Nic
nie wskazywało na to, żeby chciał okazać mi cokolwiek poza
nienawiścią.
Nic
nie wskazywało na to, by przyznał się do swojego zainteresowania.
Wsparł
się na łokciach i wgryzł mi się w szyję – gwałtownie, mocno
i z krótkim, niskim warknięciem.
Pociemniało
mi przed oczami. Nie zdążyłem zareagować. A potem jego język
zaczął ocierać się o moją skórę w napastliwym, tęsknym
pożądaniu.
Czułem
jak drżenie z tego niskiego pomruku przechodzi na moją poranioną
szyję, jak jego zęby wbijają się bardziej, wprawiając mnie w
stan niemal upojnego uniesienia. Bo nie odczułem tego jako ból. To
nie była zwykła rana. Alucard pragnął mnie, mojej esencji, mojej
mocy i mojej przyjemności. I brał ją, bo mu ją dawałem.
Osunąłem
się na niego, czując jak ogarnia mnie powoli dziwna niemoc. Obaj
wiedzieliśmy, do czego doprowadza takie ugryzienie – ludzi
doprowadzało do śmierci, a nieumarłych do absolutnej rozkoszy. To
nie była rozkosz cielesna. To miało dużo głębszy, dużo bardziej
złożony wymiar.
Ale
miałem przecież na dzisiaj zupełnie inne plany.
- Alucard.
- warknąłem ostrzegawczo, odruchowo wbijając pazury w pościel –
Wystarczy. Dość już.
Dlaczego
to musiało być tak cholernie przyjemne? Mój syn mnie pragnął, a
ja nie potrafiłem mu odmówić tej formy bliskości. Nigdy jeszcze
nie byliśmy w takiej sytuacji i chyba dlatego nie wypadłem zbyt
przekonująco, próbując go odepchnąć. Czułem, jak sztywnieję,
jak jest mi coraz cieplej. A przede wszystkim, cholernie, bardzo,
chciało mi się mordować.
- Alucard...-
wycedziłem, teraz już zupełnie zły – Przeginasz.
Kurwa,
nie wytrzymywałem! Musiałem, po prostu musiałem sobie ulżyć.
Sięgnąłem do rozporka, zacisnąłem palce na swojej męskości i
ścisnąłem ją mocno, czując w końcu upragnioną ciasnotę.
Odsunąłem napletek, dotykając z wyczuciem śliskiej już główki.
I warknąłem przez zęby, kiedy przyćmiło mi wzrok.
Na
Ciemność! To było silniejsze, niż przypuszczałem. Dosłownie
zalała mnie fala przyjemnego ognia, ogarniając lędźwie,
brzuch a potem całe ciało.
Musiałem.
Musiałem go wziąć. I to już, teraz, natychmiast. Wiedziałem, że
jeszcze chwila, a zrobię mu prawdziwą krzywdę.
Lecz
wtedy odsunął się, bo jego także zamroczyło. Opadł bezsilnie na
pościel, oblizując wargi z krwi.
Czyżby
za wiele mocy w zbyt krótkim czasie? Na to właśnie mi wyglądało.
Wykorzystałem tą chwilę nieuwagi i wdarłem się do wnętrza jego warg, spijając kilka czerwonych, pachnących kropel.
Wystarczyło
już tej zabawy.
- Ssij.
- warknąłem twardo, wsuwając mu do ust dwa palce. Oczywiście,
uważałem na pazury, a Alucard uważał teraz, aby mi nie podpaść.
Gdybym postanowił je nagle wysunąć, polałoby się dużo więcej
krwi. I to akurat mogło już zaboleć.
Objął
je wargami, przesunął po nich językiem i uśmiechnął się jakoś
dziwnie lubieżnie, jakby to nie palce właśnie lizał, tylko moją
pokaźną erekcję. Och, nie wstydziłem się tego pożądania, byłem
od tego bardzo daleki. Chciałem go, chciałem go pieprzyć, i on o
tym bardzo dobrze wiedział.
- Mmm...
- mruknąłem, uśmiechając się nieco krzywo – Kiedy zrobiłeś
się tak napalony, co?
Ciepła
czerwień zalała mi szyję, ale skóra już się regenerowała.
Chwyciłem go za ręce i opadłem na niego biodrami, poruszając nimi
w przód i w tył, drażniąco, dokładnie po jego kroczu.
- Nieważne.
Dam ci to, czego tak pragniesz.
Znów
robił się sztywny. Mogłem się założyć, że doszedłby teraz
nawet od tak słabej pieszczoty jak ta, ale nie chciałem tego
sprawdzać.
Jęknął
nieco drżąco, objął mnie łydkami, zupełnie zapominając już o
tym, że przecież mnie nienawidził.
To
go trochę uświadomiło w tym, co właśnie robił. Skrzywił się
tylko, już chciał mi coś odpyskować, ale wtedy odsunąłem się,
zadarłem mu nogi do góry i przygryzłem wnętrze jego uda, zanim w
ogóle zdołał otworzyć usta.
Kiedy
już się odezwał, usłyszałem jedynie przeciągłe ,,Aaaaaahh!”.
Bezceremonialnie
uniosłem mu biodra jeszcze bardziej do góry, przesunąłem
językiem pomiędzy jego udami, a potem rozsunąłem mu pośladki,
liżąc pierścień zaciśniętych mięśni.
Zadrżał,
złapał rękoma za wezgłowie łóżka i wziął niemal bezgłośny
wdech, by zaraz wypuścić drżąco powietrze.
W
którym momencie zaufał mi do tego stopnia, żeby rozluźnić się
pod moim dotykiem?
-
Gabriel... Ty nie... Proszę... Oooooh!... Oh, tak! Mmmmmh.
Tak!...
Dziwnym
trafem przestał być już tak irytująco wyszczekany, jak wcześniej.
Skąd wzięła się ta nagła zmiana?
- O
boże... Skąd ty?... Ymm... - zaczął się niespokojnie wiercić,
wyraźnie nie mogąc już sklecić zdania.
Ale
mi odpowiadał ten nagły brak elokwencji. Przede wszystkim zaś
podobała mi się jego nadzwyczajna ekspresja, gdy wiercił się na
pościeli i zaciskał dłonie na prześcieradle coraz bardziej
spazmatycznymi ruchami. Stwierdziłem w końcu, że mu wystarczy.
Moja cierpliwość miała się ku końcowi.
- Patrz
mi w oczy – rozkazałem ostro, nie bawiąc się już w zbędne
czułości. Chciałem go wziąć, a on miał mi zwyczajnie ulec.
Gdyby spróbował teraz zmienić zdanie, cała moja wyrozumiałość
natychmiast poszłaby w zapomnienie. Ściągnąłem go na krawędź
łóżka i przesunąłem erekcją pomiędzy jego pośladkami,
ocierając się zaledwie o upragnioną rozkosz i przygotowując go
tym samym do swojej obecności. Skupił na mnie uwagę, nie miał
wyboru. Na pewno nie miał szans myśleć o czymkolwiek innym prócz
mnie, gdy cal po calu wdzierałem się coraz głębiej w jego ciało.
Spięcie mięśni nie pomogło. Próba wyrwania się także spełzła
na niczym. Alucard jęknął przez zęby, chwytając garściami
prześcieradło. Musiało go boleć. To nawet i lepiej.
- Nie
opieraj mi się. I tak nie wygrasz – powiedziałem spokojnie,
wiedząc, że moje tęczówki zrobiły się teraz wściekle
karmazynowe – Jestem twoim królem, panem i władcą. Opór nie ma
sensu.
Pchnąłem.
Mocno, zdecydowanie i nieustępliwie, aż do samego końca.
Świat
zawirował mi przed oczami, jedynie jego głuchy jęk i moje niskie
westchnienie przecięły wszechobecną w zamku ciszę.
Potem
wysunąłem się częściowo, ignorując dźwięk dartej pościeli,
i pchnąłem ponownie, utrzymując jego biodra w miejscu.
Jeśli
był to krzyk, nie byłem już go świadom.
Nie
byłem świadom niczego, oprócz jego jęków, nieskładnych błagań,
urywanych słów. Prócz krótkich, nieskoordynowanych stęknięć,
gorącego ciała, zapachu naszej krwi. Alucard
podrapał mi całe plecy, ja rozszarpałem mu ramię – ale nie
czuliśmy w tym bólu, była już tylko przyjemność. Zadowolenie z
dawania i czerpania, z bliskości i niewypowiedzianych zdań, które
zamieniliśmy na pocałunki.
Był
mój. Teraz już to wiedział. Nie dałem mu w końcu innego wyboru.
A on – uległ. Tak, jak tego chciałem.
- Alucard...
- szepnąłem przy jego uchu – Nigdy więcej ze mną nie walcz.
Przygryzłem
jego wargę pomiędzy szybkimi uderzeniami bioder o pośladki,
docierając do punktu, którego dotknięcie spowodowało, że wziął
nagle głęboki wdech. Tym razem ten mocny, jednostajny ruch
skierowałem tylko w to jedno miejsce, bezwzględnie zmuszając go
do spazmatycznych jęków rozkoszy.
Doszedł,
zaciskając palce na moim karku, drżąc w falach spełnienia i
uspokajającej ulgi. Dotknął mojej twarzy, rozedrgany, nie całkiem
przytomny.
- Zrób
to... We mnie. - jego spojrzenie spijało z mojej twarzy każdą
pojawiającą się emocję – Nie będę walczył.
Ciepła
dłoń musnęła mi krtań, zacisnęła się na ramieniu.
Mój
wzrok zasnuła czerwona mgła.
Ten
orgazm był tak silny, że po ostatnim wytrysku miałem wrażenie
absolutnej niemocy. Już nie chciałem seksu. Chciałem tylko jego
miłości.
Włosy
opadły mi na twarz, kiedy znieruchomiałem nad nim, rozluźniając
chwyt na jego skórze.
Bałem
się, że to jego słowa były jedynie moją bujną wyobraźnią, jednak kiedy
uniosłem wzrok, po raz pierwszy w życiu nie zobaczyłem w nim
nienawiści.
- Alucard... - zacząłem niepewnie, ale mój
syn położył mi dłoń na ustach.
- Nie,
nie mów. Po prostu nic nie mów - i pociągnął mnie w dół.
Jego
wargi były dokładnie tak miękkie i słodkie, jak zawsze marzyłem.
Tym razem - pierwszy raz w życiu - lekcja pokory należała do udanych.
To było absolutnie, całkowicie, fenomenalnie zajebiste!
OdpowiedzUsuńRaz, że kocham incest, dwa, że kocham wampiry, trzy, że kocham takie ostre rżnięcie. No i napisane mistrzowsko.
Czekam na więcej.