ostrzeżenia: przemoc, wulgaryzmy, seks. +18!
część 4, ostatnia
Byk chyba nie był zbyt zadowolony tym
najściem. Jego srebrne ślepia błysnęły w bardzo niebezpieczny
sposób, a ton głosu stał się zwodniczo, nieprzyjemnie łagodny.
- Znacie się?
Fenris bardzo starał się zachować
kamienny wraz twarzy, jakby absolutnie nic nie miało wcześniej
miejsca, ale widząc dziwne spojrzenie qunariego zmieszał się mimo
wszystko i skinął tylko głową.
- Więc pokaż mu w moim imieniu
wyjście. I wróć tutaj. Byle szybko.
Zgodził się, zsunął się
szybko z jego kolan i w milczeniu wymknął się z pokoju, czując,
jak bardzo płoną mu policzki.
Nie no, Hawke nie mógł przecież
zobaczyć go w takim stanie!
Powiódł nieco spanikowanym wzorkiem
po półkach z eliksirami, szukając czegokolwiek na uspokojenie, i
sięgnął po pierwszą lepszą fiolkę, z etykietką ,,na nerwy”.
Wypadł potem do przedpokoju, poprawił potargane włosy i już
zupełnie spokojnym krokiem odnalazł rozglądającego się po
salonie Hwake'a.
- Co jest? Włazisz komuś do domu i
wołasz mnie po imieniu jak zgubionego psa? - warknął do mężczyzny
– Nie mam nawet chwili dla siebie, ciągle muszę słuchać tych
twoich cholernych poleceń? Co tym razem? Atak smoków? Qunari nie
mają ciastek w zapasach? Arishok ma problemy żołądkowe? A
może...? -
- Wojna, Fenrisie. Wypowiadają nam
wojnę – przerwał mu mag, zaciskając dłoń na kosturze –
Jesteś potrzebny jako negocjator. Arishok cię lubi. Może coś
ugramy, zanim będzie za późno...
- Już jest za późno – odezwał
się Har – Sarrin, stając w przeciwległych drzwiach i zakładając
ręce – Nic nie zdziałasz, za długo już o tym mówili. Hmh...
Fenris?... Wszystko w porządku? Ten eliksir uzdrawiający
podziałał? Lepiej nie iść na bijatykę z taką gorączką, jako
uzdrowiciel jestem zmuszony zatrzymać cię tu przynajmniej kolejną
godzinę. Wojna wojną, zanim zbiorą się do ataku, minie jeszcze
sporo czasu. Poradzisz sobie sam, Hawke. Ponoć jesteś bohaterem.
Fenris zrobił duże oczy, widząc, jak
qunari staje przed nim i zastawia mu drogę, patrząc wyczekującym
wzrokiem na maga.
Hawke miał teraz wybitnie głupią
minę. Był absolutnie zbity z tropu.
- Emm... W porządku, skoro jest
chory, to poszukam jakiegoś zastępstwa... Ta... To widzimy się u
wicehrabiego, na naradzie. Do... zobaczenia.
Obrzucił qunariego niepewnym wzrokiem
i zamknął za sobą drzwi, dużo szybciej, niż było to w jego
stylu.
- Eliksir na gorączkę? - parsknął
Fenris – Och, a właśnie, wziąłem z półki taki jeden,
który... Ooohh! - elf chwycił się nagle za głowę, czując, że
wcześniejsze rumieńce na policzkach jedynie się pogłębiły –
Co to, na bogów?! Co w tym było? Chciałem się tylko uspokoić!...
Qunari zerknął na pustą fiolkę i
zaśmiał w głos.
- Biedaku, ale żeś sobie
nagrabił... ,,Na nerwy” to taka bardziej... przyjemna... wersja
rozluźnienia. Wiesz, ciepło, motylki w brzuchu, takie tam... To
jest na złamane serca, dla rozhisteryzowanych osobników, na
których nie działają normalne środki. W sumie... Nie jest
polecane na uspokojenie, którego chciałeś.
Podszedł o krok i wziął go na ręce,
nie zważając na jakiekolwiek protesty.
I to mówiąc, podążył w stronę
sypialni.
Fenris zdołał tylko złapać się
jego ramion, przenoszony na miejsce niczym kukiełka. Wyraźnie
chciał coś powiedzieć, jednak qunari zapobiegawczo uciszył go
pocałunkiem.
- Szsz. Wojna może sobie poczekać.
Chyba nie sądzisz, że pozwolę ci zostać w takim stanie, co?
Paznokcie Fenrisa wbiły się w jego
barki z dużo większą siłą.
- Słuchaj, ja... - elf spróbował
złożyć słowa w zdanie, ale nagle jego uwagę przykuło zupełnie
coś innego. Księga. Gruba, ogromna księga stojąca na regale,
która wyglądała na wyjętą z zupełnie innej kultury. Wyraźnie
odcinała się od poupychanych na szybko notatek i cienkich tomików
z opisami mikstur. - Moment, zatrzymaj się. Co to za książka? -
Fenris wskazał opasły wolumin ręką.
Qunari istotnie przystanął, lekko
zdziwiony jego ostrym tonem głosu. Podążył spojrzeniem za jego
dłonią i wzruszył od niechcenia ramionami.
- A bo ja wiem? Dziwna jest. Nie
znam tego języka. Kiedyś przyszła do mnie całkiem zabawna
piratka i poprosiła mnie o jej przechowanie. W zamian za to kupiła
tu parę drogich eliksirów i powiedziała, że kiedyś po nią
wróci. Ot cała historia. A co, coś nie tak?
- Postaw mnie na ziemi – rozkazał
zimno – Natychmiast.
Sarrin też się zdystansował.
Wykonał rozkaz i odsunął się krok w tył, zakładając ręce.
Srebrne ślepia błysnęły w widocznym, rosnącym niezadowoleniu.
Nie powiedział ani słowa.
Fenris stanął na palcach, ściągnął
książkę z półki i bardzo ostrożnie przewertował pożółkłe
strony. Z każdą kolejną kartką jego mina wyrażała coraz większe
niedowierzanie. Jeszcze raz popatrzył na okładkę i uniósł w
końcu wzrok na qunariego. Jego ręce trzęsły się już jedynie
nieznacznie.
- Czy ty wiesz, ile tego szukaliśmy?
Hawke wyłaził ze skóry, żeby ją znaleźć. Postawił całe
miasto na głowie. Przez dwa bite tygodnie biadolił tylko o tym, że
księga to lub księga tamto, że wybuchnie przez nią wojna, że
mamy spinać dupy, że naszym priorytetem jest szukać jej tropu...
A ona po prostu przez cały ten czas stała sobie u ciebie na półce!
Byk uniósł brew, nadal nie
rozumiejąc.
- To jest ten artefakt, o który
chodzi Arishokowi! To przez niego wypowiada wojnę!
Srebrne ślepia pociemniały. Har –
Sarrin przechylił łeb na bok, patrząc wprost na rozdygotanego
Fenrisa, a potem uśmiechnął się z niejakim trudem. Nieco gorzko,
nawet jak na miny qunarich.
- Więc leć do tego swojego Hawke'a,
może jeszcze zdążycie ocalić razem Kirkwall.
Ale Fenris już tego nie słyszał.
Trzasnęły drzwi, kiedy elf wypadł w pełnym pędzie na zewnątrz.
A potem nastała cisza.
Cisza, która była dość ponura i
przesycona zrezygnowaniem.
Elf nie sprawiał wrażenia
przekonanego jego historią. Miał go za zwykłego rabusia, co raczej
kończyło ich krótką i burzliwą znajomość.
Tak, jakby taka znajomość miałaby
mieć jakąkolwiek przyszłość.
Sarrin nie był marzycielem. Powrócił
do pracy, nasłuchując, czy pojawiają się jakieś odgłosy wojny.
A potem usnął twardym snem, kiedy północ była równie cicha, co
zwykle.
W posiadłości było chłodno,
nieprzyjemnie i dziwnie bezbarwnie, kiedy Fenris po raz kolejny
przekręcał się na drugi bok, usilnie próbując zasnąć.
Zapobiegł wojnie. Spłacił dług u
Hawke'a. Był wolny, bogaty (po słusznej zapłacie od Wicehrabiego)
i nadzwyczaj z siebie niezadowolony.
Nie miał bladego pojęcia jak
zareaguje Sarrin, kiedy zobaczy go po raz kolejny. Rozeszli się w
dość osobliwym momencie, który wcale nie napawał optymizmem na
przyszłość. Fenris nie zdążył podziękować bykowi, choć to
wszystko co dziś osiągnął było zasługą uzdrowiciela, a nie
jego szpiegowskich zdolności. I nie miał chyba siły spojrzeć mu
po tym wszystkim w twarz - nie był przecież osobą, która w ogóle
potrafi okazywać wdzięczność. Nie potrafił się przełamać. Nie
mógł do niego wrócić.
Elf potarł twarz, patrząc na
niedokończoną butelkę wina.
W końcu też nic nie mógł stracić.
I tak miał zamiar wyjechać z Kirkwall. Nie zaszkodziłoby chyba
zobaczyć się po raz ostatni?... Dałby mu połowę nagrody i byliby
wtedy kwita.
Gdyby tak po prostu podrzucić mu
mieszek ze złotem do pokoju, dołączając do tego krótki list?
Tak, to by pewnie załatwiło sprawę...
Tylko dlaczego ta cholerna mikstura
nadal na niego działała?... Bo to musiała być przecież mikstura,
nic innego, absolutnie.
***
Podszedł naprawdę cicho. Był zadowolony z tego, że potrafił się tak dobrze skradać. Nic a nic nie zapowiadało się na to, że qunari się obudzi.
A jednak obudził się.
Srebrne ślepia błysnęły w ciemności.
Może w ogóle nie spał? Może udawał. Nie było opcji, by tak ciche kroki wyrwały go nawet z bardzo lekkiej drzemki.
- Fenris?
Fenris zamarł.
Mieszek złota zadźwięczał głośno, padając bezwładnie na stół.
- Ja tylko na chwilę.
Elf już miał się wycofać, ale zatrzymał go silny uścisk za rękę.
- Nie potrzebuję twojego złota, zabieraj je z powrotem. - warknął byk.
Chwila ciszy, zawahanie.
- Chciałem ci podziękować.
W ciemności błysnęły ostre kły.
- Dziękuj więc – usłyszał niski głos qunariego – To będzie dla mnie dużo bardziej wartościowe niż zimne monety.
Ten dotyk parzył. Parzył go, cholera, a elf i tak był już przecież podniecony. Łapa qunariego zacisnęła się mocniej. Sarrin nie uśmiechał się, był to raczej zwierzęcy grymas, nieudolnie naśladujący ludzki uśmiech.
- Drżysz.
To był moment, kiedy qunari ściągnął go na siebie na łóżko. Dosłownie chwila, mocniejsze szarpnięcie – i już Fenris niemal stykał się z nim nosem.
- Drżysz przy mnie nadal, choć działanie eliksiru zeszło z ciebie już dawno. - oświadczył cicho, na pozór zupełnie spokojnie.
Tym razem Fenris zadziałał, zanim zdołał pomyśleć. Chwycił Sarrina za rogi, pocałował go szybko, ścisnął jego biodra udami. Nie myślał, nie był w stanie. W całym pokoju czuć było zapach piżma i zwierzęcego pożądania, i umysł elfa musiał w końcu skapitulować. Ale nie tylko zapach mógł teraz wyczuwać. Sarrin spał nago, nie miał na sobie absolutnie niczego, i niczego też nie zamierzał ukrywać. Jego męskość była wpół sztywna, gorąca, odsłonięta.
Och, oczywiście, że byk nie spał od jakiegoś czasu, jak Fenris mógł się dać na to nabrać?
Tym razem qunari już go nie trzymał. Dawał mu pełną swobodę działania - włącznie z ponowną ucieczką – gdyby jednak Fenris zwątpił w swoje możliwości.
Fenris istotnie zwątpił, ale nie miał zamiaru teraz wychodzić, i był od tego naprawdę daleki. Zacisnął palce mocniej, odchylając mu głowę do tyłu i uniemożliwiając tym samym dalsze obserwacje tym jego cholernie irytującym, srebrnym ślepiom.
- Uznaj, że podziękowałem, w porządku? – powiedział, trzymając wargi przy jego szyi – A teraz przejdźmy w końcu do tej przyjemniejszej części spotkania.
Był go ciekaw, był ciekaw tej siły, ciekaw siły jego podniecenia i sposobu reagowania na dotyk. Szarpnął zębami za sprzączkę rękawicy, raz, drugi, aż w końcu stal zleciała z brzękiem na ziemię, umożliwiając mu sięgnięcie za siebie, do esencji tego byka, którego tak mocno zapragnął już po ich pierwszym, przypadkowym spotkaniu.
Ledwo co udało mu się go objąć. O zwykłym seksie nawet nie mogło być mowy, jeśli elf miał jeszcze kiedykolwiek stanąć o własnych siłach na nogi. Jednak zawsze była jeszcze druga opcja, a druga opcja zakładała, że...
Nie zdążył dokończyć myśli. Łapy byka znalazły się na jego karku, rozwiązały węzeł podtrzymujący zbroję i momentalnie pozbyły go górnej części jego nieodłącznego, skórzanego ubioru.
- To zabrzmiało prawie jak ,,przejdźmy do rzeczy” - mruknął nieco chrapliwie qunari, wspierając się na łokciu, by sięgnąć ręką dalej, do jego pleców. Nawet po omacku wiedział jak to rozwiązać, czym Fenris był szczerze zdumiony; jemu samemu schodziło zwykle więcej czasu na rozbieranie się, co wskazywało na to, że Sarrin potrafi być naprawdę zręczny jak na swoje niemałe gabaryty. - A skoro tak, to ściągaj resztę tego obcisłego wdzianka, zanim naprawdę się zniecierpliwię.
Potrafił być przekonujący, bez dwóch zdań. Szczególnie, kiedy warczał. Elf nie miał żadnych obiekcji co do jego zarządzenia. Wstał na moment, by zrzucić resztę ubrań, a korzystając z tego, że było ciemno, zamiast zająć poprzednią pozycję, zsunął usta na jego brzuch, na te idealnie wyczuwalne mięśnie, które z pewnością niczym nie ustępowały atletycznej budowie samego Arishoka.
- Nie, nie tak. Odwróć się – usłyszał za moment, zanim jeszcze dobrze się usadowił – I daj mi swoje biodra.
Fenris dziękował w duchu Stwórcy, że było tak ciemno, bo zarumienił się właśnie po same końcówki uszu. Nieco niepewnie zmienił pozycję, i w moment później poczuł na swoim udzie śliski, gorący język, sunący powoli od dołu, bezczelnie drażniący każdy kawałek wrażliwej skóry. Qunari nie próżnował. Chwycił mocno jego biodra, przyciągając je do swojej twarzy, i pastwił nad nim coraz intensywniej, dążąc zuchwale do wnętrza delikatnych pośladków. Jedna łapa ścisnęła obcesowo jego powoli twardniejącą erekcję i zaczęła przekornie drażnić sam czubek, jakby Sarrin umyślnie chciał doprowadzić elfa do obłędu.
I udawało mu się; elf jęknął przez zęby, zaskoczony i zawstydzony jednocześnie. Zanim jednak wydał kolejny niezamierzony dźwięk, objął wargami jego erekcję, skutecznie zatykając sobie nią usta.
Byk sapnął nagle, jego mocarne ręce zacisnęły się mocniej niż wcześniej, a jego mokry, śliski jęzor wtargnął do środka, przecisnął się przez krąg mięśni i rozepchnął go agresywnie w jednej krótkiej chwili.
Nie, żeby Fenris się opierał. Nie opierał się ani trochę. Zapach tej ogromnej męskości odurzał go, ubezwłasnowolniał, elf chciał więcej i jeszcze więcej, mając ją już niemal w gardle.
Po pokoju potoczyło się nagle głuche, krótkie warknięcie. Sarrin pilnował się dotąd, by nie targnąć biodrami, ale tym razem nie potrafił się powstrzymać – wepchnął erekcję do końca, dając sobie trochę ulgi przy otarciu się o ciasne zwężenie, a potem wysunięcie na tyle, by język elfa naciskał zbawiennie na gorącą, pulsującą tętnicę u trzonu. I ponowił ruch, już dużo mniej napastliwie.
Fenris zrozumiał. Jego kochanek potrzebował dużo mocniejszych pieszczot. Dał więc mu je, zawzięcie zasysając się na tej wielkiej pale, a nawet pozwalając sobie zahaczać o nią co jakiś czas zębami. Sam jednocześnie poddawał się jego pieszczotom, nie mając żadnego wyboru. Sarrin trzymał go mocno, by elf nie ruszył się nawet o cal. Usilnie szukał miejsca, które sprawiłoby, że wyrwie z niego jęk pomimo jego zajętych ust. Język napierał mocno i miarowo, wsuwając się do samego końca, wciskając głęboko, głęboko w niego. Odczucie było takie samo, jakby brał go właśnie jakiś inny elf, ale dawało więcej przyjemności ze względu na nieustający poślizg dzięki ślinie byka. Fenris zajęczał nagle, wprawiając pieszczony organ w dodatkowe drżenie.
Sarrin znalazł miejsce, którego szukał. Teraz już mógł się rozbestwić na dobre.
- O – oooch!... - elf, wściekle zarumieniony, musiał w końcu złapać powietrze – Ach, Sarrin, ja nie mogę... Nie tak mocno... Nie wytrzymam!... - zagryzł nagle wargi do krwi, czując, że drżenie ogarnia całe jego ciało – To.. za szybko... - ledwo łapał powietrze – Za szybkooo! Przes!!!... -
Nie przestał. Uzdrowiciel nie zamierzał dać mu ani chwili odpoczynku. Brał go tak jak chciał, teraz już dużo mocniej.
Nie bez powodu przezywali qunari bestiami. Byk bawił się nim teraz, impertynencko i całkowicie egoistycznie. Nie przestał, dopóki nie wyrwał z niego potężnego orgazmu, który wygiął jego ciało w łuk. I patrzył na to, na jego zawstydzenie, na zarumienione policzki i rozmyte, niewidzące spojrzenie. Na nowo powstałą, białą smugę, która rozlała się po jego brzuchu. I był z tego piekielnie, niekłamanie zadowolony.
Potem zaś przychylił go za kark do swojej stojącej męskości i powiedział tylko jedno nakazujące słowo:
- Dokończ.
Nim Fenris zdołał odetchnąć głębiej, znowu miał zajęte usta. Chwila rozluźnienia pozwoliła mu jednak na skupienie się. Wykonał rozkaz zaskakująco chętnie. Nawet za chętnie - brutalnie i mocno. Tak, jak Sarrin mógł tego pragnąć.
Od razu też usłyszał, że miał rację.
Sarrin warknął głucho, zacisnął ręce na pościeli i szarpnął się gwałtownie, napinając mięśnie potężnych ud. Wyglądało na to, że stara się złapać czegokolwiek, byleby tylko nie narzucić Fenrisowi własnego tempa, które, przyznając bez bicia, mogłoby skończyć się dla niego rozerwanym gardłem. Sapał i wzdychał, nawet zaklął parę razy, zapierając się teraz dla odmiany o ramę łóżka – a drewno skrzypnęło nagle nieprzyjemnie i ostrzegawczo pod mocarnym zaciskiem jego palców, gdy przestał już kontrolować swoje reakcje.
Doszedł gwałtownie, warcząc zwierzęco. Po pokoju potoczył się głuchy, chrapliwy dźwięk, który mógł być przerażający, gdyby rozległ się w mniej cywilizowanym miejscu – na przykład w lesie. Równie dobrze mógł to być dźwięk wilka lub niedźwiedzia, ale z pewnością nie człowieka.
Silna, biała struga uderzyła Fenrisa w gardło, zalała je, a potem zalała ponownie w kilku mocnych spazmach. Nie był w stanie przełknąć wszystkiego, choć próbował niemal bohatersko; Sarrinowi jednak wcale na tym nie zależało, bo odciągnął go za włosy, przełożył rękę przez jego tors i zrzucił na siebie do tyłu, dysząc chrapliwie. Drżał.
- Jeszcze chwila… - zaczął, gdy złapał oddech – Jeszcze chwila dłużej, a zerżnąłbym cię do krwi, wiesz o tym?
Fenris powiedział, zanim pomyślał.
- A chciałbyś? – i zaraz ugryzł się w język. To było przecież zupełną głupotą, rozerwałby go!
Uścisk byka stał się silniejszy.
- Zrobię to. I zrobię to tak, że wrócisz do mnie ponownie. – odparł, pewny swego i powoli wplótł palce w jego włosy, regulując wdech i wydech – Jak tylko się obudzimy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz