Witajcie!



Kilka słów o blogu.

1. Komentarze karmią wenę! (Ponaglenia także.)

2. Wszystkie opowiadania są mojego autorstwa.

3. Proszę o nie kopiowanie i nie rozpowszechnianie tekstów bez mojej zgody. Jest to plagiat i będę na to reagował.

4. Nie czerpię korzyści z prowadzenia bloga.

5. Jeśli autor którejś z grafik nie życzy sobie jej upubliczniania, wystarczy, że da znać w komentarzu pod postem, a grafika zostanie usunięta.

6. Jeśli nie zostawiasz opinii, pozostaw proszę ocenę pod przeczytanym opowiadaniem, aby nam wszystkim żyło się łatwiej i przyjemniej, a ja dzięki temu będę wiedział, co należy zmienić lub poprawić.

7. Ankiety są okresowo, na dole strony.

8.Większość bohaterów występujących w poniższych opowiadaniach została zaczerpnięta z istniejących już w popkulturze, rozpoznawalnych postaci. Tworząc fanfiction bądź slash, nie robię tego z powodów komercyjnych. Dziękuję za uwagę.

piątek, 21 listopada 2014

Dziewięć żywotów Kota - Przetrwanie

Opowiadanie osadzone w klimatach Wiedźmina, brak odnośników do pierwotnej fabuły, fanfiction. Uwaga: przemoc, seks i wulgaryzmy. +18





Rozdział 3

Elf nasłuchał się już o tym, jaki to on jest krnąbrny, niechętny i nieposłuszny, jak do niczego się nie nadaje i najlepiej to żeby dał się po prostu zjeść jakiemuś potworowi, to przynajmniej się czemuś przysłuży... Ale nie można mu było zarzucić jednego – że jest głupi. Bo Enael, jakkolwiek krnąbrny, naiwny i dziecinny, był przy tym bardzo inteligentny. I kiedy zobaczył krew, nie poddał się panice.
 - Powiedziałem, że będziemy razem. - wymamrotał, podnosząc się z ziemi i grzebiąc w przyniesionych jukach – A ja dotrzymuję słowa.
Przeszukał wszystko i pod sam koniec, kiedy już tracił wiarę, natrafił na małą buteleczkę z lekarstwem.
,,Kładź się. - rozkazał Kot, podchodząc do juków w poszukiwaniu odpowiedniego eliksiru – Dam ci coś, po czym poczujesz się lepiej. A jeśli nie, to już nic ci nie pomoże.”
Kolor się zgadzał. Kiedy elf wyciągnął zębami korek, zapach też był ten sam. Enael kucnął przy Kocie i zmusił go, by półprzytomny mężczyzna wypił zawartość do dna. A kiedy Vidhar zapadł w sen, chłopak wziął go pod ramiona i przyciągnął do łóżka.
Ściągnięcie z niego tych wszystkich rzeczy było nie lada wyczynem. Najpierw przemoczony, ciężki płaszcz, potem rękawice kolcze i dziwne, stalowe naramienniki. Następnie spróbował poodpinać zbroję, z tym poszło mu już gorzej, bo krew i woda skutecznie utrudniały mu pewny uchwyt, potrzebny do rozpięcia metalowych klamer. Na końcu - już lekko zziajany - podciągnął mu rozdartą koszulę.
Rana była wąska ale głęboka; wyglądała jak cios zadany grubym sztyletem. Enael przypomniał sobie majaczące w ulewie, zakrzywione ostrze podczepione do długiego, opancerzonego odwłoku.
Ostrze? Nie ostrze go raniło, tylko kolec. Kolec jadowy dwumetrowego skorpiona.
Teraz już Enael pozwolił sobie na panikę.
Ściągnął mężczyźnie koszulę i podłożył mu zwinięty płaszcz pod głowę, usilnie starając się znaleźć coś, czym zatamowałby krwotok. Znowu przeszukał juki i znalazł kilka w miarę czystych, podartych już szmat. Vidhar był chyba bardzo zapobiegliwy, skoro woził wszystko ze sobą. Elfowi trochę ulżyło. Najpierw przemył ranę wodą, potem polał czymś, co mogło być wódką – bo nie znał się za bardzo na alkoholach, ale w piersiówce nie nosiło się zwykle herbaty – a na końcu obandażował jego tors, uciskając ranę, by przyschła. Dopiero wtedy zaciągnął go na łóżko i przykrył derką.
Nie potrafił zrobić nic więcej, pozostawało czekać. Jego wzrok powędrował nagle do mokrych spodni najemnika. No tak! Jak on mógł o tym zapomnieć? Przecież Vidharowi musiało być teraz ciepło, żeby w ogóle zaczął zdrowieć. Chłopak odkrył go ponownie, rozpiął mu pasek i zaczął mocować się z zimną, przylegającą skórą.
I zamarł, a na jego policzkach wykwitł zdradliwy rumieniec.
Dlaczego ten niedobry Kot nie nosił bielizny? Nie miał na sobie nic a nic, bezczelnie każąc się podziwiać. A chłopak miał na co popatrzeć i spąsowiał przy tym jeszcze bardziej, jakby to w ogóle było możliwe. Enael przygryzł wargę i zaraz po tym, jak rozebrał go do końca, aż po szyję nakrył go szybko derką. I dodał jeszcze dwie dodatkowe skóry.
Przyglądanie się wydatnym mięśniom mężczyzny bynajmniej nie wpływało dobrze na jego czerwone, piekące policzki – ani, tym bardziej – na zaróżowione końcówki uszu.
Rozwiesił jego mokre ubrania, poskładał broń w jedno miejsce i usiadł przy oknie, wpatrując się w rozwydrzoną, głośną ulewę.
Już nie mógł się okłamywać, że Vidhar jest tylko jego chwilowym towarzyszem. Mężczyzna pociągał go do tego stopnia, że elf zacisnął mocno kolana, żeby nie myśleć o swoim podnieceniu. Wcale nie traktował go jak ojca czy mentora – chciał za to, żeby najemnik zaczął okazywać mu zainteresowanie. Może, gdyby Enael nie wyglądał, jakby właśnie wypluł go smok, coś między nimi uległoby zmianie? Może nawet by zaiskrzyło? Elf bardzo chciał mu się podobać.
Odruchowo zaczął rozczesywać włosy, co jakiś czas rzucając mu ukradkowe spojrzenia.
Vidhar oddychał już regularnie, rozciągnął się na pościeli i zupełnie jak kot, przewiesił rękę przez krawędź łóżka. Chyba jednak miał coś z prawdziwego wiedźmina. Bardzo szybko wracał do zdrowia.
Enael skulił się wyraźniej, podciągając kolana pod brodę. Zadrżał i objął się w zawstydzeniu rękami. Jak on mógł podniecić się w takiej chwili? Chłopak był coraz bardziej sfrustrowany, gapiąc się na Kota, który postanowił właśnie odkryć się mniej więcej do połowy i przełożyć na bok, eksponując wyrzeźbiony tors i wypukłe mięśnie brzucha.
On zrobił to specjalnie, żeby go dręczyć! Nie było innego wytłumaczenia. Elf podszedł do niego na podejrzanie miękkich nogach i bardzo delikatnie okrył go ponownie. Przysiadł na krawędzi łóżka, czując jak cała jego siła znika gdzieś bez śladu. Chciał tylko przytulić się do jego gorącego ciała i przylgnąć do niego tak mocno, żeby Vidhar go poczuł. Nic innego się nie liczyło.
Kot mruknął coś przez sen, jakby wyczuwał, że nie jest sam. Umościł się wygodniej, leniwie i niemal całkiem świadomie robiąc mu miejsce obok siebie. Silna wola chłopaka momentalnie uleciała w zapomnienie.
Enael ściągnął buty i bardzo ostrożnie wsunął się pod derkę tuż obok rozgrzanego mężczyzny. I wtulił się w niego, obejmując go lekko w pasie. Nawet nie zauważył, jak wsłuchał się w jego oddech i ten stabilny, równomierny dźwięk ukołysał go do snu. Młody elf, po raz pierwszy od naprawdę wielu lat, poczuł się w końcu bezpieczny.
***
Vidhar z Sorien, znany jako Vidhar Dziewięć Żywotów uchylił powiekę, wyrywając się z bardzo głębokiego odpoczynku. Już chciał ziewnąć i zacząć zbierać się do dalszej drogi, gdy coś skutecznie zbiło go z tropu.
Ktoś go obejmował.
Kot powstrzymał się ostatkiem sił, żeby nie zerwać się z łóżka. Nie zwykł sypiać z kimś, żeby nie uściślić – zawsze spał sam, bo każda odległość, która wynosiła mniej niż długość miecza, była odległością niebezpieczną dla życia i zdrowia takich jak on. Nie zdarzyło się jeszcze, aby zasnął przy drugiej osobie, bo po pierwsze, nie ufał absolutnie nikomu a po drugie, po prostu nie miał po co. Gdyby wieczorem uprawiał z kimś seks, z pewnością nie chciałoby mu się zmieniać miejsca odpoczynku - tyle, że Vidhar ( jak każdy, kto przeszedł wiedźmińską mutację) seksu nie uprawiał. I zupełnie nie odczuwał dotąd takiej potrzeby.
...No tak. Enael. Nikt inny nie był na tyle naiwny, by położyć się przy rannym, nieprzewidywalnym Kocie. Mężczyzna ściągnął z siebie jego rękę i odwrócił się na przedramieniu, zamierzając dać mu porządną reprymendę za naruszanie jego przestrzeni osobistej - ale nie zrobił tego, zawieszając wzrok na miękkich, rozchylonych ustach chłopaka. Dzieciak leżał przy nim omotany w skóry, z twarzą tuż przy jego szyi. Był w tym tak niewinny, że najemnik nie miał serca go obudzić a tym bardziej nie miał ochoty na niego krzyczeć. Miał za to ochotę...
Zanim zaczął się nad tym zastanawiać, już się nad nim nachylał, żeby sprawdzić w końcu miękkość jego ciała, żeby upewnić się, że jego usta są tak wilgotne i przyjemne w dotyku, na jakie wyglądają. Wsparł się na rękach, całkowicie urzeczony tym widokiem.
A potem zdusił jęk bólu.
 - Niech to wszystko... - chciał zakląć przez zęby, ale zrezygnował i usiadł w końcuł na brzegu łóżka, powracając do rzeczywistości. Powoli przypominał sobie to, co zdarzyło się poprzedniego dnia. Walka z potworem. Remis. Dotarcie do chwiejącej się karczmy... Zaraz zaraz, to nie karczma się chwiała, tylko on. Pytanie o numer pokoju... Otworzenie drzwi... Enael. I ciemność.
 - Vidhar? - dobiegł go zaspany głos chłopaka – Dobrze się czujesz?
Najemnik ukrył twarz w dłoniach, powoli zdając sobie sprawę z tego, co jeszcze przed chwilą miał zamiar mu zrobić. Nie odpowiedział, zwrócił za tu uwagę na jeden ciekawy i bardzo ważny szczegół.
 - Możesz mi powiedzieć, dlaczego jestem nagi?
Dzieciak spąsowiał i uciekł wzrokiem w bok. Wyglądał mniej więcej tak, jakby nagle złapała go porządna gorączka.
 - Bo... Twoje ubranie było mokre i pomyślałem sobie, że lepiej... - zaciął się, nakrywając pledem aż po same uszy – ...Że tak będzie ci cieplej. - wyjąkał w końcu, zawstydzony tym co zrobił.
Vidhar uważnie mu się przyglądał.
 - Jesteś chory? - zapytał, odrobinę zdziwiony. Przecież przed chwilą dzieciak był okazem zdrowia!
 - Nie, oczywiście że... - Enael już próbował zaprzeczyć, gdy dotarło do niego, co będzie, jeżeli mężczyzna dowie się prawdy – ...Em. Tak.
 - To tak czy nie?
I zapadła niezręczna cisza.
 - Twoje serce bije trzy razy szybciej niż zwykle – podjął Vidhar, marszcząc brwi i próbując zrozumieć, o co chodziło temu nieznośnie irytującemu, elfiemu chłopcu – Temperatura wzrosła do poziomu gorączki, oddech jest nieregularny. Boli cię coś? Masz kaszel? Może nie zdążyłeś jeszcze wyzdrowieć od czasu, kiedy zabrałem cię z tamtej wioski? - zgadywał, doszukując się przyczyny jego dziwnego zachowania – Co jest z tobą nie tak?
Enael owinął się skórami, chowając przed jego spojrzeniem.
 - Przepraszam. - wyjąkał, wiedząc już, że wiedźmina nie oszuka – Jeśli obiecasz, że nie będziesz zły, to powiem ci prawdę.
Mężczyzna westchnął ciężko, odgarnął białe włosy z twarzy. Niech no będzie, bo Kot nie przepadał za zgadywankami.
 - Nie będę zły. - odparł bez wyrazu.
Elf wyjrzał niepewnie spod pościeli, zaciskając na niej swoje smukłe palce. Skulił się jeszcze bardziej, bojąc się jego reakcji.
 - To dlatego, że mi się podobasz. Bardzo. Tak bardzo bardzo.
Vidhar spodziewał się wszystkiego, tylko nie tego. Ba! Nawet nie brał tego pod uwagę! Przecież każdy, kto miał choć trochę oleju w głowie, omijał go szerokim łukiem... I przecież każdy dobrze wiedział, że wiedźmini, pomimo krążących o nich pikantnych plotek, są zwykle całkowicie aseksualni. 
Prychnął więc, bagatelizując problem. Chciał go zupełnie pozbawić znaczenia – i to zrobić szybko.
 - I co z tego? To jest powód do rozgorączkowania i wstydu? Patrz sobie, jak chcesz, przecież mi to jest obojętne. - nie mógł przecież przyznać, że choć powinno mu to być obojętne, to wcale teraz nie było. I, co gorsza, zupełnie nad tym nie panował.
Dzieciak posmutniał trochę, przestał oddychać tak szybko, jak wcześniej. Wyciągnął nieśmiało rękę i chwycił go swoją drobną dłonią za nadgarstek, jakby mogło to cokolwiek zmienić.
 - A ja ci się nie podobam? Nawet trochę? Odrobinę? - w jego głosie odezwała się jakaś błagalna, dziwna nuta. Vidhar nie słyszał jej nigdy wcześniej.
I chyba dlatego, choć niechętnie, przyznał mu rację.
 - No, może odrobinę. - mruknął, ukrywając, że to ,,odrobinę” było naprawdę spore.
Elf uradował się, podniósł do siadu i wtulił ufnie w jego nagie plecy.
 - Wiedziałem! - szepnął mu do ucha, obejmując go ciepło, łagodnie – Wiedziałem, że ty jesteś zupełnie innym Kotem niż wszyscy.
Dlaczego właśnie ta jego łagodność i troska sprawiały, że mężczyzna pragnął tego więcej? Udał, że dotyka jego ręki zupełnie nieprzekonanym ruchem, ale (oczywiście) wiedział, czego chciał.
Chciał posmakować w końcu jego warg, nieważne, jak bardzo aseksualne były Koty.
- Hm. Bystry dzieciak z ciebie.
Odkręcił się do niego, przyciągnął do siebie jego drobne ciało, sadzając go sobie na kolanach.
 - Bystry, ładny i cholernie irytujący.
Dotknął jego policzka, przesunął po gładkiej, zarumienionej skórze.
 - Kto ci pozwolił być tak nieznośnie uroczym? - powiedział tuż przy jego uchu, wplatając palce w jego kasztanowe, długie włosy.
Między nimi szybko zrobiło się gorąco. Chłopak powiercił się na jego kolanach, przysuwając w końcu bliżej jego bioder.
Tak! Vidhar go chciał - jego małe marzenie było już w zasięgu rąk! Udało mu się uwieść Kota.
Nieśmiałym gestem dotknął ustami jego warg a potem już po prostu pozwolił mu się całować. Cała samokontrola wyszkolonego do perfekcji zabójcy zniknęła w jednej i tej samej chwili. Naparł na jego usta, pogłębił pocałunek; smakował go z zapamiętaniem, o które nawet się nie posądzał. Chłopak rozpalił w nim coś, o czym do tej pory zupełnie nie wiedział... Było to pożądanie.
Zanim zdążył się powstrzymać, już ściągał mu koszulę. Zanim o tym pomyślał, już zdejmował mu spodnie. I dopiero wtedy, gdy dał się ponieść stłumionym emocjom, przycisnął Enaela do swojego ciała i obsypał jego miękką, nęcącą skórę gorącymi pocałunkami.
Była dokładnie taka, jak ją sobie wyobrażał. Elf drżał pod każdym dotykiem, przygryzał wargę próbując nie wydawać bezwstydnych dźwięków i odpowiadał na pieszczoty z niemal rozczulającą niepewnością, gdy gładził umięśniony tors mężczyzny. Poznawał go powoli, ale nie bez fascynacji. Był aż zarumieniony z przejęcia i brał szybsze, płytkie oddechy. Czuł podniecenie w całym ciele, przelewał się przez niego ukrop – i tylko dłonie Vidhara przynosiły w tym ukojenie. A Vidhar nie lubił się ociągać. Chwycił chłopaka w pasie i bezceremonialnie ściągnął go na łóżko, aby chwilę później zacząć pastwić się nad jego szyją i drobnymi, kształtnymi ramionami.
Enael przyciągnął go do siebie za kark i jęknął cicho, silnie oplatając go nogami. Chciał poczuć to, że Vidharowi jest dobrze. Chciał się o niego otrzeć, oddać się mu, pozwolić, by Kot całkowicie przejął kontrolę. Ale mężczyzna wcale nie był podniecony.
Czy wiedźmini naprawdę byli mentalnymi kastratami?
 - Hej... - Kot odsunął się na chwilę, przypatrując się jego twarzy – Przecież już ci mówiłem, że nic z tego. Jeśli chcesz, żebym... Nie, to naprawdę nie przejdzie.
 - Nie chcesz mnie? - zapytał z wyrzutem Enael, trzymając go niemal kurczowo – Dlaczego?
Na jego twarzy odmalował się zawód.
Vidhar westchnął przeciągle. Powoli ściągnął z siebie jego ręce, a potem pokręcił w rezygnacji głową.
 - Jeśli chcesz seksu, wybrałeś sobie złą osobę.
Odgarnął włosy do tyłu, przyjrzał mu się, przechylając głowę.
 - Jestem Kotem, dzieciaku. Wiedźminem, który źle przeszedł przemianę. Choćbym nie wiem jak bardzo udawał, nigdy nie będę człowiekiem.
W jego głosie odbiła się gorycz. I nienawiść. Do samego siebie.
 - Och. - elf zakrył usta, gdy dotarło do niego sedno sprawy – To... Ty nigdy się z nikim nie kochałeś?
Gdyby wzrok potrafił zabijać, elf padły trupem.
 - Powinienem odpocząć – oświadczył Vidhar, całkowicie ignorując pytanie chłopaka – Idź wyczyścić Iskrę i przynieś tu jakieś śniadanie. Widzę, że rozporządzanie moją sakiewką idzie ci nad wyraz dobrze,w przeciwieństwie do rozporządzania twoim wolnym czasem. - tym oświadczeniem zakończył sprawę, kładąc się na łóżku i odwracając do chłopaka plecami. Sprawiał wrażenie jak zwykle znudzonego i zupełnie nie przejętego sytuacją, ale to były tylko pozory. Dzieciak utrafił w sedno jego jedynego słabego punktu – bo Vidhar, nawet będąc Kotem czuł, że czegoś mu brakowało. Czuł to do tego stopnia, że zdarzało mu się patrzeć na innych mężczyzn z zawiścią, potęgującą tylko jego furię.
Czy lubił zabijać? Nie, zwykle nie. Nie, dopóki ktoś nie zarzucił mu, że jest niepełnowartościowy, że jest jak maszyna bez uczuć, jak zwierzę. Bo wtedy lubił utwierdzać ich w tym przekonaniu.
 - To nie twoja wina – powiedział nagle Enael, wtulając twarz w jego szyję i delikatnie chwytając go za ramię – Nie bądź smutny.
 - Nie jestem smutny! - żachnął się Vidhar, zdając sobie sprawę z tego, że temat zaczyna go irytować, bo nie lubił mówić o swoich słabościach – Przestań mnie ciągle nagabywać i idź wykonać polecenie!
Elf pocałował go w policzek. Wcale nie zamierzał go teraz zostawiać, przecież widział, że Vidhar przeżywa swoje własne, osobiste piekło. Bardzo powolnym, nieśmiałym gestem przesunął dłoń na jego brzuch, zatrzymując się nieco poniżej pępka. Pogładził go opuszkami palców w zmysłowym i dość drażniącym geście.
 - A może dasz mi spróbować? - zapytał mu drżącym głosem do ucha – Przecież nic się nie stanie, jeśli spróbuję, prawda?... Chcę sprawdzić, tylko tyle...
Zacisnął na nim dłoń, nie czekając na przyzwolenie.
 - Nie wierzę, że ci się nie podobam po tym, co przed chwilą mi robiłeś.
W którym to momencie pozwolił temu dzieciakowi przejąć kontrolę?
Oczywiście, odczuwał przyjemność, kiedy elf go pobudzał. Ale nie było to na tyle absorbujące odczucie, żeby wywołało w nim coś więcej, niż irytację. Przecież z założenia i tak nie mogło się udać.
Położył się na plecach, obserwując coraz śmielsze poczynania elfa. Dzieciak był całkowicie pochłonięty dawaniem mu przyjemności, jego zaangażowanie wręcz go dziwiło. Zaciskał palce na jego penisie, poruszając ręką coraz szybciej i zupełnie ignorując przy tym własną erekcję, która bardzo, ale to bardzo interesowała Vidhara. I chłopak chyba to dostrzegł, zarumieniony po same uszy. Przez chwilę jeszcze się wstydził, ale potem przesunął wolną dłoń na swoje krocze i powoli zaczął się przy nim pobudzać, zerkając niepewnie w jego stronę. A to odniosło oczekiwany skutek – mężczyzna robił się twardy, czując w lędźwiach nagły, rozpalający się ogień.
- A... Ah! - stęknął przez zęby, zupełnie zaskoczony reakcją swojego ciała.
Czy ktoś jeszcze miał jakieś wątpliwości co do tego, czy Koty były aseksualne?
 - Wiesz... - głos Enaela był ściśnięty z nadmiaru emocji – Chyba ci wiedźmini sporo ci nakłamali.
I - niewiele się zastanawiając, wziął jego męskość ust.
Vidhar zagryzł zęby, odchylił głowę do tyłu i chwycił mocno pościel, próbując zająć czymś ręce. Gdyby miał jeszcze jakieś obiekcje co do tego, czy potrafi czerpać przyjemność z seksu, dźwięki, które cisnęły mu się na usta, skutecznie wyprowadziły go z błędu.
Ale... Jak to możliwe? Przecież tyle razy próbował i sam, i z kobietami – i nigdy nie czuł jeszcze czegoś takiego.
No właśnie... Z kobietami. A nie zdarzyło mu się nazwać żadnej z nich ,,uroczą” tak, jak ciągle nazywał tego irytującego dzieciaka. Może to o to chodziło? O odpowiednią ...osobę?
Z każdą kolejną chwilą miał coraz mniej cierpliwości do swoich reakcji, odczuwał palącą potrzebę rozładowania, ale nie chciał robić tego w ten sposób.
Po raz pierwszy w życiu naprawdę chciał się kochać.
Vidhar odsunął elfa, nim chłopak zdołał jakkolwiek zaprotestować.
 - Chodź do mnie. - szepnął, a w jego głosie pojawił się rozkaz.
Kiedy dzieciak zbliżył się ponownie, mężczyzna momentalnie zmienił ich pozycję; ściągnął chłopaka pod siebie i przyparł go do łóżka, zsuwając usta na jego łopatki. Zdecydowanym ruchem uniósł jego biodra, aby zaraz powędrować językiem niżej, po linii kręgosłupa, aż do gorącej ciasnoty pośladków.
Chłopiec jęknął niekontrolowanie, czując język mężczyzny tuż przy swoim wejściu. Próbował się nie wiercić, ale i tak drżał pod nim z napięcia. Przecież... Przecież właśnie dobierał się do niego najprzystojniejszy – i najbardziej niebezpieczny – mężczyzna, jakiego spotkał w całym swoim życiu! Miał ochotę oddać mu się w całości, dać mu wszystko, czego tylko będzie chciał. Co z tego, że jeszcze nigdy tego nie robił? W tym stanie nie potrafił się nawet bać. Nie teraz.
Kot wcale nie wydawał się niedoświadczony. Może czasem był trochę niepewny, ale doskonale wiedział, co robić, żeby elf szybko zaczął jęczeć w poduszkę. I kiedy dzieciak sam, z własnej woli wypinał pośladki w jego stronę pozwalając pogłębić penetrację, mężczyzna nagle się odsunął.
Vidhar dyszał ciężko patrząc na drobnego, rozpalonego elfa. Oddech chłopca był drżący i urywany, jego kolana rozchylone na boki a jędrne, gładkie uda były spięte w nieznośnym oczekiwaniu na przyjęcie bardziej namacalnego oporu, na ciało mężczyzny. Zanim jednak najemnik zdecydował się go wziąć, otarł się o niego i sięgnął między jego nogi, zaciskając dłoń na niewielkim penisie chłopca.
Enael wypchnął w jego stronę biodra, pragnąc poczuć mężczyznę całym sobą, drżał niekontrolowanie, czując tam, na dole, wręcz nieznośne napięcie. A potem Vidhar naparł na jego ciasne wejście, i wszystko zlało się w jedno – palące i rozdzierające poczucie wypełnienia.
Mężczyzna wsunął się w niego gwałtownym ruchem, ani na chwilę nie przestając go pieścić, aby zaraz bardzo łagodnie poruszyć biodrami i wejść się do oporu, wyrywając z gardła elfa cichy okrzyk.
Trafił w miejsce, którego dotknięcie wywołało u chłopaka prawdziwą feerię odczuć - i, przyspieszając tempa, trafiał w nie za każdym razem, stanowczo utrzymując jego wąskie biodra dokładnie na tym samym poziomie.
Vidhar naprawdę był bezlitosny, był tyranem! Enael próbował się opierać, nie wydawać z siebie tylu zawstydzających dźwięków i nie nabijać się na niego jeszcze mocniej, ale to wszystko zdawało się na nic. Jedynym, co mógł, co chciał robić, było poddanie się jego mocnym pchnięciom i wręcz bezwzględnemu dawaniu rozkoszy. Bo Vidhar brał go – i robił to dokładnie tak, jak chciał. A pragnął słuchać jego głośnych, rozdzierających jęków, błagania o więcej, oraz widoku tego rozedrganego, uległego ciała pod nim.
To było uzależniające. Gdyby nie fakt, że dzieciak przestał już wspierać się na rękach i po prostu dawał mu się pieprzyć, trzymając uniesioną wyżej pupę, mężczyzna zupełnie straciłby poczucie czasu i rzeczywistości. Przelewał się przez niego ogień, a gorące, zaciskające się na nim mięśnie w środku chłopca tylko pogłębiały to odczucie; pragnienie prawie rozdzierało go na kawałki, kumulując w epicentrum rozkoszy.
 - Vidhar?... - usłyszał nagle przez zasłonę żądzy – ...Pocałujesz mnie?
Przestał na moment, przyciągając do siebie jego drobną, drżącą postać.
Też pytanie.
Przewrócił go na plecy, kładąc jego nogi na swoich barkach. I zbliżył się do niego, sięgnął jego spragnionych, rozchylonych usteczek. Brał go na granicy bólu, pogłębiając pocałunek i pozwalając, by chłopak doszedł w jego ramionach, by jego wargi uciszyły ten ostatni, przeciągły jęk. Doszedł chwilę po nim, czując przyjemność tak wielką, że całkowicie zaćmiła mu umysł - i był już w stanie jedynie jedynie chłonąć jego słodki, delikatnie niewinny zapach, nie mając sił na nic więcej.
Kiedy mężczyzna padł na pościel obok niego, zawstydzony i rozgorączkowany dzieciak natychmiast się w niego wtulił, chowając twarz przy jego szyi. Znowu kurczowo, jakby Vidhar miał go zaraz zostawić. Ale Kot nie miał takiego zamiaru. Wcale.
 - No już. Już dobrze – mruknął najemnik, przytulając go do siebie uspokajająco – Spokojnie, nigdzie się nie wybieram.
Pocałował lekko czubek jego głowy. To było niegodne Kota, ale Vidhar z Sorien miał to teraz w całkowicie głębokim poważaniu.
 - Jesteś naprawdę nieznośnie upartym dzieciakiem. I przekonałeś mnie, wiesz? Możemy być razem, skoro tak ładnie nalegasz. - i uśmiechnął się po kociemu. Półgębkiem, z przymrużonymi z zadowolenia oczami.
Oczywiście młody elfik nie miał tu za wiele do gadania. Chyba to wiedział, bo tylko objął go wygodniej i zasnął ufnie w jego ramionach.
Bo Koty, chociaż były zupełnie aseksualne, wcale nie musiały być same, prawda?
***

2 komentarze:

  1. Może Cię to zdziwi ale chyba to opowiadanie polubiłam tak samo ( jeśli nie bardziej ) jak to o Mordredzie. Nie mam pojęcia czemu, ale ma w sobie to ,,coś''. Mam nadzieję, że może jeszcze coś do niego dopiszesz, chyba że straciłaś na nie wenę. Ale nie mam pojęcia co kombinowałaś z czcionką, ale czytało się przez nią fatalnie :( na zmianę raz malutka, raz większa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czcionka poprawiona - mam nadzieję, że jest lepiej, pozdrawiam ciepło! <3

    OdpowiedzUsuń