fanfiction z Zevranem, część 2
uniwersum Dragon Age
+18!
Arthar
Zevran był wściekły. Rozwalił
właściwie wszystko, co spotkał na swojej drodze, a to i tak było
dla niego za mało.
- Niech... to... Szlag! - wrzasnął,
kończąc wbiciem wyszczerbionego miecza w brzuch kolejnej ofiary –
Myśli, że jest taki cwany, kurwa!
Odrzucił drugi, bliźniaczy miecz, i
kopnął w ścianę.
Co z tego, że wykonał kolejne
zlecenie.
Co z tego, że zarobił kolejne
pieniądze.
I tak miał zamiar je wszystkie
przepić!
- Zasrany pojeb!
Elf odrzucił blond włosy w tył,
zatoczył się i wyjął piersiówkę, by pociągnąć kolejny,
porządny łyk alkoholu.
- I co się tak gapicie? - warknął
do trupów – Nie ma w tym nic zabawnego!
Rozpaczał tak od tygodnia. Od momentu,
w którym szanowny Arthar zostawił go sam na sam z myślami.
Zevran nic nie mógł poradzić na to,
że lubił się pieprzyć. Uwielbiał wręcz. Na przeróżne sposoby.
Nigdy jednak nie było to przeszkodą dla kolejnego seksu, nigdy. Co
ten Arthar niby sobie wyobrażał? Jeśli chciał cnotliwej panienki,
po co właził, do chuja, do jego namiotu?
- Złożę mu wymówienie – zagroził
zimno, zataczając się odrobinę – Złożę. Kiedyś... na pewno.
I wrócił do obozu po kolejną porcję
wódki, której uzbierał sobie już cały zapas.
- ...I wtedy zaczęli uciekać z
wrzaskiem, wyobrażasz sobie? - zaśmiał się Zevran, relacjonując
koledze po fachu swój najnowszy wypad na miasto – To ci dopiero!
Zabiłem obu tym samym mieczem... Nie no, nie swoim, rzecz jasna, to
byłaby zbrodnia – uściślił, widząc jego wątpiące spojrzenie
– tylko tego jednego z nich.
- Heeh. Zevran... Jak tak dalej
pójdzie, zarobisz się do reszty – mruknął Drakk, wydmuchując
swobodnie kłąb spalonego tytoniu – Albo się zapijesz,
skarbeńku. Ewentualnie jedno z drugim. Ale na pewno nie wyrwiesz
tej dupy, na której ci tak zależy.
Zevran siedział przez chwilę z
przygłupią miną, ale zaraz potem ściągnął Drakka za szczękę
do siebie i warknął mu w nos:
- Ej. Heej! Spokojnie, ostrouchy. Mi
nic do tego – mężczyzna pokazał puste ręce – Puść.
Naprawdę nie znam tej panienki. Po prostu to widać z daleka.
Strasznie się ostatnio ciskasz.
Elf puścił go, nadal podejrzliwie na
niego zerkając, i dolał sobie wina do pękatego kielicha.
Pociągnął nosem i wypił zawartość
do dna.
- Widać? - powtórzył markotnie –
Przecież się staram... Dużo mówię i w ogóle... Aeeeh, Drakk,
przecież ja zawsze taki jestem.
- Ale tyle nie chlejesz – zauważył
zabójca – I nie wzdychasz, jakby ci kto nóż pod serce wbijał.
To co? Panienka z wyższych sfer? Niedostępna jakaś? Widzę, że
chcesz pogadać. Wyżal się.
- Głupiś. - Zevran skrzywił się
niemiłosiernie – Nie ma dostępu, to nie ma, po co drążyć
temat. Nic nie poradzę. Nie moje progi. - i zagryzł zęby, jakby
naprawdę go coś zabolało. Umilkł, patrząc w rysę na drewnianym
stole.
Drakk nasłuchiwał przez chwilę,
gapiąc się w poły namiotu, który tworzył ich stacjonarną
jadalnię. Była noc, świerszcze cykały już w najlepsze, a szmer
płynącej nieopodal rzeki naprawdę potrafił ukoić nerwy. Dolał
więc elfowi więcej, i wzruszył od niechcenia ramionami.
- Ja tam bym powalczył. Baby dużo
gadają, a jak już je przyciśniesz, to wiesz – mrugnął okiem –
Zmieniają zdanie.
- Drakk, na litość!... - jęknął
Zevran, wspierając brodę o dłoń w czystej rozpaczy – To...
facet.
- Tym razem facet, mm? - zagadnął,
popadając w zadumę – Ile to już ty miałeś tych miłości?
Wybacz, zgubiłem się nieco... Ze... sto? Dwieście? Zevran,
ogarnij dupę! Znajdziesz kogoś innego do wyruchania. To nie jest
powód do ciągłego chlania, siądzie ci w końcu zdrowie i tyle
będzie z całej zabawy.
Zevran uniósł wzrok, na powrót
rozsierdzony.
- Nie. Chcę. Innego! Jasne? Chcę
tego. A to niemożliwe. Niemożliwe, rozumiesz? Wymaga ode mnie...
Ach, kurwa! Wymaga, żebym bawił się w rzewne sceny i wyznawał mu
miłość przed seksem! Nigdy mu tego nie powiem! Nie powiem mu tego
w twarz, nie przejdzie mi to przez gardło, rozumiesz?... Nawet,
jeśli bardzo bym chciał, nie potrafię...
Elf ukrył twarz w dłoniach i jęknął
rozpaczliwie.
- Dlaczego to nie jest mag? Dlaczego
nie mógłby czytać w myślach?... To byłoby takie -
Do namiotu wszedł nagle sam
przełożony, obiekt całej tej rozmowy, pijąc wino z gwinta.
Obaj zabójcy umilkli, zerkając ze
zdziwieniem na jego minę.
Arthar... Był chyba wściekły.
Wściekły i pijany. Chwycił się nagle rogu stołu i wbił w
Zevrana dzikie, rozpalone spojrzenie.
- Zevran! - ryknął, przywołując
go do porządku – Znowu musiałeś pić w trakcie roboty?
Naprawdę?! Do mnie, natychmiast! Już, do mnie, mówię! Pogadamy
sobie na zewnątrz. Takiś hardy, tak się cenisz? Zaraz ci coś
pokażę... Pokażę ci. - chwycił go za bark i przyciągnął do
siebie, kiedy elf wstał i podszedł w otępieniu parę kroków –
Pokażę ci, gdzie twoje miejsce! – zagroził, wyciągając go z
namiotu.
Elf przez chwilę miał minę, jakby
mężczyzna właśnie spełnił jakieś jego największe marzenie, bo
bez słowa sprzeciwu – lecz z dumnym i zadowolonym uśmiechem - dał
mu się wyprowadzić na zewnątrz.
Kiedy wszystkie wlepione w nich,
zaciekawione spojrzenia już zniknęły, Arthar pociągnął kolejny
łyk i wyrzucił butelkę w krzaki. Zaciągnął go aż nad rzekę,
nad małe zakole, gdzie zrobiła się okrągła plaża. W pobliżu
stało tylko jedno samotne drzewo, a poza tym zeszli nieco za skarpę,
na naturalne osuwisko, które chroniło ich przed podglądaniem z
góry.
- Tak więc – kontynuował Arthar,
opierając plecami o pień drzewa, i usilnie szukając czegoś po
kieszeniach – Pokażę ci, jak powinieneś się teraz cenić.
Czknął, wyciągnął ciężką od
pieniędzy sakwę i wręczył ją zbitemu z tropu elfowi do ręki.
- Powinieneś się cenić tak. I ani
denara mniej.
I Zevran znowu miał cholernie głupią
minę.
- Świetnie wykonana robota, Zevran.
- Arthar siłą rozwarł mu palce i zostawił w nich cały mieszek.
Poklepał go po ramieniu. Odsunął się o krok i zmienił wątek,
nie śmiąc spojrzeć mu w oczy – A teraz chciałem prosić cię o
wybaczenie.
I padł przed nim na kolana. Jeszcze
nigdy nie wyglądał na tak zdesperowanego.
- Wybacz mi moją dumę i to, co
zaszło w twoim namiocie. Chcę, żebyś wiedział... Wiedział, że
ci wierzę. Że czujesz do mnie to, co właśnie powiedziałeś.
Słyszałem. Przechodziłem obok, i... och, na Stwórcę... Ja
widziałem te twoje spojrzenia już wcześniej. Patrzyłeś tylko na
mnie. Wiem. Cokolwiek o mnie nie myślisz... wybacz mi. - to mówiąc,
uwiesił się jego koszuli, oparł czoło o jego brzuch, i zastygł
tak, w bezruchu, oddychając ciężko.
Z pewnością nie powiedziałby tego na
trzeźwo, to wiedzieli obaj. Zevran na trzeźwo też zareagowałby
nieco inaczej.
Teraz zdołał jedynie wydukać długie
,,Yyyyy...?” i bardzo ostrożnie, niemal bez przekonania położyć
dłoń na jego włosach.
- Szefie, wszystko w porządku? -
zapytał takim głosem, jakby bał się, że mężczyzna postradał
zmysły – Czy?... Zaraz, ty podsłuchiwałeś? - zmrużył nagle
oczy.
- Nie. – zaprzeczył szybko
dowódca - Przechodziłem. Miałem po prostu szczęście. Ciężko
było cię nie usłyszeć, drzesz się po pijaku gorzej niż banda
Qunari. - westchnął Arthar, po czym usiadł powoli na ziemi –
Mów mi po imieniu, kiedy jesteśmy sami. Mam dość twojego
,,szefowania”. Dobra?
Zevran kucnął przy nim, potem opadł
ciężko obok. I uśmiechnął się nagle, ze swawolnym błyskiem w
oku.
Chwycił jego twarz w dłonie i
pocałował go nagle, a potem pchnął go na piasek i wsparł się
nad nim na rękach.
- No dobra, czyli miałem rację, że
ci się podobam. Nie rób mi więcej takich kawałów, sze... -
zaciął się na moment - Ykhm. Artharze. A teraz leż grzecznie.
Zrobię coś, co bardzo ci się spodoba. Obiecuję solennie, słowo
Kruka. - i to mówiąc, dobrał się do jego paska od spodni. A
Arthar zareagował, ale wcale nie tak, jak Zevran mógłby się
spodziewać.
- Nie nie, czekaj – mężczyzna
zatrzymał jego rękę w połowie ruchu – Ja… Posłuchaj, to za
szybko.
Zevran naprawdę się poirytował.
- Co znowu ,,za szybko”? –
zmarszczył brwi, nadal nie odsuwając ręki – Bujasz się we mnie
dobre pół roku! Ileż można? Co jest? Wstydzisz się? Masz żonę?
Tatuaż w kształcie cycka? Arthar, ja już nie chcę więcej czekać,
jestem napalony i chcę się pieprzyć! Dokładniej, żebyś ty
pieprzył mnie. Już wszystko jasne?
Arthar wziął głębszy wdech i uciekł
gdzieś wzrokiem, nadal trzymając jego dłoń. Jego mina zrobiła
się przepraszająca.
- Zevranie… - to był poważny ton,
zupełnie nie pasujący do pijanego mężczyzny – Naprawdę,
przystopuj. Nie jestem taki jak ty. Ja… - Arthar zagryzł nagle
zęby i chyba nawet się nieco zmieszał. – Obiecałem sobie
kiedyś, że nie tknę nikogo, kogo nie będę kochał, i tak się
złożyło, że…
Elf zamarł, uważnie nasłuchując
dalszego ciągu zdania.
- …Że jesteś jedyną taką osobą.
W moim życiu. Jedyną.
Jego serce zagalopowało, a oczy
błysnęły w jeszcze większej fascynacji. Zevran był nieco ścięty
tą informacją, ale za to jak z siebie dumny! Wolna dłoń elfa
zsunęła się teraz czule na tors mężczyzny, błądząc łagodnie
po linii guzików koszuli. Zmienił do niego podejście. Musiał
zacząć ostrożniej.
- Więc… - podjął cicho, aby się
upewnić – Nie robiłeś tego wcześniej z nikim innym, tak?
Arthar nie wyrzekł ani słowa, ale w
końcu udało mu się skinąć głową, niczym w naprawdę heroicznym
wysiłku.
- Bogowie… - mruknął sam do
siebie, a potem nachylił się lekko nad mężczyzną, by dać mu
łagodnego buziaka – To nie jest żaden powód do wstydu. Podnieca
mnie to, wiesz? Myślałem, że nie mogę lecieć na ciebie bardziej,
a tu taka niespodzianka… Posłuchaj – zaczął rzeczowo –
Wszystko zostaje między nami. Nie musisz nic robić, i tak miałem
zamiar… wziąć sprawy w swoje ręce – uśmiechnął się szeroko
– Po prostu leż i przestań gadać, a naprawdę nie pożałujesz.
Łagodny buziak zmienił się w
bardziej czułą pieszczotę, gdy udało mu się odciągnąć jego
dłonie i zacząć dotykać go przez materiał. Chwilę później
zmienił pozycję, usiadł mu okrakiem na biodrach i ocierając się
umiejętnie, wciągnął go w głęboki, namiętny pocałunek.
Arthar już się nie wzbraniał.
Wydawało się, że problem przeminął wraz z momentem zaaprobowania
go przez elfa. Mężczyzna westchnął mu w wargi, ściągnął go
bliżej, na siebie i wplótł palce w jego jasne włosy, coraz
bardziej ośmielając się w pocałunku. Nie trwało długo, zanim
sam przejął inicjatywę, a Zevran wydał z siebie w odpowiedzi
rozkoszny pomruk, nagradzając go dotykiem dłoni na twardniejącej
erekcji. Wyplątał ją z wiązania spodni, ujął mocniej i zaczął
go pobudzać, zajmując jednocześnie dotykiem swoich ust resztę
jego rozproszonej uwagi.
Całował go po twarzy i policzkach,
szczęce, podgardlu – rozpiął wolną dłonią koszulę i zaczął
błądzić palcami po mięśniach, torsie i brzuchu, a potem zsunął
wargi w dół, od brody do podbrzusza, i zanim Arthar zdołał
uświadomić sobie, co się działo, wziął jego męskość do ust,
głęboko i z satysfakcją. Jedna dłoń przytrzymała go w miejscu,
druga zaś zacisnęła się wokół trzonu, masturbując go z większą
szybkością. Zevran przestał się bawić. Obciągał mu ostro,
wyrywając z niego przyduszone jęki i ochrypłe westchnienia,
starając się jak najszybciej doprowadzić go do pionu. Kiedy
stwardniał, było absolutnie jasnym, że pomimo wielu wcześniejszych
przygód elfa, on nie był na niego przygotowany. Że to się skończy
źle. Że nie wstanie przez kilka kolejnych dni. Tylko dlaczego
podniecała go taka myśl?
Przestał na chwilę, przekręcił się,
ściągnął spodnie i buty, i wyjął z kieszeni mały flakonik z
oliwą, którą nosił ze sobą na podobne wypadki. Powolnym gestem
wyjął korek zębami i wylał zawartość na ogromną erekcję
Arthara, rozprowadzając nawilżenie w górę i w dół, drażniąco,
specjalnie na pokaz dla niego.
Potem, tą samą ręką, będąc
okrakiem na nim, na swoich kolanach, wsunął w siebie palec,
wyginając się z lekka do tyłu. Był niecierpliwy i napalony, ale
widząc pociemniały nagle wzrok mężczyzny, postanowił pociągnąć
to przedstawienie, ciekaw jego efektu. Zevran był twardy już dawno.
Jak tylko Arthar padł na kolana, już wtedy miał zboczone myśli.
Teraz mężczyzna mógł widzieć go w całej okazałości,
pieszczącego się posuwistymi ruchami, teraz już dwoma palcami,
dosłownie na nim, niemal przed jego twarzą.
Arthar nie wytrzymał długo. Choć
jego policzki także pociemniały, nie zawahał się, by naślinić
swoje palce i chwycić go u nasady, pobudzając w rytm wsuwających
się i wysuwających palców.
Zevran jęknął, całkiem bezwstydnie,
obserwując ruch jego dłoni. Wsunął w swoje wejście trzeci palec,
rozciągając nimi na przemian, coraz głębiej i głębiej, aż
każdy kolejny ruch stawał się coraz bardziej nieznośny, a oddech
Arthara chrapliwy i urywany, jakby walczył by nie dojść od samego
patrzenia.
- …Zevran – jęknął przez zęby
Arthar, dobrze mu znanym i nakazującym głosem – Doprowadzasz mnie
do białej gorączki… Jeśli chcesz, żebym oszalał… Idzie ci
wybornie.
Elf tylko czekał, aż mężczyzna się
w końcu złamie i poprosi. Chwycił jego męskość, zaparł się
drugą dłonią o jego biodro i nabił się na niego, powoli lecz
stanowczo, czując coś więcej, niż dobrze znane rozpychanie. Czuł
ból, ale nie zamierzał przestać.
Mężczyzna szarpnął biodrami,
ściągnął go mocno i spiął mięśnie, wzdychając przy tym
ochryple. Wszedł w niego do końca, półprzytomny z przyjemności.
Było ciasno… Cholernie ciasno i gorąco, i nie mógł się
powstrzymać, by nie zacząć go brać!
Nawet nie wiedział, w którym momencie
zdarł z niego koszulę i rzucił go na ziemię, wchodząc głęboko,
nieregularnie i coraz bardziej zwierzęco – Zevran jedynie zarzucił
mu nogi na barki, pojękując z coraz większą przyjemnością, i
trzymał za kark, by nie mógł się odsunąć.
Arthar dyszał. Pożądanie zaćmiło
mu wzrok. Widział tylko to, jak Zevran robi sobie dobrze w rytm jego
pchnięć, nim poczuł upragnioną falę rozkoszy, która przelała
się przez jego rozpalone ciało, i skończyła wytryskiem w
ostatnim, silnym wsunięciu.
Jęk elfa z pewnością usłyszał cały
obóz. Nie było siły, żeby stało się inaczej. Blondyn osiągnął
orgazm wyginając się niemal w łuk, i jęcząc przeciągle o tym,
jak było mu dobrze. Mężczyzna, tknięty nikłym przejawem
rozsądku, zamknął go w końcu pocałunkiem, czując na podbrzuszu
lepką i ciepłą strugę bieli.
Leżeli ciasno w objęciach, nim
dowódca zyskał więcej trzeźwości.
- Zevran… Idziemy się wykąpać. I
dzisiaj śpisz u mnie – zakomenderował w końcu.
Elf posłał mu półprzytomne,
rozmarzone z lekka spojrzenie.
- Jeśli tylko mnie zaniesiesz… -
zgodził się przekornie – Będę z tobą gdziekolwiek zechcesz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz