Witajcie!



Kilka słów o blogu.

1. Komentarze karmią wenę! (Ponaglenia także.)

2. Wszystkie opowiadania są mojego autorstwa.

3. Proszę o nie kopiowanie i nie rozpowszechnianie tekstów bez mojej zgody. Jest to plagiat i będę na to reagował.

4. Nie czerpię korzyści z prowadzenia bloga.

5. Jeśli autor którejś z grafik nie życzy sobie jej upubliczniania, wystarczy, że da znać w komentarzu pod postem, a grafika zostanie usunięta.

6. Jeśli nie zostawiasz opinii, pozostaw proszę ocenę pod przeczytanym opowiadaniem, aby nam wszystkim żyło się łatwiej i przyjemniej, a ja dzięki temu będę wiedział, co należy zmienić lub poprawić.

7. Ankiety są okresowo, na dole strony.

8.Większość bohaterów występujących w poniższych opowiadaniach została zaczerpnięta z istniejących już w popkulturze, rozpoznawalnych postaci. Tworząc fanfiction bądź slash, nie robię tego z powodów komercyjnych. Dziękuję za uwagę.

wtorek, 11 listopada 2014

Devil May Cry - Personifikacja zła


Miłość braterska (5)


- A może chcę cię po prostu zagryźć? - syknął Vergil, ale spasował. - ...Skarbie? - w jego głosie zabrakło też jadu. Sam nie wiedział, czego chce. Nie wiedział, po co to robi. Miał nadzieję, że Dante się wścieknie i przerwie tą dziwną sytuację. W sumie nie chciał go krzywdzić, bo przecież sprawcą całego zamieszania był on sam. I tej samej chwili coś jakby go olśniło, gdy brat wcale nie odpowiedział gwałtownością.
Czy lubił na nim siedzieć? Hm. W tym momencie bardzo. Brak wściekłości, którą zwykle odczuwali będąc blisko siebie, przestał mu nagle przeszkadzać.
Obaj byli upaprani krwią, sadzą, błotem i pyłem, ale chyba żaden nie zwrócił na to większej uwagi. Liczyło się tylko jedno... To, co działo się między nimi. To dziwne zaangażowanie, które nie prowadziło jednak do chęci mordu.
- Hmmh - mruknął cicho, gdy Dante znów pocałował go z tym cholernym spokojem. Właściwie teraz nawet chciał tego więcej. Było mu dobrze, podejrzanie dobrze.
I wtedy usłyszeli na zewnątrz trzask, jakby jakaś ogromna, szklana kopuła rozsypywała się na drobny mak. Pierwsza pieczęć pękła, co Vergil odczuł jako nagłe rwanie gdzieś w trzewiach. Przez moment nie ruszał się, a potem bardzo powoli uniósł dłoń do twarzy, ścierając krew cieknącą z nosa. Wyładowanie było silne. Nawet nie chciał się zastanawiać, co je spowodowało.
- Kurwa, Dante... Mamy poważny problem.

Dante natychmiast wyszedł z żartobliwo -uwodzicielskiego tonu, podnosząc się gwałtownie do siadu. Przestraszyło go to, co zobaczył. Postawmy sprawę jasno - Sparda bał się naprawdę niewielu rzeczy. Ale ten trzask, a potem krew buchająca z nosa Vergila...
  — Vergil? — położył dłoń na jego policzku. To nie był Vergil, którego znał i pamiętał. To nie był niepokonany Vergil, który spuszczał mu wpierdol raz po razie. Coś się z nim działo, coś złego. — Co ty zrobiłeś?
Podnieśli się. Dante podciągnął spodnie, poprawił ucisk pasa i sięgnął po swój miecz.
  — Jesteś chory? Vergil?
Zaciskał palce na rękojeści Rebelliona, patrząc na brata z niepokojem.
Nie powinien się o niego martwić, nie powinien przejmować się jego losem, ale...
Coś huknęło, aż się wszystko zatrzęsło. Vergil upadł na podłogę, a Dante z trudem zachował równowagę.
  — Co do -

Druga pieczęć została zerwana tuż po pierwszej, jakby jej wcale nie było. Kościół zachwiał się w posadach, a ułamane okna i popękany witraże zleciały w dół, przy wtórze trzasków i rozsypującego się szkła. A potem wszystko umilkło. Było tak cicho, jak jeszcze nigdy. Jęki demonów zniknęły, wiatr przestał zawodzić i tylko jednostajne bębnienie deszczu o ziemię dawało namiastkę prawdziwej rzeczywistości.
Było wręcz martwo.
Vergil zaś leżał na posadzce, oddychając płytko. Regeneracja wewnętrznych obrażeń musiała mu nieco zająć.
Stracił świadomość.
Drzwi do pokoju otworzyły się uderzając z łomotem o ścianę , chociaż nikt ich nawet nie dotknął.
W przejściu pojawił się zarys ludzkiej sylwetki - ale dopiero wtedy, gdy na niebie huknęło i powietrze rozcięła błyskawica, Dante zobaczył tam mężczyznę o czarnych, splątanych włosach, który palił sobie niefrasobliwie skręta.
Był bez broni, ubrany w podarte bojówki i znoszoną ramoneskę i stał tam zupełnie rozluźniony. Kilkudniowy zarost jasno wskazywał, że niespodziewany gość jest dokładnie taki, jakie sprawiał wrażenie- swobodny i lekceważący. Jednak, gdy popatrzyło się na niego w innym spektrum, bynajmniej nie był to człowiek.
Ogarniała go chmura czarnego, smolistego dymu, który kłębił się i wił na podobieństwo łbów setek rozjuszonych smoków, albo skłębionych, ogromnych wężowych cielsk. Zmieniały kształt, przelewając się ciągle w inne postacie, jakby nie mogły się zdecydować, który koszmar przybrać.
- Dante? - w jego chropowatym głosie odbiło się zaskoczenie, gdy wydmuchiwał dym - Widzę, że byłeś pierwszy - wskazał ruchem głowy na leżącego bezwładnie Vergila- Skąd wiedziałeś, że to tu będzie najłatwiej załatwić tego bydlaka? - wszedł do środka, nie czekając na zaproszenie i nic nie robiąc sobie z tego, że bliźniak wymierzył w niego broń - Ach. - zatrzymał się, patrząc na niego od góry, gdyż przerastał go o głowę - Nie wiedziałeś.
Przysunął sobie krzesło i usiadł na nim okrakiem, opierając się przedramionami o oparcie. Zaciągnął się ponownie, nadal ignorując ostrze.
- A zdążył ci się przynajmniej pochwalić co nam zmalował, hmm? To było nawet gorsze, niż pomysły waszego ojca. - nie zachowywał się jak ktoś, kto ma się za boga. Na króla też nie wyglądał. - Och, faktycznie. Gdzie moje maniery? - wypuścił dym, uśmiechając się kącikiem ust w sposób, który był Dantemu jakoś dziwnie znany i wyciągnął do niego rękę - Jestem Mefisto. Namiestnik piekła. Dobrze, że udało ci się zapobiec otwarciu portalu, jak chciał tego twój brat. Nie muszę już wysyłać swoich, żeby go zatrzymali.

— Ach, witaj. Świetnie, że wpadłeś — mruknął Dante, śledząc przybysza wzrokiem. Końcówka Rebelliona przesuwała się tak, jak postać mężczyzny, ani na chwilę nie pozwalając mu znaleźć się poza tym specyficznym celownikiem. — Imprezka zaczynała się robić sztywna. Brakowało jakiejś gorącej partii, heheh... heh.
Zaśmiał się z własnego żartu, powoli przesuwając się tak, aby leżący na posadzce Vergil znajdował się za jego plecami. Przechylił głowę, mierząc sylwetkę tego... stworzenia. Ni to demon, ni człowiek... Wielkie bydle. Prawdopodobnie utalentowane. Vergil nie dał mu rady - ale Dante nie był przecież Vergilem.
  — Hej, młody, mamy gościa — rzucił przez ramię, ale Vergil nawet się nie poruszył. Był sam na sam z Mefisto i musiał go zabawić. — Nie zgonuj, braciszku. Gospodarzowi nie wypada, eh?
Westchnął ciężko i ponownie wbił wzrok w ślepia tej zatrważająco rozumnej istoty.
  — No nic, wygląda na to, że to ja muszę się tobą zająć. Proponuję... mały taniec, na rozgrzewkę. — Zwinnie zakreślił ostrzem miecza ósemkę w powietrzu. — Zapraszam na parkiet, panie namiestniku.

  - Oooch, nie... - wywrócił oczami i swobodnie dokończył wydmuchiwanie dymu - Zostawiłeś go przy życiu?- wstał z krzesła, przeciągając się odrobinę, ale dźwięk przesuwających się pod skórą kości był bardzo wyrazisty. - Gnida rozwaliła prawie pół piekła i chce rozpieprzyć ci świat, a ty będziesz go jeszcze chronił? Naprawdę nie słyszałeś, co działo się przez ostatni rok? Nawet te półmózgi od strachu nie wspominają tego dobrze. - Mefistofeles rzucił skręta na ziemię i przydepnął go od niechcenia podbijaną stalą podeszwą buta.- ale jak tam sobie chcesz. Chciałem tylko jego łba, lecz twój też mogę wziąć. O morderstwach w rodzinie nigdy nie mówiliśmy głośno. Przynajmniej nie będę mieć z wami więcej problemów. - po pomieszczeniu rozeszły się smugi gęstego dymu, pełznąc po ścianach i podłodze niczym macki - A już miałem nadzieję, że jednego szaleńca wystarczy.
Dym przybierał materialną formę, wyglądając przy tym jak zadymione szkło. A może jak lód, pełen popiołu? Ogarniał ściany i sufit, tworząc swoistą blokadę. Drzwi zniknęły pod błyszczącą czernią.
Vergil nadal nie wstawał.

To, co wygadywał ten gość, ani trochę mu się nie podobało. Co przemilczał Vergil? O czym mu nie powiedział?
  — W rodzinie? — powtórzył. — Coś musiało ci się pomylić, Mephie. Spardowie to przystojniacy.
Uśmiechnął się z rozbawieniem. Pomimo tego, co działo się dokoła, pomimo obecności tego niepokojącego dymu, Dante nie odrywał wzroku od swojego przeciwnika. Może to też było iluzją? Bez względu na wszystko, wolał na razie tego nie sprawdzać. I chyba poczułby się trochę lepiej, gdyby Vergil raczył się w końcu obudzić. On znał możliwości tego gościa, a przynajmniej gadał, jakby je znał. Dante natomiast widział go pierwszy raz w życiu i choć nigdy by się do tego nie przyznał, obawiał się tego, czym mógł zostać zaskoczony.
  — No dobra — mruknął, mrużąc oczy. — Zdaje się, że to będzie chooolernie ostra impreza.
Ostrze Rebelliona wycelowało dokładnie w okolice, w których ten stwór powinien mieć serce, i Sparda rozpoczął swoją błyskawiczną szarżę. Nie było na co czekać - tego dymu było coraz więcej. Jeżeli Mephistoteles używał do jego tworzenia umysłu, należało go... zdekoncentrować.

- Hę? - Mefisto uniósł brew, zdecydowanie zaskoczony - O tym też ci nie mówił? - w jednym momencie dłoń, w której wcześniej trzymał skręta, zmieniła się w skrzydło o stalowych lotkach. Bardziej przypominało to kosę o wielu ostrzach, niż narząd do latania. Sparował uderzenie krótkim machnięciem, posyłając Dantego na ścianę. - Dzieciaku...- zacmokał z niemal zatroskaną miną- Wasz ojciec był moim przyrodnim bratem. Wychowywaliśmy się razem.
Czerń ogarnęła całe pomieszczenie.
- Przez ostatni rok robiłem wszystko, by nie wypuścić Vergila na wolność- powiedział nagle niskim, chrapliwym głosem. - Ale jego żądza władzy jest dużo silniejsza, niż moje wpływy. Nie dość, że próbował zbuntować piekło, on chciał sprawić, żeby wszystkie wymiary splotły się ze sobą! Uznał, że łatwiej mu będzie nad tym zapanować - chrapliwy ton przeszedł w niski warkot, gdy druga ręka mężczyzny też zamieniała się w żywą broń. Z jego pleców wyrosły jeszcze dwie pary psychodelicznych skrzydeł i wyglądał teraz jak upadły serafin. - Nie stawaj w jego obronie... To durne. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz