Witajcie!



Kilka słów o blogu.

1. Komentarze karmią wenę! (Ponaglenia także.)

2. Wszystkie opowiadania są mojego autorstwa.

3. Proszę o nie kopiowanie i nie rozpowszechnianie tekstów bez mojej zgody. Jest to plagiat i będę na to reagował.

4. Nie czerpię korzyści z prowadzenia bloga.

5. Jeśli autor którejś z grafik nie życzy sobie jej upubliczniania, wystarczy, że da znać w komentarzu pod postem, a grafika zostanie usunięta.

6. Jeśli nie zostawiasz opinii, pozostaw proszę ocenę pod przeczytanym opowiadaniem, aby nam wszystkim żyło się łatwiej i przyjemniej, a ja dzięki temu będę wiedział, co należy zmienić lub poprawić.

7. Ankiety są okresowo, na dole strony.

8.Większość bohaterów występujących w poniższych opowiadaniach została zaczerpnięta z istniejących już w popkulturze, rozpoznawalnych postaci. Tworząc fanfiction bądź slash, nie robię tego z powodów komercyjnych. Dziękuję za uwagę.

sobota, 20 września 2014

Dastan & Garsiv





 Opowiadanie osadzone w realiach Prince of Persia. Luźna wariacja. Uwaga: przekleństwa i opisy kazirodcze. Yaoi.
+ 18!



            Ulubieniec


 Przez pozłacane okna wpadały ciepłe, czerwone promienie zachodzącego słońca, połyskujące na lazurowych mozaikach ścian, błyszczące na kryształach wazonów i odbijające się od marmurowych rzeźb na kolumnach, podtrzymujących strop obszernej komnaty pałacowej - miejsca zamieszkania jednego z trzech książąt Persji, Dastana, którego aktualnie nie było w środku.
Jak zwykle był zbyt zajęty bardziej przyziemnymi sprawami od rządzenia.

Drzwi do komnaty rozwarły się z donośnym trzaskiem, zaś do środka pomieszczenia wpadła pośpiesznie zziajana, rozczochrana postać; mężczyzna, o brązowych włosach, ściętych na linii szczęki. Mężczyzna, który miał na sobie rozchełstaną szatę z weluru, aksamitu i innych drogocennych materiałów, aktualnie w stanie nienadającym się już do pokazywania na paradach. Ani w pałacu. Ani nigdzie indziej.
Widniały na nich przetarcia, rozdarcia i plamy po alkoholu.
 Dastan zamknął za sobą rzeźbione drzwi i odetchnął, ścierając z czoła kropelki potu.
Było blisko.
Ledwo wyrobił się na czas przed wizytą brata. Ledwo, bo zabawa u jego osobistego oddziału najemników przedłużyła się trochę bardziej, niż planował - a przez to wszystko zapomniał o najważniejszej rzeczy. O tym, że pozwolił sobie przy okazji pożyczyć od Garsiva jego ulubionego...

 - Gdzie... Jest... Mój... Koń?! - ryknął Garsiv, bezceremonialnie wchodząc do pokoju, gdzie był jego przybrany brat i niemal ciskając przy tym błyskawice z oczu – Dastan, do cholery! Znowu to zrobiłeś!
Książę znieruchomiał, a potem uśmiechnął się – jednak z wyraźną miną winowajcy.
 - Garsivie, braciszku... Jak się masz? - zagadnął bezczelnie, chowając za siebie ręce obtarte od skórzanych lejców końskiej uprzęży.
 - Gdzie jest Kudra Nihal? - warknął czarnowłosy książę, zaciskając dłonie w pięści – Gdzie on się znajduje?!
 Dastan podrapał się po zaroście i rzucił mu odrobinę przepraszające spojrzenie. Przeszedł przez komnatę, wyjął dwa pozłacane kielichy i nalał do nich burgundowego, przejrzystego wina.
 - Wejdź, rozgość się – zaprosił go dobrotliwym gestem, z którego sam król Sharaman byłby pewnie dumny – Jak ci minęła podróż? Widzę, że jesteś odrobinę... nie w humorze. Proszę, poczęstuj się tym – wręczył mu kielich, jak gdyby głuchy na jego pytania – Z winnicy naszego ojca, pierwszorzędny trunek, zaręczam.
 Garsiv zmarszczył brwi. Nadal trząsł się ze złości i nadal patrzył na niego morderczym wzrokiem, ale przyjął poczęstunek – wypił do dna i rzucił pusty kielich za siebie, robiąc kilka kroków do przodu.
 - Dastan. To nie przejdzie. Nie tym razem. - oznajmił -  Przecież ten koń jest warty fortunę! To najlepszy wierzchowiec w całej Persji! Najszybszy, najlepiej wyszkolony, najsilniejszy! Czystej krwi arabski! A przede wszystkim... Mój. Gdzie... On... Jest?
 - Na najświętszych bogów, bracie – Dastan wywrócił oczami – Koń to tylko koń. Możesz kupić sobie innego.
 - Ten jest moim ulubionym.
 - Stać cię na dziesięć takich. Jednego dnia. - wtrącił szatyn.
 - DASTAN!
Młodszy książę uniósł ręce w obronnym geście. Odsunął się od Garsiva, widząc jego narastającą wściekłość.
 - Już dobrze, w porządku... - jęknął - Pożyczyłem go sobie na chwilę. Na momencik. Bis już go szuka, nie ma co się...
 - ZGUBIŁEŚ GO?! - wrzasnął brunet, zaciskając dłoń na rękojeści stalowej, damasceńskiej buławy – Zgubiłeś mojego najlepszego konia, bracie?
Dastan wycofał się już bardziej widocznie. Zdał sobie sprawę, że najwyraźniej tego dnia Garsiv miał już dużo więcej problemów, niż jeden zagubiony koń. I informacja o tym, że wierzchowca szuka podwładny Dastana, w niczym nie polepszyła sprawy.
 - Posłuchaj, braciszku... Przepraszam. Przepraszam, naprawdę. Znajdę go. Uspokój się już. - poprosił młodszy książę.
 - Nie będziesz mi mówił co mam robić, ty... Ty... Uliczniku! - krzyknął rozjuszony Garsiv, nie znajdując na niego aktualnie żadnej lepszej obelgi – Stawaj i walcz! Okaż resztki honoru! - wyszarpnął zza pasa buławę, a Dastan zauważył z pewną niechęcią, że jego brat był już pod mocnym działaniem alkoholu. Wyraźnie wcześniej pił. I to dużo za dużo.

 - Bogowie... - wyszeptał szatyn, wycofując się pod okno tak, by dzielił ich spory, mahoniowy stół – Co się stało, bracie? Co cię dziś ugryzło? Mogę ci pomóc? Kto cię tak zdenerwował? - zagaił, próbując zyskać na czasie.
 - Jak to kto? Ty! - warknął drugi książę i natarł na niego z bronią, jakby tylko na to czekał.
Zaczęli się ganiać wokół stołu – Dastan miał szczęście, że jego brat nie był w pełni trzeźwy, ponieważ jego dwa ulubione miecze wisiały na ścianie, daleko poza jego zasięgiem; nie miał możliwości z nim walczyć. Nawet tego nie chciał. Dobrze wiedział, że Garsiv musiał mieć jakiś poważny problem, z którym od dłuższego czasu nie dawał sobie rady, skoro był tak frustrowany, że szukał wymówki, aby się jakoś wyżyć.
 - Słuchaj, to nie ma sensu. Znajdę ci go, przysięgam. Odnajdę go, tylko odłóż broń. - wydyszał zziajany szatyn, gdy robili już dwudzieste okrążenie – Bracie, obaj dobrze wiemy, że to nie koń jest problemem!

Garsiv dyszał ciężko, promienie słońca odbijały się od jego stalowego napierśnika, tańczyły na płatach ostrzy buławy, tonęły w brązowych oczach, nadając im piwny odcień. Oparł się bezsilnie o stół, a potem zsunął na niego ciężarem ciała i zastygł tak, oddychając nieregularnie. Przymknął powieki; jego czarne, długie włosy rozsypały się z rzemienia po jego ramionach, zalewając zdobione, srebrne naramienniki kolorem smoły. Pomimo tego, że był postawny i dość ciężki, sprawiał teraz wrażenie zgnębionego i niemal bezbronnego. Był wręcz rozczulający, jak oswojona pantera, której odebrano ulubioną zabawkę.
 Drugi książę podszedł do niego trochę niepewnie. Jego rozchełstana szata w kolorach piasku zsuwała mu się z ramion, więc zrzucił ją z siebie niedbałym ruchem, zostając tylko w spodniach i butach – i nieodłącznych, ćwiekowanych karwaszach.
 - Garsivie?... - Dastan położył mu rękę na ramieniu, nie bardzo wiedząc, co ma zrobić – Może jednak przyjmiesz moją pomoc?

Zapytany podniósł powoli głowę. Zacisnął jedną dłoń w pięść. A potem krótkim zrywem podniósł się, chwycił Dastana za ramiona i w kilku krokach dobił go do ściany ciężarem ciała. Trzymał go mocno, w brutalnym uścisku, jakby chciał go zmiażdżyć w rękach.
 - Bracie... - wycedził w końcu, owiewając go swoim oddechem – Ty nawet nie masz pojęcia, coś właśnie powiedział. Nie masz pojęcia. Gdybyś wiedział, już by cię tu nie było. - nagle w jego głosie pojawiła się jakaś nuta żalu – A ja nie potrafię tak dalej. Już nie mogę, rozumiesz?
 Dastan nie miał miny, jakby rozumiał. Ale gdzieś w sobie wyczuł, o co chodziło. A kiedy w oczach Garsiva dostrzegł potwierdzenie, uśmiechnął się rozbrajająco.
Chodziło o bliskość.

 - Hej... - mruknął cicho, patrząc na jego usta – To to cię tak gnębi?
Garsiv zacisnął zęby, wwiercając w niego wzrok czarnych jak noc oczu. Nie wierzył, że brat się domyśli. A jednak, domyślił się.
 Dastan przysunął się do niego. Lekko, trochę niepewnie musnął wargami jego usta. Niepewnie, ale z fascynacją, która narastała.
 Siła uścisku zmniejszyła się, brunet trzymał go dużo lżej, niemal wcale. Dastan rozluźnił się więc i z ulgą wypuścił powietrze.
Hej, jeśli to o to chodziło, to mógł dać znać dużo wcześniej. Z pewnością jakoś by się dogadali.
 - Nie musiałeś tyle pić, żeby mi o tym powiedzieć. - mruknął mu w usta, a Garsiv wyglądał, jakby był pod wpływem jakiegoś obłaskawiającego zaklęcia. - Naprawdę. Nie musiałeś.
Główny dowódca wojsk perskich ujął jego podbródek i pocałował go powoli, jakby nadal nie wiedział, czy może to zrobić. Szatyn przesunął dłoń na jego kark, gładząc lekko jego rozpaloną skórę w zupełnie jawnej aprobacie. I wtedy runęły wszelkie tamy powstrzymywania się.
Pocałunek zrobił się bardziej namiętny, gwałtowny, żarliwy. Garsiv przyciągnął go do siebie, objął w pasie, wręcz przycisnął do bioder. Dastan dał mu przez chwilę pocieszyć się poczuciem władzy, a potem odsunął go od siebie zdecydowanym ruchem. Brat rzucił mu krótkie, nierozumiejące spojrzenie.
 - Zapomniałeś o czymś. - mruknął szatyn, po dłuższej chwili ciszy. I uśmiechnął się łobuzersko. Sięgnął do klamer od jego zbroi, rozpiął je z pewnym rozbawieniem, ściągnął stalowe segmenty i pozwolił im spaść na ziemię. W milczeniu, by brzęk stali drgającej na marmurowej posadzce i rozproszone refleksy światła na jej obrzeżach oznajmiły wszystkim i wszystkiemu, że Dastan nie zamierza ukrywać swoich zamiarów. - Teraz możemy kontynuować.
 - Jesteś nieznośny - mruknął Garsiv z lekkim wyrzutem, przyciągając go do siebie ponownie.
 - Jak zawsze. – książę rzucił mu szeroki uśmiech, wpił się w jego usta i siłą pociągnął go w stronę łóżka. Potem popchnął go do tyłu pozwalając, by Garsiv po prostu się przewrócił. - Chciałeś, to masz. - momentalnie usadowił się na nim, pochylając do kolejnego pocałunku, ale brunet w tym samym momencie ściągnął go w bok, przerzucił obok siebie i przygwoździł swoim ciałem do pościeli.
 - Myślałeś, że jesteś taki sprytny, co?... - starszy książę chwycił go za przedramiona i przesunął je nad głowę brata, po obu stronach puchowej poduszki. Uśmiechnął się w odrobinę groźnym w rozbawieniu. - Nie jesteś.

Dastan sięgnął jego ust, dając mu pocałunek przesycony niewyrażoną dotąd czułością, której Garsiv nigdy się się nawet spodziewał. Brat go tym spacyfikował. Bezsprzecznie.
 Kiedy oderwali się od siebie, brunet miał problem z ułożeniem jakiegokolwiek sensownego zdania. Gładził szatyna po policzku, pozwalając i sobie na okazanie czułości.
 - No dobrze. - przyznał niechętnie, wzdychając – To było akurat udane zagranie.
Ostatnie promienie słońca wpadły przez okno, spływając po zarysie ich ciał, gładząc ciepłymi strugami odsłoniętą skórę, błądząc w splątanych włosach. Brunet przesunął ustami po szyi księcia, składając na niej gorące, przesycone żądzą pocałunki. Przygryzł skórę nad obojczykiem, przesuwając dłonią wzdłuż jego brzucha. Badał zagłębienia wyrzeźbionego ciała, dotykał jego struktury, błądził palcami po wypukłościach mięśni. Dastan poruszył się pod nim odrobinę niespokojnie - i coraz bardziej niespokojnie z każdym kolejnym dotykiem. Kiedy Garsiv zsunął usta na jego tors, zataczając mokrym językiem małe kółka wokół jego brodawki sutkowej, po prostu tego nie wytrzymał.
 - Garsivie, puść mnie – wydyszał ciężko, a w jego głosie był jawny rozkaz.
Mężczyzna uniósł głowę, nadal trzymając go jedną ręką za nadgarstki.
 - Niby dlaczego? - Garsiv wyraźnie się z nim droczył, drażniąc drugą brodawkę dwoma palcami.   
 - Nie pożałujesz – w głosie brata była wyraźna zachęta – Obiecuję.
Puścił jego ręce, na co szatyn, nie czekając na przyzwolenie, rozpiął mu pasek od spodni i wsunął dłoń pod materiał, zaciskając palce na jego kroczu.
 - Właśnie dlatego. - wyjaśnił, ściągając go do siebie za kark. Brutalnie i równie silnie, jak wcześniej potraktował go brat. Garsiv stęknął cicho, przygryzł dolną wargę i popatrzył na niego rozpalonym wzrokiem. Nie powiedział już nic. Odegrał się, napierając na jego usta, wsuwając język do środka w geście pełnym dominacji oraz władzy. Pokazywał, że jest panem sytuacji, gdy natarł na miękkie wnętrze ust brata, nie napotykając z jego strony żadnego oporu. Ale Dastan bynajmniej się nie poddawał. Podjął z nim walkę pełną pasji, chwycił go zębami za wargę, szarpnął w coraz bardziej brutalnej grze. Pojawiło się na niej rozcięcie i mała kropelka krwi.
 - Lubisz na ostro, braciszku? - Garsiv wyszczerzył zęby w niemal wilczym uśmiechu, był jak polujący drapieżnik, gdy unieruchomił jego szczękę w niemal stalowym uścisku palców – Więc dobrze... Zagramy po twojemu.
Jego czarne włosy opadły w dół, zalały splątanymi pasmami jego śniade plecy, przelały się na aksamitną powłokę poduszki w kolorze ciemnego nefrytu, zasłoniły Dastanowi cały zewnętrzny świat. Wolną ręką rozpiął mu pasek od spodni i chwycił jego męskość, pocierając delikatną skórę. Zaczął dość gwałtownie, ale zaraz uspokoił się przechodząc do miarowych, zaspokajających ruchów. Mogli się bić, mogli rywalizować, lecz to nie był ten moment. W tym momencie chciał dać mu jedynie rozkosz. Nieważne, jak bardzo Dastan go irytował, nie ważne, ile razy miał ochotę porządnie mu przyłożyć – teraz miał go tylko dla siebie i wszystko inne stało się bez znaczenia.

Dastan jęknął, zacisnął zęby usilnie próbując to w sobie tłumić. Rozlewało się po nim gorąco, żar krążący w lędźwiach, ogień parzący go od środka - i tylko Garsiv był na to lekarstwem. Pocałował go niemal desperacko, jedną ręką zwiększając tempo ruchów a drugą przesuwając po jego placach drażniącym i ponaglającym gestem.
 - Garsivie... - jęknął odrobinę ochryple; w głosie Dastana pojawiła się nuta, której wcześniej nie było. Pojawiła się tam prośba. Niewypowiedziana, ale wyraźna.
Brunet posłusznie powrócił do obcałowywania jego skóry. Już się nie droczył. Przesuwał językiem po jego szyi, kąsał go lekko, dyszał ciężko od kumulującego się pożądania. Mimowolnie poruszał biodrami, próbując ugasić trawiący go pożar. Zręczne palce brata dawały mu spełnienie, smak jego skóry koił jego spragnione zmysły, zapach podniecenia – ich wspólnego podniecenia – unosił się w powietrzu, mącąc myśli i wzburzając pragnienie. Młodszy książę objął go kolanami w cichej potrzebie większej bliskości. Ale nie wytrzymali długo. Obaj byli zbyt spragnieni siebie. Dastan doszedł, wydając z siebie przeciągły, niski jęk i zalewając jego dłoń ciepłym nasieniem. Nadal trzymał go blisko, nie dał mu się odsunąć ani o cal. A Garsiv wcale tego nie chciał. Osiągnął spełnienie chwilę po nim, prawie spazmatycznie dysząc mu w usta. Ogarnęła go pełna błogość, zamroczyła na dłuższą chwilę. Opadł bezsilnie po drugiej stronie Dastana, łapiąc szybko powietrze. Leżał tak, leniwie przymykając oczy.

Młodszy książę pozostał przez moment nieruchomo, by zaraz popatrzeć na znajdującego się przy nim mężczyznę z tkliwością i zupełnie już jawną troską. Odgarnął mu z twarzy czarne kosmyki, przesunął palcem po zarysie kości policzkowych, po ustach.
Nachylił się nad nim.
 - Bracie? - zapytał, gładząc go po włosach – Wszystko dobrze?
Garsiv uniósł się powoli na przedramionach, odnalazł jego spojrzenie. I zagarnął go do siebie zaborczym gestem. Padł na miękkie łóżko z dziwnym upojeniem i ciepłem, które zdecydował się w końcu okazać.
 - Teraz już tak – mruknął, usatysfakcjonowany.
Dastan uniósł brew. I wyszczerzył się wesoło.
 - To znaczy, że już nie jesteś na mnie zły? - zapytał przebiegle, wplatając palce w jego włosy.
Garsiv wbił w niego groźne spojrzenie.
 - Och dobrze, dobrze... Odnajdę ci go. - westchnął Dastan, opierając brodę o jego ramię. - Przecież obiecałem. To w końcu twój ulubiony koń. Najlepszy.
 - Właśnie. - odparł i dla potwierdzenia tych słów pocałował go miękko.
Jednakże obaj dobrze wiedzieli, że problem już zniknął i to nie Kudra Nihal był jego przyczyną.
 - A tak właściwie, to gdzie jest Tus? - zapytał Dastan, nagle sobie o nim przypominając. - Nie mieliśmy przypadkiem być dzisiaj na radzie?...
 Obaj znieruchomieli, przypominając sobie o aktualnie trwającym posiedzeniu rady starszych, debatującej tego wieczoru o zwiększeniu ilości stacjonujących w stolicy wojsk.
 - Dastan?... Garsiv?... Jesteście tu? - drzwi komnaty otworzyły się z rozmachem, a do środka wszedł ostatni z książąt Persji, Tus. - Przecież mówiłem wam, że dzisiaj będzie... - i nagle zawiesił głos, patrząc na nich z całkowitym osłupieniem.
 Odskoczyli od siebie jak oparzeni. Garsiv zapiął szybko spodnie, Dastan ściągnął na siebie satynową pościel. Zachowywali się, jakby absolutnie nic się nie wydarzyło. Ale ich miny oraz porozrzucane ubranie zdradzały coś odmiennego.

 - Co wy?... - wydusił z siebie Tus, nadal trzymając klamkę od drzwi – Jak to?... - zaciął się, nie wiedząc jak zareagować. Stał jak słup soli, nie chcąc dopuścić do siebie myśli, że jego dwaj bracia...
 - Tus! Braciszku! - Dastan dopiął spodnie i podszedł do niego z udawanym rozluźnieniem – Jak miło, że wpadłeś! Właśnie omawialiśmy z Garsivem...
 - Tusie. Napijesz się z nami? - przerwał mu brunet, przynosząc Tusowi pozostały kielich z winem. Wręczył mu go siłą, zaciskając palce na jego rękach. - No pij. Do dna. Bez dyskusji.
 Tus otrząsnął się z odrętwienia i posłusznie wychylił kielich, pozwalając Garsivowi na działanie.
 - Właśnie omawialiśmy z Dastanem zagadnienie braterskiej miłości. Mam nadzieję, że rozumiesz to, prawda, Tusie? - wyjaśnił mu Garsiv, nie zostawiając wątpliwości co do tego, co się wydarzyło. Zamknął za nim drzwi i spojrzał mu z bliska w oczy. - Rozumiesz to? - zapytał powoli, cichym tonem głosu.
 Atmosfera w komnacie znacznie się zagęściła. A potem Tus wybuchnął śmiechem.
 - Och, na wszystkie królestwa świata! - powiedział w końcu, ocierając kącik oczu z łezki rozbawienia – Pewnie, że rozumiem. Przecież ojciec ciągle nam mówi, że miłość braterska jest mieczem chroniącym imperium. Nie mógłbym pozwolić, aby pękł, nie sądzicie? Ale... - zawiesił głos, poważniejąc – Nie pogłębiajcie jej kosztem tych biednych staruszków, czekających na wasze zdanie w sprawie bardziej namacalnego dowodu ochrony naszego kraju. Wojska. Zbierajcie się, czekamy na was.

 Tus był niezadowolony, ale nie powiedział tego głośno. Jako przyszły król miał wrodzoną umiejętność szybkiego rozwiązywania sporów. Dastan i Garsiv wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami. Kiedy zebrał się do wyjścia, Garsiv chwycił go nagle za ramię.
 - Czekaj, bracie. Rozumiem, że niczego nie widziałeś, tak? - zapytał, upewniając się, że Tus ich nie zdradzi.
 - Nie widziałem? - prychnął przyszły król – Oczywiście, że widziałem. - wywrócił oczami - Ale ojciec nie musi. Nawet nie powinien. Szkoda tylko, że nie powiedzieliście mi wcześniej. No. A teraz...
 - Tusie, chcesz się dołączyć? - Dastan przerwał mu nagle, zachodząc go od tyłu.
Garsiv za to uśmiechnął się bardziej drapieżnie. Nie puścił go. Nadal.
 - Oczywiście, że chce... – odpowiedział za Tusa, wyczuwając jego nastrój – Miał zamiar spuścić nam porządny łomot za to, że go tutaj nie zaprosiliśmy, mogę iść o zakład, Dastanie.

 Cała trójka spojrzała na siebie w milczeniu. W końcu Tus ściągnął ze swojego ramienia rękę brata, chwytając go za nadgarstek. I nadgarstek Dastana także.
 - Noo dobrze... - powiedział z ociąganiem, nadal nieco rozbawiony – Myślę, że radni mogą poczekać tą "chwilę" dłużej.   

2 komentarze:

  1. Mhmh :) A tak czułam, że napiszesz jakieś yaoi z księciem persji. Przypadło mi do gustu, a zakończenie rozśmieszyło :D Nie ma to jak zaproszenie do zabawy trzeciego kolegi :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń