Witajcie!



Kilka słów o blogu.

1. Komentarze karmią wenę! (Ponaglenia także.)

2. Wszystkie opowiadania są mojego autorstwa.

3. Proszę o nie kopiowanie i nie rozpowszechnianie tekstów bez mojej zgody. Jest to plagiat i będę na to reagował.

4. Nie czerpię korzyści z prowadzenia bloga.

5. Jeśli autor którejś z grafik nie życzy sobie jej upubliczniania, wystarczy, że da znać w komentarzu pod postem, a grafika zostanie usunięta.

6. Jeśli nie zostawiasz opinii, pozostaw proszę ocenę pod przeczytanym opowiadaniem, aby nam wszystkim żyło się łatwiej i przyjemniej, a ja dzięki temu będę wiedział, co należy zmienić lub poprawić.

7. Ankiety są okresowo, na dole strony.

8.Większość bohaterów występujących w poniższych opowiadaniach została zaczerpnięta z istniejących już w popkulturze, rozpoznawalnych postaci. Tworząc fanfiction bądź slash, nie robię tego z powodów komercyjnych. Dziękuję za uwagę.

sobota, 15 kwietnia 2017

Ultimatum diabła


Arathon, część 5



Obudzili się w lochach. I Arathon, i Eltar.
Dokładniej: obudziła ich woń krwi.
- Spodziewałem się po tobie większych oporów, Arri. Zdecydowanie zawiodłeś moje oczekiwania. - odezwa się leniwie rozbawiony głos Alverana - Głodni, hmm? Złapałem was nie w porę?
 Król wampirów wstał zza biurka, wylewając zawartość butelki z krwią na ziemię.
 - Ups. Cóż, teraz z pewnością już jesteście głodni.

Arathon uniósł głowę i szybko zorientował się, że ma na szyi stalową obrożę, która przykuwa go do ściany.
 - Alveran! Cóż się stało, że muszę cię widzieć? Zatęskniłeś za moim jakże przystojnym licem? Ha! Mówiłem, że tak będzie. Nie wytrzymałeś nawet dziesięciu lat, tak się wytęskniłeś!
Eltar nie odzywał się, przesuwając spojrzeniem od jednego starego wampira do drugiego, pewnie jeszcze starszego.
 - Stęskniłem? - zdziwił się król ciemności - Za tobą? Z pewnością oszalałeś, jeśli przyszło ci to do głowy. Prawdę mówiąc, zrobiłbym wszystko, żeby nie widzieć już twojej irytującej gęby aż do końca świata, ale, niestety, znowu złamałeś moje prawo, i znów muszę cię za to ukarać.
- Oooch, taak? - wyszczerzył się Arathon, nawet nie próbując ukryć, że sprawdza solidność kajdan, które przykuwały go do ściany, także za nadgarstki - Ostatnio kiepsko ci poszło, z tego co pamiętam. Pobiliśmy się, nie? Wpadłeś w szał. Zniszczyłeś sobie z pół zamku. Fajnie było, nie powiem, chcesz to powtórzyć?
 - Zamilcz! - Alveran bez zastanowienia strzaskał butelkę na jego głowie, pozwalając, by szkło powbijało się w twarz czerwonowłosego wampira - Na całą magię świata, naprawdę łudziłem się, że znormalniałeś, i naprawdę muszę zrezygnować z tej wersji... Znowu.
 Odrzucił za siebie szyjkę od butelki, wyciągnął zza pasa nóż.
 - Ooo, masz nową zabawkę? - zadrwił Arathon, nic sobie nie robiąc z obrażeń - Faajna, a umiesz jej w ogóle używać?
Alveran już się nie uśmiechał.
 - Posrebrzana, jak zapewne dobrze czujesz. Ale czy potrafię się nią bawić?... Nie wiem. Zaraz to sprawdzę... - odszedł od Arathona i luźnym krokiem podszedł do Eltara - ...Na nim.
 Eltar szarpnął się w panice, czując odór srebra. Wbił przerażone spojrzenie w Arathona, czekając na jakąkolwiek pomoc, zaś Arathon spasował nagle, i również przestał się wygłupiać.
 - Żartujesz chyba - książę szarpnął kajdanami dużo mocniej, niż poprzednio - On nie jest niczemu winien! Zostaw go! Zostaw, do kurwy nędzy, przecież nic ci nie zrobił!
Alveran wzruszył obojętnie ramionami. Przyłożył ostrze do gardła elfa.
 - Ale ty zrobiłeś. A ty zrozumiesz swój błąd dopiero wtedy, gdy odbiorę ci coś, na czym ci zależy, bo nie zależy ci na tobie samym, jesteś na to za głupi. Muszę więc nauczyć cię zasad poprzez niego. Sam do tego doprowadziłeś.
 - Przestań! Wypuść mnie i walcz, ty tchórzu! Walcz ze mną! Nie masz prawa go tknąć! - ryknął wampir.
 - Mam największe prawo, jakbyś nie pamiętał - poprawił go Savgar Alveran - Mam prawo zrobić z nim wszystko, co mi się spodoba, bo złamałeś moje zasady. Mogę go zniszczyć, mogę pozwolić mu konać przez setki lat, mogę wziąć go sobie do haremu albo zrobić z niego gladiatora do walk, właściwie mogę wymyślić dosłownie wszystko, i tylko od ciebie zależy, jak bardzo on na tym ucierpi. - wyjaśnił spokojnie, ocierając płaską częścią o szyję elfa, i tym samym wywołując poparzenia w tym miejscu - Chyba, że szybko zaczniesz współpracować.
- Arathon, zrób coś! - wrzasnął elf, wijąc się w więzach z bólu, bez żadnego skutku - Czego chce ten sadystyczny pojeb?!

Król wampirów zacmokał z niezadowoleniem.
 - ,,Pojeb"? Chyba pomyliłeś osoby, dziecino. To twój kochaś jest pojebem. Ja jestem tu od pilnowania prawa. Prawa, bez którego tacy jak ty i on nie przeżyliby w tym świecie nawet dnia. Jestem twoim królem, tak się niemiło składa.
- Alveran, zostaw go! - warknął Arathon, teraz już wyraźnie wściekły - Będę zmieniał kogo chcę i kiedy chcę, a tobie nic do tego! Jestem od ciebie starszy i masz mnie słuchać!
 - Jesteś starszy i głupszy, i to ja tobą rządzę - odwarknął Savgar, odejmując sztylet od skóry elfa - Gdyby było inaczej, to ty siedziałbyś na tronie, a jak dobrze wiemy, nigdy go nie miałeś.
 - Czego chcesz?!
 - Chcę twojej uległości, Arathon. Uległości i szczerej służby, i należy mi się to z racji stanowiska. - odrzekł król wampirów.
 - Nigdy. - książę zacisnął dłonie w pięści, a tęczówki rozjarzyły się furią - Prędzej zginę, niż dam ci wygrać.
- Raczej on zginie, i to tylko przez twoją głupią dumę. - wskazał na Eltara i wbił mu ostrze w bark. Młody wampir wrzasnął z bólu. - I to zginie bardzo paskudną śmiercią, żebyś zapamiętał sobie, że nie należy mnie drażnić. Ciebie zostawię tutaj, na wieki, żebyś nabrał trochę rozumu.
 - Zostaw go! Zostaw! Dogadajmy się. - Arathon był nieco spanikowany -  Musisz czegoś chcieć. Po coś mnie tu trzymasz i nie jest to kwestia złożenia ci przysięgi wierności, już to przerabialiśmy. Czego chcesz naprawdę?

Alveran zostawił ostrze w ciele elfa i udał, że się zastanawia.
 - Mam to uznać za kapitulację? Chcesz mi coś dać w zamian? Coś - za jego życie? Dobrze rozumiem?
 - Dam ci wszystko, tylko go wypuść. Ale nie swoje poddaństwo. - zaznaczył książę.
- Och, dobrze więc. Chcę więc rozrywki. Dasz mi ją? Dasz mi cokolwiek zechcę, Arathon? Przecież właśnie ją sobie biorę. Czym mógłbyś mnie usatysfakcjonować bardziej? Gram ci na nerwach i dokonuję zemsty, czy może być coś bardziej przyjemnego?
 - Na pewno jest coś, czego byś chciał. Robisz to wszystko w jakimś celu. - uświadomił mu.

Król znowu udał, że się zastanawia.
 - A jeśli to twój kochaś miałby mi złożyć przysięgę wierności, co wtedy? Powiedzmy, że wtedy go wypuszczę. Będzie moim sługą.
 - Nie! Mowy nie ma. On jest mój! - zaprzeczył ostro czerwonowłosy.
 - Cóż więc. Raczej się nie dogadamy.
 - Wiem, że chcesz mnie złamać. Wiesz, że nie dasz rady. Ale mogę dać ci coś, czego potrzebujesz. Ściągnąłeś nas tu razem. Chcesz przedstawienia? Rzewnych scen? To ma zaspokoić twój brak emocji? To twoje złamane serce? Chcesz w końcu coś poczuć, o to chodzi? - naciskał, spoglądając na cierpiącego Eltara.

Alveran zamarł, jakby Arathon trzasnął go właśnie w twarz.
 - Coś ty powiedział? - podszedł do wampira, i chwycił go za gardło - Za kogo ty się masz, psie?
 - Może nie jasnowidza, ale na pewno kogoś, kto zna ból po stracie miłości - powiedział hardo wampir - A ty miotasz się odkąd odszedł Iattarno, to znaczy jakieś dziesiątki lat, nie?
 - Nie przypominaj mi o tym – ostrzegł go Alveran – Nie masz pojęcia co się wtedy stało.
 - Zabiłeś go – uściślił Arathon – W paskudny sposób.
To wyprowadziło Alverana z równowagi. Wypuścił ostrze z rąk i chwycił wampira za gardło. Wbił mu pazury pod szczękę.
- Ale nie martw się! Ja również zamordowałem kogoś ze swojej rodziny w paskudny sposób. - kontynuował Arathon przyduszonym głosem, nadal niezrażony, choć wyraźnie ranny, z dobrą miną do złej gry - Tylko ja nie wypominam sobie tego przez taki szmat czasu, to musi być strasznie męczące, mam rację?
 - Arathon, może lepiej nie... - odezwał się Eltar, spoglądając z coraz większą wątpliwością w stronę coraz bardziej wściekłego króla ciemności - Nie gadaj tyle, co? Chyba... nie polepszasz sytuacji.
- Co więcej, zabiłeś Iattarno i zostawiłeś jego ciało w wannie krwi, i poszedłeś sobie na spacer, jakby cię to wcale nie obeszło... - ciągnął Arathon, niepomny na fakt, że Alveran zwyczajnie go dusił - I nawet nie przyszło ci do głowy, by sprawdzić, co się stało z jego ciałem, kiedy już wróciłeś - wydyszał.

Savgar puścił go z odrazą, wbijając w niego spojrzenie rozjarzonych wściekle ślepi.
 - Skąd wiesz? - warknął, zaciskając rękę w pięść, i czując jak coraz bardziej traci nad sobą panowanie - SKĄD... TO... WIESZ?!
 - Bo tak się składa, że innym akurat przyszło do głowy by sprawdzić, co dzieje się z ciałem wampira czystej krwi, który właśnie przysłowiowo wyzionął ducha - wykasłał z siebie Arathon, hardo udając, że nie czuje bólu - Gdyż chodziła plotka, że można takiego wskrzesić na nowo... Wyobrażasz sobie, co by było, gdyby ktoś wskrzesił takiego Iattarno i podporządkował sobie go jak psa jako jego ojciec krwi?
 - Nie można wskrzesić trupa, durniu! - Źrenice króla zmniejszyły się do dwóch pociągłych linii, niczym u kobry - Nie można! Nikogo nie przywróci się do żywych, kiedy jest rozczłonkowany, nikogo, zaręczam ci!
 - A widzisz! Twoje poręczenia są bezwartościowe, bo właśnie można. Można, i ja wiem, że ktoś to zrobił. To nie twoja służba wywlokła jego trupa z zamku. Nie ona.
Alveran milczał. Milczał w martwej ciszy, czekając na dalszy ciąg wyjaśnień.
 - Co gorsza, ten sam ktoś oprócz Iattarno, zgarnął sobie również Szkatułę Czasu, o wiele, wiele wcześniej. Dlatego wiem o całym tym zajściu. Jak ci zapewne wiadomo ja osobiście poszukuję jej od wieków. I co? Głupio ci teraz, heh?
Alveran milczał dalej. Czerwone ślepia przygasły. Rozprostował dłoń.
 - Jesteś szaleńcem i twoje słowa nie mają żadnego pokrycia - westchnął z irytacją, po czym podniósł nóż - Lecz zanim zdołasz namieszać w głowie i mi, po prostu się ciebie pozbędę.
 - Ho ho, hola! - Arathon uśmiechnął się nieprzyjemnie, po czym szarpnął kajdanami tak, że od ściany oderwały się kawałki muru - Zaczekaj z tym jeszcze, nie wiesz o najlepszym! Wiesz, gdzie jest teraz twój biedny odrodzony kochanek i jego nowy tatuś? Wiesz?
- Gadasz idiotyzmy - zaparł się Alveran, choć jego dłoń zadrżała przed ruchem, którym miał mu poderżnąć gardło - Nie wierzę w ani jedną z twoich historii.
 - Gdybyś mi nie wierzył, nie dałbyś mi mówić, ale ty chcesz mnie słuchać - Arathon przechylił głowę, nachylając się z lekka w jego stronę i oblizując powoli dolną wargę - Daję ci właśnie rozrywkę, dla której mnie tu ściągnąłeś... Opowiem dalej, ale najpierw... Dasz mi pić. I uwolnisz Eltara.
 - Twoje szaleństwo jest niemal tak samo irytujące, jak twoja zuchwałość. Ale w jednym masz rację. Zdołałeś mnie zainteresować. Niemniej jednak: nie będziesz stawiał mi warunków. Najpierw powiesz mi wszystko co tylko zechcę, a dopiero potem zastanowię się, czy sobie na coś zasłużyłeś. - podsumował król.
 - Mogę postawić ci coś więcej niż warunki, ale najpierw dasz mi to, czego chcę, zaś dopiero potem przejdziemy do twoich potrzeb - odparł przekornie Arathon, przymykając z lekka ślepia rozjarzone głodem.

 Alveran również przymknął ślepia, w bardzo podobny, prowokacyjny sposób.
Eltar zorientował się, że to nie miało nic wspólnego z przypadkiem. Oba wampiry próbowały właśnie użyć swojej mocy uwiedzenia i opętania swojej ofiary, siłując się, kto był w tym lepszy. Powietrze zrobiło się ciężkie od napięcia, a pomieszczenie coraz bardziej wypełniało się mocą. Nowonarodzony był w tym bezradny jak dzieciak, nieodporny w najmniejszy sposób. Szybko zrobił się twardy z pożądania, i tok jego myślenia spełzł z ucieczki na znacznie bardziej przyjemne tory. Patrzył na nich wielkimi oczami, przygryzł dolną wargę. Jeszcze tego brakowało, żeby obaj zaczęli się teraz pieprzyć na jego oczach.
Żaden ze starych wampirów nie zwrócił na to uwagi.
- Masz się poddać. - warknął Alveran.
 - Bo co? - parsknął książę - Będziesz mnie teraz podrywał? Wiem, że na mnie lecisz, ale bez przes... -
Król wbił posrebrzane ostrze w ścianę tuż przy jego twarzy.
 - Nie - wyszeptał, podejrzanie łagodnym głosem - Nie ja ciebie...
Odszedł od Arathona, zbliżył się do Eltara. Wyjął klucze. Bardzo powoli odpiął go od ściany, pod czujnym spojrzeniem księcia. Zanim zajął się kajdanami, zbliżył się i westchnął młodemu wampirowi bardzo blisko szyi, wciągając jego zapach. Opętał go bez trudu, zrobił swoją ofiarą, bezwolną podnieceniu. Nie musiał nawet go dotykać. Eltar jęknął, niepocieszony, kiedy król odsunął się kawałek do tyłu, i zaczął się szarpać, byleby tylko być bliżej niego.
 - Jak ci się podoba taki układ? - spytał zimno, wpatrzony w Arathona. I Arathon przegrał. W tak banalny, przewidywalny sposób. Zagryzł zęby, zacisnął pięści.
- Więc od czego mam zacząć, królu? - zapytał, opuszczając wzrok.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz