Witajcie!



Kilka słów o blogu.

1. Komentarze karmią wenę! (Ponaglenia także.)

2. Wszystkie opowiadania są mojego autorstwa.

3. Proszę o nie kopiowanie i nie rozpowszechnianie tekstów bez mojej zgody. Jest to plagiat i będę na to reagował.

4. Nie czerpię korzyści z prowadzenia bloga.

5. Jeśli autor którejś z grafik nie życzy sobie jej upubliczniania, wystarczy, że da znać w komentarzu pod postem, a grafika zostanie usunięta.

6. Jeśli nie zostawiasz opinii, pozostaw proszę ocenę pod przeczytanym opowiadaniem, aby nam wszystkim żyło się łatwiej i przyjemniej, a ja dzięki temu będę wiedział, co należy zmienić lub poprawić.

7. Ankiety są okresowo, na dole strony.

8.Większość bohaterów występujących w poniższych opowiadaniach została zaczerpnięta z istniejących już w popkulturze, rozpoznawalnych postaci. Tworząc fanfiction bądź slash, nie robię tego z powodów komercyjnych. Dziękuję za uwagę.

poniedziałek, 20 lipca 2015

Dracula & Alucard - Ostateczna kapitulacja (Castlevania 2, slash) część 2


    Nic nie wskazywało na to, żeby chciał okazać mi cokolwiek poza nienawiścią.
    Nic nie wskazywało na to, by przyznał się do swojego zainteresowania.
    Aż do tego momentu.
    Wsparł się na łokciach i wgryzł mi się w szyję – gwałtownie, mocno i z krótkim, niskim warknięciem.
Pociemniało mi przed oczami. Nie zdążyłem zareagować. A potem jego język zaczął ocierać się o moją skórę w napastliwym, tęsknym pożądaniu.
Czułem jak drżenie z tego niskiego pomruku przechodzi na moją poranioną szyję, jak jego zęby wbijają się bardziej, wprawiając mnie w stan niemal upojnego uniesienia. Bo nie odczułem tego jako ból. To nie była zwykła rana. Alucard pragnął mnie, mojej esencji, mojej mocy i mojej przyjemności. I brał ją, bo mu ją dawałem.

Osunąłem się na niego, czując jak ogarnia mnie powoli dziwna niemoc. Obaj wiedzieliśmy, do czego doprowadza takie ugryzienie – ludzi doprowadzało do śmierci, a nieumarłych do absolutnej rozkoszy. To nie była rozkosz cielesna. To miało dużo głębszy, dużo bardziej złożony wymiar.
Ale miałem przecież na dzisiaj zupełnie inne plany.
 - Alucard. - warknąłem ostrzegawczo, odruchowo wbijając pazury w pościel – Wystarczy. Dość już.
Dlaczego to musiało być tak cholernie przyjemne? Mój syn mnie pragnął, a ja nie potrafiłem mu odmówić tej formy bliskości. Nigdy jeszcze nie byliśmy w takiej sytuacji i chyba dlatego nie wypadłem zbyt przekonująco, próbując go odepchnąć. Czułem, jak sztywnieję, jak jest mi coraz cieplej. A przede wszystkim, cholernie, bardzo, chciało mi się mordować.

 - Alucard...- wycedziłem, teraz już zupełnie zły – Przeginasz.

Kurwa, nie wytrzymywałem! Musiałem, po prostu musiałem sobie ulżyć. Sięgnąłem do rozporka, zacisnąłem palce na swojej męskości i ścisnąłem ją mocno, czując w końcu upragnioną ciasnotę. Odsunąłem napletek, dotykając z wyczuciem śliskiej już główki. I warknąłem przez zęby, kiedy przyćmiło mi wzrok.
Na Ciemność! To było silniejsze, niż przypuszczałem. Dosłownie zalała mnie fala przyjemnego ognia, ogarniając lędźwie, brzuch a potem całe ciało.
Musiałem. Musiałem go wziąć. I to już, teraz, natychmiast. Wiedziałem, że jeszcze chwila, a zrobię mu prawdziwą krzywdę.
Lecz wtedy odsunął się, bo jego także zamroczyło. Opadł bezsilnie na pościel, oblizując wargi z krwi.
Czyżby za wiele mocy w zbyt krótkim czasie? Na to właśnie mi wyglądało. Wykorzystałem tą chwilę nieuwagi i wdarłem się do wnętrza jego warg, spijając kilka czerwonych, pachnących kropel.
Wystarczyło już tej zabawy.

 - Ssij. - warknąłem twardo, wsuwając mu do ust dwa palce. Oczywiście, uważałem na pazury, a Alucard uważał teraz, aby mi nie podpaść. Gdybym postanowił je nagle wysunąć, polałoby się dużo więcej krwi. I to akurat mogło już zaboleć.
Objął je wargami, przesunął po nich językiem i uśmiechnął się jakoś dziwnie lubieżnie, jakby to nie palce właśnie lizał, tylko moją pokaźną erekcję. Och, nie wstydziłem się tego pożądania, byłem od tego bardzo daleki. Chciałem go, chciałem go pieprzyć, i on o tym bardzo dobrze wiedział.
 - Mmm... - mruknąłem, uśmiechając się nieco krzywo – Kiedy zrobiłeś się tak napalony, co?
Ciepła czerwień zalała mi szyję, ale skóra już się regenerowała. Chwyciłem go za ręce i opadłem na niego biodrami, poruszając nimi w przód i w tył, drażniąco, dokładnie po jego kroczu.
 - Nieważne. Dam ci to, czego tak pragniesz. 
Dam ci zapomnienie.

Znów robił się sztywny. Mogłem się założyć, że doszedłby teraz nawet od tak słabej pieszczoty jak ta, ale nie chciałem tego sprawdzać.
Jęknął nieco drżąco, objął mnie łydkami, zupełnie zapominając już o tym, że przecież mnie nienawidził.
 - Chcesz m-n-i-e, hm?
To go trochę uświadomiło w tym, co właśnie robił. Skrzywił się tylko, już chciał mi coś odpyskować, ale wtedy odsunąłem się, zadarłem mu nogi do góry i przygryzłem wnętrze jego uda, zanim w ogóle zdołał otworzyć usta.
Kiedy już się odezwał, usłyszałem jedynie przeciągłe ,,Aaaaaahh!”.
 - I słusznie.

Bezceremonialnie uniosłem mu biodra jeszcze bardziej do góry, przesunąłem językiem pomiędzy jego udami, a potem rozsunąłem mu pośladki, liżąc pierścień zaciśniętych mięśni.
Zadrżał, złapał rękoma za wezgłowie łóżka i wziął niemal bezgłośny wdech, by zaraz wypuścić drżąco powietrze.
W którym momencie zaufał mi do tego stopnia, żeby rozluźnić się pod moim dotykiem?
- Gabriel... Ty nie... Proszę... Oooooh!... Oh, tak! Mmmmmh. Tak!...
Dziwnym trafem przestał być już tak irytująco wyszczekany, jak wcześniej. Skąd wzięła się ta nagła zmiana?
 - O boże... Skąd ty?... Ymm... - zaczął się niespokojnie wiercić, wyraźnie nie mogąc już sklecić zdania.
Ale mi odpowiadał ten nagły brak elokwencji. Przede wszystkim zaś podobała mi się jego nadzwyczajna ekspresja, gdy wiercił się na pościeli i zaciskał dłonie na prześcieradle coraz bardziej spazmatycznymi ruchami. Stwierdziłem w końcu, że mu wystarczy. Moja cierpliwość miała się ku końcowi.

 - Patrz mi w oczy – rozkazałem ostro, nie bawiąc się już w zbędne czułości. Chciałem go wziąć, a on miał mi zwyczajnie ulec. Gdyby spróbował teraz zmienić zdanie, cała moja wyrozumiałość natychmiast poszłaby w zapomnienie. Ściągnąłem go na krawędź łóżka i przesunąłem erekcją pomiędzy jego pośladkami, ocierając się zaledwie o upragnioną rozkosz i przygotowując go tym samym do swojej obecności. Skupił na mnie uwagę, nie miał wyboru. Na pewno nie miał szans myśleć o czymkolwiek innym prócz mnie, gdy cal po calu wdzierałem się coraz głębiej w jego ciało. Spięcie mięśni nie pomogło. Próba wyrwania się także spełzła na niczym. Alucard jęknął przez zęby, chwytając garściami prześcieradło. Musiało go boleć. To nawet i lepiej.

 - Nie opieraj mi się. I tak nie wygrasz – powiedziałem spokojnie, wiedząc, że moje tęczówki zrobiły się teraz wściekle karmazynowe – Jestem twoim królem, panem i władcą. Opór nie ma sensu.
Pchnąłem. Mocno, zdecydowanie i nieustępliwie, aż do samego końca.
Świat zawirował mi przed oczami, jedynie jego głuchy jęk i moje niskie westchnienie przecięły wszechobecną w zamku ciszę.
Potem wysunąłem się częściowo, ignorując dźwięk dartej pościeli, i pchnąłem ponownie, utrzymując jego biodra w miejscu.
Jeśli był to krzyk, nie byłem już go świadom.
Nie byłem świadom niczego, oprócz jego jęków, nieskładnych błagań, urywanych słów. Prócz krótkich, nieskoordynowanych stęknięć, gorącego ciała, zapachu naszej krwi. Alucard podrapał mi całe plecy, ja rozszarpałem mu ramię – ale nie czuliśmy w tym bólu, była już tylko przyjemność. Zadowolenie z dawania i czerpania, z bliskości i niewypowiedzianych zdań, które zamieniliśmy na pocałunki.
 Był mój. Teraz już to wiedział. Nie dałem mu w końcu innego wyboru. A on – uległ. Tak, jak tego chciałem.

 - Alucard... - szepnąłem przy jego uchu – Nigdy więcej ze mną nie walcz.
Przygryzłem jego wargę pomiędzy szybkimi uderzeniami bioder o pośladki, docierając do punktu, którego dotknięcie spowodowało, że wziął nagle głęboki wdech. Tym razem ten mocny, jednostajny ruch skierowałem tylko w to jedno miejsce, bezwzględnie zmuszając go do spazmatycznych jęków rozkoszy.
Doszedł, zaciskając palce na moim karku, drżąc w falach spełnienia i uspokajającej ulgi. Dotknął mojej twarzy, rozedrgany, nie całkiem przytomny.

 - Zrób to... We mnie. - jego spojrzenie spijało z mojej twarzy każdą pojawiającą się emocję – Nie będę walczył.
Ciepła dłoń musnęła mi krtań, zacisnęła się na ramieniu.
 - Wygrałeś.

Mój wzrok zasnuła czerwona mgła.
Ten orgazm był tak silny, że po ostatnim wytrysku miałem wrażenie absolutnej niemocy. Już nie chciałem seksu. Chciałem tylko jego miłości.
Włosy opadły mi na twarz, kiedy znieruchomiałem nad nim, rozluźniając chwyt na jego skórze.
Bałem się, że to jego słowa były jedynie moją bujną wyobraźnią, jednak kiedy uniosłem wzrok, po raz pierwszy w życiu nie zobaczyłem w nim nienawiści.
 - Alucard... - zacząłem niepewnie, ale mój syn położył mi dłoń na ustach.
- Nie, nie mów. Po prostu nic nie mów - i pociągnął mnie w dół.
Jego wargi były dokładnie tak miękkie i słodkie, jak zawsze marzyłem.
Tym razem - pierwszy raz w życiu - lekcja pokory należała do udanych.

1 komentarz:

  1. To było absolutnie, całkowicie, fenomenalnie zajebiste!
    Raz, że kocham incest, dwa, że kocham wampiry, trzy, że kocham takie ostre rżnięcie. No i napisane mistrzowsko.
    Czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń