Miłość braterska (6)
Podszedł powoli do nieprzytomnego, przekroczył jego ciało i ponownie stanął tuż przed Mefistotelesem. Znów wyciągnął w jego stronę Rebelliona, biorąc go na cel.
— Dobra, Mephie... Chodź i weź go sobie. Jeśli zdołasz.
Lotki złożyły się niczym nożyce w parodii machania skrzydłami. Mefisto okrył się tymi, które zostały i wyglądało na to, że wprawiając się w ruch obrotowy po prostu zrobi wirową sieczkę ze wszystkiego, co podejdzie pod jego broń.
- Dobra...Wystarczy- charknął Vergil, podnosząc się powoli na przedramionach. Splunął krwią, wstał i odruchowo wyciągnął Yamato - Nie wiem, co mnie ominęło, ale to jest tylko iluzja, Dante. Iluzja tego, że jest tu z nami. W rzeczywistości siedzi w piekle. Sam mu w tym pomogłem.- otrząsnął się, podchodząc do ściany i przeciągnął po niej ostrzem katany. Iluzja rozmyła się na sam dotyk, zmieniając ponownie w ulatujący dym i ukazując stary wzór z cegieł.- Pomóż mi. Zapewne nie wszystko jest nieprawdą.
— Ma gość talent — przyznał, obserwując przez chwilę brata, a potem za jego przykładem przeciągnął ostrzem miecza po jednym z najeżonych igłami skrzydeł. Zastanawiał się tylko, od kiedy, u diabła, projekcje mogą mówić i ciskać przeciwnikami o ścianę? Ta postać w centrum zamieszania musiała być realna. Ale kim była w rzeczywistości?
— Nie taki diabeł straszny, jak go malują, co? — uśmiechnął się, zamachał kilka razy Rebellionem, kreśląc nim wymyślne wzory, i zaatakował "Mefistotelesa" po raz kolejny. Skuteczniej, choć nadal nie potrafił się nie uchylić, gdy zobaczył mknący w swoją stronę, potężny ogon. Ciężko było walczyć z czymś, co mogło być projekcją, ale wcale nie musiało. Wolał wszystko brać za realne, aby się nieprzyjemnie nie zdziwić.
Cienie powoli zaczynały spełzać ze ścian, jakby nagle stwierdziły, że mają dużo ciekawsze rzeczy do roboty. Gdy Dante i Vergil zajmowali się najeżoną ostrzami istotą, za nimi rozległ się ubawiony głos.
- Hej, chcecie go zabić?- postać Mefistofelesa siedziała na tym samym krześle co na początku i z uwagą obserwowała całą rozgrywkę, przy okazji zaciągając się skrętem. Mężczyzna wskazał głową kolczastego stwora, a potem się uśmiechnął- Nie tędy droga.
Jego waleczny sobowtór zniknął, a brunet podrapał się po zaroście.
- W porządku, mam dla was propozycję. Przygotujcie się lepiej, co by nie było tak mdło. Ufam, że Dante nie pozwoli na otworzenie portalu. Jesteście jedynie dzieciakami, a dzieci należy pouczać, nie? Macie czas do jutrzejszego wieczoru. I, z łaski swojej- jeśli już tak bardzo obaj chcecie poginąć- zróbcie to chociaż tak, żeby sprawiło mi to jakąś trudność.
Po tych słowach iluzje zniknęły tak samo, jak się pojawiły. Dym rozwiał się w jednym momencie, pozostawiając po sobie coś przypominającego dźwiękiem śmiech.
Demony jakoś się nie pojawiły.
Vergil, Vergil... Potrafisz manipulować, nie da się zaprzeczyć.
— Bylibyśmy szybciej, gdyby nie pewne komplikacje — powiedziała chłodno Trish, mierząc Vergila wzrokiem. Nie ufała mu ani trochę, nawet pomimo tego, że nic nie wskazywało na to, aby aktualnie chciał zrobić krzywdę Dantemu. Ale to były tylko pozory, które ten demon potrafił zachowywać jak mało kto. — Co tu się działo?
— Było dosyć... ostro — odpowiedział Dante i przeniósł spojrzenie na swojego brata. Vergil wyglądał bardzo blado i ewidentnie działo się z nim coś złego. Zwłaszcza, odkąd znaleźli się tutaj, w tym kościółku. — Ej, Verge — rzucił w jego stronę. — W porządku?
— Czy możesz choć raz wyrazić się jasno, starcze? — warknął Nero. — Coś rozpierdoliło pół miasta, a ty twierdzisz, że było ostro?!
Nie, tę informację zdecydowanie wolał zachować na potem. Spokojnie przybrał swoją normalną postawę i odgarnął włosy do tyłu, choć czuł gdzieś wewnątrz siebie, jakby ktoś ciągle rozszarpywał mu niedogojoną ranę - to Mefistofeles w innym wymiarze metodycznie próbował wyrwać się na wolność. Przybrał ją spokojnie, lecz z pewnym trudem, prawdopodobnie dobrze widocznym dla jego bliźniaka. Musiał więc szybko go uspokoić, aby nie doszło do niewygodnych pytań.
Podszedł do krzesła, wziął płaszcz i przerzucił go sobie przez ramię. Aktualnie nie miał większej ochoty być oblepiony mokrą skórą, szczególnie, że było mu wręcz zimno. Odnalazł wzrok Dantego.
- W porządku, Dante. - jego głos nie był przekonujący.- Spotkamy się w Temen- ni- Gru.- i w sumie już miał go minąć, zostawiając z młodym i Trish, gdy zatoczył się, przytrzymał ściany a potem- bo inaczej nie można tego nazwać- zgiął w pół i zwymiotował własną krwią.
— Vergil.
Jak gdyby ignorując obecność Trish i Nero, podszedł do niego i objął go w pasie, odgarniając mokre włosy z jego brudnej twarzy.
Był pewien, że jest bardzo źle i że Vergil zataja przed nim przyczyny tego stanu rzeczy, aby go nie zamartwiać. Kurwa, to było w jego stylu, on zawsze był taki "daj-mi-spokój-poradzę-sobie-sam". A wcale sobie nie radził...
— Nie pójdziesz nigdzie samotnie, bo znając twoje głupie pomysły, narobisz nam zaraz jeszcze większych kłopotów niż budząc tego dupka.
— Co? Jakiego dupka? — podchwycił momentalnie Nero.
— Nie żeby hordy demonów były czymś nadzwyczajnym... Może wreszcie wyjaśnilibyście nam, co tu się odstawia? — zaproponowała Trish, przechylając głowę. Widać było po niej irytację.
— Spokojnie — mruknął Dante — znikną niedługo.
Nie wiedział, co innego mógłby powiedzieć. Wydawało mu się, że Vergil wie znacznie więcej na temat całej tej sytuacji, ale nie miał pojęcia, jak to z niego wyciągnąć - więc zrezygnował z prób. Na jakiś czas.
Dlaczego obecność Dantego była dla niego tak budująca? Czemu nie odepchnął go tak, jak zrobiłby to w każdym innym momencie?
- Nie mów im wiele- to była raczej prośba, niż rozkaz- Możemy to zakończyć w ciągu tej doby. A ja potrzebuję choć godziny snu. Gdziekolwiek, byle nie tutaj.- wyprostował się, ale go nie puścił.- Trzeba wysłać kogoś do wschodniej części miasta, żeby obserwował czy nie pojawi się tam nowy portal. Jeśli się pojawi, mamy przesrane.- spojrzał prosto na Dantego- właściwie wy będziecie mieć przesrane, bo ja nie będę się już do niczego nadawał.- mruknął tak cicho, by tylko on to usłyszał.
Drgnął, gdy Trish odchrząknęła znacząco.
— Słuchaj — podjął. — Biegnijcie z Nero na wschód, do Suvland. Obserwujcie okolice. Vergil mówi, że może się tam otworzyć portal.
— Cóż za zatrważająca ilość informacji — zironizowała kobieta, a Nero warknął wściekle. — Bądźże konkretny! I od kiedy to współpracujesz ze swoim bratem, co?
— Z Piekła próbuje wyleźć gość, który nazywa się Mephisto. Tworzy iluzje, chociaż go tu nie ma, jest w tym kurewsko dobry i... Cholera, Trish, jeśli ten portal się otworzy, będziemy mieli przejebane. Vergil zna sposób na powstrzymanie tego gościa. Musimy się zabrać do roboty... A wy musicie biec na wschód, jasne?
To, co powiedział jego brat, było całkiem pocieszające. Oznaczało, że wcale nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Ot, kolejny boss do odbębnienia, wszystko będzie przecież takie, jak dawniej... Vergil nie zamierzał wyprowadzać go z błędu. Tak było bezpieczniej i łatwiej dla nich obu.
A jednak, pomimo wszystko... Żałował. Żałował, że tak to się skończy. Może w jakimś równoległym świecie coś takiego mogłoby się udać? Może taka braterska relacja wcale nie musiałaby prowadzić do nienawiści i rozłąki, tylko skończyła się happy endem? Może...
- Może w końcu się stąd ruszymy?- zapytał, zmieniając tok myślenia, zanim znów zaczął martwić się na przyszłość. Trish i Nero chyba załapali, że sytuacja jest bardzo napięta, bo jakoś żadne z nich więcej się nie awanturowało.- Możemy od razu iść do Temen- ni-Gru, odpocznę chwilę na miejscu. Możemy też...- zawahał się- Nie wiem, zaproponuj coś. Mefisto dał nam dwie doby na opracowanie planu.
To było tak piękne, tak gorące, tak... upajające, i od tamtego czasu nie było dnia, aby Dante nie pomyślał o tamtych chwilach. Byli wtedy tak młodzi... A teraz byli dorośli i co? I nadal to pamiętali. I dążyli do czegoś więcej. Bez skrępowania, bez zahamowań. Tylko do czego to wiodło?
Pamiętał tę potworną noc, kiedy Vergil powiedział, że zostanie w piekle, kiedy przeciął jego wyciągniętą dłoń. Tę potworną noc, gdy po raz pierwszy w swoim dorosłym życiupłakał. Przez niego. Przez miłość. Przez złamane serce, jakkolwiek żałośnie by to nie brzmiało.
Nie związał się z nikim, bo pragnął tylko jego. Tylko o nim marzył i, cholera, czuł, że Vergil też coś do niego ma. To na pewno dlatego tu wrócił, na pewno dlatego chciał go ostrzec. Na pewno dlatego pozwolił na tak wiele jeszcze chwilę temu, gdy całowali się, dotykali i... przerwał im ten sukinsyn.
— Hej — zaczął łagodnie, gdy wyszli na zewnątrz i przemierzali dziwnie ciche miasto. Dokoła nie było żywej duszy. Wszystkie demony zdawały się po prostu zniknąć razem z iluzją, ale to, co pozostawiły po swojej obecności, zapewni mieszkańcom ręce pełne roboty na następne kilka miesięcy, a może lat. A to miał być dopiero początek inwazji! — Nic ci nie będzie, skarbie? Mogę ci pomóc?
Nawet niespecjalnie przeszkadzało mu to, że daje mu się prowadzić. To było takie dziwne, takie...inne. Nie, żeby mu ufał. On po prostu... Sprawdzał. Chciał wiedzieć, do czego to się sprowadzi.
Mijali opustoszałe miasto i nikt im nie przeszkadzał. Mefisto najwyraźniej zamierzał dotrzymać danego słowa. To też było dziwne. Układało się zbyt idyllicznie.
Jednakże, nie potrafił całkiem zaaprobować tej sytuacji. To się gryzło z jego całym podejściem do świata, do emocji, do wszystkiego.
Kiedy Dante zadał mu pytanie, miał ochotę mu wręcz przykopać. Od kiedy to niby się nim przejmował?
- Mówiłem, że wszystko w porządku- rzucił mu taksujące spojrzenie, chociaż w jego głosie nie było złości- Prześpię się chwilę i wszystko wróci do normy.- Chciał w to wierzyć. Naprawdę chciał.
Dante czuł, że to wszystko skończy się źle. Tragicznie. Bez względu na to, co zrobią, jak bardzo będą się starali...
Po raz pierwszy Dante Sparda wątpił w swoje zdolności, w możliwość odmienienia losu. Tak się nigdy nie zdarzało, ale każdy bohater musi kiedyś... upaść.
Do Temen-Ni-Gru dotarli w ciszy. Dante pomógł mu wspiąć się po schodach na piętro i usadowić się pod ścianą.
— Przyniosę ci coś do jedzenia — powiedział. — I picie. Weź je...
Odpiął od swojego pasa Ebony i Ivory, z którymi nie zwykł się rozstawać.
— Rozwal łeb każdemu, kto tu wejdzie, no chyba że będę to ja — rzucił i uśmiechnął się krzywo. — Niedługo wrócę, braciszku. Wtedy odpoczniesz. Na razie jeszcze przez chwilę na siebie uważaj.
Wyprostował się, przez chwilę patrzył na niego z góry. Vergil chyba miał dosyć tych jego czułości, tego pierdolenia. Zawsze był chłodny i zawsze miał samotniczą naturę. Musiało mu być ciężko teraz, gdy stale miał przy sobie kogoś, kto był jego przeciwieństwem, istotą towarzyską i dość gadatliwą.
Należało mu się trochę spokoju. Dante posłał mu jeszcze jeden nieudany uśmiech i opuścił wieżę. Jego jedyną bronią był Rebellion.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz