Witajcie!



Kilka słów o blogu.

1. Komentarze karmią wenę! (Ponaglenia także.)

2. Wszystkie opowiadania są mojego autorstwa.

3. Proszę o nie kopiowanie i nie rozpowszechnianie tekstów bez mojej zgody. Jest to plagiat i będę na to reagował.

4. Nie czerpię korzyści z prowadzenia bloga.

5. Jeśli autor którejś z grafik nie życzy sobie jej upubliczniania, wystarczy, że da znać w komentarzu pod postem, a grafika zostanie usunięta.

6. Jeśli nie zostawiasz opinii, pozostaw proszę ocenę pod przeczytanym opowiadaniem, aby nam wszystkim żyło się łatwiej i przyjemniej, a ja dzięki temu będę wiedział, co należy zmienić lub poprawić.

7. Ankiety są okresowo, na dole strony.

8.Większość bohaterów występujących w poniższych opowiadaniach została zaczerpnięta z istniejących już w popkulturze, rozpoznawalnych postaci. Tworząc fanfiction bądź slash, nie robię tego z powodów komercyjnych. Dziękuję za uwagę.

niedziela, 9 listopada 2014

Devil May Cry - Pojednanie braci

Miłość braterska (4)


Niech cię szlag, Dante. Niech cię szlag - pomyślał Vergil, czując jak nagle zrobiło mu się gorąco. Czy pamiętał? Co za głupie pytanie. Tamta noc wryła mu się w pamięć równie wyraźnie, co ich ostatnie spotkanie.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie- mruknął z wahaniem Vergil, ale nie spuszczał z niego wzroku. To nie jest odpowiedź, której się spodziewałem - dodał w myślach, ale czuł już, do czego zmierzali. Dante zachowywał się jakoś inaczej... Jakby on też bał się popełnić zły ruch.- Dante, to było dawno temu...- pokręcił głową, jakby chciał coś dopowiedzieć, ale w końcu zrezygnował. Na jego twarzy pojawiły się skryte dotąd emocje, których tak bardzo nie chciał pokazać- To było dawno... - powiedział cicho, teraz jakby chciał się usprawiedliwić. Wiedział już, że to wszystko nie będzie tak proste, jak z początku zakładał. Nie, kiedy jego bliźniak był w takim nastroju, tak poważnie opanowany. Tak... spięty sytuacją.- Niby jak mielibyśmy do tego wrócić?!- rzucił nagle, czując jak w jego środku coś się łamie. W jednym momencie miał ochotę roznieść wszystko w zasięgu wzroku, jakby samo wspomnienie o tym było dla niego ciosem pod żebra- a przede wszystkim chciał zacząć od brata, którego spokój całkowicie go dezorientował, niemal peszył. Z początku miał zamiar cisnąć nim o ścianę, ale gdy chwycił go za naszyjnik, by potem złapać za bark i przerzucić za siebie, zastygł w bezruchu, dysząc w przechodzącym napadzie furii. Jego dłoń znalazła się przy obojczykach Dantego i Vergil wcale nie cofnął ręki. Puścił za to amulet, dotykając jego skóry. Wiedział, że przekroczył swoją granicę.

Dante milczał, wpatrując się uważnie w jego twarz.
Hej - wreszcie pojawiło się na niej coś innego niż ta beznamiętność, która sugerowała coś równie pustego w środku, w duszy tego mężczyzny. To było widoczne bardzo wyraźnie, choć tak krótko i przez ten jeden, bardzo krótki moment Dante poczuł nad Vergilem przewagę. Taką przewagę, jakiej nie czuł nad nim jeszcze nigdy w życiu. Emocjonalną przewagę. Wydawało się, że role się odwróciły, bo to przecież Vergil, to Vergil był... nieprzenikniony. To on był jak lustrzane odbicie, a dziś...
Szalejące jak huragan myśli przerwał mu szybki atak, który właściwie nie był atakiem. W jednej chwili poczuł silny uścisk na swym barku i szarpnięcie łańcuchem amuletu, w drugiej ręka brata była pod materiałem jego ubrań; wdarła się przez kołnierz, dotykała okolic obojczyków i czyniła to tak delikatnie, jak czynić to mogła tylko dłoń kochanka.
To sprawiło, że Dante pomyślał, że tamta noc naprawdę mogłaby wrócić. Tamta ciepła, letnia noc, kiedy wtuleni w siebie szukali czegoś więcej, jakiegoś sposobu, by być jeszcze bliżej niż w swoich ciasnych objęciach.
  — Nie wiem, jak — mruknął, opuszczając powoli głowę. Popatrzył na dłoń Vergila, swoje własne powoli unosząc. Nieśpiesznie położył je na jego biodrach, a potem powiódł nimi w górę.
Cholera jasna... To było trochę popierdolone.
  — Może całkiem normalnie.
Uniósł lekko głowę i znów spojrzał w te stalowoszare oczy. Dwa długie tunele prowadzące w dół, w ciemność.
  — Może...
Pozwolił sobie utonąć w tym spojrzeniu, zawieszając głos.
Jedyną osobą, która może cię doprowadzić do zguby, jesteś ty sam, Sparda, usłyszał w głowie głos Trish, ale było chyba za późno na moralizowanie przez imaginacje. Zdaje się, że właśnie całował usta swojego własnego, rodzonego brata.

Gdyby Dante odpowiedział atakiem, Vergil byłby wręcz zadowolony. Jeżeli wykpiłby go i odrzucił, to też brał pod uwagę. Lecz kiedy bliźniak podszedł go tak delikatnie, niemal łagodnie i z tym swoim irytującym spokojem sięgnął jego ust, tego jego nerwy już nie wytrzymały. Ta rozłąka była zbyt długa, zdecydowanie za rozwlekła, aby móc ją wypełnić zwykłym pocałunkiem. Vergil przesunął dłoń wyżej, na jego szyję, czując bijące od niego ciepło. Nawet nie zorientował się, że oddaje całusa z podobnym spokojem, nawet nie wiedział, że tak potrafi. Dlatego moment później naparł na niego silnie, przybijając go własnym ciałem do ściany. Nie chciał się bawić. Pragnął bliskości, tak cholernie bardzo jej pragnął, że ledwo nad sobą panował.
Przygryzł jego wargę, wplatając palce w białe, mokre włosy.
Dante, jeżeli to jest żart, zamorduję cię za to- pomyślał, choć zadra z jego serca stawała się powoli mniej wyczuwalna - Zginiesz w męczarniach, przysięgam.

Jego demon warknął, szarpiąc się niespokojnie w okowach, które Dante z całej siły starał się utrzymać. Kiedy demon wychodził, bodźce pozytywne mieszały się z negatywnymi... A właściwie wszystko się ze sobą mieszało. Był po prostu niebezpieczny, nawet dla drugiego demona, dlatego było tak ważne, żeby...
Aach, nie potrafił! Szarpnął Vergilem, ścisnął go za te srebrne, zupełnie mokre włosy i ścisnął jego podbródek i wargi w chwycie mocnym jak imadło. Atakował go zaciekle językiem i - Boże - tak bardzo za tym tęsknił, tak bardzo tego potrzebował, że nie mógł go teraz puścić. Nawet gdyby chciał to zrobić, nawet gdyby musiał to zrobić, gdyby pieczęć jakimś sposobem pękła, wpuszczając tu hordy demonów, chyba nie oderwałby się od tych zimnych ust, chyba nie przestałby plądrować ich wnętrza z taką wściekłością, jakby w ten sposób miał się zemścić za każdą klęskę, jaką kiedykolwiek poniósł w życiu.
  — Kotku — sapnął mu w usta, napierając na niego, popychając go gdzieś w stronę kanapy, i wciąż ściskając dolną część jego twarzy. — Chyba wrócić do tego będzie wbrew pozorom... całkiem prosto.

Vergil słyszał go, ale nie słuchał. Już nie. Krew zawrzała mu w żyłach i wszystko inne, co nie było jego bratem, przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Jego oddech, zapach, skóra... Jego żądza. Tak, tylko to się liczyło.
Mężczyzna niemal ugryzł go w usta, zaciekle walcząc o dominację- a mimo to pozwolił, by Dante pokierował go na rozwalającą się kanapę. Kiedy spadali w dół, brutalnie go na siebie ściągnął.
- Kto by pomyślał - warknął tuż przy jego wargach, na moment łapiąc oddech. Trzymał go blisko siebie, jakby chciał go sobie zawłaszczyć. Jedną ręką przesunął po jego plecach, pozostawiając czerwone pręgi po palcach - ...Że nagle mi tak zaufasz. - w jego oczach błysnęło nagle coś innego niż pożądanie. Był tam triumf, ale podszyty niezrozumieniem. Vergil nie wierzył, że to się dzieje naprawdę.

— Kto powiedział — mruknął Dante, obcałowując każdy skrawek jego twarzy, każdy, nawet najmniejszy. Czoło, powieki, skronie, poliki, nos, wargi, podbródek, kości wyznaczające krawędź żuchwy... — że ci ufam?
Duża dłoń zacisnęła się dość gwałtownie na kroczu Vergila. Tak po prostu wdarła się w jego nogi i mocno ścisnęła najwrażliwsze miejsca, szczęśliwie chronione sztywnym materiałem spodni. Chociaż w tym ruchu z pewnością nie było intencji wyrządzenia krzywdy. Krzywdę mogły wyrządzić ostre zęby, ale nie ta dłoń. Ta dłoń nie krzywdziła, tylko demonstrowała. Demonstrowała władzę, jaką Dante Sparda pragnął mieć nad swoim bratem. Ściskając pewnie jego intymności - miał ją. I miał jego zaufanie.
Trudno mu było uwierzyć w to, co się działo. W to, że on wrócił, był tu i... nie walczyli. Nie tak, jak zawsze.
  — Ouch — stęknął, gdy nagle Vergil wyprowadził swój atak. — Vergil, mała dziwko... Nie sądzisz chyba, że coś tym wskórasz.
Przycisnął go do szorstkiego pokrycia kanapy za szyję, przyduszając go i patrząc mu przy tym wprost w oczy.
  — Nie masz szans.

- Jaki wredny... - zakpił, czując jego dłoń na swoim kroczu. Dopiero teraz wychodził z niego demon, gdy mężczyzna upewnił się, że tym razem bynajmniej nie zakończą na uroczym przytulaniu. Chciał podjudzić go bardziej, sprawić, żeby Dante przestał z tymi cholernymi czułościami- bo to one właśnie wyprowadzały go z równowagi. Mogli walczyć, rywalizować, to było znane i bezpieczne; lecz te momenty, w których Vergil odnosił wrażenie, że jemu bratu faktycznie na nim zależy, zbyt mocno wwiercały się w miejsce, które tego właśnie łaknęło. Nie mógł dopuścić do tego uczucia, unikał go przez tyle długich lat. Cały ten czas wzbraniał się przed nim ze wszystkich sił i teraz kapitulacja wcale by mu nie pomogła.
Bezczelnie i bezwstydnie wsunął dłoń pod jego pasek od spodni, na twarde pośladki.
- Ja nie mam szans? - prychnął, ubawiony. Wcale się nie bronił przed takim traktowaniem.- Uważaj, bo jeszcze się tym przejmę.- krótkim zrywem ugryzł go w ramię, odciągając jego rękę tak, by ciężar Dantego zsunął się trochę w bok. Vergil skrupulatnie to wykorzystał, przeciągając go w dół i momentalnie zamieniając ich miejscami. Przesunął chłodnym językiem wzdłuż jego szyi, i nie było w tym krztyny czułości. Nienawiści także nie. Zrobił to trochę tak, jakby próbował przeprosić za swoje sadystyczne zapędy, ale wcale ich nie zaprzestał. Nie minął moment, gdy jego jasne wargi przylgnęły do skóry brata, znacząc ją płytkimi rozcięciami od kłów. Chciał go zirytować. Wolał, żeby była to walka, bo tylko tak wiedział, że się nie zatraci w tym, co właśnie robili.

Poniekąd wzbraniał się przed jego atakami, poniekąd na nie pozwalał. Skończył leżąc pod nim, ale niemal natychmiast zacisnął palce na jego pośladkach, pociągając go do siebie i zmuszając do tego, by Vergil otarł się o jego krok. Czy trzeba wspominać o tym, że był podniecony, mając go tak blisko?
  — Lubisz na mnie siedzieć, co? — mruknął ironicznie i wraz syknął, mocniej ukąszony, odpowiadając na to kurczowym zaciśnięciem rąk na kształtnym tyłku brata. Vergil nie był tak umięśniony, jak on. Był inny. Pomimo tego, że byli bliźniakami, różnili się budową i stylem życia. Już w młodości Vergil preferował bardziej czytanie książek niż skupianie się na sylwetce, a Dante - przeciwnie. Teraz ta siła mu się przydawała. Może Vergil był zwinniejszy, ale w takich starciach jak to Dante był górą. Cóż... zazwyczaj.
  — Auch... Ouch.
Przesunął lewą rękę na jego czuprynę i odciągnął siłą jego głowę od swojej pogryzionej, poznaczonej już sińcami szyi.
  — Pomyliłeś mnie z pizzą, skarbie? Chyba jesteś głodny. Powinienem cię nakarmić. Może czymś wysokobiałkowym?
Uśmiechnął się z rozbawieniem, powoli odgarniając wilgotne włosy brata za jego ucho, by odsłonić jego twarz, twarz, na której malowała się irytacja.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz