Witajcie!



Kilka słów o blogu.

1. Komentarze karmią wenę! (Ponaglenia także.)

2. Wszystkie opowiadania są mojego autorstwa.

3. Proszę o nie kopiowanie i nie rozpowszechnianie tekstów bez mojej zgody. Jest to plagiat i będę na to reagował.

4. Nie czerpię korzyści z prowadzenia bloga.

5. Jeśli autor którejś z grafik nie życzy sobie jej upubliczniania, wystarczy, że da znać w komentarzu pod postem, a grafika zostanie usunięta.

6. Jeśli nie zostawiasz opinii, pozostaw proszę ocenę pod przeczytanym opowiadaniem, aby nam wszystkim żyło się łatwiej i przyjemniej, a ja dzięki temu będę wiedział, co należy zmienić lub poprawić.

7. Ankiety są okresowo, na dole strony.

8.Większość bohaterów występujących w poniższych opowiadaniach została zaczerpnięta z istniejących już w popkulturze, rozpoznawalnych postaci. Tworząc fanfiction bądź slash, nie robię tego z powodów komercyjnych. Dziękuję za uwagę.

sobota, 12 marca 2016

Trofeum

fanfiction z Zevranem, część 2
uniwersum Dragon Age
+18!


                                                                         Arthar




Zevran był wściekły. Rozwalił właściwie wszystko, co spotkał na swojej drodze, a to i tak było dla niego za mało.


 - Niech... to... Szlag! - wrzasnął, kończąc wbiciem wyszczerbionego miecza w brzuch kolejnej ofiary – Myśli, że jest taki cwany, kurwa!


Odrzucił drugi, bliźniaczy miecz, i kopnął w ścianę.
Co z tego, że wykonał kolejne zlecenie.
Co z tego, że zarobił kolejne pieniądze.
I tak miał zamiar je wszystkie przepić!



 - Zasrany pojeb!



Elf odrzucił blond włosy w tył, zatoczył się i wyjął piersiówkę, by pociągnąć kolejny, porządny łyk alkoholu.

 - I co się tak gapicie? - warknął do trupów – Nie ma w tym nic zabawnego!


Rozpaczał tak od tygodnia. Od momentu, w którym szanowny Arthar zostawił go sam na sam z myślami.
Zevran nic nie mógł poradzić na to, że lubił się pieprzyć. Uwielbiał wręcz. Na przeróżne sposoby. Nigdy jednak nie było to przeszkodą dla kolejnego seksu, nigdy. Co ten Arthar niby sobie wyobrażał? Jeśli chciał cnotliwej panienki, po co właził, do chuja, do jego namiotu?

- Złożę mu wymówienie – zagroził zimno, zataczając się odrobinę – Złożę. Kiedyś... na pewno.
I wrócił do obozu po kolejną porcję wódki, której uzbierał sobie już cały zapas.
*



 - ...I wtedy zaczęli uciekać z wrzaskiem, wyobrażasz sobie? - zaśmiał się Zevran, relacjonując koledze po fachu swój najnowszy wypad na miasto – To ci dopiero! Zabiłem obu tym samym mieczem... Nie no, nie swoim, rzecz jasna, to byłaby zbrodnia – uściślił, widząc jego wątpiące spojrzenie – tylko tego jednego z nich.





 - Heeh. Zevran... Jak tak dalej pójdzie, zarobisz się do reszty – mruknął Drakk, wydmuchując swobodnie kłąb spalonego tytoniu – Albo się zapijesz, skarbeńku. Ewentualnie jedno z drugim. Ale na pewno nie wyrwiesz tej dupy, na której ci tak zależy.

Zevran siedział przez chwilę z przygłupią miną, ale zaraz potem ściągnął Drakka za szczękę do siebie i warknął mu w nos:

 - A skąd ty niby...?

 - Ej. Heej! Spokojnie, ostrouchy. Mi nic do tego – mężczyzna pokazał puste ręce – Puść. Naprawdę nie znam tej panienki. Po prostu to widać z daleka. Strasznie się ostatnio ciskasz.

Elf puścił go, nadal podejrzliwie na niego zerkając, i dolał sobie wina do pękatego kielicha.
Pociągnął nosem i wypił zawartość do dna.


 - Widać? - powtórzył markotnie – Przecież się staram... Dużo mówię i w ogóle... Aeeeh, Drakk, przecież ja zawsze taki jestem.



 - Ale tyle nie chlejesz – zauważył zabójca – I nie wzdychasz, jakby ci kto nóż pod serce wbijał. To co? Panienka z wyższych sfer? Niedostępna jakaś? Widzę, że chcesz pogadać. Wyżal się.


Wypił kolejną porcję.


 - Głupiś. - Zevran skrzywił się niemiłosiernie – Nie ma dostępu, to nie ma, po co drążyć temat. Nic nie poradzę. Nie moje progi. - i zagryzł zęby, jakby naprawdę go coś zabolało. Umilkł, patrząc w rysę na drewnianym stole.


Drakk nasłuchiwał przez chwilę, gapiąc się w poły namiotu, który tworzył ich stacjonarną jadalnię. Była noc, świerszcze cykały już w najlepsze, a szmer płynącej nieopodal rzeki naprawdę potrafił ukoić nerwy. Dolał więc elfowi więcej, i wzruszył od niechcenia ramionami.


 - Ja tam bym powalczył. Baby dużo gadają, a jak już je przyciśniesz, to wiesz – mrugnął okiem – Zmieniają zdanie.



 - Drakk, na litość!... - jęknął Zevran, wspierając brodę o dłoń w czystej rozpaczy – To... facet.



 - Tym razem facet, mm? - zagadnął, popadając w zadumę – Ile to już ty miałeś tych miłości? Wybacz, zgubiłem się nieco... Ze... sto? Dwieście? Zevran, ogarnij dupę! Znajdziesz kogoś innego do wyruchania. To nie jest powód do ciągłego chlania, siądzie ci w końcu zdrowie i tyle będzie z całej zabawy.


Zevran uniósł wzrok, na powrót rozsierdzony.


 - Nie. Chcę. Innego! Jasne? Chcę tego. A to niemożliwe. Niemożliwe, rozumiesz? Wymaga ode mnie... Ach, kurwa! Wymaga, żebym bawił się w rzewne sceny i wyznawał mu miłość przed seksem! Nigdy mu tego nie powiem! Nie powiem mu tego w twarz, nie przejdzie mi to przez gardło, rozumiesz?... Nawet, jeśli bardzo bym chciał, nie potrafię...


Elf ukrył twarz w dłoniach i jęknął rozpaczliwie.


 - Dlaczego to nie jest mag? Dlaczego nie mógłby czytać w myślach?... To byłoby takie -



Do namiotu wszedł nagle sam przełożony, obiekt całej tej rozmowy, pijąc wino z gwinta.

Obaj zabójcy umilkli, zerkając ze zdziwieniem na jego minę.
Arthar... Był chyba wściekły. Wściekły i pijany. Chwycił się nagle rogu stołu i wbił w Zevrana dzikie, rozpalone spojrzenie.


 - Zevran! - ryknął, przywołując go do porządku – Znowu musiałeś pić w trakcie roboty? Naprawdę?! Do mnie, natychmiast! Już, do mnie, mówię! Pogadamy sobie na zewnątrz. Takiś hardy, tak się cenisz? Zaraz ci coś pokażę... Pokażę ci. - chwycił go za bark i przyciągnął do siebie, kiedy elf wstał i podszedł w otępieniu parę kroków – Pokażę ci, gdzie twoje miejsce! – zagroził, wyciągając go z namiotu.



Elf przez chwilę miał minę, jakby mężczyzna właśnie spełnił jakieś jego największe marzenie, bo bez słowa sprzeciwu – lecz z dumnym i zadowolonym uśmiechem - dał mu się wyprowadzić na zewnątrz.

Kiedy wszystkie wlepione w nich, zaciekawione spojrzenia już zniknęły, Arthar pociągnął kolejny łyk i wyrzucił butelkę w krzaki. Zaciągnął go aż nad rzekę, nad małe zakole, gdzie zrobiła się okrągła plaża. W pobliżu stało tylko jedno samotne drzewo, a poza tym zeszli nieco za skarpę, na naturalne osuwisko, które chroniło ich przed podglądaniem z góry.



 - Tak więc – kontynuował Arthar, opierając plecami o pień drzewa, i usilnie szukając czegoś po kieszeniach – Pokażę ci, jak powinieneś się teraz cenić.


Czknął, wyciągnął ciężką od pieniędzy sakwę i wręczył ją zbitemu z tropu elfowi do ręki.



 - Powinieneś się cenić tak. I ani denara mniej.



I Zevran znowu miał cholernie głupią minę.



 - Świetnie wykonana robota, Zevran. - Arthar siłą rozwarł mu palce i zostawił w nich cały mieszek. Poklepał go po ramieniu. Odsunął się o krok i zmienił wątek, nie śmiąc spojrzeć mu w oczy – A teraz chciałem prosić cię o wybaczenie.



I padł przed nim na kolana. Jeszcze nigdy nie wyglądał na tak zdesperowanego.

 - Wybacz mi moją dumę i to, co zaszło w twoim namiocie. Chcę, żebyś wiedział... Wiedział, że ci wierzę. Że czujesz do mnie to, co właśnie powiedziałeś. Słyszałem. Przechodziłem obok, i... och, na Stwórcę... Ja widziałem te twoje spojrzenia już wcześniej. Patrzyłeś tylko na mnie. Wiem. Cokolwiek o mnie nie myślisz... wybacz mi. - to mówiąc, uwiesił się jego koszuli, oparł czoło o jego brzuch, i zastygł tak, w bezruchu, oddychając ciężko.


Z pewnością nie powiedziałby tego na trzeźwo, to wiedzieli obaj. Zevran na trzeźwo też zareagowałby nieco inaczej.
Teraz zdołał jedynie wydukać długie ,,Yyyyy...?” i bardzo ostrożnie, niemal bez przekonania położyć dłoń na jego włosach.



 - Szefie, wszystko w porządku? - zapytał takim głosem, jakby bał się, że mężczyzna postradał zmysły – Czy?... Zaraz, ty podsłuchiwałeś? - zmrużył nagle oczy.



 - Nie. – zaprzeczył szybko dowódca - Przechodziłem. Miałem po prostu szczęście. Ciężko było cię nie usłyszeć, drzesz się po pijaku gorzej niż banda Qunari. - westchnął Arthar, po czym usiadł powoli na ziemi – Mów mi po imieniu, kiedy jesteśmy sami. Mam dość twojego ,,szefowania”. Dobra?



Zevran kucnął przy nim, potem opadł ciężko obok. I uśmiechnął się nagle, ze swawolnym błyskiem w oku.
Chwycił jego twarz w dłonie i pocałował go nagle, a potem pchnął go na piasek i wsparł się nad nim na rękach.

- No dobra, czyli miałem rację, że ci się podobam. Nie rób mi więcej takich kawałów, sze... - zaciął się na moment - Ykhm. Artharze. A teraz leż grzecznie. Zrobię coś, co bardzo ci się spodoba. Obiecuję solennie, słowo Kruka. - i to mówiąc, dobrał się do jego paska od spodni. A Arthar zareagował, ale wcale nie tak, jak Zevran mógłby się spodziewać.

- Nie nie, czekaj – mężczyzna zatrzymał jego rękę w połowie ruchu – Ja… Posłuchaj, to za szybko.

Zevran naprawdę się poirytował.

- Co znowu ,,za szybko”? – zmarszczył brwi, nadal nie odsuwając ręki – Bujasz się we mnie dobre pół roku! Ileż można? Co jest? Wstydzisz się? Masz żonę? Tatuaż w kształcie cycka? Arthar, ja już nie chcę więcej czekać, jestem napalony i chcę się pieprzyć! Dokładniej, żebyś ty pieprzył mnie. Już wszystko jasne?

Arthar wziął głębszy wdech i uciekł gdzieś wzrokiem, nadal trzymając jego dłoń. Jego mina zrobiła się przepraszająca.

- Zevranie… - to był poważny ton, zupełnie nie pasujący do pijanego mężczyzny – Naprawdę, przystopuj. Nie jestem taki jak ty. Ja… - Arthar zagryzł nagle zęby i chyba nawet się nieco zmieszał. – Obiecałem sobie kiedyś, że nie tknę nikogo, kogo nie będę kochał, i tak się złożyło, że…

Elf zamarł, uważnie nasłuchując dalszego ciągu zdania.

- …Że jesteś jedyną taką osobą. W moim życiu. Jedyną.

Jego serce zagalopowało, a oczy błysnęły w jeszcze większej fascynacji. Zevran był nieco ścięty tą informacją, ale za to jak z siebie dumny! Wolna dłoń elfa zsunęła się teraz czule na tors mężczyzny, błądząc łagodnie po linii guzików koszuli. Zmienił do niego podejście. Musiał zacząć ostrożniej.

- Więc… - podjął cicho, aby się upewnić – Nie robiłeś tego wcześniej z nikim innym, tak?

Arthar nie wyrzekł ani słowa, ale w końcu udało mu się skinąć głową, niczym w naprawdę heroicznym wysiłku.

Zevran przełknął ślinę.

- Bogowie… - mruknął sam do siebie, a potem nachylił się lekko nad mężczyzną, by dać mu łagodnego buziaka – To nie jest żaden powód do wstydu. Podnieca mnie to, wiesz? Myślałem, że nie mogę lecieć na ciebie bardziej, a tu taka niespodzianka… Posłuchaj – zaczął rzeczowo – Wszystko zostaje między nami. Nie musisz nic robić, i tak miałem zamiar… wziąć sprawy w swoje ręce – uśmiechnął się szeroko – Po prostu leż i przestań gadać, a naprawdę nie pożałujesz.

Łagodny buziak zmienił się w bardziej czułą pieszczotę, gdy udało mu się odciągnąć jego dłonie i zacząć dotykać go przez materiał. Chwilę później zmienił pozycję, usiadł mu okrakiem na biodrach i ocierając się umiejętnie, wciągnął go w głęboki, namiętny pocałunek.

Arthar już się nie wzbraniał. Wydawało się, że problem przeminął wraz z momentem zaaprobowania go przez elfa. Mężczyzna westchnął mu w wargi, ściągnął go bliżej, na siebie i wplótł palce w jego jasne włosy, coraz bardziej ośmielając się w pocałunku. Nie trwało długo, zanim sam przejął inicjatywę, a Zevran wydał z siebie w odpowiedzi rozkoszny pomruk, nagradzając go dotykiem dłoni na twardniejącej erekcji. Wyplątał ją z wiązania spodni, ujął mocniej i zaczął go pobudzać, zajmując jednocześnie dotykiem swoich ust resztę jego rozproszonej uwagi.

Całował go po twarzy i policzkach, szczęce, podgardlu – rozpiął wolną dłonią koszulę i zaczął błądzić palcami po mięśniach, torsie i brzuchu, a potem zsunął wargi w dół, od brody do podbrzusza, i zanim Arthar zdołał uświadomić sobie, co się działo, wziął jego męskość do ust, głęboko i z satysfakcją. Jedna dłoń przytrzymała go w miejscu, druga zaś zacisnęła się wokół trzonu, masturbując go z większą szybkością. Zevran przestał się bawić. Obciągał mu ostro, wyrywając z niego przyduszone jęki i ochrypłe westchnienia, starając się jak najszybciej doprowadzić go do pionu. Kiedy stwardniał, było absolutnie jasnym, że pomimo wielu wcześniejszych przygód elfa, on nie był na niego przygotowany. Że to się skończy źle. Że nie wstanie przez kilka kolejnych dni. Tylko dlaczego podniecała go taka myśl?

Przestał na chwilę, przekręcił się, ściągnął spodnie i buty, i wyjął z kieszeni mały flakonik z oliwą, którą nosił ze sobą na podobne wypadki. Powolnym gestem wyjął korek zębami i wylał zawartość na ogromną erekcję Arthara, rozprowadzając nawilżenie w górę i w dół, drażniąco, specjalnie na pokaz dla niego.

Potem, tą samą ręką, będąc okrakiem na nim, na swoich kolanach, wsunął w siebie palec, wyginając się z lekka do tyłu. Był niecierpliwy i napalony, ale widząc pociemniały nagle wzrok mężczyzny, postanowił pociągnąć to przedstawienie, ciekaw jego efektu. Zevran był twardy już dawno. Jak tylko Arthar padł na kolana, już wtedy miał zboczone myśli. Teraz mężczyzna mógł widzieć go w całej okazałości, pieszczącego się posuwistymi ruchami, teraz już dwoma palcami, dosłownie na nim, niemal przed jego twarzą.

Arthar nie wytrzymał długo. Choć jego policzki także pociemniały, nie zawahał się, by naślinić swoje palce i chwycić go u nasady, pobudzając w rytm wsuwających się i wysuwających palców.

Zevran jęknął, całkiem bezwstydnie, obserwując ruch jego dłoni. Wsunął w swoje wejście trzeci palec, rozciągając nimi na przemian, coraz głębiej i głębiej, aż każdy kolejny ruch stawał się coraz bardziej nieznośny, a oddech Arthara chrapliwy i urywany, jakby walczył by nie dojść od samego patrzenia.

- …Zevran – jęknął przez zęby Arthar, dobrze mu znanym i nakazującym głosem – Doprowadzasz mnie do białej gorączki… Jeśli chcesz, żebym oszalał… Idzie ci wybornie.

Elf tylko czekał, aż mężczyzna się w końcu złamie i poprosi. Chwycił jego męskość, zaparł się drugą dłonią o jego biodro i nabił się na niego, powoli lecz stanowczo, czując coś więcej, niż dobrze znane rozpychanie. Czuł ból, ale nie zamierzał przestać.

Mężczyzna szarpnął biodrami, ściągnął go mocno i spiął mięśnie, wzdychając przy tym ochryple. Wszedł w niego do końca, półprzytomny z przyjemności. Było ciasno… Cholernie ciasno i gorąco, i nie mógł się powstrzymać, by nie zacząć go brać!

Nawet nie wiedział, w którym momencie zdarł z niego koszulę i rzucił go na ziemię, wchodząc głęboko, nieregularnie i coraz bardziej zwierzęco – Zevran jedynie zarzucił mu nogi na barki, pojękując z coraz większą przyjemnością, i trzymał za kark, by nie mógł się odsunąć.

Arthar dyszał. Pożądanie zaćmiło mu wzrok. Widział tylko to, jak Zevran robi sobie dobrze w rytm jego pchnięć, nim poczuł upragnioną falę rozkoszy, która przelała się przez jego rozpalone ciało, i skończyła wytryskiem w ostatnim, silnym wsunięciu.

Jęk elfa z pewnością usłyszał cały obóz. Nie było siły, żeby stało się inaczej. Blondyn osiągnął orgazm wyginając się niemal w łuk, i jęcząc przeciągle o tym, jak było mu dobrze. Mężczyzna, tknięty nikłym przejawem rozsądku, zamknął go w końcu pocałunkiem, czując na podbrzuszu lepką i ciepłą strugę bieli.

Leżeli ciasno w objęciach, nim dowódca zyskał więcej trzeźwości.

- Zevran… Idziemy się wykąpać. I dzisiaj śpisz u mnie – zakomenderował w końcu.

Elf posłał mu półprzytomne, rozmarzone z lekka spojrzenie.

- Jeśli tylko mnie zaniesiesz… - zgodził się przekornie – Będę z tobą gdziekolwiek zechcesz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz