, Black... Nie słuchasz mnie uważnie. To niedobrze.- mężczyzna założył swe długie włosy za uszy, bo kilka jasnych kosmyków opadło mu na twarz - Nie skupiasz się na tym, co próbuję ci powiedzieć.
 - Bo mówisz zagadkami i przytaczasz sceny dawnych dziejów, które jeszcze bardziej komplikują sprawę. Czego ode mnie chcesz, Malfoy? - ostatnie pytanie wypowiedział bardzo niepewnym, przytłumionym głosem, wciskając się głębiej w fotel, bo czarnoksiężnik zbliżył się nagle bardziej.
 - Chcę... Czegoś, co możesz mi dać tylko ty. - blondyn przesunął językiem po dolnej wardze bardzo zmysłowym gestem - Rozkoszy.

Black zamarł. Spodziewał się wszystkiego tylko nie tego - choć jego umysł był zaćmiony, a ruchy zrobiły się dziwnie powolne... Czuł, jak coś zaczyna się rozpalać wewnątrz jego samego i ze zgrozą stwierdził, że jego spodnie robią się za ciasne. Chciał to natychmiast ukryć, ale ręce odmówiły mu posłuszeństwa, zaś dziwne gorąco ogarnęło go w całości. Na jego twarzy pojawił się słaby rumieniec, gdy zdał sobie sprawę z beznadziejności sytuacji. Był ranny, nie miał różdżki, a w dodatku został złapany przez napalonego Malfoya i umieszczony w jego własnym domu, zabezpieczonym zaklęciami. Blondyn patrzył na niego bez krępacji, z rosnącym zadowoleniem.
 - No nie. O to cię nie podejrzewałem. Malfoy gejem? To przecież szczyt hańby. Dobrze, postraszyłeś mnie już i powiedzmy, że rozpatrzę tą twoją wcześniejszą ofertę, ale teraz mnie wypuść – powiedział animag, coraz mniej pewnym siebie głosem, lecz kiedy arystokrata zdjął z siebie koszulę i zaczął rozpinać jego, miarka się już przebrała - Wypuść mnie, do cholery! To wcale nie jest zabawne!
 - Nie... Zabawnie będzie dopiero później... - blondyn musnął przez spodnie opuszkiem palca jego męskość, na co Black wydał z siebie zduszony jęk - Nie panikuj. Sprawię, że będzie ci tak dobrze, jak jeszcze nigdy...
 - Opanuj się, Malfoy! Masz żonę! I dziecko! Czyś ty na łeb upadł?! - pieklił się Syriusz, z ciężkim sercem uświadamiając sobie, że jest tak podniecony, że zaraz sam będzie musiał zrobić sobie dobrze, żeby nie zwariować.
 - Pozory, tylko pozory... Tak, Narcyza to dobra żona i piękna kobieta, synowi też nic nie można zarzucić, jednakże...Czasem potrzebuję trochę... innej rozrywki - arystokrata powiódł językiem po jego szyi - I nie próbuj się opierać, ty też tego chcesz.
 - Ty gadzie! Dodałeś coś do tego wina!- krzyknął brunet, usilnie próbując się od niego oddalić - Nie waż się mnie dotknąć, bo... - przerwał, bo Lucjusz pocałował go namiętnie, skutecznie uciszając jakiekolwiek dalsze protesty.
Arystokrata usiadł na nim okrakiem ocierając się o niego, a potem ujął jego twarz w dłonie i wymruczał mu do ucha mrukliwym głosem:
 - Nie przeczę... Ale, dla twojej wiadomości, piłem dokładnie to samo... Tylko w mniejszej ilości.

Black próbował go od siebie odepchnąć, ale był zbyt słaby. Niedorzeczność tej sytuacji wytrąciła go z równowagi i wiedział, że nie ma szans. Ze spokojem przyjął kolejnego długiego całusa, po czym zdenerwował się sam na siebie, bo ten pocałunek go podniecił - a jeszcze bardziej podniecała go dłoń Lucjusza na swoim kroczu.
 - Zabierz stamtąd te łapy – stęknął cicho Syriusz - Jesteś ohydny.
Arystokrata uśmiechnął się szeroko, schodząc z niego i całując go po szyi.
 - Jak sobie życzysz... - odpowiedział melodyjnie, z pełnym zadowoleniem zajmując się badaniem struktury jego brzucha i klatki piersiowej. Narastające w Syriuszu pragnienie stawało się nie do zniesienia. Czarnoksiężnik bawił się nim całkiem perfidnie, podniecając go do granic możliwości i nie dając mu ani odrobiny wytchnienia.
Black był mocno zarumieniony, ale nie zamierzał prosić go o to, czego chciało jego ciało. Jego męskość pulsowała tępym bólem, miał ochotę zacząć ocierać się o cokolwiek - jednak, jak na złość, Malfoy wstał z jego kolan. Po brunecie przechodziły dreszcze, lecz nie wydał z siebie ani jednego jęku przyjemności.
 - Dalej jesteś pewien, że nie chcesz mojej pomocy? - Malfoy przygryzł lekko płatek jego ucha, chuchnął na nie ciepłym powietrzem i zamruczał przy tym zmysłowo. Black nie wytrzymał.
 - Chcę - udało mu się z siebie wydusić, przeklinając w duchu swoją słabość. Zamknął oczy, bo nie chciał uświadamiać sobie, że właśnie dobiera się do niego facet, a on na to pozwalał.
Blondyn znów na nim usiadł, pocałował głęboko i rozpiął mu spodnie. Wsadził dłoń pod materiał i zacisnął na nim palce.

Syriusz jęknął, po czym odchylił się w tył. Gdy arystokrata zaczął miarowo poruszać dłonią, czarnowłosy z przerażeniem stwierdził, że mu się to podoba - że pociąga go facet i że to facet się nim zajmuje. To było coś innego niż to, do czego był przyzwyczajony; teraz musiał się poddać, dać dominować innemu mężczyźnie. Ale, na wszystkie galeony świata, ten człowiek potrafiłby rozpalić nawet kamień!
Lucjusz otarł się o niego niczym kot, znowu zamruczał i wzmocnił ruch dłoni. Czuł, że Black długo nie wytrzyma a pierwszy raz w życiu chciał, żeby to komuś innemu było dobrze, nie zwracał większej uwagi na swoje potrzeby. Samo dawanie mu rozkoszy było dla niego wystarczająco przyjemne, lubił patrzeć na jego dobrze zbudowane ciało i chciał, by mężczyzna osiągnął szczyt właśnie dzięki niemu.
Jak na złość, ktoś próbował przerwać mu zabawę. Wyczuł na zewnątrz niezapowiedzianego gościa, który chwilę później wysłał mu do głowy swój obraz.
Severus Snape czekał na dziedzińcu, a widać było, że się niecierpliwi. Malfoy westchnął.
 - Obaj nie mamy dzisiaj szczęścia. - mruknął pod nosem, niezadowolony - Muszę cię na chwilę zostawić samego, ale obiecuję, że wrócę tak szybko, jak tylko się da. Nie zrób nic głupiego.- przesunął nosem po jego policzku, zaciągając się jego zapachem.
 - Cholerny gad. - warknął Syriusz, patrząc na niego spode łba - Możesz być pewien, że nie będę grzeczny, ty gnido! Ty potworze!

Malfoy wstał z niego, ubrał się i doprowadził do porządku, obrzucając Blacka przeciągłym, zamyślonym spojrzeniem. Zdjął kilka blokad i otworzył drzwi, chcąc wyjść.
 - Nie ty jeden mi to zarzucasz- po czym wyszedł, zakładając blokady z powrotem. Syriusz bluznął przekleństwami, których arystokrata już nie usłyszał.
*

Snape warknął na powitanie dość mało przyjaźnie.
 - Co tak długo? Zaczynałem się niecierpliwić. Sądziłem, że zeżarły cię smoki, ale nie, jednak nie. W sumie wcale im się nie dziwię, też nie chciałbym mieć z tobą nic wspólnego po tym, jak zawiodłeś Czarnego Pana...
 - Snape, jak zawsze tryskający epatią. O co chodzi? Nie mam dziś czasu na bezowocne pogawędki, spręż się z tą informacją.
Snape założył ręce i wykrzywił wargi w pogardliwym grymasie.
 - Wybacz Lucjuszu, ale czyżbyś miał jakieś zadanie, o którym nic nie wiem, a które tak zaprząta twą uwagę? Wydaje mi się, że nie powinno być dla ciebie nic ważniejszego od spełnienia rozkazów Czarnego Pana...
Malfoy przez chwilę miał ochotę się odgryźć, ale przybrał na twarzy wyraz uprzejmego zainteresowania i zapytał:
 - Z czym zatem przychodzisz?
 - Nie tutaj - syknął Snape - Zapominasz się, szpiedzy mogą być wszędzie - pociągnął go za łokieć w stronę rezydencji, na co blondyn z początku się zaparł, ale potem podążył za nim z westchnieniem. Snape był bardzo irytujący od czasu, gdy stał się pupilkiem Voldemorta, pokazywał wszystkim wyższość, co doprowadzało Lucjusza do ukrywanej wściekłej furii.
Weszli do środka, Malfoy zaprowadził gościa do drugiego co do wielkości pokoju, na co tamten wyraźnie się zdziwił. Snape rozglądał się uważnie, szukając czegoś bliżej nieokreślonego, aż w końcu po prostu zapytał:
 - Wydaje mi się, czy wyczuwam silne zaklęcia antywłamaniowe? Spodziewasz się ataku, Lucjuszu? Czyżbyś na starość popadał w paranoję?
- Faktycznie, wydaje ci się. Widać próbujesz doszukać się u mnie czegoś, czego nigdy nie znajdziesz... A wiesz, że bezpodstawne oskarżenie drugiego śmierciożercy grozi... - nie dokończył, zawieszając głos.
Snape prychnął i usiadł w rzeźbionym fotelu, zakładając nogę na nogę i uśmiechając się irytująco.
 - Miałem wrażenie, że po spotkaniu z Czarnym Panem poszedłeś spotkać się z... Syriuszem Blackiem. Po co?
Malfoy zakrztusił się łykiem wina. Dłuższą chwilę zajęło mu dojście do siebie, gdy ścierał idealnie białą chusteczką kilka czerwonych kropelek ze swojej szaty.
 - Zaiste interesująca wieść, jednakże nic mi o tym nie wiadomo. - rzekł w końcu, rzucając niespokojne spojrzenie w głąb posiadłości.
 - Widziałem to - oczy czarnowłosego maga przeszywały go teraz na wylot - Więc teraz pytam... Po co?
Arystokrata sięgnął powoli po różdżkę, gotów wyjąć ją w każdym momencie, przy czym uśmiechnął się do Snape'a w szczególny, morderczo uprzejmy sposób.
 - Nie wydaje mi się, abyś przybył tu w celu wypytywania mnie o Blacka. Mów, co rozkazał Czarny Pan i opuść mój dom. W przeciwnym razie trochę się pogniewamy.
 - Czyżbym zwęszył tu jakąś zdradę? Podłoża rebelii? - Snape bawił się w najlepsze, zupełnie nie przejmując groźbą. - Lucjusz Malfoy buntownikiem? Znudziło ci się jarzmo mistrza, co?
Blondyn wstał z godnością, po czym wskazał mu dłonią wyjście, mając kamienną twarz.
 - Nic ci do tego, co mam do Blacka, lizusie - warknął, gdy zdziwiony czarodziej wstał i podszedł do drzwi. - Wynoś się, zanim zostaniesz wyniesiony nogami do przodu. Wiesz, mój dom skrywa wiele tajemnic. Wiele kryjących się w nim istnień nie lubi przyjezdnych....
 - Uspokój się Malfoy, ja tylko żartowałem. Nie miałem pojęcia, że przetrzymujesz Blacka we własnym salonie - mruknął Mistrz Eliksirów.
Napięcie między nimi stało się widoczne, Snape zbliżył się o krok do arystokraty.
 - Czy on żyje? - zapytał cicho
Odpowiedział mu lodowaty wzrok Lucjusza, który zaraz jakby się ocieplił.
 - Tak, żyje. - rzekł ostrożne, mrużąc oczy.
 - W takim razie chcę go zobaczyć. Chcę widzieć, jak będziesz go zabijał - czarnowłosemu zalśniły wrednie oczy - Sam chciałem zrobić to już dawno, ale nie miałem ku temu sposobności...
Malfoy zmieszał się.
 - Obawiam się, że zawiodę twoje oczekiwania. Chcę go przeciągnąć na naszą stronę, Snape. Bardziej przyda się żywy.
 - Żywy? Na mózg ci padło? Black żywy? U nas?
 - Tak. Żywy. Po naszej stronie. - wycedził zimno - I to będzie moja zasługa.
 - W takim razie chcę widzieć, jak będziesz go torturował - westchnął Snape - To też może być zabawne.
 - A ja chcę widzieć cie za moimi drzwiami, natychmiast. Jestem w swoim domu i nie będę wysłuchiwał zachcianek od takich śmieci jak ty.
Severus zmarszczył brwi.
 - Pan kazał ci przekazać, że masz stawić się jutro, tam gdzie ostatnio - zmierzył go podejrzliwym wzrokiem - A tak naprawdę, to dlaczego go kryjesz?
 - Nie twój interes, nietoperzu. Zjeżdżaj z mojego domu, natychmiast.- syknął Malfoy.
Snape uniósł ręce w geście poddania. Cofnął się do drzwi czując, że Lucjusz zaraz wybuchnie z wściekłości. Wyszedł, pozostawiając po sobie odgłos trzaśnięcia. Malfoy poprawił włosy.
Na czym to stanęło?
A, tak. Na rozgrzewce.
Powrócił do Blacka.

1 komentarz:

  1. Dlatego właśnie nigdy nie lubiłam Snape'a. Zawsze pojawiał się w nieodpowiednim momencie i psuł całą zabawę :D. Nie pogniewałabym się gdybyś wstawiała odrobinkę dłuższe kawałki :)

    OdpowiedzUsuń