Witajcie!



Kilka słów o blogu.

1. Komentarze karmią wenę! (Ponaglenia także.)

2. Wszystkie opowiadania są mojego autorstwa.

3. Proszę o nie kopiowanie i nie rozpowszechnianie tekstów bez mojej zgody. Jest to plagiat i będę na to reagował.

4. Nie czerpię korzyści z prowadzenia bloga.

5. Jeśli autor którejś z grafik nie życzy sobie jej upubliczniania, wystarczy, że da znać w komentarzu pod postem, a grafika zostanie usunięta.

6. Jeśli nie zostawiasz opinii, pozostaw proszę ocenę pod przeczytanym opowiadaniem, aby nam wszystkim żyło się łatwiej i przyjemniej, a ja dzięki temu będę wiedział, co należy zmienić lub poprawić.

7. Ankiety są okresowo, na dole strony.

8.Większość bohaterów występujących w poniższych opowiadaniach została zaczerpnięta z istniejących już w popkulturze, rozpoznawalnych postaci. Tworząc fanfiction bądź slash, nie robię tego z powodów komercyjnych. Dziękuję za uwagę.

środa, 23 maja 2018

Dracula & Alucard - (nie)pokorny niewolnik





polecam przesłuchać przed czytaniem. :> https://www.youtube.com/watch?v=p5LFdGa-S3I

część 4

Chodziłem po komnacie niczym wilk wewnątrz klatki, próbując rozładować poirytowanie wywołane ostatnimi zagrywkami Alucarda. Nie mogłem zrozumieć jego zachowania. Był na moim zamku z własnej woli, dobrze się dogadywaliśmy, jednakże ostatnio zaczął być dla mnie obcy, nieprzewidywalny. O ile wcześniej zdawało mi się, że rozumiem jego pobudki, teraz zdałem sobie sprawę, że byłem w błędzie - tak naprawdę wcale go nie znałem. Pieprzenie go nie polepszyło znacząco naszej komunikacji, jedynie niwelowało napięcie i odsuwało niewypowiedziane słowa na późniejszy czas.
 Stanąłem przy otwartym balkonie, patrząc na wschodzącą zza widnokręgu łunę szaroróżowego świtu. Zmarszczyłem brwi i zacisnąłem zęby w grymasie, któremu daleko było do planowanego wcześniej uśmiechu. Moja mimika przestała ostatnio współgrać z umysłem. Nie byłem teraz w stanie szczerze się uśmiechnąć. W ogóle nie potrafiłem tego zrobić, targany od środka zupełnie sprzecznymi emocjami - i tym, co zawzięcie w sobie dusiłem od przybycia mojego syna.

Okłamywałem się, że nie będę potrzebować ludzkiej krwi, że nikt już więcej nie ucierpi. To kłamstwo nie popłaciło.
Byłem bestią. Kreaturą człowieka. Krzywdzenie innych leżało w mojej naturze; żerowałem na śmiertelnikach i stanowiło to naturalną kolej rzeczy, zaś moje mrzonki o tym, jakobym kiedyś mógł się od tego uzależnienia uwolnić, nikły z każdym kolejnym dniem. Czułem ciągle głód: potworny, rozrywający ból, palący wnętrzności, przywodzący na myśl powolną agonię, gdy kolejny tydzień odmówiłem sobie wyruszenia na polowanie. Walczyłem z nim, ale na daremno. Nie mogłem go powstrzymać, doprowadzał mnie do szaleństwa, pomimo tego, że często posilałem się krwią Alucarda. Po prostu brakowało mi krwi ludzkiej, i nawet moja żelazna wola nie potrafiła zdusić tej chorej potrzeby.
Chciałem znowu, tak jak dawniej, otworzyć wrota zamku i zaprosić wszystkich wrogów do środka, a potem mordować ich po kolei, i zostawiać ich ciepłe truchła na dziedzińcu, z rozszarpanymi gardłami. Słuchać ich jęków bólu. Upajać się własną przemocą i ich strachem... Och, jakimże byłem potworem, skoro syciłem się czymś takim? Jakim sposobem natura pozwolił stworzyć coś tak wypaczonego? Ta myśl ugodziła nagle w dotkliwy sposób prosto w serce. Zacisnąłem dłonie w pięści, gdy przypomniałem sobie swą przeszłość sprzed przemiany.

Gabriel, tak się nazywałem kiedyś. Teraz nijak to do mnie nie pasowało, choć lubiłem myśleć, że wcale nie jestem tak zły, jakim mnie opisywano. Że nadal mam w sobie człowieczeństwo; że nie jestem diabłem i bestią, bo zwyczajnie nie potrafiłem żyć z taką myślą, doprowadziłaby mnie do obłędu. Kłamstwa były konieczne, bym zachował zmysły. Nigdy nie chciałem stać się nieumarłym; niegdyś gardziłem tą rasą nade wszystko.
 Czy mój syn widział te rozterki? Czy dlatego szukał dla mnie i siebie dodatkowej rozrywki?
Ostatnimi czasy, często przesiadywałem sam. Błąkałem się bez celu po zamku, patrzyłem na zakurzone obrazy, a nawet grałem sam ze sobą w szachy, byle zająć czymś umysł i uciszyć głód. Nie chciałem zamartwiać syna, który nie zrozumiałby moich problemów. On takowych nie posiadał. Lubił krzywdzić innych.

Alucard mógł poczuć się samotny. Byliśmy we dwóch w pustym, zimnym zamku. Nie mogłem go winić za to, że się nudził.
 Westchnąłem, odsuwając się od okna, zanim pierwszy promień słońca zdołał musnąć moją skórę.
Zaciśnięta pięść rozwarła się powoli, palec po palcu, zaś ja ze zdumieniem zobaczyłem, jak ścieka z niej krew.
Alucard nie był taki jak ja. Nie miał zahamowań, wyrzutów sumienia, żalu. Lecz ja... Ja byłem zgorzkniały i rozgoryczony każdym nadchodzącym dniem. Przeklinałem i siebie, i zamek, i całe swoje przeznaczenie. Nie tego oczekiwałem od swojego życia. Nie po to stałem się Draculą, by krzywdzić ludzi, tylko po to, by ich chronić - by ochronić swój lud przed zagładą, przed potworami mojego pokroju. A nie potrafiłem tego zrobić, czego wyraźnie dowodziła moja żądza mordu.

Słońce pełzło coraz wyżej, ale tym razem nie cofnąłem się. Blask opadał od dołu do góry; w końcu musiałem zmrużyć oczy, niemal oślepiony brzaskiem dnia. Zaczęła mnie piec każda odsłonięta część skóry, ale siłowałem się tak ze światłem jeszcze chwilę, nim, pokonany bólem, wycofałem w mrok komnat. Opuściłem głowę, ciężko oddychając po tej walce, bo regeneracja następowała ostatnio bardzo powoli. Zbyt powoli. Zasłona czarnych włosów odcięła mnie od widoku pięknego wschodu, a ja padłem na kolana, nie patrząc już w górę.
W którym momencie swojego życia wkroczyłem na złą ścieżkę? Gdzie popełniłem błąd? Z obrońcy uciśnionych, stałem się oprawcą. I nie było ważne, na jakim froncie walczyłem. Wątpiłem w to, by miało dla mnie jakiekolwiek znaczenie, jaką krew teraz wypiję; wroga czy poddanego. Po prostu potrzebowałem żywej ofiary. Pożywienia. Niczym zwierzę, a nie człowiek czy władca, za jakiego uchodziłem.

Może Alucard miał rację, łapiąc tego chłopaka? Może wiedział, że samodzielnie nie tknę jego krwi. Musiał mnie zachęcić, przypomnieć, jak jestem głodny, żebym się w końcu przełamał. Może miałem czasem dziką ochotę na rzeź, ale to nie przysparzało mi żadnej chluby. Ugięcie się takiemu pragnieniu byłoby pogodzeniem się z brakiem człowieczeństwa. A ja naprawdę nie chciałem już nikogo zabijać, a tym bardziej robić tego dla swojej nienormalnej przyjemności.
 Bo przecież w czym zawinił ten młokos? Biedny dzieciak. Znalazł się w nieodpowiednim miejscu i towarzystwie. Mógł nawet nie szpiegować nas za pieniądze. Wystarczyłby szantaż, który uskuteczniali wojskowi zza muru. ,,Oddamy ci siostrę i matkę w zamian za informacje." - ileż to razy już to widywałem? Ile już było takich historii? Nie potrafiłem zliczyć.

Zniechęcenie - to właśnie dopadało mnie w każdej chwili samotności. Znużenie, rezygnacja, odrętwienie, miałem to na porządku dziennym. Rozrywka na pewno dobrze by mi zrobiła, odcięła w końcu od myśli. Mój syn naprawdę się o mnie martwił, chyba rzeczywiście dbał, jak to ostatnio sam określił; pomimo tego, że starałem się nie okazywać przy nim słabości.
Wstałem, przywracając się powoli do porządku, gotów pójść do niego, zgodnie z obietnicą. Nie wiedziałem, na co się przygotowywać, i co takiego mógł tam wymyślić, ufałem jednak, że nie będę się nudził.
Alucard nie nudził się dziś z pewnością.

*

Wszedłem do komnaty, która robiła nam zwykle za sypialnię, wiedziony zapachem żywego człowieka. To było już tak instynktowne, że nie potrafiłbym skłamać, iż szedłem tam świadomie. Szedłem tam, bo musiałem, widząc cały świat w odcieniach burgundu.
 - Panie. - usłyszałem nagle przy sobie niespodziewanie pokorny głos - Pozwól mi sobie pomóc...
Zanim moja uwaga przeniosła się w stronę dźwięku, dostrzegłem Alucarda, który zlizywał z palców własną krew. Dopiero potem moje spojrzenie opadło na chłopaka. Opadło - i tam pozostało.
Moje źrenice rozszerzyły się jeszcze bardziej, a ciężki wydech zdradził mnie niemal od razu. Bo to, co zobaczyłem, nijak nie zgadzało się z zapamiętanym wcześniej obrazem.
 Edwen? Chyba tak nazywał się ten chłopak. Klęczał teraz  na łóżku, z rozpuszczonymi włosami, zarumieniony na policzkach. Niemal nagi, jedynie w białej koszuli Alucarda. Spoglądał na mnie w sposób, który... No cóż, nie spodziewałem się, że potrafił spoglądać w tak spragnionym wyrazie.
 - Razem ci pomożemy - usłyszałem zza pleców melodyjny głos syna - Ty tylko usiądź i się zrelaksuj, mój królu.
 Odwróciłem się przez ramię, rejestrując jedynie to, że jedwabny szlafrok, który miał na sobie, właśnie zsunął mu się z ramion.
 - Co ty mu zrobiłeś? - prychnąłem, nie dowierzając całej sytuacji - Opętałeś go, tak?
 - Nie. - zaprzeczył spokojnie - Nie ma na sobie mojego uroku, jeśli o to pytasz. Nie omamiłem go... Czarami, Draculo. Jedynie powiedziałem mu prawdę.
 - Niby co mu powiedziałeś? - zirytowałem się tymi gierkami, pozwalając jednak, by syn ściągnął ze mnie płaszcz - Groźby tak nie działają.
 - Och, to nic wielkiego. Opowiedziałem mu tylko, dlaczego warto wkupić się w twoje łaski, ojcze. Opowiedziałem mu o tym... Bardzo, baardzo dokładnie. - wyszeptał tuż przy moim uchu - Na tyle dokładnie, że siedzi w wyczekiwaniu z wypiekami na twarzy, jak sam dobrze widzisz.
Przystanąłem pomiędzy jednym i drugim, zdumiony.
 - Ach, i dodatkowo pewnie mu to jeszcze pokazałeś na żywo? - dopytałem, siłując się z ukryciem własnego uśmieszku - A pokazałeś mu, w jaki sposób zabijałem ludzi?
 - Nie, nie. Nie mówmy o tym. - pokręcił powoli głową - Nie strasz mi go niepotrzebnie. Jeśli się spisze... Nie będzie więcej człowiekiem. Pustawo tu u nas na zamku... Nie brakuje ci przypadkiem służby, mój panie? Bo mi bardzo. A on ma doświadczenie w tej pracy. - Alucard wziął mnie pod włos. Dosłownie i w przenośni. Wplótł palce w moje włosy i nakierował z lekka moją głowę w stronę swojej twarzy. - Pobawmy się dzisiaj razem... Taak baaardzo brakuje mi zabawy... - zamruczał - Zbyt grobowo się tutaj zrobiło. Nie ścierpię ani jednego dnia więcej tej strasznej ciszy i kapania wody z dachu. Proszę?... Bądź dla nas dobry...Pokaż swoją królewską szczodrość... - kontynuował, uwodząc mnie w oczywisty sposób, i chyba dając tym samym małe przedstawienie czekającemu chłopakowi - Przyrzekam, że tego nie pożałujesz. - uśmiechnął się zadziornie i wychylił, aby mnie pocałować.
Jego wargi były miękkie i ciepłe, i cudownie pachniały krwią. Powoli, krok za krokiem kierował mnie w stronę łóżka. W końcu dałem się na nie popchnąć, padając na wznak obok chłopaka. I jakby się na to zmówili, w jednej chwili zajęli miejsca bo obu moich stronach; Alucard przesunął dłonią po moim lewym udzie, Edwen zaś po prawym - i wcale nie byłem przekonany, który z nich wyszedł w tym bardziej naturalnie.
 - Wcale nie obiecuję, że on wyjdzie z tego żywy. - ostrzegłem.
 - Liczę się z taką możliwością... - przyznał Alucard - I dlatego właśnie najpierw powinieneś się posilić.
 Tym razem wychylił się w stronę naszego jeńca. Ujął lekko jego twarz i wyszeptał mu coś do ucha. Potem pochylił się, by wbić kły w jego odsłoniętą szyję. Nie połknął jednak ani kropli. Przysunął się do mojej twarzy i złączył usta z moimi wargami. Napoił mnie. Bardzo, bardzo wolno.
 - Ale to ja będę dawkował ci krew, rozumiesz? - wyszeptał, nadal nachylony - Tylko wtedy chłopak będzie miał szanse tu przetrwać. Nie zaprzeczaj. Nie jesteś w stanie kontrolować już głodu. Przestałeś to robić wiele miesięcy temu.
 Kiedy odczucie wygłodnienia przestało już być dla mnie tak palące, zwróciłem uwagę na inne aspekty mojej aktualnej pozycji. Delikatne palce pieściły mnie przez skórzane spodnie, z coraz bardziej wyczuwalnym naciskiem na bardziej wrażliwe punkty. A Alucard znów się wychylił, pobrał kilka kolejnych łyków, i znów oddał mi krew, nie pozwalając mi teraz na jakiekolwiek odezwanie się.
Sprawne palce chłopaka - byłem już pewien, że nie znam tego dotyku - chwyciły mnie nagle u trzonu,  w jednostajnym, napierającym uścisku - i powoli zsunęły się w dół, teraz już wyraźnie wyczuwając moje podniecenie. W moich spodniach zrobiło się teraz o wiele za ciasno.
Było w tym coś piekielnie nęcącego; Alucard, taki stanowczy i opanowany, wymagający wręcz, i ten drugi, będący dla mnie zupełną niewiadomą, niewinnie nieśmiały i jednocześnie rozpalony, pragnący mnie.
Drobna dłoń potarła miarowo o mocno zarysowaną już główkę, a gdzieś wewnątrz mnie odezwała się typowo cielesna potrzeba zaspokojenia. Odetchnąłem ciężko, spinając mięśnie brzucha, by nie dać władzy odruchom i nie wychylić ponaglająco bioder w stronę drażniącej pieszczoty. Mój wzrok nadal zasnuwała czerwona mgła, i nadal byłem głodny, a teraz dodatkowo byłem jeszcze podniecony. I coraz bardziej zły. Alucard zdawał się o tym doskonale wiedzieć, bo położył się nagle na moim torsie, przekładając w połowie, wystarczającej do tego, by mnie zablokować.
- Kontynuuj, malutki... - powiedział zmysłowym tonem do Edwena, gładząc miękko jego policzek - Jeszcze chwilę trzeba go ułagodzić. Cierpliwości...
 Nie wiem, czy ,,ułagodzić" było tu odpowiednim słowem, bo jak na mój gust, to ich działania tylko mnie prowokowały. Ale była w tym jakaś celowość, a ja nagle bardzo zachciałem się dowiedzieć, co takiego wymyślił Alucard.
 - I widzisz? Proszę. Jesteś już zupełnie twardy - oznajmił na głos syn, głaszcząc leniwie dół mojego brzucha - Powiedz mi... Dobrze nam idzie poprawianie ci humoru?
 - Wspaniale. - warknąłem niecierpliwie - Tylko zdecydowanie za wolno.
 - O widzisz? Już przestał się gniewać. - wyjaśnił coś Edwenowi - Możesz teraz być śmielszy.
Poczułem, że obaj rozpinają mi spodnie. Drobne palce zacisnęły się wokół mnie i rozsmarowując wilgoć po całej długości, zwiększały powoli tempo ruchów. Jęknąłem ochryple. Nie byłem przyzwyczajony do tak powolnych pieszczot, i zdawały mi się teraz okropną udręką, gdy moja świadomość wcale nie była nawet w połowie tak czysta jak zwykle, a większość moich zachowań to typowo zwierzęce reakcje. I kiedy mój syn przygniatał mnie do pościeli, już z premedytacją nie pozwalając na żaden ruch.
 - Słyszysz, jak mu się podoba? Normalnie nie miałby tyle cierpliwości, ale teraz naprawdę potrzebuje naszej pomocy... Mmmm... Może częściej powinien się głodzić?... Jest dużo słabszy...- szeptał do Edwena, a ja poczułem, jak ujmuje moje jądra, i pomaga mu mnie ,,ułagodzić" zgodnie z narzuconym rytmem. - Tak, dobrze... A teraz dokładnie go nawilż... - rozkazał mu.
 Wargi chłopaka objęły w odpowiedzi moją męskość, a jego język przesunął się po główce w dokładny, drażniący sposób, zagłębiając się z wolna w każdą obłość, pieszcząc każdy najmniejszy nerw. Końcówka języka musnęła nagle zagłębienie cewki, i nie opanowałem już głosu.
 - Och, kurwa, taak. - warknąłem, łapiąc nagle za pościel, i wbijając w nią pazury. Zafalowałem biodrami, niepomny już na to, czy coś mi wypadało, a coś nie. Bo oprócz tej powolnej pieszczoty, Alucard zajmował się mną niżej w dużo bardziej stanowczych ruchach.
A potem zaczął mnie ssać.
Nie wiedziałem, co mam zrobić z rękami. Poduszka została rozpruta w trzech pierwszych sekundach. Oni obaj klęczeli przy moich biodrach, jeden z drugim ssąc mnie na przemian. Nie powstrzymałem odruchu - chwyciłem ich za włosy obiema rękami- i chciałem teraz tylko wbijać się głębiej i głębiej w ich gardła na przemian, by w końcu spuścić się na ich twarze.
 - Jesteś strasznie niecierpliwy. - poskarżył się Alucard, odrywając na moment - Miałeś być miły, pamiętasz?
 - Ach, do diabła! - warknąłem - Dobra, wystarczy już! Przerżnę was obu. Będę miły. Bardzo miły.
 - I widzisz, tak właśnie rozmawia się z królem - Alucard posłał Edwenowi półuśmiech - Żadnego strachu, musisz wiedzieć, czego chcesz. Jasne? No to do rzeczy. Pokaż mu teraz, czego chcesz.
Edwen oddychał szybko, a czerwoność policzków jeszcze bardziej przybrała na sile. Jego erekcja wyraźnie odznaczała się pod tkaniną zbyt dużej, i mokrej już częściowo koszuli.
 - Chcę... - zaczął, zbliżając się do mnie, ale nie na tyle, bym mógł go ukąsić - Chciałbym... - jedna z jego dłoni zacisnęła się nagle na białej tkaninie, mnąc ją z lekka. Druga dotknęła lekko mojego nadgarstka. W końcu chłopak podniósł na mnie wzrok, speszony. - Twojej obietnicy, o panie... że nie zabijesz mnie, kiedy będę się z tobą kochał. - wyszeptał nieśmiało. - Ani... później.
Zarówno Alucard, jak i ja, posłaliśmy mu w tym momencie podobnie zdziwione spojrzenia. A potem mój syn zaśmiał się w głos.
 - A to z niego mały cwaniak! - zawołał - Nie tego go wcześniej uczyłem, musisz mi uwierzyć, królu.
Jakoś nie było mi teraz do śmiechu. Dzieciak poruszył we mnie bardzo wrażliwą strunę, uderzając w resztki człowieczeństwa, i odebrałem to na  poważnie. Uniosłem się na łokciu i ująłem go z lekka pod brodę.
 - Obiecuję ci.
Czerwień świata straciła na ostrości. Dotykałem tego miękkiego, ciepłego policzka, z pełną świadomością tego, jak krucha była ta istota. Jak prosto i bezmyślnie byłoby dać sobie pofolgować i zabić ją w trakcie zabawy. Że na świecie jest tylko jedna taka, i że znalazła się przy mnie dobrowolnie. Do diaska! To mógłby być mój syn. Przecież w takim wieku zobaczyłem go po raz pierwszy.
 - Obiecuję, że nie zrobię ci krzywdy. Świadomie. Ale jeśli Alucard dalej będzie mnie wypróbowywał, to nie skończy się dobrze dla nikogo. - oznajmiłem poważnie.
 - Gabriel. To nie jest żadna próba. - odparował zaraz dhampir, odsuwając chłopaka poza zasięg moich rąk, wyczuwają nasze nagłe napięcie - Pokazuję ci tylko, że nie możesz walczyć z własną naturą. To po prostu przynosi problemy, i nic poza tym. To. Nie. Próba. Przestań w końcu szukać problemów.
 - Świetnie. I czego jeszcze chcesz mnie dziś ,,nauczyć"?
Syn zmrużył oczy.
 - Może tego, że powinieneś mi w końcu zaufać?
Oho, teraz naprawdę zrobiło się poważnie. Dźwignąłem się z łóżka do siadu.
 - Nigdy nie powiedziałem, że ci nie ufam. Alucard. - przyciągnąłem go do siebie za kark - Jesteś całym moim światem. Może nie potrafię tego pokazać, ale tak jest. Chodź do mnie.
Fuknął tylko w śmieszny sposób, po czym odsunął mnie na odległość ręki.
 - Nie. Dość tych mądrości. Nie będę tego słuchać. Teraz mamy inny plan. Prawda, Edwen?
 - Zdecydowanie inny. - przytaknął chłopak - Taki, w którym nie będziesz miał czasu na podobne przemyślenia. Chcę... Chcę twojej uwagi. Królu. - powiedział w końcu, faktycznie zdecydowanym głosem - Chcę uwagi od was obu.
 - ,,Uwagi", kotku? - dopytał zmysłowo Alucard, oblizując z lekka wargi - To było chyba spore niedopowiedzenie.
*

2 komentarze:

  1. Kocham Castlevanie i kocham to opowiadanie. Chciałabym juz teraz przeczytać dalszą część... no więc, kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się wrzucić go w ciągu najbliższych dwóch tygodni (zastój weny był okrutny ostatnimi czasy) zarówno tutaj, jak i na Wattpada : )

      Usuń