Witajcie!



Kilka słów o blogu.

1. Komentarze karmią wenę! (Ponaglenia także.)

2. Wszystkie opowiadania są mojego autorstwa.

3. Proszę o nie kopiowanie i nie rozpowszechnianie tekstów bez mojej zgody. Jest to plagiat i będę na to reagował.

4. Nie czerpię korzyści z prowadzenia bloga.

5. Jeśli autor którejś z grafik nie życzy sobie jej upubliczniania, wystarczy, że da znać w komentarzu pod postem, a grafika zostanie usunięta.

6. Jeśli nie zostawiasz opinii, pozostaw proszę ocenę pod przeczytanym opowiadaniem, aby nam wszystkim żyło się łatwiej i przyjemniej, a ja dzięki temu będę wiedział, co należy zmienić lub poprawić.

7. Ankiety są okresowo, na dole strony.

8.Większość bohaterów występujących w poniższych opowiadaniach została zaczerpnięta z istniejących już w popkulturze, rozpoznawalnych postaci. Tworząc fanfiction bądź slash, nie robię tego z powodów komercyjnych. Dziękuję za uwagę.

poniedziałek, 21 marca 2016

Silmarillion - Duma


część 4

Thranduil nie chciał wierzyć w ani jedno jego słowo – nie chciał go wcale słuchać – ale nie był w stanie puścić mimo uszu tak bolesnego porównania. Morgoth miał czelność porównywać się do niego… Niego, władcy Leśnego Królestwa, który zawsze, od niepamiętnych dziejów, działał przeciwko siłom ciemności. Odkąd jego kochanek zdradził świat. Oczywiście, że się różnili! Thranduil był dobry i prawy…

 - Pewnie myślisz teraz, że ty przecież świecisz przykładem dla innych i nie mam prawa się do ciebie przyrównywać, ale wiedz, że to, co robisz, wcale nie jest tak dobre, jak zawsze ci się wydawało. Zamknąłeś swoich poddanych pod ochronnym kloszem puszczy, ale co z resztą elfów, których ochroną tak bardzo się szczycisz? Czyż nie pozostawiłeś ich na śmierć? Przecież nie wysłałeś na wojnę z Mordorem własnych wojsk, by ich wspomóc. Nie – ty wolałeś ją przeczekać, w nadziei, że ominą cię jej zniszczenia. To wygoda, czy tchórzostwo, Thranduilu?...

 - Jak śmiesz?!

Thranduil nie wytrzymał. Wymierzył mu głośny policzek, aż mężczyzna cofnął się o krok.

 - Jak śmiesz zarzucać mi coś takiego po wszystkich swoich wojnach, w których traktowałeś stworzone przez siebie istoty gorzej niźli wściekłe bestie? Rozumne istoty, Morgothcie. Te, które posiadały uczucia i własne marzenia, a które były dla ciebie jedynie zabawkami! Smoki tak bardzo mi ciebie przypominały.. Były dumne, butne i przeświadczone o swojej wielkości. Wystarczyło jednak raz z nich zakpić, by natychmiast traciły nad sobą całe panowanie. A Balrogi? Och, to była kwintesencja twojej wściekłości! Kiedy wpadasz w szał, niszczysz wszystko bez zastanowienia, tak samo jak one… Wilki, wargi, orkowie… Bezładna masa, hałastra, odzwierciedlająca stan twojej chaotycznej duszy i destrukcyjnych myśli. Mam wymieniać dalej? Myślisz, że nie wiem, jaki jesteś? NIE mamy ze sobą nic wspólnego!

Ainur świadomie pozwolił mu się uderzyć. Teraz, wyprostowując się z czerwonym śladem na policzku, posłał elfowi smutny i zrezygnowany uśmiech.

 - Więc wolałbyś widzieć mnie na kolanach i w kajdanach... Rozumiem. Jestem tak dumny i butny, że nie zasługuję już na twoją uwagę. Wypominanie moich błędów sprawia ci przyjemność? Pozwól, że ci pomogę… Nie powinienem był myśleć, że jesteśmy sobie równi… Co też mogę ja, pokonany buntownik, w obliczu ciebie, mój Królu?...
 Zrobił krok do przodu – a gdy elf się cofnął – zrobił kolejny, zmuszając go do wycofania się pod ścianę.

 - Uderz mnie ponownie, śmiało. Może poślesz mnie na kolana, tak, jak tego pragniesz.

Thranduil otworzył szeroko oczy w zdumieniu, ale nie podniósł ponownie ręki.

 - Jeśli jednak nie chcesz… Jeśli się wzbraniasz… To znaczy, że według ciebie wcale na to nie zasłużyłem… - podszedł bardzo blisko niego i ujął jego dłoń, by przyklęknąć przed nim na jedno kolano, tak jak robiło się to w wyrazie hołdu – A skoro tak, to nasza kłótnia nie ma najmniejszego sensu.

Odwrócił jego dłoń wierzchem do góry i złożył tam krótki, lekki pocałunek.

 - Daj mi się karmić myślą, że kiedyś znów spojrzysz na mnie w sposób, w jaki patrzyłeś przed laty. Daj mi choć nadzieję, światłości mego życia. Zawsze byłeś jedynym blaskiem, którego pożądałem. Nie pragnę niczego więcej. Zrobię wszystko, żeby cię odzyskać.

 - Ach tak? – Thranduil otrząsnął się z szoku i wyszarpnął rękę – W takim razie obiecaj mi coś, Melkorze. Przysięgnij, na tę miłość, o której tyle mówisz, że choć raz w życiu będziesz ze mną szczery.

Morgoth bez wahania skinął głową.

 - Więc powiedz mi… Czy byłbyś w stanie odrzucić wszystkie swe plany i całą nienawiść do świata po to, by móc ze mną być?... Jeśli nie, to twoja miłość jest… bezwartościowa.

Ainur tym razem zawahał się dłuższą chwilę. Thradnduil jednak źle sformułował pytanie. Nie spytał – czy to zrobi. Spytał: czy byłby w stanie. Ainur był w stanie zrobić w swej potędze absolutnie wszystko.

 - Oczywiście, że byłbym w stanie, Thranduilu.

Thranduil przełknął z trudem ślinę, i bardzo, bardzo powoli ułożył dłoń na jego głowie.

 - Chciałbym móc ci zaufać – wyszeptał – Choć raz, Melkorze. Ale boję się tego. Zostaw mnie teraz sam na sam. Chcę to wszystko przemyśleć. Z daleka od ciebie.

 - Dobrze – zgodził się Morgoth, ukrywając uśmiech pełen satysfakcji. Dobrze zagrał swą rolę. – Co tylko zechcesz, moja jedyna miłości.


2 komentarze:

  1. Ojejku, nie miałam pojęcia, że to opowiadanie będzie kontynuowane... Wchodzę dzisiaj, patrzę i chwila szczęścia. Jak ja kocham tę parę <3 Czekam na kolejne części ^^

    OdpowiedzUsuń