Witajcie!



Kilka słów o blogu.

1. Komentarze karmią wenę! (Ponaglenia także.)

2. Wszystkie opowiadania są mojego autorstwa.

3. Proszę o nie kopiowanie i nie rozpowszechnianie tekstów bez mojej zgody. Jest to plagiat i będę na to reagował.

4. Nie czerpię korzyści z prowadzenia bloga.

5. Jeśli autor którejś z grafik nie życzy sobie jej upubliczniania, wystarczy, że da znać w komentarzu pod postem, a grafika zostanie usunięta.

6. Jeśli nie zostawiasz opinii, pozostaw proszę ocenę pod przeczytanym opowiadaniem, aby nam wszystkim żyło się łatwiej i przyjemniej, a ja dzięki temu będę wiedział, co należy zmienić lub poprawić.

7. Ankiety są okresowo, na dole strony.

8.Większość bohaterów występujących w poniższych opowiadaniach została zaczerpnięta z istniejących już w popkulturze, rozpoznawalnych postaci. Tworząc fanfiction bądź slash, nie robię tego z powodów komercyjnych. Dziękuję za uwagę.

środa, 14 stycznia 2015

Iluzja normalności - Dragon Age 2 (Fenris)


                                                                                      qunari i człowiek - porównanie





 część 2




 Była tylko mgła. I ból. Nic więcej.
Fenris nie czuł tego, jak byk bierze go na ręce, jak zanosi go do siebie, jak próbuje wmusić w niego eliksir.
Nie pamiętał niczego, poza... zapachem. Ostrą, piżmową wonią, zmieszaną ze słodkawą nutą lekarstwa.
Była mgła, bezradność i rezygnacja w której w końcu... utonął.
*

Kiedy otworzył oczy, był już poranek. Światło przebijało się przez okiennice, oświetlając mu twarz; uporczywie, umyślnie wwiercając mu się w oczy i odbijając się od gładkiego torsu, porozcinanego bladymi liniami lyrium, który...
Źrenice Fenrisa zwęziły się do dwóch maleńkich, czarnych punktów. Elf podniósł się gwałtownie, chciał wyskoczyć z łóżka, mając piekielnie straszne przeczucie, że wszystko, absolutnie wszystko nie pasuje mu w takiej pobudce.
Serce podeszło mu do gardła, kiedy poszukał panicznie i nie mógł  nigdzie wymacać swojej broni. Zawsze trzymał ją blisko!
Był sam, bez miecza i bez nieodłącznej zbroi, w której nawet sypiał! Miał tylko spodnie. Był w samych spodniach, na Stwórcę! Ktoś widział go w takim stanie! Słabego, bezbronnego...
Fenris zmrużył oczy, usilnie próbując wstać. Wygrał tylko tyle, że podciągnął się do siadu, bo zaraz potem zakręciło mu się w głowie i runął z powrotem na łóżko. Nie swoje łóżko. W nie swoim domu. Był przerażony jak zwierzę, które zagoniono w ślepy zaułek.
 - Spokojnie, elfie, nic ci przecież nie grozi...- usłyszał trzask otwieranych drzwi i wpatrzone w niego srebrne ślepia – Musiałem zabrać cię z tamtej jatki, bo inni zaraz by cię dobili. Ja rozumiem, można się bawić w heroizm, ale żeby odmówić leczenia? Co takiego zrobili ci magowie, że tak się ich boisz?


Pomimo bólu, pomimo wszystkiego elf wstał z miejsca, dotarł chwiejnie do qunariego w wielkim, wyczerpującym wysiłku i w ostatniej chwili uwiesił się na jego ramieniu, nie mogąc niestety dosięgnąć do jego szyi, by go udusić.
 - Gdzie moja zbroja? Gdzie ona jest, seth'lin?! - warknął, nie zważając już na nic– Ar tu na'din! Przysięgam, zrobię to, jeśli zaraz jej nie oddasz!
Drżał na całym ciele, nogi miał jak z waty. Dawno nie był tak przerażony. Nie musiał dotąd walczyć o swoje bezpieczeństwo, o godność. Nie musiał o to prosić nawet wtedy, gdy był niewolnikiem. I nawet jeśli ten wielki byk miał go przez całą noc, nie miało to znaczenia. Chciał tylko swoją zbroję, jedyną rzecz, do której się przywiązał.
Qunari chyba zrozumiał, że dygoczący niczym w febrze elf nie zachowuje się ani trochę naturalnie. Nie wiedział, czy to ma być furia, czy może jakiś efekt uboczny uderzenia, ale profilaktycznie wolał go uspokoić.
 - Tam, na krześle. - wskazał wolną ręką, drugą mając w żelaznym uścisku Fenrisa – Co cię tak zezłościło?
Z gardła elfa wydobyło się krótkie westchnienie ulgi. Przypadł do wskazanego miejsca i – nadal się chwiejąc – zaczął zakładać części zbroi. Nie wyszło mu to najlepiej : pasy naramienników odpięły się niemal natychmiast, przednią część założył krzywo, a gdy zabrał się za rękawice, wyraźnie zaczął już kląć.
 - Psiakrew! - syknął do siebie, mocując się z zapięciem paska – Dlaczego ja? Za co?... - pociągnął mocniej a płyta rękawicy zsunęła się z brzdękiem na ziemię.
Qunari podszedł do niego ostrożnie, przykucnął w odległości wyciągniętej ręki.
 - Może pomóc? - zaofiarował się, co tylko rozwścieczyło Fenrisa bardziej.
 - Odpierdol się! - ryknął, wyprowadzony z równowagi, lecz potem zostawił rękawicę na ziemi i ukrył twarz w dłoniach. Coś dziwnego wstrząsnęło wtedy jego smukłym ciałem, jakby chciał się w sobie zapaść i nigdy, przenigdy już nie wrócić do świata. Miał dość. Wyraźnie dość.


Zsunął się po ścianie i objął ramionami, próbując powstrzymać zawroty głowy. Nie powiedział nic więcej. Czuł się teraz jak ostatni śmieć. Bezradny, upodlony, sam. Był sam ze swoim strachem.
Minęła długa chwila, w trakcie której qunari nie naciskał na wyjaśnienia, a Fenris mógł zebrać myśli.
 - Wybacz.
Jego głos był całkiem neutralny.
 - Zapłacę ci za tamte eliksiry.
Pamiętał ich zapach, i to, jak ogarnęły przyjemną ulgą jego posiniaczone ciało.
Zebrał się w sobie, przestał się trząść, zacisnął zęby.
 - Chcesz mi o czymś powiedzieć? - zapytał, patrząc w przeciwną stronę. Nie wiedział, czy chciał wiedzieć. Qunari nie były rasą, która miała w krwi niesienie pomocy. Qunari były bardzo praktyczne. Nie robiły niczego, co by im się nie opłaciło. A skoro temu się opłaciło...
 - Jestem Har – Sarrin.
Qunari uśmiechnął się niepewnie.
 - A ty jesteś moim gościem, nie będziesz za nic płacił.
Fenris uparcie milczał.
 - Zabrałem cię stamtąd, bo jestem też uzdrowicielem.
Na to elf w życiu by nie wpadł. Uniósł brew w niezrozumieniu.
 - Nawet ktoś tak burkliwy jak ty zasługuje na życie, wedle mojego mniemania. Nie chciałeś tam zginąć, mam nadzieję?


Har – Sarrin. Kolejna osoba, wobec której miał dług. Kolejna, której musiał się zrewanżować. Świetnie.
 - Nazywam się Fenris. Ale nie jesteś magiem? - upewnił się Fenris, podejmując kolejną próbę założenia rękawic – Jeśli jesteś, to natychmiast stąd wyjdę.
Qunari zaśmiał się serdecznie. Był to tak dziwny śmiech, tak nie pasujący do ostrej, niemal zwierzęcej twarzy, że skutecznie przykuł on uwagę elfa.
 - Nie, nie jestem magiem. - byk odetchnął głębiej, ocierając oczy. - Nie chciałbym ci się narazić, wiesz? Wyglądałeś przez chwilę tak, jakbym był jakimś żuczkiem do zdeptania, a nie dużym qunari. Zadziwiasz mnie, elfie.


Na twarzy Fenrisa pojawił się krzywy grymas.
 - Wszyscy, którzy mnie zobaczą, są równie zdziwieni co ty. A potem zwykle giną.
Pomiędzy nimi zgęstniało nagle powietrze. Fenris uznał jego słowa za atak na swoją osobę – a był pod tym względem wybitnie drażliwy. Dokończył zakładanie rękawicy, czując, jak przestaje wirować mu w głowie i od razu zabrał się za nakładanie następnej. Tym razem byk nie skomentował jego odpowiedzi, tylko zmrużył w niezadowoleniu ślepia. Wojownik zmienił szybko temat.
 - Więc to twoje hobby, tak? Ratowanie elfów z opresji?
 - Nie, ratuję tylko te, które są wystarczająco pyskate – warknął tal – vashoth, podnosząc się z miejsca.
Fenris prychnął.
 - W takim razie miałeś szczęście.


Qunari wyprostował się i popatrzył na niego z góry, zaś wyraz jego twarzy ponownie powrócił do zwykłej ich rasie beznamiętności. Dopiero teraz w myślach Fenrisa zagościł jakiś dziwny, irracjonalny niepokój, gdy powiódł wzrokiem do góry, po jego umięśnionych nogach (z trzy razy szerszych od jego własnych), po szerokiej klatce piersiowej, przy której mógł udusić kilku ludzi naraz i w końcu na zwierzęce kły w rozchylonych, szerokich ustach. Tak naprawdę elf był przy nim mały jak dzieciak. Ba, nawet wysoki człowiek byłby zaledwie jak słaby niedorostek. Tal – vashoth były po prostu ogromne i nigdzie nie uchodziły za przyjazną rasę.
 - Skończyłeś już z tymi kpinami? - zapytał po długiej chwili, i choć nie wyglądał na urażonego, w powietrzu wisiało coś niebezpiecznego – Czy po prostu chcesz mnie zdenerwować?
Elf pojął, że w posunął się trochę za daleko w swoim złym humorze. Qunari mógł być sobie uzdrowicielem, ale nadal pozostawał przy tym nieobliczalnym qunarim, który jedną swoją ręką potrafił zgnieść ludzką czaszkę. Z tej perspektywy, gdy klęczał przed nim na kolanach, byk był wręcz... przerażający. Był przerażająco silny, przerażająco zwierzęcy i na dodatek, był chyba zły.
 - Wybacz raz jeszcze, Har- Sarrin. - powiedział dyplomatycznie Fenris i na wszelki wypadek dopiął na sobie mocniej zbroję – Zachowuję się jak barbarzyńca, ale musisz zrozumieć, że byłem postawiony w bardzo trudnej sytuacji, zupełnie sprzecznej z moimi zasadami. Nie chciałem cię urazić, darzę twoją rasę naprawdę dużym szacunkiem. Po prostu bardzo cenię sobie swoją przestrzeń osobistą, którą ty, nawet jako uzdrowiciel, naruszyłeś.
 - Żeby uratować ci życie.
 - Wcale nie potrzebowałem tej pomocy! - odgryzł się zaraz Fenris, choć zrobił to zupełnie bez przekonania.


Qunari wydał z siebie coś, co mogło być pełnym dezaprobaty wydechem, ale wyraźnie się uspokoił. Elf zauważył nagle, że ramię byka zdobi coś jasnego, jakby blizna. Tak, to rzeczywiście była blizna, która ciągnęła się pewnie pod materiałem kamizeli. I na karku też miał podobną. Och. Miał ich całkiem sporo. Wyglądały jak razy po bacie. Czyżby był kiedyś niewolnikiem? Może pracował w jakiejś kopalni? Fenris szczerze się tym zainteresował, lecz jego ciekawość została szybko przerwana, gdy Sarrin chwycił go za ramiona i postawił na nogi, zupełnie ignorując kwestię jego 'przestrzeni osobistej'.


Elf już spiął się w oczekiwaniu na ból, na palące wstęgi lyrium, na to, żeby się wyrwać... Odruchowo przymknął oczy, zacisnął zęby i...
I nic się nie stało.
Qunari nadal go trzymał i wcale nie robił tego specjalnie delikatnie, ale lyrium nie pojaśniało niebieskim światłem, zupełnie jakby nie dostrzegło tego dotyku. Fenris uchylił podejrzliwie jedną powiekę.
Hę?
 - Co ty... zrobiłeś? - zapytał nerwowo nieswoim głosem, patrząc w zdumieniu to na łapy qunariego, które go trzymały, to na jego twarz – Jak?...
Byk uśmiechnął się tym swoim dziwnym, nieco topornym uśmiechem. Puścił go, opuszczając łapy wzdłuż ciała. I na pozór obojętnie wzruszył ramionami, choć był z siebie wyraźnie zadowolony.
 - Skoro dotyk sprawia ci ból a ja, jako uzdrowiciel miałem obowiązek ci pomóc, nie pozostawało mi nic innego jak wymyślić sposób, aby móc cię uleczyć i jednocześnie nie przysporzyć ci cierpienia. - zaczął, błyskając swoimi rozweselonymi, srebrnymi tęczówkami – Więc sprawdziłem, z czego są zrobione te twoje znaki i zrobiłem miksturę, która im przeciwdziała. Bo widzisz, te symbole są z lyrium a lyrium jako takie jest bardzo nieprzewidywalną substancją, ostro reagującą z każdym przejawem innej magii niż własnej. Gdybym miał być zupełnie szczery, powiedziałbym, że w każdej istocie – dokładnie każdej, która istnieje, która ma świadomość – jest jakaś namiastka magii, jednak nie każda znich, rzecz jasna, potrafi to wykorzystać. Więc właśnie ta magia, w połączeniu z lyrium, wyzwala w twoim ciele reakcję obronną. Pozwoliłem sobie zrobić eliksir, który ją blokuje, bo i tak nie jest mi do niczego potrzebna. Dzięki temu twoje znaki przestały na mnie reagować.


Fenris nadal trwał w ciężkim szoku. Nie mógł, nie potrafił wyobrazić sobie, że jest na to jakiś sposób, że mógłby na powrót normalnie żyć. Nigdy nawet o tym nie marzył. Kiedy się odezwał, zrobił to z trudem, jakby słowa nie chciały mu przejść przez gardło.
 - Czy...  możesz zrobić więcej tego eliksiru?
I nagle qunari przestał się uśmiechać, posyłając mu nieco przepraszające spojrzenie.
 - Wiem, do czego zmierzasz. Oczywiście, mógłbym zrobić tego więcej, ale musisz wiedzieć, że nikt kto nie jest qunari nie przeżyje wypicia tej mikstury. Zrobiłem ją na bazie składników, którymi malujemy vitaary na skórze. Są silnie toksyczne dla wszystkich innych ras, powodują u nich rozległe poparzenia. Wiesz, o czym mówię? To ta farba, która po zaschnięciu robi się twarda jak stal...
 - Wiem, co to są vitaary – przerwał mu w rozdrażnieniu – Mówiłem, że bardzo szanuję twoją rasę. A nie ma na to jakiegoś sposobu? Nie można zrobić tego eliksiru inaczej? Jest jakakolwiek możliwość, żeby...?
 - Obawiam się, że nie. - powiedział ponuro byk, widząc jak w oczach Fenrisa pojawiło się światełko ciepłej nadziei – Ale spróbuję. Przysięgam.
Fenris długo się nie odzywał. A potem, nieco niepewnie położył dłoń pośrodku szerokiego torsu uzdrowiciela.
 - Ma serannas. Za wszystko. Przyjdę tu niedługo, żeby sprawdzić, czy ci się udało. Zapłacę, ile zechcesz. - powiedział cicho, przymykając w uldze oczy.
 - Nie, nie. - Byk pokręcił głową, aż jego długie rogi zaszurały o ścianę stojącą za nim – Zrobię to, bo sam jestem ciekaw efektu. Nikt nie powinien mieć takiego problemu co ty, to bardzo niesprawiedliwe. Wiem jak to jest, kiedy nie można robić tego, co by się chciało, bo ma się ograniczenia, których nie można zerwać. Zanim jednak wyjdziesz, wypij to – wyjął jakąś niebieską miksturę z sakwy przy swoim pasie – I nie zapomnij tego dwuręcznego cacka, które czeka na ciebie przy drzwiach.


Bardzo ostrożnie - wręcz delikatnie wziął jego dłoń, odsunął ją od siebie i zacisnął jego palce na małej, przejrzystej fiolce. Qunari rzeczywiście był ogromny, ale potrafił ( gdy chciał) być też zaskakująco subtelny. Fenris pozwolił mu się chwilę trzymać, po raz pierwszy czerpiąc z dotyku coś więcej, niż ból. Łapy Sarrina były ciepłe, nieco chropowate od środka i elf mógłby przysiąc, że są też w dziwny sposób łagodne.
Odsunął się szybko, zanim zalał go natłok wspomnień i niewypowiedzianych pytań, które cisnęły mu się teraz na usta.
 - Dobrze. - powiedział, odkorkował fiolkę i wypił duszkiem zawartość – Na pewno jeszcze tu wrócę.
I wyszedł, nie oglądając się za siebie. Prześladowały go srebrne ślepia, ciepły dotyk i ta bezinteresowna opieka, której ani nie rozumiał, ani nie potrafił zaakceptować.
Bo w końcu dlaczego ktoś miałby być dla niego dobry? Wcale się nie znali. To było zbyt dziwne, zbyt irracjonalne.
Trzasnęły za nim drzwi.



---
 słownik;



tal- vashoth - qunari

język elfów:

          *seth'lin - słabej krwi (obelga)
        **Ar tu na'din! - zabiję cię!
      ***Ma serannas - Dziękuję


1 komentarz:

  1. Biedny Fenris, chyba zupełnie stracił wiarę w bezinteresowną pomoc. Jest chyba jedną z tych bardziej tragicznych postaci. Podoba mi się, jak wplatasz w wypowiedzi bohaterów te wszystkie typowe dla DA zwroty, to sprawia, że opowiadanie jest dużo bardziej wiarygodne. I cieszę się, że tak szybko pojawiła się kolejna część. Na prawdę zadziwia mnie to, jak szybko potrafisz wczuć się w nowy klimat :)

    OdpowiedzUsuń