Witajcie!



Kilka słów o blogu.

1. Komentarze karmią wenę! (Ponaglenia także.)

2. Wszystkie opowiadania są mojego autorstwa.

3. Proszę o nie kopiowanie i nie rozpowszechnianie tekstów bez mojej zgody. Jest to plagiat i będę na to reagował.

4. Nie czerpię korzyści z prowadzenia bloga.

5. Jeśli autor którejś z grafik nie życzy sobie jej upubliczniania, wystarczy, że da znać w komentarzu pod postem, a grafika zostanie usunięta.

6. Jeśli nie zostawiasz opinii, pozostaw proszę ocenę pod przeczytanym opowiadaniem, aby nam wszystkim żyło się łatwiej i przyjemniej, a ja dzięki temu będę wiedział, co należy zmienić lub poprawić.

7. Ankiety są okresowo, na dole strony.

8.Większość bohaterów występujących w poniższych opowiadaniach została zaczerpnięta z istniejących już w popkulturze, rozpoznawalnych postaci. Tworząc fanfiction bądź slash, nie robię tego z powodów komercyjnych. Dziękuję za uwagę.

piątek, 16 stycznia 2015

Obiektywne przeczucia - Dragon Age 2 (Fenris)





fanfiction z DA2, z Fenrisem w roli głównej.



 część 3





 Fenris przekręcił się na drugi bok, nie mogąc usnąć przez kolejną godzinę z rzędu. Nie wiedział, co ma z sobą zrobić, wiercił się tylko niespokojnie, co jakiś czas klnąc pod nosem. Czegokolwiek by nie próbował, nie mógł zapomnieć o tym głupim byku, który uratował go w Dokach – a najgorsze było to, że myślał o nim coraz bardziej uporczywie. Choć nie przyznałby się do tego za nic w świecie, miał ochotę pójść do niego raz jeszcze, żeby ponownie, choć raz być złapany (nawet i za dłonie) w tak lekki, łagodny sposób.
Dlaczego nie mogła zrobić tego jakaś ładna kobieta? Albo przynajmniej elf? Czemu musiał być to akurat qunari, któremu sięgał zaledwie do mostka? To przecież jakaś kpina!
Srebrne ślepia wpatrujące się w jego oczy, wwiercające, zawłaszczające, gorące... Szerokie usta, układające się we frywolny, rozbawiony uśmieszek... Wielkie łapy, które bez trudu mogłyby objąć go w pasie...


Oj nie. Nie. Musiał przestać o tym myśleć, natychmiast!
Elf podniósł się z łóżka, przesunął palcami po włosach, westchnął. Dlaczego jego życie było coraz bardziej zagmatwane? Właśnie spodobał mu się qunari: byk, dzikus, wielkolud, który nie miał najmniejszego pojęcia ani o zwykłych ludzkich relacjach, ani tym bardziej o zwyczajach elfów. Tylko dlaczego to nieokrzesanie tak bardzo go przyciągało? Dlaczego to jego łap chciał na sobie, a nie na przykład, delikatnych rączek Isabeli? Albo nawet mocnych rąk Aveliny. Z jakiej racji qunariego?!
Był wściekły na samego siebie. I zupełnie nie mógł już zasnąć.
*

Trzy dni później


Po kryształowym kieliszku przemknęła jasna smuga światła, obmyła go łagodnie i rozświetliła burgundową zawartość, rozjaśniając ciemne wino jasnym poblaskiem rubinu. Świeca zamigotała, poruszona nagle dłuższym, przeciągłym westchnieniem. Usta elfa, które je wydały były miękkie, bardzo gładkie i ułożone w grymas wyraźnego rozgoryczenia.
To przecież nie tak miało być. Zupełnie nie tak!


Fenris zacisnął dłoń w pięść, przypatrując się ognistemu połyskowi płynącemu po zakrzywionej stali jego ulubionej rękawicy. Gdyby potrafił cofnąć czas, wyśmiałby Hawke'a i kazał mu wsadzić jego polecenie tam, gdzie kończą mu się plecy, zaś potem od razu poszedłby spać do swojej rezydencji w Górnym Mieście i nie wychodził z niej aż do samego rana. Oczywiście nic mu nie przyszło z takich rozważań – nic oprócz świadomości ciągle narastającego problemu. Bo problem ten zwał się Har – Sarrin i zdecydowanie nie był on problemem małej rangi. Był on cholernie ogromny!
Elf zaczął o nim śnić. Marzył o tym byku. Zapragnął go. Jak bardzo by się nie starał, nic nie mógł na to poradzić, ten problem go przerósł i to w zaledwie jeden dzień! Był tak abstrakcyjny, że logika statecznego zwykle wojownika zupełnie przy nim wysiadła.
Przestał mieć do siebie cierpliwość, musiał przysiąść i poważnie zastanowić się nad tym, co robić. To nie było coś, co mógł sobie ot tak zostawić – musiał osobiście zmierzyć się z problemem i to jak najszybciej, najlepiej w cztery oczy.


 - Na Stwórcę... - jęknął, opierając brodę o dłoń – W co ja się znowu wpakowałem?
Był sobą naprawdę zniesmaczony. Jego chmurne oblicze nie rozjaśniło się nawet po alkoholu, nawet wręcz przeciwnie – Fenris był coraz bardziej nadąsany i markotny, bo wypił zbyt dużo, w dodatku... w samotności.
Przecież on nie miał u niego najmniejszych szans. Żadnych, absolutnie. Był tylko jakimś tam elfem, którego qunari uratował niechcący z Doków. Qunari nie leciały na elfy. One nawet nie leciały na siebie nawzajem! To była rasa całkowicie podporządkowana swojej religii, a religia ta mówiła, że seks służy tylko do prokreacji. Nie znały pojęcia miłości i zupełnie wypierały się posiadania jakichkolwiek uczuć, bo w ich pojęciu było to przejawem słabości. Niby jak miałby go poderwać? To było idiotyczne już u samych podstaw!
Wypił kieliszek wina, patrząc na świecę niewidzącym wzrokiem.


Może powinien poszukać gdzieś wzmianek o tym, jak zainteresować sobą qunariego? Bo ci innego mu pozostało? Ba, nawet sam mógłby napisać coś takiego, w końcu znał ich rasę, interesował się nią od dawna. Nauczył się nawet ich języka.
Zdobycie względów qunari;
podpunkt pierwszy.
Jeśli jesteś innym qunari, na dobry początek spróbuj porozmawiać z obiektem swoich uczuć. Jeżeli jednak nie jesteś, odpuść sobie. Seks z qunari cię zabije.
Podpunkt drugi.
Nadal to czytasz, choć nie jesteś innym qunari? Dobrze więc. Mam dla ciebie radę, skoro jesteś aż tak zdecydowany/na, aby doznać nieodwracalnych szkód na ciele: idź do obiektu swoich uczuć i postaraj się pozyskać jego zainteresowanie. Nie interesuje się tobą? Nic nie szkodzi, wystarczy, że zdołasz go jakoś przekupić. Potem pójdzie już z górki. Tak sądzę.
Jesteś qunari i jesteś kobietą? Powiedz, że chcesz seksu, powinien się zgodzić. Jesteś qunari i nie jesteś kobietą? Wiesz, zawsze możesz spróbować go ogłuszyć, i wtedy na pewno już będzie twój.
Podpunkt trzeci.
Witaj ponownie. Więc nie udało ci się go ogłuszyć i nie udało się też go przekonać? Cóż, w tym wypadku pozostaje ci albo uratować mu życie, żeby zyskać jego przyjaźń, albo wlać mu do kielicha eliksir miłosny, po którym zakocha się w tobie na amen. Jest odporny na eliksiry? Nic nie szkodzi, zastosuj końską dawkę, z pewnością zadziała. Albo też go otrujesz, ale ciii...Najważniejsze są przecież zamiary.
Podpunkt czwarty.
Twoja desperacja jest naprawdę godna podziwu. Więc skoro nie jesteś qunari i nie jesteś też człowiekiem, bo w innym wypadku już by ci się udało, musisz być elfem albo krasnoludem. Mam dla ciebie bardzo mądrą radę. Odpuść sobie. Nadal nie chcesz? W takim razie odpuść sobie, gdy jesteś krasnoludem. Sięgasz mu do kolana. Potrafisz wyciągnąć z tego życiowe wnioski? Tak więc jesteś... elfem. Świetnie! Świetnie, ale nie dla ciebie, tylko qunariego, o którego tak zabiegasz. Z pewnością będzie zachwycony, musząc pilnować się na każdym kroku, żeby nie połamać ci kości. Więc nie udało ci się go przekupić ani uratować mu życia? Spróbuj go upić, to naprawdę ostatnia deska ratunku.
Powodzenia, nieszczęśniku! Ale nie rób sobie wielkich nadziei. To taka końcowa, przyjacielska rada.


Fenris uderzył się otwartą dłonią w czoło.
Świetnie, po prostu świetnie. Włączyło mu się wisielcze poczucie humoru. Ale może to nie byłby taki zły pomysł z tym alkoholem? Miał całą piwnicę wina. Mogli pić do upadłego, a posiadał przecież naprawdę mocną głowę. Mógł tego chociaż spróbować.
Zawahał się.
Czy naprawdę tego chciał? Nigdy dotąd nie doświadczył podobnej sytuacji, gdy ktoś mu się spodobał do takiego stopnia, aby od razu chcieć wylądować z nim w łóżku. Co takiego sprawiło, że zainteresował się akurat nim, i to tak beznadziejnie?
Cóż... Sarrin był nietypowym qunari. Ponoć nie wyznawał Qun, mieszkał w Górnym Mieście i, co najbardziej ciekawe – leczył ludzi, a nie ich zabijał. Leczył ich i zdecydowanie sprawiało mu to satysfakcję. No i był kiedyś niewolnikiem. Fenris zastanowił się, czy kiedykolwiek dostanie odpowiedź na pytanie, które od dawna go nurtowało – był ciekaw, czy rogi qunari są unerwione. To była jego mała obsesja odkąd zaczął interesować się ich rasą i uczyć ich języka. Bo zdania w tej kwestii były od zawsze podzielone: byki wypierały się tego, jak mogły a jednocześnie strata jednego lub obu rogów była dla nich wielką hańbą, a poroże już nigdy nie odrastało. Sarrin miał naprawdę duże rogi. I miał aż cztery, co lokowało go wysoko w hierarchii qunarich, tuż za Arishokiem, dowódcą wojsk. Fenris sądził, że rogi mówią o ich sile, stanowią kwintesencję ich zwierzęcości. Arishok był naprawdę bestialski. I mocarny. Mógł jednym swoim warknięciem posłać człowieka na kolana, był po prostu przerażający. Czy Sarrin, gdyby się wściekł, byłby podobnie widowiskowy? Czy parsknąłby na niego, jak rozjuszony byk i chciał dać mu nauczkę za jego bezczelność? Elf uśmiechnął się lekko, wodząc opuszką palca po krawędzi rękawicy.
Musiał to sprawdzić. Koniecznie.
*

Ktoś załomotał do drzwi, więc Har – Sarrin oderwał się na chwilę od siekania korzonków Czarnej Róży i przechylił w zdziwieniu łeb, widząc wchodzącego do środka elfa.
Och! To był Fenris! Sarrin uśmiechnął się do niego. Minęły już cztery dni i powoli zaczynał tracić wiarę w to, że elf jeszcze do niego przyjdzie. Właściwie nie robił sobie na to wielkich nadziei. Fenris z pewnością miał więcej ciekawych zajęć, od odwiedzania jakiegoś tam renegata. Poza tym kto chciałby wchodzić do takiej rudery? W wielu miejscach sypał się dach, a ściany obrośnięte były drobnymi zygzakami szczelin. Nie stanowiło to dobrego wrażenia.


 - Har – Sarrin? - zapytał Fenris, podchodząc do lady, przy której qunari robił właśnie eliksir – Czy są już jakieś postępy w tworzeniu mojej mikstury?
Qunari opuścił łeb i skrzywił się nagle, odrobinę niepocieszony faktem, że ten powalająco przystojny elf nie silił się przy nim nawet na zwykłą uprzejmość.
Cóż, łączyły ich tylko interesy. Nie powinien wymagać od wojownika specjalnej etykiety.
 - Właściwie to tak. - westchnął, odkładając nóż i poprawiając na sobie czarną, skórzaną kamizelę. Podszedł do rozpadającej się szafki i wyjął z stamtąd fioletową fiolkę, po czym postawił ją na stole tuż przed przybyszem. - Skończyłem go. Nie wiem, czy będzie całkowicie skuteczny, bo go nie wypróbowałem z racji braku śmiałków, ale jeśli masz kogoś, na kim chciałbyś go wypróbować, to z pewnością go nie otrujesz.
Fenris zdawał się być całkowicie zaskoczony jego odpowiedzią. Spodziewał się raczej, że byk powie mu, że to niewykonalne. A przecież wcale nie potrzebował tego eliksiru. Nie miał nikogo, komu mógłby go dać – komu chciałby go dać. Sarrina zaś mógł dotknąć przecież już teraz. A właściwie to Sarrin mógł go dotykać, tyle, że tego nie robił.
 - Dziękuję. - odparł po dłuższej chwili, patrząc niepewnie na eliksir. Qunari wytrącił mu z rąk argument, dzięki któremu mógłby do niego jeszcze wrócić – Ile jestem ci winien?
Byk parsknął, zsuwając na niego srebrne spojrzenie. Był chyba urażony.
 - Mówiłem już, że niczego nie chcę. Po prostu wróć i powiedz, czy mi się udało, w porządku?
Splótł te swoje wielkie łapy na klatce piersiowej, wydając się nieco... ponury. Elf potrafił to wychwycić nawet wtedy, gdy qunari skrzętnie to ukrywał.
 - Nie, nie. Absolutnie. - Fenris podszedł do niego blisko, tak blisko, by te jego srebrne ślepia odbiły się w jego oczach – Muszę ci jakoś zapłacić. Podaj cenę. Byłbym wdzięczny, gdybyś nie robił z tego problemu, zasłużyłeś na to.
Sarrin westchnął.
 - Jaki ty jesteś uparty, Dalijczyku. Dobrze więc. Umówmy się, że zapłatą będzie to, że do mnie wrócisz i powiesz, czy mi się udało.


Fenris nic z tego nie rozumiał. Przecież qunari zawsze były bardzo... pragmatystyczne. Dlaczego ten byk nie chciał przyjąć od niego zapłaty? Chwycił go za tą jego wielką łapę, zacisnął dłoń na szerokim nadgarstku.
 - Nie. Powiedz mi co lubisz, a ja ci to przyniosę.
Miał cichą nadzieję, że qunari nie oświadczy mu teraz, że lubi zjadać dziewice na śniadanie, popijając sobie krwią małych kociaków. Poczekał na odpowiedź, nie opuszczając swojej ręki. Sarrin zamyślił się, a potem jego wielkie usta wykrzywiły się w czymś, co było zapewne uśmiechem.
 - Lubię jeść te takie słodkie, kruche kółeczka, które wy nazywacie... - zamyślił się jeszcze bardziej, jakby uciekło mu jakieś słowo.
 - Ciastka? - podpowiedział usłużnie Fenris, z dziwnym błyskiem w oku.
 - O to, to. Właśnie. Ciastka. Mógłbyś mi kilka przynieść, nie mogę się teraz oderwać za bardzo od tego, co robię. To będzie zapłata. W porządku?
Elf wyglądał tak, jakby wpadł właśnie na jakiś diaboliczny plan.
 - Oczywiście, zaraz je przyniosę. - powiedział, i po chwili zniknął za drzwiami, nie mogąc ukryć szerszego uśmiechu.


Tak! Jeden podpunkt miał już za sobą. Wystarczyło tylko trochę go przekupić, żeby móc wyciągnąć potem więcej intrygujących go informacji. Fenris poszedł na targ, kupił torbę łakoci i zaszedł jeszcze do siebie, biorąc parę butelek wina. Skoro Sarrin nie mógł oderwać się od pracy, tak było nawet lepiej – elf zamierzał wykorzystać fakt, że nie mógł stamtąd wyjść, i zaspać go wszystkimi ciążącymi mu dotąd pytaniami.
Wziął ze sobą torbę, wsadził wszystkie rzeczy do środka i wrócił do qunaiego, który zdawał się być jeszcze bardziej pochłonięty pracą, niż wcześniej.
 - Ile czasu zajmuje zrobienie ci tego eliksiru? - zapytał zapobiegawczo – Kończysz już?
 - Nie, nie. Jeszcze z godzina – odmruknął Sarrin, mieszając coś w kotle – A jestem ci do czegoś potrzebny?
Na ustach Fenrisa pojawiło się coś dziwnego.
Och, tak. Nawet nie wiesz, jak bardzo.
 - Nie. Byłem tylko ciekaw, dlaczego siedzisz tu, pośród gruzowiska i warzysz w najlepsze eliksiry, podczas gdy Arishok siedzi w swoim obozie i wymyśla właśnie sposób, by zaatakować Kirkwall. Czy będąc renegatem, jak już mi wcześniej wspomniałeś, weźmiesz stronę wicehrabiego?
Byk uniósł łeb, zerknął na elfa i wlepił wzrok w paczuszkę, którą tamten ze sobą przyniósł.
 - Przecież już wziąłem jego stronę. Zarabiam na miksturach. Ludzie przychodzą tu, by je kupować. Nie miałbym żadnej korzyści z tego, by przyłączyć się do Arishoka i jego wojsk.
Elf przyniósł woreczek z ciastkami, stawiając je obok qunariego.
 - To znaczy, że nie pracowałeś w niewoli u ludzi? Nie masz do nich żalu? - zapytał nagle, stojąc przy jego boku.
 - Skąd przyszło ci do głowy, że byłem w niewoli? - qunari zrobił wielkie oczy, a potem wyraźnie się od niego odsunął – Jestem i byłem wolny. Po prostu wybrałem inną stronę.
 - To skąd masz te blizny? - nie ustępował Fenris, wskazując na sznyty na jego karku – Chyba nie spadłeś ze schodów, prawda?
Byk odstawił chochlę na miejsce i odwrócił się plecami do ściany tak, by Fenris nie mógł już na nie patrzeć.
Wyraźnie zagryzł zęby. Już nie był przyjacielski.
 - Też byłem niewolnikiem. - głos Fenrisa poniósł się w pomieszczeniu z zaskakującą obojętnością – To nic takiego. Każdy może mieć pecha.
 - Nie byłem niewolnikiem! - żachnął się Sarrin, wyglądając na nieco zawstydzonego – Po prostu skończyłem kiedyś przy palu. Jako skazaniec, rozumiesz?
Potrząsnął głową, przeganiając tamto wspomnienie. Otworzył worek i wziął sobie jedno ciasteczko, żując je z już z większą swobodą, jakby zapominał o całym temacie.


Fenris pokiwał głową, przyjmując jego wyjaśnienia. Ciastka znikały w zaskakującym tempie. Zmusił się do tego, żeby się nie uśmiechać.
Postawił swoją torbę na stole i wyjął z niej kilka butelek wina. Byk już chciał zaprotestować, ale Fenris zdążył go uprzedzić.
 - To nie jest w ramach mojego podziękowania, Har – Sarrin. Byłoby bardzo pożądane z twojej strony, gdybyś nie robił z tego problemu. Uratowałeś mi życie. Chcę wiedzieć dlaczego.
Nie wiedział z jakiego powodu, ale coraz bardziej wierzył w powodzenie swojego planu. Ten qunari chyba naprawdę darzył go sympatią, skoro zmusił się przy nim do szczerości, choć wcale się nie znali.
 - Poczekam, aż skończysz swoją pracę – mruknął elf, rozsiadając się wygodnie na fotelu przy stole. Zajrzał na ladę z dużą dozą ciekawości. - Nad czym się tak męczysz?
 - Nad eliksirem wytrzymałości. Niedługo go zrobię – oznajmił byk, z powrotem zabierając się do mikstury – Od kiedy to sławny Fenris, przyjaciel zacnego Hawke'a nawiązuje nowe znajomości? Słyszałem, że jesteś uprzedzony do nawiązywania nowych przyjaźni.
 - Nie jesteśmy przyjaciółmi. - warknął Fenris, czując, że temat robi się niebezpieczny – Chciałem tylko poznać twoją wersję, w porządku?
Byk umilkł, dodając do eliksiru kolejne dziwne składniki. Chyba nawet jego ubodło takie oświadczenie.
 - To ciekawe. - powiedział w końcu, wycierając po dłuższym czasie swe wielkie łapy w jakąś szmatę. - Mógłbym przysiąc, że od samego momentu przyjścia wyglądasz tak, jakbyś miał na mnie ochotę.
I cały świat Fenrisa zawirował w tym samym momencie. Już chciał coś powiedzieć, jakoś zaprzeczyć temu bykowi, ale żadne słowo nie przeszło mu przez ściśnięte nagle gardło. Zamiast tego odkorkował jedną butelkę i nie siląc się na specjalną kulturę, wziął kilka dużych łyków z gwinta.


To aż tak było widać?
Tragedia. Po prostu tragedia. Był jeszcze bardziej beznadziejny, niż sądził.
Har – Sarrin usiadł naprzeciwko niego, wziął w milczeniu drugą butelkę, wyrwał korek zębami i także przyłączył się do cichego picia. Nic nie powiedział, nic nie skomentował. Po prostu dołączył, czekając na wyjaśnienia. Jego srebrne ślepia wwiercały się w zielone oczy elfa, jakby próbowały odczytać jego myśli, jakby chciały go wręcz zmusić do odpowiedzi i pociągnięcia tego tematu.
 - Przestań. - syknął Fenris, zirytowany jego stanowczym spojrzeniem.
 - Próbujesz mnie upić, Fenrisie? - zapytał nad wyraz bezczelnie byk, opróżniając butelkę do końca – Na co te podchody? Nie jestem głupi. Widzę przecież twój wzrok. Gapiłeś mi się na krocze.
Fenris miał ochotę porządnie mu przypierdolić. Zacisnął dłoń na butelce trochę mocniej, niż powinien. Po pustym już szkle zgrzytnęło pęknięcie.
 - Przestań!


To było idiotyczne. Jego plan był idiotyczny. Jego pożądanie także było beznadziejnie idiotyczne. Przez moment chciał wyjść i już nigdy nie wrócić, mając nieodparte wrażenie, że jego policzki zrobiły się niebezpiecznie gorące.
Byk przechylił się przez stół, wyjął mu butelkę z rąk i zamknął je w swoich łapach.
 - To chcesz mnie czy nie? - zapytał w końcu, ani na chwilę nie opuszczając wzroku.
Na Stwórcę! Nie mógł zapytać tak wcześniej?
Fenris wyrwał się gwałtownie, okrążył stół i usiadł mu na kolanach, odciągając jego głowę w tył i silnie zaciskając palce na jego czarnych rogach. Saarin to poczuł. Drgnął wyraźnie, gdy palce elfa ścisnęły poroże i dał mu tym samym odpowiedź na jedno z nurtujących go dotąd pytań.
 - Jesteś niebezpiecznie domyślny, Har – Sarrin.
Przesunął palcami po jego rozchylonych wargach.
 - Pomyśl lepiej nad robotą wieszcza. Całkiem dobrze ci idzie.
I w końcu gdy był już pewien, że byk w żaden sposób nie może mu uciec, pocałował te jego szerokie usta i przygryzł gwałtownie jego dolną wargę czując na sobie mocny, korzenny smak czystej, pełnej testosteronu żądzy. Sarrin odpowiedział na pocałunek zaskakująco ostro, bardzo zachłannie - jakby przez cały ten czas powstrzymywał się przed tym resztkami sił.
To było niewiarygodne, jak zdecydowanie chwycił go za pośladki i przycisnął do swoich bioder. Przecież nic nie wskazywało na to, że elf w ogóle mu się podobał... Pomijając fakt, że qunari nigdy nie robiły niczego bezcelowo. Ratowanie mu życia chyba nie było tak zupełnie bezinteresowne, jak dotąd sądził.
I wtedy usłyszeli odgłos otwieranych drzwi.
- Fenris, jesteś tu? - zawołał Hawke, rozglądając się po ruderze – Mamy poważny problem z Arishokiem! 

2 komentarze:

  1. Hahahhahah :D żadne Twoje opowiadanie tak mnie nie rozśmieszyło jak to! Te podchody Fenrisa :D Tylko dlaczego Hawke musiał mu przeszkodzić w takim momencie? Zepsuł romantyczną chwilę. Teraz Fenris go pewnie znienawidzi :C Biedny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się podoba. Byczuch jest sexy, lubię twoje poczucie humoru (to wisielcze :"D). Myślę, że to najlepsze z twoich opowiadań, które dotąd tu opublikowałaś. Hawke wpierdzielił się w okropnym momencie!
    W ogóle fajnie, że Ci wena odżyła. Życzę Ci mnóstwa czytelników 4 life. I weny. I szczęścia :)

    OdpowiedzUsuń