Chciałem odejść, zanim
to wszystko zajdzie za daleko, zanim do reszty stracę rozum i zacznę
się kajać o jego uwagę, zanim do końca stracę godność, której
niegdyś miałem więcej niż wielcy królowie i możni tego świata.
Bo godność była
jedynym, co mi jeszcze pozostało. Nie miałem nic. Moje dokonania
odeszły w niepamięć razem z ostatnią wojną, wszyscy byli
przekonani, że ja – zdrajca – zginąłem słuszną śmiercią z
ręki mojego ojca. Przeczesałem palcami czarne, splątane włosy i
odgarnąłem je do tyłu, by nie opadały mi na twarz.
Nie miałem nic, czym
mógłbym go zachwycić, czym mógłbym go przy sobie zatrzymać.
Musiałem to zakończyć. Natychmiast.
Nie miało teraz
znaczenia to, jak na mnie spoglądał lub co robił, zupełnie
traciłem wiarę w to, że kiedykolwiek będzie mój. Powróciły do
mnie wspomnienia mojego świata, w którym musiałem walczyć o
wszystko: o szacunek, posłuch, o swoją wartość. Musiałem
wywalczyć to mieczem i okrasić każdy kolejny krok własną krwią,
żeby cokolwiek tam znaczyć. Zabiłem własnego ojca. Zdradziłem
swój kraj. Sprzymierzyłem się z armią barbarzyńców, żeby tylko
zdobyć tron. Nie było mi pisane siedzieć w jakimś cudownym
zagajniku, w którym zwierzęta żyły w zgodzie i gdzie zawsze
świeciło słońce.
Moim przeznaczeniem od
zawsze był mrok. Od dziecka, odkąd pamiętam, uczyłem się
zabijać. Lubiłem to. Co więcej, byłem w tym świetny. Gdy miałem
szesnaście lat, potrafiłem już pokonać pięciu wrogów, mając
przy sobie jedynie miecz.
Nie potrzebowałem
Samandriela ani jego łaski, ani tym bardziej jego opieki.
Chciałem się tylko
pożegnać. Wstałem z łóżka, ubrałem się i wyszedłem na
zewnątrz, wprost na zalaną słońcem polanę.
Odruchowo zmrużyłem
oczy, szukając jednocześnie sylwetki elfa, lecz wszystko wyglądało
na to, że po prostu poszedł po składniki do zrobienia śniadania,
o którym mi wcześniej wspomniał. Poczułem się naprawdę
bezużyteczny. Może mógłbym mu się jakoś zrehabilitować,
pilnując mu domu, ale przecież tutaj nie było nikogo, kto mógłby
chcieć go okraść – tu nie było żadnego zagrożenia, nic, z
czym wypadałoby walczyć. Pozostało mi tylko przysiąść w cieniu
drzewa i poczekać na jego powrót, zastanawiając się jednocześnie,
co mógłbym mu powiedzieć, bym nie wyszedł na niewdzięcznika.
Wiatr zaszemrał pomiędzy
koronami drzew, wprawiając mnie w melancholijny nastrój. W sumie
nie byłem nawet głodny, było mi po prostu... smutno. To był ten
rodzaj smutku, w którym odechciewa się dosłownie wszystkiego, a
samoocena leci na łeb i na szyję w dół.
Nigdy, absolutnie nigdy
nie miałem problemów z z zainteresowaniem sobą wybranej osoby.
Ludzie lgnęli do mnie, podziwiali mój talent, kobiety mnie
uwielbiały. A ja lubiłem ich zainteresowanie, schlebiało mi to,
kiedy już udało mi się dowieść, że nawet jako bękart Artura,
mogę się z nim równać a nawet go przebić. Gdy wymogłem na nim
członkostwo w jego radzie, w Okrągłym Stole, jego poddani patrzyli
na mnie wręcz z nabożnym podziwem, tak, jak powinno się patrzeć
na króla...
Żałowałem, że nie
poprowadziłem swojej gry inaczej. Może gdybym zabił jego żonę a
potem otruł jego samego, mógłbym zająć ten tron... Choć nie
miałem wtedy tyle cierpliwości, co mam teraz. Rozumiałem swoje
stare zachowanie. Po prostu... Teraz dostrzegłem tamten błąd, i
bardzo mnie to ubodło.
Nagle w krzakach
naprzeciwko mnie coś lekko zaszeleściło, a potem zauważyłem przy
trawie małe, wybiegające stamtąd... pisklę. Uniosłem brew.
Wyglądało na to, że ta jaskółka, którą ostatnio ratował
Samandriel, wypadła znowu z gniazda. Podniosłem się cicho i
kucnąłem przy szarej kulce, i wyciągnąłem do niej dłoń. Byłem
zdziwiony, że tak ufnie wskoczyła mi na rękę. Ptak wyglądał na
dziwnie przestraszonego, zupełnie inaczej, niż widziałem go
ostatnio. A potem w zaroślach zaszeleściło coś znowu.
Zobaczyłem ogromne,
żółte ślepia i zmarłem.
Jak ja się nie mogłam doczekać kontynuacji tego Mordreda! Ale nie dość, że fragment kończy się w takim momencie to jest tak króciutki, że tylko zaostrzył mój apetyt. Mam nadzieję, że ilość wstawionych kolejnych części będzie większa nić DMC. Zdecydowanie do tego ciągnie mnie bardziej :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się sposób, w jaki piszesz. Widać, że jest to przemyślana narracja, dopracowana, pozwala zagłębić się w świat, o jakim opowiada.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa, pomagają mi wziąć się w garść, kiedy mam twórczy kryzys :]
OdpowiedzUsuń