Witajcie!



Kilka słów o blogu.

1. Komentarze karmią wenę! (Ponaglenia także.)

2. Wszystkie opowiadania są mojego autorstwa.

3. Proszę o nie kopiowanie i nie rozpowszechnianie tekstów bez mojej zgody. Jest to plagiat i będę na to reagował.

4. Nie czerpię korzyści z prowadzenia bloga.

5. Jeśli autor którejś z grafik nie życzy sobie jej upubliczniania, wystarczy, że da znać w komentarzu pod postem, a grafika zostanie usunięta.

6. Jeśli nie zostawiasz opinii, pozostaw proszę ocenę pod przeczytanym opowiadaniem, aby nam wszystkim żyło się łatwiej i przyjemniej, a ja dzięki temu będę wiedział, co należy zmienić lub poprawić.

7. Ankiety są okresowo, na dole strony.

8.Większość bohaterów występujących w poniższych opowiadaniach została zaczerpnięta z istniejących już w popkulturze, rozpoznawalnych postaci. Tworząc fanfiction bądź slash, nie robię tego z powodów komercyjnych. Dziękuję za uwagę.

środa, 26 października 2016

Silmarillion - Pomoc



część 11

Pojawili się tuż przy nim. Wydawało się, że Morgoth demoluje właśnie wszystko w zasięgu wzroku, ale nie - on siedział pod ścianą, kaszląc w rękaw, a wokół niego latały chaotycznie wszystkie pobliskie przedmioty. 

 - Panie! - Sauron puścił Thranduila i przypadł do swego króla, spopielając to, co znalazło się zbyt blisko niego - Panie?... Jak się czujesz? Jak mogę pomóc?
Ale Morgoth patrzył niewidzącym spojrzeniem, i to wcale nie na niego. Nie wiedzieli, czy ich widział, lecz wzrok wbity miał gdzieś w okolice Thranduila. Elf podszedł więc, unikając zderzenia z wirującymi przedmiotami, i także przykląkł przy Władcy Ciemności. 

 - Melkorze. - szepnął Król Lasu - Melkorze, opamiętaj się. - i wyciągnął ku niemu nieco drżącą dłoń, by pogładzić go po niemal białym policzku. - Jesteś silniejszy niż to. Jesteś ponad tą chorobę, która zatruwa ci umysł. A ja jestem przy tobie i będę cię wspierał, dopóki nie wyzdrowiejesz... Ale musisz mi pomóc. Musisz chcieć dać sobie pomagać, rozumiesz?...

 Morgoth opuścił głowę i splunął krwią. Zamrugał, jakby budził się z otępienia, ale nadal poruszał się bardzo niemrawo, jakby każdy najmniejszy ruch sprawiał mu problem. Bardzo powoli, jakby z rozmysłem uniósł dłoń, i położył na dłoni, którą elf lekko go gładził. Wydawało się, że nadal nie może skupić na niczym spojrzenia. Że jest rozbity.

 - Nie jestem... - zaczął, lecz przerwał, znów kaszląc spazmatycznie - Nie nazywam się... - uniósł wzrok, czarny niczym otchłań - ... Melkor. 
Jego usta wykrzywiły się w dziwnym grymasie, jakby pełnym politowania dla całej tej sceny. Odepchnął jego rękę i pozwolił, by wszystkie lewitujące przedmioty pospadały na ziemię.

 - Jeszcze raz mnie tak nazwij, i jeszcze choć raz zarzuć mi, że z moim umysłem jest coś nie tak, a wtrącę cię do klatki z ogrami. - A ty. Sługo! - warknął do Saurona - Nie przyprowadzaj go więcej do mnie, dopóki nie upewnisz się, że utemperowałeś jego uzdrowicielsko - matczyne zapędy. Rzygam już waszą pomocą. Ubzduraliście sobie coś, co wcale nie ma miejsca!

Ale Thranduil nie dał się zastraszyć. Zamiast unieść się dumą bądź wszcząć kłótnię, zrobił coś instynktownego. Czule przetarł dłonią jego drżące we wściekłości, zakrwawione usta i pocałował go lekko, wręcz błagalnie, ujmując jego twarz w dłonie. Pociemniałe tęczówki Morgotha natychmiast ustąpiły miejsca niebieskim, przejrzystym niczym niebo. Cała złość przepadła bez śladu. Melkor - było już widać, że to on - westchnął elfowi w wargi i równie czule odwzajemnił pocałunek, przyciągając go lekko do siebie za piękne, platynowe włosy. 
 Sauron założył ręce i wcale nie ukrywał swojej złości. Jego ślepia pałały, płonęły wręcz oczywistą, jawną nienawiścią do Thranduila. Wyglądało na to, że - na szczęście dla niego - wcale nie musieli lądować wszyscy razem w łóżku, skoro Thranduil w swej świetności rozwiązał cały problem jednym marnym całusem. 
 - Powiedz mi, mój harma... - poprosił Król Lasu, uważnie przypatrując się jego twarzy - Jak mogę ci pomóc? 

Majar wyszedł, trzaskając drzwiami. Czy Thranduil zdobył się właśnie na to, by pokazać, gdzie jest jego miejsce? Czy to było prześmiewcze, że użył dokładnie tych samych słów co wcześniej Czarnoksiężnik?
Miał dość. Serdecznie dość tego, że Thrnduil oswoił sobie jego króla, podczas gdy on sam, dzieląc z nim całe stulecia, nie potrafił okiełznać nawet jego zwyczajowej furii. 

*

Kiedy Morgoth chwycił go za szyję, Sauron jedynie odwrócił wzrok.
Ta jego dzika dominacja nie była już tak podniecająca jak niegdyś.

Rozumiał już, kim dla niego jest. Choć pocieszał się myślą, że lepsze to, niż obojętność, to jego serce miało w sobie cierń, i cierń ten bolał z każdą chwilą bliskości z Ainurem.

Nie dla niego było zainteresowanie Władcy. Jemu przeznaczone było jedynie spełniać jego zachcianki. Przypomniał sobie, jak dobitnie Król Kłamstw powiedział mu, że ich związek skończył się już dawno, i nie miał co liczyć na żaden powrót.

Przyzwał go, bo potrzebował zdolnego dowódcy. Tylko i wyłącznie dlatego.

A Sauron był dumny, i nie mógł pogodzić się z tym bezdusznym odrzuceniem.

- O czym myślisz? - usłyszał nagle, czując jak ucisk jego palców staje się dużo słabszy – Coś cię rozprasza – zauważył Morgoth, prostując się i odsuwając od niego ręce – Nie podoba mi się, że jesteś myślami gdzieś indziej, kiedy leżysz rozdziany pode mną. W mojej komnacie.

Sauron uniósł zaskoczone spojrzenie, i napotkał nieodgadnioną pustkę w oczach swego króla.

- Co się dzieje z twoim ogniem, Maironie?

Majar przełknął ślinę, starając się skupić na tym, co właśnie robili. Ale pierwszy raz w życiu... Pierwszy raz tego nie chciał.

- Nic – skłamał odruchowo, kładąc dłoń na jego nagim torsie – Kontynuujmy.

Ani jego mina, ani sposób, w jaki go dotykał, nie wskazywał na cień namiętności.

Morgoth, zamiast unieść się podwójnym gniewem i wyładować go na swym słudze, zszedł z jego bioder i w milczeniu przyciągnął go do swojej klatki piersiowej.

- Co. Się. Dzieje? - zapytał powoli, z twarzą pozbawioną wyrazu – Wyczuwam w tobie gorycz.

To była chwila, kiedy Mairon na powrót rozbłysł ogniem wściekłości; odepchnął od siebie Morgotha, odrzucił okrywającą go pościel i już byłby wstał, gdyby Morgoth nie złapał go za włosy i nie ściągnął w szarpnięciu z powrotem.

- NIC! - ryknął Czarnoksiężnik, czując, jak miarka żalu została już przebrana – Nie dzieje się nic, właśnie o to mi chodzi!!! Jestem dla ciebie niczym i byłem NICZYM przez te wszystkie lata, a ty się mnie pytasz, o co chodzi?!

Dał się ściągnąć, nie było sensu uciekać przed Ainurem, to zawsze jedynie pogarszało sprawę. Kiedy znowu znalazł się na łóżku, najpierw rzucił w niego poduszką, a potem ją podpalił.

- Ściągasz do naszego domu jakiegoś paskudnego elfa, poświęcasz mu cały czas i uwagę, a mnie odstawiasz w kąt, jak starą, zużytą zabawkę... – wysyczał zjadliwie Sauron, zaciskając dłonie w pięści – a potem... dowiaduję się... że poświęciłeś mu również umysł i serce, i to na długo wcześniej, zanim się poznaliśmy! Że oddałeś... mu... WSZYSTKO! Wszystko, co ja mogłem mieć!

Tym razem podpalił całe łóżko.

- Okłamałeś mnie, nie dając niczego! Teraz już nawet nie okłamujesz. Ty BIERZESZ i to bez cienia winy, i uważasz, że tak jest w porządku! A ja!... Ja... - zaciął się, czując jak ściska mu się gardło – Ja byłem ci wierny przez te wszystkie lata, szalałem bez ciebie, gotów przygotowywać ci królestwo aż do końca świata... W nadziei... że jestem dla ciebie choć trochę ważny, i kiedyś zasłużę na coś więcej... niż twoje iluzje... - ogień przygasał powoli, gdy Mairon pochylał głowę, by sploty czerwonych włosów zasłoniły mu twarz – I ja... - jego głos się załamał, a wargi ścisnęły w wąską linię – Ja nadal cię kocham, i nadal będę czekać do końca świata, by zasłużyć na cokolwiek, co będzie choć trochę zbliżone do emocji, która łączy cię z tamtym elfem. I ja nie odpuszczę! Ty wiesz, że nie odpuszczę!...

Morgoth przygasił płomienie, patrząc w ciszy na osmaloną, spękaną pościel. Patrzył też na bladą sylwetkę Saurona, który, drżąc lekko, z zaciętą miną starał się nie pokazać po sobie więcej słabości.

Chwilę potem trzasnął go w twarz. Bez zastanowienia, bez wyczucia, i bez cienia litości. Sauron chwycił za piekący policzek, zagryzł zęby jeszcze mocniej, i rzucił mu spojrzenie pełne wyzwania.

No to teraz się zacznie. 
Morgoth zbije go, zerżnie i zostawi przykutego kajdanami do wezgłowia - co do tego Czarnoksiężnik nie miał wątpliwości, że od tego rozpocznie - to była w końcu najłagodniejsza z możliwych kar. Tym razem przesadził ze swoją bezczelnością, i musiał obudzić w Morgoth'cie coś więcej, niż złość. Tym razem - świadomie naruszył jego autorytet.

Król Ciemności obalił go na plecy, znów przydusił do łóżka za gardło i zaczął do niego mówić, teraz głosem zimniejszym od lodu:

- Nie udawaj durnia... - zaczął, a Mairon odwrócił tylko twarz i zagryzł wargi do krwi, oczekując teraz silnego bólu - Jak... kiedykolwiek... mogłeś sobie chociaż pomyśleć, że jesteś dla mnie NICZYM?

Nastała chwila ciszy, w trakcie której żaden z nich się nie poruszył. Majar niechętnie zwrócił na niego spojrzenie, i ze zdumieniem stwierdził, że Morgoth wcale nie wpadł w niszczycielską furię. Był raczej ścięty i wściekły, ale zimną, niedowierzającą wściekłością.

- Panie mój?... - Sauronowi wrócił głos, nie znał u niego takiego zachowania. Ścierpła mu skóra, kiedy patrzył w te dwa bezdenne tunele oczu i na wargi swego kochanka, które wygięły się w wyrazie zaciętości. - Panie?... - próbował wyczuć jego nastrój, i uspokoić go zawczasu chociaż odrobinę – Ja...

- ANI SŁOWA. - warknął Morgoth, chwytając go za podbródek i zbliżając do niego twarz – Ty nadal nic o mnie nie wiesz?... Nie sądziłem, że aż tak się na tobie zawiodę. Ale skoro tak... Skoro to nastąpiło... Muszę wyjaśnić ci jeszcze raz nasze zawiłe... stosunki. Krok... po... kroku. - wycedził.

Wargi mężczyzny zniżyły się na policzek Majara, przesunęły po krawędzi szczęki, i zaatakowały nagle jego usta.

To nie był pocałunek w furii. To nie miało nic wspólnego ze złością lub nawet dominacją.

Morgoth był namiętny, skupiony jedynie na nim, i na tym, żeby dać mu rozkosz.

- Nigdy więcej nie odważysz się zarzucić mi obojętności – powiedział twardo, patrząc mu prosto w oczy – I już nigdy... nie zwątpisz w swoją wartość. Niezależnie od tego czym się później stanę, nie waż się powiedzieć, że nie miałeś dla siebie moich emocji. Niezależnie od mojej drugiej strony i tego, jak stała się silna. Pamiętaj, że JA nie potrzebuję Thranduila.

Teraz to Saurona ścięło, i nie odważył się nawet głębiej odetchnąć.

Zaraz zaraz... Że... co? Co tu się działo? Co on właściwie próbował mu przekazać? Zwodził go znowu, tak? To o to chodziło?

- Słaby Melkor może faktycznie bałby się dać ci coś więcej od obojętności, ale nie jestem nim i nie mamy nic wspólnego. Ubolewam, że czasem... Czasem zdaje się wracać do mnie przeszłość, ale to są tylko wspomnienia. Nie powinieneś obawiać się wspomnień, nie sądzisz?

- Nie rozumiem, panie. - powiedział zgodnie z prawdą, wodząc spojrzeniem za opuszkami jego palców, które właśnie zmysłowo badały jego pachwinę, będąc niebezpiecznie blisko miejsca, które zdążyło się już tym odmiennym, niż zwykle dotykiem, żywo zainteresować - Thranduilowi nie chciałeś przyznać, że... Że bywasz czasem inny niż teraz. I powiedziałeś przy nim, że... ty i ja... że to koniec.

 - Bo Thranduil wyprowadza mnie z równowagi - warknął Morgoth, chwytając męskość Saurona, a potem zniżając się powoli do jego bioder - On również jest moją przeszłością. Chcę z tym skończyć, ale najpierw muszę go posiąść. Pokażę mu, że nie ma nade mną władzy. - Majar poczuł na swoim brzuchu ciężki, gorący oddech - Że... nikt jej nie ma.  Więc tak. Kłamałem. - czarne włosy króla zaczęły łaskotać skórę na jego biodrach - Lecz dziwne, że TY zapomniałeś o prawdzie.

Sauron przełknął głośno ślinę, patrząc niczym w hipnozie, jak Morgoth, po raz pierwszy w trakcie ich łóżkowych zabaw podejmuje się tego, by pieścić go w inny sposób, niż dłonią. Nie miał tego nigdy w zwyczaju. Majar domyślał się, że mogło chodzić o to, że czegoś się ,,nie godzi" Ainurowi, bądź też po prostu miał to za zbyt prymitywny sposób, więc nigdy nie nalegał i nie próbował dopytywać. Miał też, szczerze mówiąc, duże obiekcje względem tego, jak miałoby to zaistnieć, skoro Morgoth bardzo często w stanie podniecenia tworzył sobie ostre kły, którymi upodobał sobie kąsać swojego kochanka.

Tym razem jednak Morgoth trzymał swoje emocje na wodzy. Choć podniecony, nie myślał teraz o sobie. Wręcz przeciwnie - wszystko co robił, i w jaki sposób to robił, utwierdzało Czarnoksiężnika w przekonaniu, że rzeczywiście zależało mu na jego przyjemności. Sauron westchnął lekko, gdy poczuł gorące wargi okalające erekcję a potem głośniej, kiedy podrażnił go wilgotny, napastliwy język mężczyzny. 
Zarumienił się przez te zabiegi. Jego policzki zrobiły się czerwone niczym u prawiczka, a oddech spłycił się do niewyraźnego dyszenia, byleby tyko mógł usłyszeć, jak jego król zasysa się nagle na jego mokrym, pulsującym członku i jak obciąga mu z wyraźnym pomrukiem przyjemności.

Nie wytrzymał. Mógłby kłamać godzinami o tym, że wcale tego nie pragnął, ale w tym momencie jedyne, co potrafił, to przycisnąć do siebie jego głowę i jęknąć bezradnie, nadstawiając mu biodra. Przyciągnął go wcale niedelikatnie - szarpnął za włosy, dobrze wiedząc, że Morgoth nie znosił, kiedy ktoś ich dotykał. Ale Morgoth zdawał się tego nie zauważać. Mairon sprawdzał, na co może sobie pozwolić, bardzo powoli nadając mu swoje tempo.

Mężczyzna podniósł na niego spojrzenie ciemnych ślepi i przez moment Mairon przestraszył się, że popełnił błąd, próbując go dominować, lecz w chwilę potem... Ainur przyjął jego tempo, a następnie przyspieszył, zdradzając w końcu, że wcale nie był tak spokojny, na jakiego wyglądał. 
Brał go do gardła, mocno i zażarcie, i w chwilę później dosłownie pożarł jego orgazm, w ostatniej chwili odsuwając pojawiające się kły. Sauron krzyknął, targnięty spazmami rozkoszy, zupełnie nieprzygotowany na tak szybkie dojście i legł bezsilnie na łóżku, nadal z dłonią w jego włosach. 
Gorąco warg zniknęło bez śladu, pozostawiając go pomiędzy stanem upojenia a niepewności. 
I wtedy usłyszał warknięcie. 

Otworzył natychmiast oczy, zachodząc w głowę, co tym razem mógł zrobić nie tak, lecz wtedy zorientował się, że Morgoth nie miał w sobie złości, a podniecenie. Jego król wspierał się nad nim jedną dłonią, i patrzył mu w oczy, robiąc sobie dobrze. Poprzedni pomruk przyjemności, który wcześniej od niego słyszał, teraz zmienił się w krótkie, niewyraźne powarkiwanie przy jego uchu, gdy Ainur wyraźnie brutalnie pieścił się nad jego rozchylonymi udami. 

 - Pocałuj... mnie. - wydyszał ciężko przez zęby, i wcale nie był to rozkaz. To była chyba prośba. Na tyle, na ile Morgoth potrafił poprosić.
 Sauron uniósł lekko podbródek i musnął go wargami na próbę, idealnie kopiując gest, który wcześniej zastosował wobec niego Thranduil. I czekał. Czekał w niecierpliwości na cokolwiek, co mogłoby zdradzić, że Morgotha to uspokoi. 
I uspokoiło. Morgoth go nie ugryzł, nie zrobił nic, co mogło wywołać ból. Kiedy doszedł, jęknął ochryple z wargami przy jego policzku a potem wsparł czoło o pościel, daleki od swej zwykłej brutalności. Oddychał ciężko i nie patrzył już na niego. Położył się obok, w milczeniu, ze wzrokiem wbitym w baldachim. Dla Saurona było to małe zwycięstwo. Również się nie odezwał i także popatrzył w górę, zaczynając się zastanawiać. 

A co, jeżeli... Jeśli Thranduil wcale się z niego nie naśmiewał, tylko dawał mu dobre wskazówki? Co wtedy?










2 komentarze:

  1. Teraz jestem definitywnie i bezsprzecznie za parką Morgoth/Sauron <3
    Walić Thranduila, nie pasuje do niego, nie do nowego Morgotha. Wiem, że to coś na wzór rozdwojenia jaźni, że pozwolę sobie posłużyć się takim określeniem natomiast jak nigdy mam nadzieję, iż zażegna się ze starym "dobrym" sobą i zostanie takim jaki jest teraz. Do tej pory olewalam Saurona w tej zawiłej relacji, bo wydawał się być tylko zapychaczem po utracie starego kochanka ale NIE! Koniec :D Jak nikomu innemu to mu należy się coś od życia i niech to będzie Morgoth :P
    Cieszę się, że dodałaś nowy rozdział, uwielbiam Twoje opowiadania, a to już w szczególności :)

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu wrzuciłem kolejną część! ^^

    OdpowiedzUsuń