fanfiction z DA2, z Fenrisem w roli głównej.
część 3
Fenris
przekręcił się na drugi bok, nie mogąc usnąć przez kolejną
godzinę z rzędu. Nie wiedział, co ma z sobą zrobić, wiercił się
tylko niespokojnie, co jakiś czas klnąc pod nosem. Czegokolwiek by
nie próbował, nie mógł zapomnieć o tym głupim byku, który
uratował go w Dokach – a najgorsze było to, że myślał o nim
coraz bardziej uporczywie. Choć nie przyznałby się do tego za nic
w świecie, miał ochotę pójść do niego raz jeszcze, żeby ponownie, choć raz być złapany (nawet i za dłonie) w tak
lekki, łagodny sposób.
Dlaczego
nie mogła zrobić tego jakaś ładna kobieta? Albo przynajmniej elf?
Czemu musiał być to akurat qunari, któremu sięgał zaledwie do
mostka? To przecież jakaś kpina!
Srebrne
ślepia wpatrujące się w jego oczy, wwiercające, zawłaszczające,
gorące...
Szerokie usta, układające się we frywolny, rozbawiony uśmieszek...
Wielkie łapy, które bez trudu mogłyby objąć go w pasie...
Oj
nie. Nie. Musiał przestać o tym myśleć, natychmiast!
Elf
podniósł się z łóżka, przesunął palcami po włosach,
westchnął. Dlaczego jego życie było coraz bardziej zagmatwane?
Właśnie spodobał mu się qunari: byk, dzikus, wielkolud, który
nie miał najmniejszego pojęcia ani o zwykłych ludzkich relacjach,
ani tym bardziej o zwyczajach elfów. Tylko dlaczego to nieokrzesanie
tak bardzo go przyciągało? Dlaczego to jego łap chciał na sobie,
a nie na przykład, delikatnych rączek Isabeli? Albo nawet mocnych
rąk Aveliny. Z jakiej racji qunariego?!
Był
wściekły na samego siebie. I zupełnie nie mógł już zasnąć.
Po
kryształowym kieliszku przemknęła jasna smuga światła, obmyła
go łagodnie i rozświetliła burgundową zawartość, rozjaśniając
ciemne wino jasnym poblaskiem rubinu. Świeca zamigotała, poruszona
nagle dłuższym, przeciągłym westchnieniem. Usta elfa, które je
wydały były miękkie, bardzo gładkie i ułożone w grymas
wyraźnego rozgoryczenia.
To
przecież nie tak miało być. Zupełnie nie tak!
Fenris
zacisnął dłoń w pięść, przypatrując się ognistemu połyskowi
płynącemu po zakrzywionej stali jego ulubionej rękawicy. Gdyby
potrafił cofnąć czas, wyśmiałby Hawke'a i kazał mu wsadzić
jego polecenie tam, gdzie
kończą mu się plecy,
zaś potem od razu poszedłby spać do swojej rezydencji w Górnym
Mieście i nie wychodził z niej aż do samego rana. Oczywiście nic
mu nie przyszło z takich rozważań – nic oprócz świadomości
ciągle narastającego problemu. Bo problem ten zwał się Har –
Sarrin i zdecydowanie nie był on problemem małej rangi. Był on
cholernie ogromny!
Elf
zaczął o nim śnić. Marzył o tym byku. Zapragnął go. Jak bardzo
by się nie starał, nic nie mógł na to poradzić, ten problem go
przerósł i to w zaledwie jeden dzień! Był tak abstrakcyjny, że
logika statecznego zwykle wojownika zupełnie przy nim wysiadła.
Przestał
mieć do siebie cierpliwość, musiał przysiąść i poważnie
zastanowić się nad tym, co robić. To nie było coś, co mógł
sobie ot tak zostawić – musiał osobiście zmierzyć się z
problemem i to jak najszybciej, najlepiej w cztery oczy.
- Na
Stwórcę... - jęknął, opierając brodę o dłoń – W co ja się
znowu wpakowałem?
Był
sobą naprawdę zniesmaczony. Jego chmurne oblicze nie rozjaśniło
się nawet po alkoholu, nawet wręcz przeciwnie – Fenris był coraz
bardziej nadąsany i markotny, bo wypił zbyt dużo, w dodatku... w
samotności.
Przecież
on nie miał u niego najmniejszych szans. Żadnych, absolutnie. Był
tylko jakimś tam elfem, którego qunari uratował niechcący z
Doków. Qunari nie leciały na elfy. One nawet nie leciały na siebie
nawzajem! To była rasa całkowicie podporządkowana swojej religii,
a religia ta mówiła, że seks służy tylko do prokreacji. Nie
znały pojęcia miłości i zupełnie wypierały się posiadania
jakichkolwiek uczuć, bo w ich pojęciu było to przejawem słabości.
Niby jak miałby go poderwać? To było idiotyczne już u samych
podstaw!
Wypił
kieliszek wina, patrząc na świecę niewidzącym wzrokiem.
Może
powinien poszukać gdzieś wzmianek o tym, jak zainteresować sobą
qunariego? Bo ci innego mu pozostało? Ba, nawet sam mógłby napisać
coś takiego, w końcu znał ich rasę, interesował się nią od
dawna. Nauczył się nawet ich języka.
Zdobycie
względów qunari;
Jeśli
jesteś innym qunari, na dobry początek spróbuj porozmawiać z
obiektem swoich uczuć. Jeżeli jednak nie jesteś, odpuść sobie.
Seks z qunari cię zabije.
Nadal
to czytasz, choć nie jesteś innym qunari? Dobrze więc. Mam dla
ciebie radę, skoro jesteś aż tak zdecydowany/na, aby doznać
nieodwracalnych szkód na ciele: idź do obiektu swoich uczuć i
postaraj się pozyskać jego zainteresowanie. Nie interesuje się
tobą? Nic nie szkodzi, wystarczy, że zdołasz go jakoś przekupić.
Potem pójdzie już z górki. Tak sądzę.
Jesteś
qunari i jesteś kobietą? Powiedz, że chcesz seksu, powinien się
zgodzić. Jesteś qunari i nie jesteś kobietą? Wiesz, zawsze możesz
spróbować go ogłuszyć, i wtedy na pewno już będzie twój.
Witaj
ponownie. Więc nie udało ci się go ogłuszyć i nie udało się
też go przekonać? Cóż, w tym wypadku pozostaje ci albo uratować mu
życie, żeby zyskać jego przyjaźń, albo wlać mu do kielicha
eliksir miłosny, po którym zakocha się w tobie na amen. Jest
odporny na eliksiry? Nic nie szkodzi, zastosuj końską dawkę, z
pewnością zadziała. Albo też go otrujesz, ale ciii...Najważniejsze są
przecież zamiary.
Twoja
desperacja jest naprawdę godna podziwu. Więc skoro nie jesteś
qunari i nie jesteś też człowiekiem, bo w innym wypadku już by ci
się udało, musisz być elfem albo krasnoludem. Mam dla ciebie
bardzo mądrą radę. Odpuść sobie. Nadal nie chcesz? W takim razie
odpuść sobie, gdy jesteś krasnoludem. Sięgasz mu do kolana.
Potrafisz wyciągnąć z tego życiowe wnioski? Tak więc jesteś...
elfem. Świetnie! Świetnie, ale nie dla ciebie, tylko qunariego, o
którego tak zabiegasz. Z pewnością będzie zachwycony, musząc
pilnować się na każdym kroku, żeby nie połamać ci kości. Więc
nie udało ci się go przekupić ani uratować mu życia? Spróbuj go
upić, to naprawdę ostatnia deska ratunku.
Powodzenia,
nieszczęśniku! Ale nie rób sobie wielkich nadziei. To taka końcowa, przyjacielska rada.
Fenris
uderzył się otwartą dłonią w czoło.
Świetnie,
po prostu świetnie. Włączyło mu się wisielcze poczucie humoru.
Ale może to nie byłby taki zły pomysł z tym alkoholem? Miał całą
piwnicę wina. Mogli pić do upadłego, a posiadał przecież
naprawdę mocną głowę. Mógł tego chociaż spróbować.
Czy
naprawdę tego chciał? Nigdy dotąd nie doświadczył podobnej
sytuacji, gdy ktoś mu się spodobał do takiego stopnia, aby od razu
chcieć wylądować z nim w łóżku. Co takiego sprawiło, że
zainteresował się akurat nim, i to tak beznadziejnie?
Cóż...
Sarrin był nietypowym qunari. Ponoć nie wyznawał Qun, mieszkał w
Górnym Mieście i, co najbardziej ciekawe – leczył ludzi, a nie
ich zabijał. Leczył ich i zdecydowanie sprawiało mu to
satysfakcję. No i był kiedyś niewolnikiem. Fenris zastanowił się,
czy kiedykolwiek dostanie odpowiedź na pytanie, które od dawna go
nurtowało – był ciekaw, czy rogi qunari są unerwione. To była
jego mała obsesja odkąd zaczął interesować się ich rasą i
uczyć ich języka. Bo zdania w tej kwestii były od zawsze
podzielone: byki wypierały się tego, jak mogły a jednocześnie
strata jednego lub obu rogów była dla nich wielką hańbą, a
poroże już nigdy nie odrastało. Sarrin miał naprawdę duże rogi.
I miał aż cztery, co lokowało go wysoko w hierarchii qunarich, tuż
za Arishokiem, dowódcą wojsk. Fenris sądził, że rogi mówią o
ich sile, stanowią kwintesencję ich zwierzęcości. Arishok był
naprawdę bestialski. I mocarny. Mógł jednym swoim warknięciem
posłać człowieka na kolana, był po prostu przerażający. Czy
Sarrin, gdyby się wściekł, byłby podobnie widowiskowy? Czy
parsknąłby na niego, jak rozjuszony byk i chciał dać mu nauczkę
za jego bezczelność? Elf uśmiechnął się lekko, wodząc opuszką
palca po krawędzi rękawicy.
Musiał
to sprawdzić. Koniecznie.
Ktoś
załomotał do drzwi, więc Har – Sarrin oderwał się na chwilę
od siekania korzonków Czarnej Róży i przechylił w zdziwieniu łeb,
widząc wchodzącego do środka elfa.
Och!
To był Fenris! Sarrin uśmiechnął się do niego. Minęły już
cztery dni i powoli zaczynał tracić wiarę w to, że elf jeszcze do
niego przyjdzie. Właściwie nie robił sobie na to wielkich nadziei.
Fenris z pewnością miał więcej ciekawych zajęć, od odwiedzania jakiegoś tam renegata. Poza tym kto chciałby wchodzić do takiej
rudery? W wielu miejscach sypał się dach, a ściany obrośnięte
były drobnymi zygzakami szczelin. Nie stanowiło to dobrego
wrażenia.
- Har
– Sarrin? - zapytał Fenris, podchodząc do lady, przy której
qunari robił właśnie eliksir – Czy są już jakieś postępy w
tworzeniu mojej mikstury?
Qunari
opuścił łeb i skrzywił się nagle, odrobinę niepocieszony
faktem, że ten powalająco przystojny elf nie silił się przy nim
nawet na zwykłą uprzejmość.
Cóż,
łączyły ich tylko interesy. Nie powinien wymagać od wojownika
specjalnej etykiety.
- Właściwie
to tak. - westchnął, odkładając nóż i poprawiając na sobie
czarną, skórzaną kamizelę. Podszedł do rozpadającej się
szafki i wyjął z stamtąd fioletową fiolkę, po czym postawił ją
na stole tuż przed przybyszem. - Skończyłem go. Nie wiem, czy będzie
całkowicie skuteczny, bo go nie wypróbowałem z racji braku
śmiałków, ale jeśli masz kogoś, na kim chciałbyś go
wypróbować, to z pewnością go nie otrujesz.
Fenris
zdawał się być całkowicie zaskoczony jego odpowiedzią.
Spodziewał się raczej, że byk powie mu, że to niewykonalne. A
przecież wcale nie potrzebował tego eliksiru. Nie miał nikogo,
komu mógłby go dać – komu chciałby
go dać. Sarrina zaś mógł dotknąć przecież już teraz. A właściwie to Sarrin mógł go dotykać, tyle, że tego nie robił.
- Dziękuję.
- odparł po dłuższej chwili, patrząc niepewnie na eliksir.
Qunari wytrącił mu z rąk argument, dzięki któremu mógłby do
niego jeszcze wrócić – Ile jestem ci winien?
Byk
parsknął, zsuwając na niego srebrne spojrzenie. Był chyba
urażony.
- Mówiłem
już, że niczego nie chcę. Po prostu wróć i powiedz, czy mi się
udało, w porządku?
Splótł
te swoje wielkie łapy na klatce piersiowej, wydając się nieco...
ponury. Elf potrafił to wychwycić nawet wtedy, gdy qunari skrzętnie
to ukrywał.
- Nie,
nie. Absolutnie. - Fenris podszedł do niego blisko, tak blisko, by
te jego srebrne ślepia odbiły się w jego oczach – Muszę ci
jakoś zapłacić. Podaj cenę. Byłbym wdzięczny, gdybyś nie
robił z tego problemu, zasłużyłeś na to.
- Jaki
ty jesteś uparty, Dalijczyku. Dobrze więc. Umówmy się, że
zapłatą będzie to, że do mnie wrócisz i powiesz, czy mi się udało.
Fenris
nic z tego nie rozumiał. Przecież qunari zawsze były bardzo...
pragmatystyczne. Dlaczego ten byk nie chciał przyjąć od niego zapłaty?
Chwycił go za tą jego wielką łapę, zacisnął dłoń na szerokim nadgarstku.
- Nie.
Powiedz mi co lubisz, a ja ci to przyniosę.
Miał
cichą nadzieję, że qunari nie oświadczy mu teraz, że lubi zjadać
dziewice na śniadanie, popijając sobie krwią małych kociaków.
Poczekał na odpowiedź, nie opuszczając swojej ręki. Sarrin
zamyślił się, a potem jego wielkie usta wykrzywiły się w czymś,
co było zapewne uśmiechem.
- Lubię
jeść te takie słodkie, kruche kółeczka, które wy nazywacie...
- zamyślił się jeszcze bardziej, jakby uciekło mu jakieś słowo.
- Ciastka?
- podpowiedział usłużnie Fenris, z dziwnym błyskiem w oku.
- O
to, to. Właśnie. Ciastka. Mógłbyś mi kilka przynieść, nie
mogę się teraz oderwać za bardzo od tego, co robię. To będzie
zapłata. W porządku?
Elf
wyglądał tak, jakby wpadł właśnie na jakiś diaboliczny plan.
- Oczywiście, zaraz je przyniosę. - powiedział, i po chwili zniknął za
drzwiami, nie mogąc ukryć szerszego uśmiechu.
Tak!
Jeden podpunkt miał już za sobą. Wystarczyło tylko trochę go
przekupić, żeby móc wyciągnąć potem więcej intrygujących go
informacji. Fenris poszedł na targ, kupił torbę łakoci i zaszedł
jeszcze do siebie, biorąc parę butelek wina. Skoro Sarrin nie mógł
oderwać się od pracy, tak było nawet lepiej – elf zamierzał
wykorzystać fakt, że nie mógł stamtąd wyjść, i zaspać go
wszystkimi ciążącymi mu dotąd pytaniami.
Wziął
ze sobą torbę, wsadził wszystkie rzeczy do środka i wrócił do
qunaiego, który zdawał się być jeszcze bardziej pochłonięty
pracą, niż wcześniej.
- Ile
czasu zajmuje zrobienie ci tego eliksiru? - zapytał zapobiegawczo –
Kończysz już?
- Nie,
nie. Jeszcze z godzina – odmruknął Sarrin, mieszając coś w
kotle – A jestem ci do czegoś potrzebny?
Na
ustach Fenrisa pojawiło się coś dziwnego.
Och,
tak. Nawet nie wiesz, jak bardzo.
- Nie.
Byłem tylko ciekaw, dlaczego siedzisz tu, pośród gruzowiska i
warzysz w najlepsze eliksiry, podczas gdy Arishok siedzi w swoim obozie i
wymyśla właśnie sposób, by zaatakować Kirkwall. Czy będąc
renegatem, jak już mi wcześniej wspomniałeś, weźmiesz stronę
wicehrabiego?
Byk
uniósł łeb, zerknął na elfa i wlepił wzrok w paczuszkę, którą tamten ze sobą przyniósł.
- Przecież
już wziąłem jego stronę. Zarabiam na miksturach. Ludzie
przychodzą tu, by je kupować. Nie miałbym żadnej korzyści z
tego, by przyłączyć się do Arishoka i jego wojsk.
Elf
przyniósł woreczek z ciastkami, stawiając je obok qunariego.
- To
znaczy, że nie pracowałeś w niewoli u ludzi? Nie masz do nich
żalu? - zapytał nagle, stojąc przy jego boku.
- Skąd
przyszło ci do głowy, że byłem w niewoli? - qunari zrobił
wielkie oczy, a potem wyraźnie się od niego odsunął – Jestem i
byłem wolny. Po prostu wybrałem inną stronę.
- To
skąd masz te blizny? - nie ustępował Fenris, wskazując na sznyty
na jego karku – Chyba nie spadłeś ze schodów, prawda?
Byk
odstawił chochlę na miejsce i odwrócił się plecami do ściany
tak, by Fenris nie mógł już na nie patrzeć.
Wyraźnie
zagryzł zęby. Już nie był przyjacielski.
- Też
byłem niewolnikiem. - głos Fenrisa poniósł się w pomieszczeniu
z zaskakującą obojętnością – To nic takiego. Każdy może
mieć pecha.
- Nie
byłem niewolnikiem! - żachnął się Sarrin, wyglądając na nieco
zawstydzonego – Po prostu skończyłem kiedyś przy palu. Jako
skazaniec, rozumiesz?
Potrząsnął
głową, przeganiając tamto wspomnienie. Otworzył worek i wziął
sobie jedno ciasteczko, żując je z już z większą swobodą, jakby
zapominał o całym temacie.
Fenris
pokiwał głową, przyjmując jego wyjaśnienia. Ciastka znikały w
zaskakującym tempie. Zmusił się do tego, żeby się nie uśmiechać.
Postawił swoją torbę na stole i wyjął z niej kilka butelek wina. Byk już chciał
zaprotestować, ale Fenris zdążył go uprzedzić.
- To
nie jest w ramach mojego podziękowania, Har – Sarrin. Byłoby
bardzo pożądane z twojej strony, gdybyś nie robił z tego
problemu. Uratowałeś mi życie. Chcę wiedzieć dlaczego.
Nie
wiedział z jakiego powodu, ale coraz bardziej wierzył w powodzenie
swojego planu. Ten qunari chyba naprawdę darzył go sympatią, skoro
zmusił się przy nim do szczerości, choć wcale się nie znali.
- Poczekam,
aż skończysz swoją pracę – mruknął elf, rozsiadając się
wygodnie na fotelu przy stole. Zajrzał na ladę z dużą dozą
ciekawości. - Nad czym się tak męczysz?
- Nad
eliksirem wytrzymałości. Niedługo go zrobię – oznajmił byk, z
powrotem zabierając się do mikstury – Od kiedy to sławny
Fenris, przyjaciel zacnego Hawke'a nawiązuje nowe znajomości?
Słyszałem, że jesteś uprzedzony do nawiązywania nowych
przyjaźni.
- Nie
jesteśmy przyjaciółmi. - warknął Fenris, czując, że temat
robi się niebezpieczny – Chciałem tylko poznać twoją wersję,
w porządku?
Byk
umilkł, dodając do eliksiru kolejne dziwne składniki. Chyba nawet
jego ubodło takie oświadczenie.
- To
ciekawe. - powiedział w końcu, wycierając po dłuższym czasie
swe wielkie łapy w jakąś szmatę. - Mógłbym przysiąc, że od
samego momentu przyjścia wyglądasz tak, jakbyś miał na
mnie ochotę.
I
cały świat Fenrisa zawirował w tym samym momencie. Już chciał coś
powiedzieć, jakoś zaprzeczyć temu bykowi, ale żadne słowo nie przeszło
mu przez ściśnięte nagle gardło. Zamiast tego odkorkował jedną
butelkę i nie siląc się na specjalną kulturę, wziął kilka dużych łyków z gwinta.
Tragedia.
Po prostu tragedia. Był jeszcze bardziej beznadziejny, niż sądził.
Har
– Sarrin usiadł naprzeciwko niego, wziął w milczeniu drugą
butelkę, wyrwał korek zębami i także przyłączył się do
cichego picia. Nic nie powiedział, nic nie skomentował. Po prostu
dołączył, czekając na wyjaśnienia. Jego srebrne ślepia
wwiercały się w zielone oczy elfa, jakby próbowały odczytać jego
myśli, jakby chciały go wręcz zmusić do odpowiedzi i pociągnięcia
tego tematu.
- Przestań.
- syknął Fenris, zirytowany jego stanowczym spojrzeniem.
- Próbujesz
mnie upić, Fenrisie? - zapytał nad wyraz bezczelnie byk,
opróżniając butelkę do końca – Na co te podchody? Nie jestem
głupi. Widzę przecież twój wzrok. Gapiłeś mi się na krocze.
Fenris
miał ochotę porządnie mu przypierdolić. Zacisnął dłoń na
butelce trochę mocniej, niż powinien. Po pustym już szkle
zgrzytnęło pęknięcie.
To
było idiotyczne. Jego plan był idiotyczny. Jego pożądanie także
było beznadziejnie idiotyczne. Przez moment chciał wyjść i już
nigdy nie wrócić, mając nieodparte wrażenie, że jego policzki
zrobiły się niebezpiecznie gorące.
Byk
przechylił się przez stół, wyjął mu butelkę z rąk i zamknął
je w swoich łapach.
- To
chcesz mnie czy nie? - zapytał w końcu, ani na chwilę nie
opuszczając wzroku.
Na
Stwórcę! Nie mógł zapytać tak wcześniej?
Fenris
wyrwał się gwałtownie, okrążył stół i usiadł mu na kolanach,
odciągając jego głowę w tył i silnie zaciskając palce na jego
czarnych rogach. Saarin to poczuł. Drgnął wyraźnie, gdy palce
elfa ścisnęły poroże i dał mu tym samym odpowiedź na jedno z
nurtujących go dotąd pytań.
- Jesteś
niebezpiecznie domyślny, Har – Sarrin.
Przesunął
palcami po jego rozchylonych wargach.
- Pomyśl
lepiej nad robotą wieszcza. Całkiem dobrze ci idzie.
I
w końcu gdy był już pewien, że byk w żaden sposób nie może mu
uciec, pocałował te jego szerokie usta i przygryzł gwałtownie jego
dolną wargę czując na sobie mocny, korzenny smak czystej, pełnej
testosteronu żądzy. Sarrin odpowiedział na pocałunek zaskakująco
ostro, bardzo zachłannie - jakby przez cały ten czas powstrzymywał
się przed tym resztkami sił.
To
było niewiarygodne, jak zdecydowanie chwycił go za pośladki i
przycisnął do swoich bioder. Przecież nic nie wskazywało na to,
że elf w ogóle mu się podobał... Pomijając fakt, że qunari
nigdy nie robiły niczego bezcelowo. Ratowanie mu życia chyba nie
było tak zupełnie bezinteresowne, jak dotąd sądził.
I
wtedy usłyszeli odgłos otwieranych drzwi.
-
Fenris, jesteś tu? - zawołał Hawke, rozglądając się po ruderze – Mamy
poważny problem z Arishokiem!
Hahahhahah :D żadne Twoje opowiadanie tak mnie nie rozśmieszyło jak to! Te podchody Fenrisa :D Tylko dlaczego Hawke musiał mu przeszkodzić w takim momencie? Zepsuł romantyczną chwilę. Teraz Fenris go pewnie znienawidzi :C Biedny!
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba. Byczuch jest sexy, lubię twoje poczucie humoru (to wisielcze :"D). Myślę, że to najlepsze z twoich opowiadań, które dotąd tu opublikowałaś. Hawke wpierdzielił się w okropnym momencie!
OdpowiedzUsuńW ogóle fajnie, że Ci wena odżyła. Życzę Ci mnóstwa czytelników 4 life. I weny. I szczęścia :)